Monthly Archives Kwiecień 2013

Żyd Łowca

7 kwietnia 2013 Książka  8 komentarzy

Przez stulecia ponosili konsekwencje czynów, których dopuścili się ich przodkowie w stosunku do ukrzyżowanego proroka. Świat nie chciał tego zapomnieć. Narody zapominały o miłosierdziu, przebaczeniu, pielęgnując w swych sercach pragnienie zemsty i krwawego poczucia sprawiedliwości. Pozbawieni azylu, tułający się po obcej ziemi, stawali się celem dla czyścicieli rasy. Zamykano ich w gettach, wywożono do obozów zagłady. Oni zaś trwali w swej religii, solidarnie kultywując wyniesione z domu zwyczaje, co pomagało im zjednoczyć się w cierpieniu oraz uchronić swą tożsamość.


Dzisiaj Żyd przestał symbolizować osobę przedsiębiorczą, oddaną swej tradycji. I chociaż Gwiazda Dawida niczym bumerang powraca we współczesnych publikacjach, gości na ekranach kin (chociażby w ,,Pokłosiu” Pasikowskiego) i coraz głośniej mówi się o antysemityzmie, który Polakom wcale nie był obcy, nasza historyczna świadomość wciąż pozostawia wiele do życzenia. Czy zatem przewrotna wizja Pawła Bęsia, w której to następuje odwrócenie ról, jest w stanie zmusić nas do refleksji?

Oto Jew Hunter – gorący romans na tle próby przejęcia władzy nad światem przez wyznawców judaizmu na przestrzeni końcówki XIX i początku XX wieku.

DSC_0081

Czytaj dalej

Pesto proszę!

6 kwietnia 2013 Kuchnia  24 komentarzy

Zaczął się rządzić w mojej kuchni. Tak między nami pisząc, nie mam nic przeciwko jego drobnej ingerencji. Wszakże przyświecał mu szczytny cel. Bojowe zadanie słoika z pesto polegało na poprawieniu smaku moich potraw. Ten doceniony nie tylko przez rodowitych Włochów oraz Genueńczyków, którzy zaopatrywali nim swe łodzie w obawie przed szkorbutem, wynalazek charakteryzuje się imponującą paletą zastosowań. Można nim barwić ziemniaczane pure, stosować jako komponent sosu, uszlachetniającego ulubiony makaron, dodany do majonezu czyni wielkanocne jajka potrawą równie intrygująco wyglądającą, co smaczną.


DSC_0125


Czytaj dalej

Wiosno, przyjdź!

5 kwietnia 2013 Miejsca  10 komentarzy

Przyszła kryska na Matyska, a dokładniej na Marzannę, która się największą zwolenniczką Zimy samozwańczo ogłosiła. I miały jej dość brunatne niedźwiedzie, przedwcześnie ze snu wybudzone, afrykańskie boćki, co zamiast tuczyć swe partnerki żabkami, musiały się u polskich gospodarzy stołować, wpychając w dzioby wątróbkę i kurze serca. Po dziurki w nosie kwietniowego śniegu przysmaki z wielkanocnych koszyków również miały. Zmarzły jajeczka, cebulą barwione, kiedy im prysznic ze święconej wody w kościele zrobiono. Pukali się w czoła użytkownicy wszelakich dróg, tych większych, kocimi łbami usłanych i całkiem nowych, co to je na Euro w pośpiechu wylewano asfaltopodobną mazią. Nie pomogły prztyczki w tarczę zegara, ani siłowanie się z jego wskazówkami. Czas przyspieszył o godzinę, a zima dalej dzierżyła berło niepodzielnego panowania.


Przedstawiciele ras, gatunków i innych narodowości zwołali  strefo-czasowy Zjazd Mścicieli Oczekiwanej Pory Roku pod hasłem ,,Wiosno, przyjdź!". Okoliczne ptactwo z gołąbkami na czele (tymi, którym już zbrzydły oliwne gałązki, zgagę w przełyku powodujące) zaproszenia roznosić zaczęło. A kiedy już goście tłumnie przybyli do tego kraju, co ponoć mlekiem (w proszku) i miodem (made by China) płynący, rozsiedli się wygodnie na ikeowskich meblach, spontaniczną burzę mózgów rozpętawszy.


 Jako pierwszy głos zabrał Pan Tik Tak, któremu Fasolki z racji dojrzałego wieku tak się rozmnażać zaczęły, że trzeba było zdjąć program z anteny, bo się w żadnej sali wdzięczny chórek już nie mieścił.


- Jest tylko jedno wyjście…


- Bezapelacyjnie- weszła mu w słowo Ciotka Klotka.


- Trzeba waćpannie przymusową kąpiel w nurcie rzeki zafundować.


- Utopić Marzannę!- Dosadnie podsumował Pankracy.


DSC_0828


Czytaj dalej

Usta zatopione w czekoladzie

4 kwietnia 2013 Kosmetyki  19 komentarzy

Wciąż tkwiła w nim resztka człowieczeństwa, pamiętająca czasy, gdy zamiast krwią karmił się czerstwym chlebem i tanim piwem, zakupionym w okolicznych karczmach. Od niedawna nie musiał zaprzątać sobie głowy tak przyziemnymi sprawami, jak płacenie podatków, szukanie schronienia przed zimnem i niekorzystną pogodą, a nawet pracą, choć z jego doświadczeniem, zapałem i umiejętnościami bez problemu mógłby znaleźć zatrudnienie. Kiedy na jego drodze stanął ubrany w eleganckim fraku tajemniczy mężczyzna o rysach tak gładkich, że niemożliwym wydawało się odgadnięcie jego wieku, Samuel nabrał pewności, że pewien rozdział w jego życiu dobiegł końca. I chociaż wybór, którego przyszło mu dokonać wiązał się z wieloma wyrzeczeniami, ostateczna decyzja wyleciała z jego ust niczym uwolniony ze złotej klatki słowik, pijany szczęściem, przestrzenią i wolnością.


Drażniące uczucie ssania, wizja skręcających się z bólu wnętrzności, pobudzała jego apetyt, wyostrzała zmysły. Odczuwał wrażenie, że słyszy pulsującą w żyłach, mijających go przechodniów, czerwoną ciecz. Wyobrażał sobie jej niezwykłą strukturę, pełną ruchliwych elementów, napędzających najważniejszy organ. Skulił lewą pięść. Wyobraził sobie, że ściska w niej ukrwiony mięsień, ostatkiem sił poddający się mimowolnym skurczom. Wtedy do jego nozdrzy zaczął docierać jeden z najprzyjemniejszych aromatów. Nieśmiało, wstydliwie drażnił nozdrza Samuela, by wreszcie wypełnić jego myśli przyjemnym wspomnieniem.


Oczyma wyobraźni powrócił do swego dzieciństwa, gdy jako pięcioletni chłopiec zakradał się do kuchennego kredensu, w którym matka przechowywała ciemnobrązową tabliczkę czekolady. Kiedy swym zachowaniem zasłużył na nagrodę, otrzymywał od rodzicielki kostkę wybornej, gorzkiej, rozpływającej się w ustach przekąski. Za każdym razem musiał się powstrzymywać, żeby zachłannie nie pogryźć niewielkiej dawki z czułością ofiarowanej mu przez ukochane dłonie. Z żalem powrócił do rzeczywistości.


Właśnie w tej chwili czuł dokładnie to samo, chociaż będąc wampirem posiadał zdolność intensyfikowania wszelkich doznań. Począł niespokojnie rozglądać się na wszystkie strony, niczym myśliwski pies, tropiący swą zwierzynę. Znajomy aromat dochodził z pobliskiego sklepu, w którym mieściła się damska konfekcja. Ruszył zdecydowanym krokiem w wyznaczonym kierunku. Nie myślał racjonalnie, kierował się wyłącznie chęcią odnalezienia źródła zapachu. Przekraczając próg zatłoczonego miejsca, przypadkiem otarł się o wychodzącą zeń kobietę. Ciepło jej skóry przyjemnie połaskotało oszołomionego Samuela. Zmierzył ją swym przeszywającym na wskroś wzrokiem, wyobrażając sobie jej smak. Zmysł powonienia, który niczym niewidzialne lasso przyciągnął go do sklepu, ponownie dał o sobie znać.


Stała otoczona tłumem dzierlatek z kaskadą gęstych, miedzianych loków, które sięgały jej aż do pasa. Iskierki sztucznego światła z wdziękiem przeskakiwały po pasmach płonących kosmyków. Gdy przez przypadek odwróciła swą twarz w kierunku nowo przybyłego mężczyzny, rumieńce zakłopotania pojawiły się na jej wdzięcznych, pyzatych policzkach, ukazując zalotne dołeczki. Przez chwilę między tą dwójką nieznajomych nawiązała się wyjątkowa nić porozumienia, a niezbadana siła pchnęła ich ku sobie.


Samuel jako pierwszy wykonał gest, który przystoi każdemu dżentelmenowi. Jedną dłonią ściągnął z głowy modny cylinder, drugą zaś pochwycił płochliwą rączkę młodej damy i złożył na jej zewnętrznej części długi, wymowny pocałunek. Następnie zatrzymał wzrok na jej ciemnozielonych źrenicach, niemalże przedłużając tę chwilę w ekscytującą nieskończoność. Po czym przemówił:


- Czy obsługa sklepu z należytym szacunkiem potraktowała szanowną panią?


- Och ,tak- wyszeptało zawstydzone dziewczę.


- Proszę mi wybaczyć śmiałość, nie mogę się jednak opanować…


- Tak?


- Pani jest niczym kwiat, przyciągający spragnione nektaru pszczoły.


W odpowiedzi nieznajoma wydała z siebie pełen zakłopotania chichot. Czujący się coraz pewniej Samuel kontynuował swą wypowiedź.


- Ośmielę się wypytać panią o źródło tego zniewalającego zapachu, który roztacza się niczym aura nad pani postacią.


- Czyżby przypadły panu do gustu moje perfumy?- spytała ośmielona komplementami kobieta- To nowe perfumy, które na zamówienie wykonał dla mnie mistrz Pirelli.


- Nie, nie- stanowczo zaprzeczył przystojny absztyfikant- Z całą pewnością to coś innego. Ten aromat przypomina mi belgijską pralinę, to kwintesencja czekoladowej słodyczy, długotrwałe uczucie szczęśliwego podniebienia.


- Ach, czekolada? Z całą pewnością jej dzisiaj nie jadłam- z rozczarowaniem wtrąciła panienka- Ale- zawiesiła głos, by po chwili dodać- być może wyczuł pan moją pomadkę…


- Ma pani na myśli szminkę, czyż nie?- zapytał z nadzieją Samuel.


- Owszem. Prawdopodobnie chodzi panu o mój bezbarwny balsam do ust, w który namiętnie zaopatruję się w tym sklepie.


- A cóż to za pomadka?

- To czekoladowa, pielęgnacyjna propozycja, którą wytwarza zacny właściciel firmy Floslek.

DSC_0066

Czytaj dalej

Myszka Miko

3 kwietnia 2013 Dla dzieckaKsiążka  18 komentarzy

Oto osiem historii o rezolutnej myszce Miko, wychowywanej jedynie przez mamę. Czy lektura książeczek okazała się straconym czasem czy wręcz przeciwnie ciekawą przygodą?


 DSC_0108

Czytaj dalej

Gardłowe problemy

2 kwietnia 2013 Dodatki  10 komentarzy

Na nadgryzionej zębem czasu mahoniowej półce w równiutkich rzędach spokojnie czekały lekcyjne dzienniki. Obite zieloną ekoskórą wyglądały na tymczasowych właścicieli, którzy odkryją ich zawartość, wzbogacą o nowe uwagi i oceny. Próbując zdobyć przychylność mijających ich nauczycieli, prężyły swoje dumne grzbiety z nadzieją, iż wręczcie spoczną w czyichś spracowanych dłoniach. Im wyższą pozycję zajmowały w meblowej hierarchii tym więcej informacji można było z nich odczytać. Bez trudu odnalazłam papierowego delikwenta i już po chwili zmierzał wraz ze mną do jednej z większych sal.


Niesforne drzwi przez chwilę stawiały opór, po czym łaskawie pozwoliły mi przekroczyć swój próg. Puste wnętrze nie przerażało mnie tak bardzo, jak wizja pierwszej w karierze lekcji, którą za kilka minut miałam przeprowadzić. Chwyciłam największy kawałek kredy i kiedy przystawiłam go do powierzchni idealnie czystej tablicy, usłyszałam niepokojący odgłos łamiącego się przyrządu do pisania. Zamarłam. Napełniłam płuca sporą dawką powietrza. Incydent ten potraktowałam, jak zwykłą przeciwność losu i postanowiłam wrócić do wcześniej wykonywanej czynności.


Najstaranniej, jak tylko potrafiłam, nakreśliłam swoje imię i nazwisko, kładąc szczególny nacisk na dywiz, który niejednokrotnie przysporzył mi wielu kłopotów, jak również był winowajcą dość śmiesznych sytuacji. I gdy już miałam zamiar ostatni raz nacieszyć uszy błogą ciszą, donośny dźwięk dzwonka brutalnie sprowadził mnie na ziemię. W mgnieniu oka sala wypełniła się uczniami, którzy z zaciekawieniem zajmowali swoje stałe miejsca. Próbując uspokoić drżenie niespokojnego ciała, zasiadłam za biurkiem, z zamiarem odczytania listy obecności. Trzydzieści par małoletnich oczu bacznie obserwowało mój ruch, ja zaś poczułam, że z wrażenia nie będę w stanie wydobyć z siebie nawet szeptu. Całe szczęście, gdyż  cichy dźwięk obciąża bardziej niż krzyk. Moje struny głosowe postanowiły odmówić posłuszeństwa. Niewidzialne grabie zawzięcie raniły odcinek między przełykiem a jamą ustną.

Zanim moi podopieczni zdążyli wydać z siebie niezadowolone pomruki, wyciągnęłam z torebki tabletki na gardło, na opakowaniu których wdzięczyły się dwa serca.

DSC_0069

Czytaj dalej

Wyznania Śpiącej Królewny

1 kwietnia 2013 Kosmetyki  13 komentarzy

Kiedy wyszło na jaw, że jedna z przyrodnich sióstr Kopciuszka odcięła scyzorykiem kawałek pięty, by wepchnąć swą męską stopę do uroczego pantofelka, w całym królestwie zakazano stosowania drastycznych sposobów upiększania ciała. I chociaż, jak mawia Mała Mi, ,,Cel uświęca środki”, oficjalnie zamknięto naturalne SPA na mokradłach, gdzie Księciunio i Tołdi przeprowadzali inwazyjne wydłużanie łydek. Z torbami poszła również Baba Jaga. Inspekcja do spraw Magicznego Udoskonalania Wizerunku doszukała się nieprawidłowości w słodyczach, którymi oblepiona została chatka starej wiedźmy. Wieść gminna niesie, że przeterminowane pierniki i czekoladowe ciasteczka, w których nie było nawet grama kakao, zamiast powiększać biust, drastycznie podnosiły poziom złego cholesterolu i ostatecznie odkładały się w biodrach.


Na skutek ogłoszenia kosmetyczno-urodowej prohibicji całkiem nieźle zaczęło prosperować podziemie, na czele którego stanęła Śnieżka i jej siedmiu półmetrowców. O stosowanych przez nich zabiegach już krążą legendy, które skrzętnie spisuje Koszałek Opałek. Do czego są zdolne zdeterminowane księżniczki, zamartwiające się wizją staropanieństwa? Podobno piją wyciągi z rudych włosów Ani z Zielonego Wzgórza, a na pierwsze zmarszczki stosują maskę z błota, dostarczonego przez Fionę i Shreka z przydomowego basenu. Na samą myśl o liście składników, do których swoje trzy kupy dołożył Osioł odechciewa mi się wielkanocnej kolacji, choć ochmistrzyni zapewnia, że dzisiaj serwują przepiórki. Ale tak to jest, gdy się latami leżało w uśpieniu. I pomyśleć, że jedno niepozorne wrzeciono załatwiłoby mnie na amen, gdyby nie taki jeden, któremu się na pocałunki zebrało.


W każdym razie, moja bajka nie doczekała się happy endu. Gdy tylko przyszły pan mąż zauważył, że przez to leżakowanie zamiast odleżyn dorobiłam się pomarańczowej skórki, stwierdził, że ślubu nie będzie i jeszcze mi groził pozwem o odszkodowanie za poniesione podczas wyprawy koszty. A żeby mu smok tyłek osmolił!

Gdy tak dumałam w swojej samotni, wróbelki doniosły mi o cudownym specyfiku, który ponoć zachwalała sama Roszpunka. Jednak nawet dziecko wie, że panienka ma skłonność do przesady, o czym świadczą jej okropnie długie kłaczyska (swoją drogą zastanawiam się czy ona czasami nie ma jakiejś fryzjerskiej fobii). Spakowałam manatki i wyruszyłam na poszukiwanie Włóczykija, który od niedawna handluje Drenafast żelem.

DSC_0061

Czytaj dalej