Monthly Archives Kwiecień 2013

Konstruktywna krytyka micelarnego płynu

19 kwietnia 2013 Kosmetyki  13 komentarzy

Przed przystąpieniem do napisania recenzji Micelarnego płynu do demakijażu marki FlosLek, przeprowadziłam wywiad środowiskowy, a ściślej pisząc- blogowy research. Skłamałabym pisząc, iż wspomniany produkt należy do Waszych kosmetycznych ulubieńców. Niestety przylgnęła do niego negatywna opinia. Czy rzeczywiście sobie na nią zasłużył?


DSC_0094


Czytaj dalej

O żabce, która grała w Lotto…

17 kwietnia 2013 Dla dziecka  11 komentarzy

Rodzice przedszkolaków, którzy poszukują inteligentnej rozrywki dla swoich pociech, mają twardy orzech do zgryzienia. Bowiem nie sztuką jest wydać ciężko zarobione pieniądze na zabawki, które prędzej czy później wylądują w kącie lub na dnie szafy. Często jest tak, że ulegamy presji otoczenia, dajemy się uwieść magii reklamy, kupujemy coś, co w naszym mniemaniu powinno okazać się prawdziwym hitem. Tymczasem, nasze dzieci mają odmienne zdanie, a nowy gadżet niekoniecznie musi przypaść im do gustu.


Myli się ten, kto twierdzi, że znalezienie złotego środka jest banalnie proste, bowiem nie istnieje uniwersalny przepis na udaną zabawkę. Pozostaje nam zatem uczyć się na własnych i cudzych błędach, brać pod uwagę cenne wskazówki i przede wszystkim kierować się potrzebami własnego dziecka.


aaa


Czytaj dalej

Siła Dwóch Serc

16 kwietnia 2013 Dodatki  7 komentarzy

Coś mnie tknęło, by przyjrzeć się z bliska swoim dłoniom. Wyższe sfery twierdzą, iż owe części ciała są wizytówką każdej damy. Być może. Moje niejedną tonę ziemniaków obrały i przynajmniej dwa razy w tygodniu na glanc okna pucują. Słonko wówczas chętniej do domu przez szybę wpada i człowiekowi chce się zrywać z łóżka bladym świtem, a i lepiej sąsiadów widać. Wszak mówi się, że nie ma lepszego stróża moralności i społecznego porządku od poczciwego sąsiada. Nie może być inaczej. W każdym razie na mnie wszyscy liczyć mogą, nic nie umknie przed czujnym okiem pani Jadzi, o nie.


Cóż, trochę mi plam na dłoniach przybyło, które niczym impresjonistyczne bohomazy w ciekawy obraz się układają. Kiedy tak jedną z nich w niewielką pięść zaciskam, aby następnie poddać ją kompulsywnym skurczom, staje mi przed oczami czerwony mięsień, od siły którego zależy moja długowieczność. Podobno wielkość garści odpowiada wymiarom serca. Jakby się temu z bliska przyjrzeć to nie wydaje się to nawet takie niemądre. Gdybym tylko mogła to moje siedlisko uczuć położyć sobie na dłoni…


Cóż, zawsze mogę zafundować sobie wycieczkę na koszt podatników nowiutką karetką, aby mi gwiazdy z lokalnej przychodni zrobiły EKG, echo czy inne licho w ramach comiesięcznej rozrywki. Chociaż po ostatnim numerze, jaki wywinęłam nowemu doktorowi, nawet stara Pankowa skwitowała, że tym razem przesadziłam. Być może, być może. Nawet mi jakąś nową polewkę w prezencie ofiarowała.


Wpadła, jak burza, laseczką strącając ze schodów worki ze śmieciami tych młodych sąsiadów, żeby się współlokatorom nie nudziło po przyjściu z pracy. I chociaż to nie ich dyżur sprzątania klatki w tamtym tygodniu przypadał, niemalże bez sprzeciwu zebrali swoje odpadki. Ale jak to się mówi, zemsta jest słodka, mało kaloryczna. Od tamtej pory Pankową zaczęli odwiedzać akwizytorzy. Potem świadkowie Jehowy. A kiedy już biedna Baśka nie miała siły dziękować za nawrócenie, nową lodówkę, komplet garnków ze stali nierdzewnej, ekskluzywną pościel z merynosów, wpadła na pomysł, jakby się tu sąsiadom pięknym za nadobne odwdzięczyć. I wymyśliła. Nasłała na nich listowego. Wyszło na jaw, że się od płacenia abonamentu za polską telewizję wymigali. Ja w każdym razie Pankową wolę mieć po swojej stronie. Tak na wszelki wypadek.


No więc wpadła do mnie z niezapowiedzianą wizytą. Nawet nie zdążyłam schować nowych ciasteczek, które w pobliskim spożywczaku kupiłam. Gościna gościną, ale mi tych 4zł do tej pory szkoda. Cóż począć, odkuję się później. Być może. Kiedy tak uraczyła mnie swą obecnością, prócz wieści z podwórka przyniosła jeszcze spore zawiniątko. Po drugiej herbatce dopiero mi jego zawartość przybliżyła. Już się cieszyłam, że w prosty sposób stałam się właścicielką trunku w ozdobnym pudełeczku, lecz właśnie wtedy sąsiadka z błędu poczęła mnie wyprowadzać.

Z taką lekką konsternacją prezent przyjęłam. I gdy już gościa miałam czule żegnać, Pankowa laską w blat stołu, odświętną serwetą nakrytego, jak nie trzaśnie, aż mi wszystkie kryształy w kredensie zadrżały. W geście nieznoszącym sprzeciwu wyciągnęła w mym kierunku dłoń, domagając się za pudełko dwudziestu złotych. Też mi podarek, pomyślałam. Nie chcąc się narażać na gniew sąsiadki, czym prędzej po portfel pognałam. Jak się później dowiedziałam, nie dość że przepłaciłam to jeszcze mnie osiedlowym doświadczalnym królikiem mianowała. Pankowej wnusia w ramach rentowej wizyty paczuszką przytaszczyła. A Baśka cwana, czyhającej na spadek dziewusze tak łatwo podejść się nie dała i na mnie działanie specyfiku chciała wypróbować.
DSC_0072

Czytaj dalej

Nie zapomnisz, uwierz na słowo

15 kwietnia 2013 Książka  9 komentarzy


Nazwanie tej książki fenomenem byłoby lekką przesadą. Nie zmienia to jednak faktu, że powieść Katarzyny Mlek jest zjawiskowym, poruszającym i enigmatycznym utworem, który czytelnikowi pozostawia szerokie pole do interpretacji. Od tej historii trudno się oderwać, odciąć, przejść do porządku dziennego, pozostawiając za sobą przerażającą literacką fikcję.


DSC_0062


Czytaj dalej

Czy warto wychowywać grzeczne dzieci?

13 kwietnia 2013 Dla dzieckaKsiążka  12 komentarzy


Przyszli rodzice marzą przede wszystkim o tym, by ich latorośl była zdrowa. Z czasem zakres oczekiwań poszerza się o prawidłowy rozwój i odpowiednie zachowanie. Niektórzy szukając złotego środka między bezstresowym wychowaniem, a wojskową musztrą, osiągają upragniony cel w postaci dobrze ułożonego dziecka, wzorowego ucznia, kulturalnego obywatela, rodzinnej chluby. Taki młody człowiek zna swoje miejsce na ziemi, dąży do wytyczonych przez dorosłych celów, które zazwyczaj okazują się niezrealizowanymi ambicjami najbliższych mu osób. Przestrzega ustalonych reguł, czyni to, czego się od niego wymaga i ze wszystkich sił stara się nie zawieść tych, którzy nie tyko wiele od niego oczekują, co wręcz pokładają w nim ogromne nadzieje. Taka właśnie jest Lusia, tytułowa bohaterka utworu autorstwa Gro Dahle.


DSC_0065


Czytaj dalej

Kąpielowe odkrycie- Myjusie

12 kwietnia 2013 Dla dzieckaDodatki  9 komentarzy

Częste mycie skraca życie, mawiał pewien stroniący od higieny delikwent. Cóż, w tym miejscu muszę się z nim nie zgodzić. Najlepszym przykładem będzie moja córka, która w wannie urządza prawdziwe pobojowisko. Z pasją topi kucyki, przelewa wodę z kubeczków do butelek, z piany zaś lepi puszyste bałwany. Nie ma zmiłuj, ma być  tłoczno, kolorowo i wesoło. Od czasu do czasu perlisty śmiech mojej kopii przerywa pouczający okrzyk ,,Proszę państwa o uwagę!”. I wówczas każdy z domowników wie, że nadeszła pora tresury gumowych wierzchowców.


Gorzej sprawa wygląda z myciem czupryny (tragedia, ,,Skyfall” w wykonaniu Tatiany Okupnik to przy arii mojego dziecka pikuś ) oraz całego ciała. Czar pryska, gdy trzeba zadbać o przyziemne sprawy. Zaczyna się zabawa w kotka i myszkę. Młoda próbuje czmychnąć, schować między gęsto nagromadzonymi zabawkami. Wówczas gąbka, jak kolorowa, ciekawa by nie była zawsze odgrywa rolę wroga numer 1. Nawet kolorowe myjki-pacynki nie spotkały się z aprobatą mojej pociechy.


Kiedy trafiłam na informację o Myjusiach, pomyślałam sobie, że może diabeł tkwi w szczegółach, może najprostsze rozwiązanie okaże się strzałem w dziesiątkę. Niedługo po tym stałam się ich posiadaczką.


DSC_0073


Czytaj dalej

Paczek czas :)

11 kwietnia 2013 Dla dzieckaDodatkiKsiążkaKuchnia  23 komentarzy

Nie sądziłam, że kiedykolwiek to napiszę, ale strasznie się cieszę z nadchodzącego weekendu. Mijający tydzień wycisnął ze mnie niemalże wszystkie pokłady energii. Pozwólcie, że już dziś zaprezentuję Wam produkty, które niebawem wystąpią w rolach bohaterów kwietniowych recenzji.


DSC_0068


Czytaj dalej

Narodzona z piany

10 kwietnia 2013 Kosmetyki  5 komentarzy

W końcu dobiłem do brzegu. Kilkutygodniowa wyprawa zakończyła się sukcesem. Prócz ogorzałej twarzy, dłoni pokrytych twardymi pęcherzami, wróciłem bogatszy o łupy, o których nasz jarl nie myślał nawet w najbardziej zuchwałych snach. Wśród złotych kielichów, noszących ślady rubinowego trunku, ozdobnych krzyży z przybitym do nich półnagim mężczyzną, z obcej ziemi zabrałem również mnicha. W odróżnieniu od swych braci nie chował się po kątach dziwnej świątyni. Wyszedł mi naprzeciw w dłoniach zamiast tarczy i miecza dzierżył grubą księgę.


Kiedy wróciłem do moich ludzi, do miejsca, które nazywałem domem, przycumowałem łódź w wiekowej przystani i z piaszczystej plaży pozdrawiałem morze, dziękując Odynowi za to, że pozwolił mi stanąć na znanym lądzie. Zanim słońce zrównało się z wciąż niespokojną taflą wody w granatowych odmętach dało się słyszeć podejrzane odgłosy. Wyobraźnia podpowiadała mi, że z takich czeluści wyłania się potwór. Maszkara, wydająca z siebie przerażający syk, zbudziła drzemiące ryby. Te zaś, w obawie przed przedwczesną śmiercią, ujawniały swoją obecność, wyskakując nad taflę morza.


Nie sądziłem, że jakikolwiek widok będzie w stanie wywołać poczucie zagrożenia. Mimo wszystko trwałem na wybranym wcześniej dziękczynnym posterunku, czekając na konfrontację rzeczywistości z tym, co sugerowała mi fantazja. I właśnie wtedy, wciąż ciepłą powierzchnię wody pokryła warstwa piany. Biała, pęcherzykowata masa pęczniała, z minuty na minutę przybierając kształt zastygłej w ruchu fali. Miałem dziwne przeczucie, że tak do końca nie jest martwym bytem.


Nie zdziwił mnie widok wyłaniającej się z morskiego puchu istoty. Jestem najdzielniejszym z żyjących wikingów. Plądrowałem, grabiłem, mordowałem, zdobywałem, wioski, osady, klasztory, kobiety. Jednak dotąd żadna z niewiast nie przysłoniła mi świata swym jestestwem. Do czasu. Gibka kibić poddawała się kołysaniu, które miało swoje źródło w szerokich biodrach, z łatwością witających na świecie liczne potomstwo. Efekt falowania potęgowały jędrne, dość spore piersi, stworzone by nieść pociechę wracającemu z wyprawy mężowi, mieszczące najważniejsze jadło, uspokajające płaczące pacholęta. Jej długie, jasne niczym lodowe góry włosy, jeszcze nie poznały tortur, jakim poddawane były codziennie zaplatane warkocze.

Najcenniejsze dziecię morza, perła wypluta przez wyrodną muszlę, skąpana w białym puchu bogini, zmierzała w moim kierunku, bezwstydnie ukazując podniecające piękno jej natury, które odkrywała pospiesznie znikająca piana.

DSC_0094

Czytaj dalej

Kolacja u Hannibala Lectera

9 kwietnia 2013 FilmKuchnia  11 komentarzy

Gdyby meble w tej kuchni potrafiły mówić z pewnością zyskałyby miano koronnych świadków, pogrążających swymi wyznaniami pewnego zacnego obywatela. Na ich drewnianych oczach rozgrywały się spektakle, które nigdy nie doczekały się uznania wśród szerszej widowni. Były świadkami narodzin potraw, balansujących na granicy kulinarnej sztuki i odpychającej zbrodni. Ich niewykształcone uszy zatracały się w wypływającej z gramofonu melodii, nieudolnie powtarzanej przez gospodarza. W jego wykonaniu nawet spokojna partia, napisana z myślą o fletach, brzmiała niczym czyhający na ofiarę drapieżnik. Bezwzględne murmurando pastwiło się nad zalegającą ciszą. Tembr głosu szefa jednoosobowej kuchni, choć zdradzał jego podniecenie, równocześnie zwiastował makabryczny koniec czyjegoś życia.



Dziś daniem głównym miało okazać się spaghetti. Hannibal Lecter zadbał o to, by wszystkie jego komponenty posiadały odpowiedni rodowód. Miało mu to zagwarantować najwyższy stopień przyjemności, ekstazę podniebienia, podczas której żołądek tracił kontakt z rzeczywistością, stawał się odrębnym bytem, oddającym hołd filarowi dania. Bowiem mistrz ceremonii nie tylko smakował, wyrażał zachwyt nad samym faktem konsumpcji. To był jego uroczysty akt uległości wobec ofiary.


Niezwykle wypielęgnowane, można by rzec, że wręcz kobiece dłonie Lectera, z gracją ujęły srebrne sztućce. Ostre zęby kosztownego widelca zanurzyły się w szkarłatnym sosie. Przemierzając pomidorowe czeluści, namiętnie dźgały kawałki drobno zmielonego mięsa. W końcu pierwszy kęs poddał się pieszczotom języka prawdziwego konesera, który chwyciwszy za nóżkę wytwornego kieliszka, wzniósł toast:


- Twoje zdrowie, Valentino. Smakujesz wybornie…


DSC_0092


Czytaj dalej

Zatańczymy?

8 kwietnia 2013 Kosmetyki  11 komentarzy

Na obitych żółtą tapetą ścianach niczym trofea wisiały liczne dyplomy, podziękowania i słowa uznania, które w ciągu dwudziestoletniej praktyki uczyniły z doktora Bromskiego jednego z najbardziej cenionych specjalistów. Jednych do szału doprowadzała ilość oprawionych w ramki papierów, dla innych zaś stanowiła niezbity dowód na to, że trafili w odpowiednie ręce. Centralny punkt pomieszczenia zajmowała wygodna, pokryta mięsistym materiałem sofa. Z powodzeniem pełniła rolę idealnej kozetki dla zapadających się w niej zmęczonych, sfrustrowanych ciał. W niedalekiej odległości stał wysłużony fotel, swym designem przywołujący odległe pięćdziesiąte lata, minionego wieku. Tuż obok wspomnianego mebla ustawiono niewielki, mahoniowy stolik. Jego blat ozdabiały wątpliwej urody szklane figurki do złudzenia przypominające upiorną kolekcję Annie Wilkes z ekranizacji Misery. Całość wystroju uzupełniał perski dywan w kolorze szkarłatu, który na skutek długiej eksploatacji wzbudzał już tylko współczucie.


W czwartkowe popołudnie na niskiej, miękkiej kanapie zasiadła młoda kobieta. Nie zważając na obserwującego ją doktora, nerwowo wycierała w błękitne dżinsy spocone dłonie. Choć od początku spotkania minął już ponad kwadrans, nie zdążyła wydobyć z siebie ani jednego słowa. Jej zbyt intensywnie podkreślone oczy unikały wzroku specjalisty, bezskutecznie szukając miejsca, na którym mogłyby się skupić. W końcu przedłużającą się ciszę przerwał doktor Bromski.


- Zatem Weroniko, czy nadal podtrzymujesz swoje ostatnie postanowienie?- spytał bez nutki zniecierpliwienia i ironii.


Przywołana do odpowiedzi pacjentka, porzuciła dotychczasową czynność. Wypuszczając z płuc sporą ilość powietrza oznajmiła


- Być może. To znaczy, raczej tak.


- Weroniko, musisz podjąć decyzję. Nie można żyć tylko trochę, albo umrzeć częściowo.


- Ale ja już sama nie wiem, doktorze. To mnie przerasta- wyszeptała.


- Pozwól mi zmierzyć się z twoim lękiem, Weroniko.


Lico kobiety oszpecił bezgraniczny smutek, niemiłosiernie targający jej długie, czarne rzęsy, wykrzywiający w grymasie jędrne usta, rzucający na zapadniętych policzkach złowrogi cień. Wahanie Weroniki odmierzały wskazówki zegara, dobitnie podkreślając upływ cennego czasu.


- Budzę się z koszmarem na powiekach- zaczęła niespiesznie pacjentka- kiedy odblask nocy kokietuje moją twarz. Kiedy przestój między świtem, a porankiem niczym kat przedłuża zachwyt nad ściętymi ciałami. Jest we mnie bezsilność, co w modlitwy już nie wierzy, a w bluźnierstwie odnalazła nową siłę. Żałośnie proszę, by jakoś przetrwać nowy dzień, przesączony fetorem opacznie zrozumianego oddania. Próbowałam ukrócić negatywny wpływ mentalności rozumu człowieka zakochanego i poddać hibernacji czerwony mięsień. Lecz zmysły moje, wzburzone nawałnicą jego pieszczot, zupełnie jak tytani zniszczyły wszelkie objawy buntu. Pozostało wspomnienie pyłu, kiedy chorągwie naszych wojsk przykryły płachtą materiału zmącone wojną niebo. I z wrzasków bitwy dał się rozpoznać znikomy dźwięk. Imperium słońca doniosło o wygranej, o triumfie bezsilności. Morderca zawsze zostawia ślad. Tak jego linie papilarne odbiły pieczątkę w splątanych włosach, w przegubie dłoni, na każdej piersi. Jeszcze drżę słodko na samą myśl o tej brutalnej czułości.


- Nie jesteś sobą, Weroniko. Znowu powtarzasz zapamiętane kwestie. Czemu ma służyć ten kamuflaż? Dlaczego przywdziewasz maskę?


- Nie czuję się dobrze w swojej skórze, doktorze. To ciało, jest mi obce.


- Stąd to upodobanie do mocnego makijażu?


- ……….


- Co takiego ukrywasz, Weroniko?

- Zanieczyszczoną cerę, doktorze…

DSC_0033

Czytaj dalej