-
Czy warto kupić Glibbi Slime- proszek, zmieniający konsystencję wody?
7 października 2016 Dla domu, Dla dziecka, Dodatki
-
Ulegasz dziecięcym prośbom, nabywając czasami rzeczy, których przydatność można zakwestionować?
Powyższy fakt nie musi wynikać ze słabego charakteru, folgowania trendom czy chęci zaimponowania innym rodzicom.
Kiedy ciekawość wiedzie prym, zdrowy rozsądek chowa się głęboko w kieszeni, Ty zaś wychodzisz ze sklepu z lżejszym portfelem i dzieckiem uśmiechniętym od ucha do ucha.
Jakich argumentów użyć, by uświadomić latorośli, iż proszek zamieniający wodę w gluta tudzież galaretę nie jest jej niezbędny do szczęścia?
O tym czy warto zainwestować w Glibbi Slime (od Simby).
Zanim produkt, opatentowany przez amerykański urząd, trafił do Biedronki, widziałam jego wersję na półce w innym markecie. Już wówczas Nadia zwróciła uwagę na ,,magiczny proszek”, który ma za zadanie uczynić wieczorną kąpiel bardziej atrakcyjną i wesołą. Ponieważ moja sześcioletnia córka nadal nie traktuje jej jako zwykłej czynności higienicznej, mogłam się spodziewać, że przez pewien czas będzie próbowała namówić mnie na zakup wspomnianej rzeczy.
Jednak nie uległam, choć zamieszczone zdjęcia mogą temu przeczyć. Oryginalną Glibbi Slime nabył ojciec mojego dziecka w pobliskim dyskoncie za niecałe 25zł. Powyższa cena obejmowała 150g proszek w kolorze błękitnego nieba, mimo iż na opakowaniu widnieje obietnica zabawy w czerwonej substancji. Po prostu jakiś cwany klient Biedronki postanowił zamienić zawartość kartonów.
Dlaczego nie byłam zainteresowana wejściem w posiadanie bohatera dzisiejszego wpisu? Logicznie ujmując- nie widzę sensu w wydawaniu 25zł na jednorazową zabawkę, która posłuży Nadii przez kwadrans, lub nieco dłużej, w każdym razie dopóki nie wystygnie jej woda w wannie. Ponadto zastanawiałam się czy Glibbi Slime rzeczywiście nie zapcha odpływu i nie wywoła skórnej alergii.
Wspomniany produkt nie nadaje się do użytkowania przez maluchy, które poznają świat organoleptycznie. Chociaż miły dla oka kolor, który przybiera woda, może zachęcać do konsumpcji, należy uczulić dziecko, by odpuściło sobie skosztowanie końcowego efektu. Pamiętajcie również o ochronie oczu- może nieprzyjemnie szczypać.
Aby rozpocząć eksperyment należy wypełnić wannę ciepłą wodą (producent podaje maksymalną ilość 40 litrów) i wsypać proszek w postaci niebieskich kryształków.
Z początku obserwujemy wyłącznie różnicę w barwie cieczy. Staje się ona intensywna, nieprzezroczysta. Zmiana gęstości następuje powoli i nie nastawiajcie się na spektakularny efekt. W pierwszych minutach po połączeniu proszku z wodą uzyskujemy substancję o konsystencji żelu pod prysznic, albo raczej śluzu. Na nogach Nadii doskonale widać nierozpuszczone, żelowe drobinki.
Z czasem zmieni się w kisiel. Nie będzie on plastyczny czy zwarty, by na przykład spróbować ulepić z niego jakiś kształt. Zacznie przeciekać pomiędzy palcami.
Jeśli wychodziliście z założenia, że macie do czynienia z produktem widocznym na poniższej reklamie, w której Glibbi zostaje ukazany jako masa żelkowa
źródło: https://www.youtube.com/watch?v=u8X1whNQcY4
doświadczycie rozczarowania. To dwie zupełnie odmienne rzeczy…
W naszym przypadku konsystencja Glibbi przypominała śluz (w wolnym tłumaczeniu Slime=szlam, śluz). Na filmie zaś widać galaretę.
Owa konsternacja może wynikać z faktu, iż dystrybutor nie pokwapił się, by przetłumaczyć właściwą nazwę produktu. Cóż, może ,,kolorowy śluz” nie brzmi tak atrakcyjnie jak Glibbi Slime i nie zyskałaby zainteresowania klientów…
Co ważne ,,glutek” nie pieni się, nie barwi wanny ani skóry dziecka.
Największą atrakcję dla Nadii, podczas zabawy z Glibbi Slime, stanowił efekt śliskiej powierzchni. Młoda szalała wewnątrz wanny, odbijając się o jej ścianki, mknąc ku odpływowi niczym bobsleista. Napełniała pojemniki po mydle, kubeczki po jogurtach kolorową mazią, rozmazywała ją także na skórze.
Należy pamiętać, że dodatek Glibbi Slime uniemożliwi tradycyjną kąpiel. Jeżeli w trakcie tej higienicznej czynności myjecie dziecku włosy- czupryna będzie sklejona. Po zakończonej zabawie i tak należy się dokładnie opłukać i w tradycyjny sposób…umyć.
Dolewanie wody w trakcie kolorowej kąpieli mija się z celem. Magiczny śluz zmieni swą konsystencję. Aby pozbyć się Glibbi Slime z wanny należy zatem rozpuścić go w kolejnych litrach wody- bez znaczenia zimnej czy ciepłej. Nie martwcie się o rury- rozpuszczona substancja nie zapcha odpływu.
Nie przeliczam wody na złotówki i jeśli Nadia ma ochotę na nurkowanie w wannie, to po prostu tak robię. Ale jeśli jesteście oszczędni i zwracacie uwagę na taki aspekt- zabawa z Glibbi Slime będzie kosztowna.
W sklepach internetowych możecie znaleźć Glibbi Slime w kilku kolorach oraz wariantach. Opakowania różnią się ceną, ale i zawartością. Otóż zestawy zawierają nie tylko kolorowy proszek, ale także specjalny środek do rozpuszczania żelo-glutków. Ponadto jedne zmieniają wodę w śluz inne zaś w galaretkę.
Omawiany produkt:
- nie podrażnił skóry mojego dziecka (nie jest uczulona na zawarte w Glibbi akrylany)
- nie zabarwił wanny, nie pozostawił przebarwień na ciele córki
- pachniał neutralnie
- został przebadany dermatologicznie
- nie wpłynął niekorzystnie na odpływ.
Czy Glibbi Slime ponownie zawita w naszej łazience?
Raczej nie. Była to zdecydowanie jednorazowa zabawa.
li_lia
W październiku 2010r. zostałam mamą. Od tamtej pory godzę domowe i macierzyńskie obowiązki ze swoją pasją- pisaniem. Klawiatura jest moją najlepszą przyjaciółką. Piszę, ponieważ czuję potrzebę okiełznania myśli za pomocą liter.
No jakby nie patrzeć na to, to beznadzieja. Nie ma to jak męski zakup dla dziecka
Ale dobrze, że żadnej szkody nie poczynił.
I jeszcze się ze mną spierał, że wyjdzie z tego galaretka
Kupiłam, sprawdziłam połowę w misce z woda i po 5 minutach zabrałam to dziecku a resztę wywaliłam smierdzialo ochydnie dla mnie pieniądze wywalone w bloto a raczej w gluty… Nie polecam.
A dziecku się podobało?
Myli Pani produkty. Film reklamowy który Pabi zamieściła odnosi się do Glibbi (bez Slime. Glibbi Slime to zupełnie inna substancja) i z własnego doświadczenia mogę poinformować że wygląda to dokładnie jak na filmie.
Dziękuję za komentarz.
zamiast jakiegoś gluta, używamy pianotworów polskiej firmy marba, hydrozaurusów, z 1 glutka piana po sufit (oczywiście trzeba pobełtać wodę by ją wytworzyć) i woda kolorowa, dodatkowo młody ma radochę w rozwalaniu glutka (uważać na oczy), w opakowaniu jest 10 kapsułek, a kosztują od 10 do 15zł w zależności od sklepu
Pianotwory miałyśmy. O hydrozaurusach dopiero się dowiedziałam. Dziękuję za sugestie i pozdrawiam.
Nie rozumem dlaczego pani tak źle ocenia glibbi, skoro po prostu kupiła pani złe opakowanie. Są dwa rodzaje tego proszku. Zwykłe glibbi tworzące galaretkę i wersja slime, która ma na celu zmienić wodę w gluta. Mam 20 lat i świetnie bawiłam się grzebiąc z 8 letnią kuzynką w tym „szlamie”. Jako dorosła kobieta nie wie pani, co może spodobać się pani dziecku, a wmawianie jej co jest ok, a co nie, sprawi, że w przyszłości nie będzie ona w stanie sama wyrazić własnej opinii, gdyż zawsze powoływała się na panią. Dodam tylko, iż mam zamiar zostać psychologiem i wiem co, mówię. Dziękuję, dobranoc.
Obstaję przy tym, iż odpowiednio uargumentowałam swoją ocenę.
Jeśli chodzi o swoje dziecko- to znam je doskonale i mam prawo do tego, by pokazywać jej rzeczy zarówno wartościowe jak i pozbawione sensu. Zapewne Pani również nabędzie podobnej wiedzy, kiedy tylko zostanie Pani matką. Życzę powodzenia na studiach i pozdrawiam.
Kupiłam mojemu 6-letniemu synowi zarówno slime jak i tabletki barwiące wodę Glibbi. Zabawę miał niesamowitą i kupę śmiechu w wannie. Koszt może i wysoki ale radość dziecka bezcenna. Zapewne powtórzymy zabawę w slime i za galaretką też się rozejrzymy.
Bardzo rzeczowa, wyczerpująca recenzja, zupełnie mnie nie zniechęciła, pomimo rozczarowania Testerki. Cenne komentarze. Fajnie, że ktoś robi takie wpisy. Jestem zachwycona stronką. Pozdrawiam.
Dziękuję za miłe słowa.
Smutne, że dostajemy tu prywatną urazę kiorawną w stronę ojca dziecka, który chiał sprawić mu troche frajdy. Zapewne Pani zawsze kupuje tylko przemyślane, ekonomicznie wydajne, super zabawki, ale to nie powód żeby wywlekać takie sprawy w mienscu gdzie chłop nie ma nic do powiedzenia
Proszę Pani/Pana.
Ten blog służył gównie temu, abym mogła wyrazić opinię na temat różnych produktów/usług/miejsc/wydarzeń. W żadnym wypadku do prania ,,rodzinnych brudów”.
Z resztą, czytelnik nie znajdzie tutaj nawet jednego, niepochlebnego zdania o moim byłym mężu. Nie wiem dlaczego ten wpis został przez Panią/Pana w taki sposób odebrany.
Po drugie, proszę sobie wyobrazić, iż niejednokrotnie uległam prośbom córki, kupując (w moi mniemaniu) zabawkę o zerowych walorach edukacyjnych/estetycznych, chcąc jedynie sprawić dziecku radość.
Pozdrawiam serdecznie i życzę więcej dystansu