-
Historia pewnej pufy
18 marca 2013 Dla domu, Dla dziecka, Dodatki
-
Zmierzałam przed siebie długą, ograniczoną szarym murem promenadą. Tuż za nią spokojnie przemieszczała się rzeka, zraniona tysiącami kawałków wciąż obecnego lodu. Na pobliskim moście grupa podekscytowanych dzieciaków nieudolnie tworzyła swoje pierwsze graffiti. Artystyczne bohomazy przyćmiewały swą brzydotą zabytkową nadwodną konstrukcję. Ciekawiło mnie czy tak naprawdę byli zadowoleni ze swego dzieła. Na przekór pogodzie, która wytoczyła przeciwko mnie najcięższe działa, mijałam znajomą trasę, mając przed oczami kubek gorącej kawy ze sporą dawką cynamonu.
W mojej pracowni panował nadmiar ciszy. Zastygła w bezruchu maszyna, błagalnym wzrokiem spoglądała w stronę swej właścicielki. Rozłożyłam na blacie biurka dopiero co przyniesiony pakunek, którego wnętrze skrywało nowe materiały. Gdy poczułam ciepło krążącej w żyłach czarnej używki, zasiadłam w fotelu, wygodnie podkurczając nogi. Nie wiem w którym momencie otuliłam się wełnianym kocem, kiedy głowa mimowolnie zsunęła się na oparcie mebla, a dotąd posłuszne powieki straciły panowanie i opadły, odcinając mi dostęp światła.
Z popołudniowej drzemki wyrwał mnie stukot pracującego urządzenia. Rytmiczne uderzenia igły łagodziła miękka powierzchnia, bezwarunkowo poddająca się każdemu ukłuciu. W osłupienie wprawił mnie fakt, iż doskonale znany mi sprzęt działał bez jakiejkolwiek ludzkiej ingerencji. Zanim zdążyłam podejść do intrygującej maszyny, usłyszałam głos, dobiegający z najdalszego kąta pracowni.
- Zadziwiające, prawda?
Odwróciłam się w stronę nadawcy pytania. Przez chwilę byłam przekonana o tym, że przede mną wyrosło ogromne lustro, w którym odbijała się moja postać. Co prawda miałyśmy różne fryzury oraz odmienny ubiór, jednakże rysy twarzy oraz gesty były identyczne.
- Kim jesteś- zapytałam, nie ukrywając zaskoczenia.
- Nie poznajesz mnie?- odpowiedziała lekko zażenowana.- Wyglądasz jak moja kopia.
- A może to właśnie ty jesteś moim sobowtórem?
Nie wiedziałam, co sądzić o zaistniałej sytuacji. Jedyne, co czułam prócz narastającego skołowania to potworny ból głowy. Odrzuciłam wszelkie racjonalne argumenty, pozwalające mi sądzić, że oto odnalazłam bliźniaczą siostrę o istnieniu której nie miałam dotąd pojęcia. Na szczęście nie musiałam długo czekać na wyjaśnienia.
- Wyobraź sobie- zaczęła nieśmiało- że istnieją dwa równoległe światy, w których każda z nas występuje pod tym samym imieniem i nazwiskiem, posiadamy identyczną pracownię, jednakże tworzymy zupełnie odmienne rzeczy. Pozwól, że coś ci pokażę- zaoferowała na koniec.
Daleka byłam od uwierzenia w tę niedorzeczną historię, aczkolwiek żadna inna opowieść nie oddałaby absurdalnego klimatu, który zapanował, w jak mi się wówczas wydawało, znanym mi miejscu. Nie bez obaw postanowiłam dogonić swoją chodzącą replikę, zmierzającą ku wyjściowym drzwiom.
Przytłoczona oślepiającym światłem, musiałam wtłoczyć w płuca sporą dawkę powietrza i przez chwilę przytrzymać się bogato zdobionej klamki. Rozciągający się przed moimi oczami krajobraz w niczym nie przypominał znanej okolicy. Bujna trawa, po której stąpała ta intrygująca kobieta, pokryta została maleńkimi, niemalże przezroczystymi kryształami. Kiedy schyliłam się, by podnieść kilka z nich, moje dłonie poczuły znajomy chłód i towarzyszącą mu wilgoć rozpuszczającego się śniegu. Tak oto dotykałam gradowych bryłek o idealnej strukturze, wadze i barwie.
W tym czasie druga ja chwyciła stojące pod drzewem żółte wiaderko i za pomocą plastikowej łopatki zaczęła napełniać je atmosferycznym opadem. Zdziwiona jej postępowaniem zapytałam:
- Co robisz?
- Zaraz zobaczysz. Może zamiast tak stać bezczynnie pomogłabyś mi z tym gradem?- odparła.
Nie miałam innego wyjścia. Przyjęłam więc niespodziewaną ofertę. Po chwili obie wracałyśmy do naszej pracowni.
Pozwoliłam jej usiąść przy mojej ukochanej maszynie i bacznie obserwowałam, jak zręcznie łączy skrawki oryginalnego materiału. Musiałam przyznać, że ostatnio brakowało mi weny, pomysłów, dzięki którym znowu zaczęłabym tworzyć wyjątkowe rzeczy. Nie kryłam fascynacji, jaką obdarzyłam niezwykłą tkaninę. Pozwoliłam sobie nawet na dotknięcie jej faktury. Z pewnością wytrzymała, niezbyt sztywna, wyjątkowo dobrze pokryta intensywnymi kolorami. Żywe wzory wcale nie męczyły wzroku, wręcz przeciwnie, napawały go optymizmem i chęcią działania. Nie przypuszczałabym, że ponadczasowa, klasyczna czerń będzie stanowić tak piękne tło dla dynamicznych, charakteryzujących się sporym natężeniem barw.
- Podoba ci się?- z zamyślenia wyrwał mnie glos sobowtóra.
- Owszem. Ma w sobie urok z folkloru pewnej etnicznej grupy. Niebanalne i zarazem bardzo odważne zestawienie, które zachęca do zabawy- szczerze przyznałam.
- Wiesz, co to będzie?
- Nie mam pojęcia. Szyjesz poduszkę?
- Prawie zgadłaś, ale jednak jesteś w dość sporym błędzie. Zamierzam stworzyć pufę.
- Materiałowy mebel?
- Tak, ale o wszechstronnym zastosowaniu.
- Do czego można wykorzystać pufę, jeśli nie do siedzenia?- Zapytałam zaskoczona.
- Cóż, potraktuj ją jak mały stolik, podnóżek, podstawkę dla dzieci, wspinających się na meble, wyspę leżącą na środku podłogowego oceanu, element wyposażenia wnętrza, albo pomoc dla osób uprawiających jogę.
- Czym zamierzasz ją wypełnić? Jakimiś tekstyliami? Watą?
- Nic z tych rzeczy. Zaskoczę cię. Gradem.
- Słucham?! – wykrzyknęłam zdezorientowana- Przecież to jest zamrożona woda, która po rozpuszczeniu nie tylko zmieni kształt pufy, ale i zmoczy ten efektowny materiał.
- Mylisz się, moja droga.
- Ale, to niemożliwe. Czułam na własnej skórze, jak…- nie zdążyłam dokończyć, gdy ona przerwała mi w połowie zdania.
- Owszem, doświadczyłaś normalnego w swoim świecie zjawiska. Tutaj jednak nic nie jest takie zwyczajne, jak na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać. To, czego dotykam w mojej rzeczywistości zachowuje się według ciebie irracjonalnie, dla mnie zaś jest czymś powszednim. Z resztą sama się przekonaj- po czym wróciła do niedokończonej poszewki pufy.
Niedługo po tej rozmowie przekonałam się, że faktycznie każde jej słowo było prawdziwe. Kiedy już uszyła zewnętrzną otoczkę tego elementu wystroju wnętrza i zarazem praktycznego gadżetu, zamontowała solidny zamek, umieściła wewnątrz sporą porcję gradowych kulek. Gdy skończyła, ułożyła na kolorowej wykładzinie pękatą pufę, której środek zdobił uroczy guziczek, po czym wygodnie się na niej rozsiadła. Mijały minuty. Przyjemne ciepło uciekające od starych grzejników, równomiernie rozchodziło się po sporej powierzchni pracowni. Bacznie obserwowałam kawałek podłogi, czekając, aż pojawi się na nim kałuża. Jednak nic takiego nie miało miejsca.
Kiedy zbliżyłam się do mojej kopii, dotknęłam materiałowego mebla, wyraźnie wyczuwając jego idealnie wypchane wnętrze. I właśnie wtedy ból głowy nieznośnie przybrał na intensywności. Przymknęłam oczy, próbując odepchnąć od siebie niechcianą dolegliwość. Gdy ponownie je otworzyłam, znalazłam się w swoim fotelu, przykryta grubym, kraciastym kocem, zupełnie sama i zdezorientowana.
Następnego dnia wyruszyłam do ulubionej hurtowni tkanin. Po wielogodzinnych poszukiwaniach zawiedziona ruszyłam w stronę wyjścia. Mimochodem spojrzałam w stronę wracającej z zaplecza ekspedientki, która niosła mój materiał! Wiedziałam, że nie opuszczę tego miejsca bez sporej ilości wyśnionej tkaniny. Nie pamiętam kiedy ostatni raz czułam tak ogromną ekscytację.
Po drodze wstąpiłam do pracowni zaprzyjaźnionego artysty, który pracował nad jedną ze swych nowoczesnych instalacji. Obficie zaopatrzył mnie w styropianowe kulki. Tylko one mogły zastąpić mi nietrwały grad.
Dziś każda z moich puf cieszy się niesłabnącym zainteresowaniem ze strony nowych i dotychczasowych klientów. Cierpliwie wyjaśniam im znaczenie tego jakże wdzięcznego tworzywa. Oni zaś doceniają przystępne ceny, szybką realizację zamówienia, ciekawy design tych przedmiotów, fakt, że świetnie izolują ciała swoich małych i dużych właścicieli przed zimną podłogą, a przede wszystkim to, że do ich wykonania używam również tkanin, przeżywających swoją drugą młodość. Zdają sobie sprawę z prostoty utrzymania w czystości swoich puf, które można przecierać wilgotną szmatką. A gdyby styropianowe kulki uległy zniszczeniu, dodaję zapas, małych, białych odpowiedników atmosferycznego opadu. I chociaż jestem w stanie uszyć na indywidualne zamówienie pufy o różnych kształtach, rozmiarach i kolorach, na zawsze będę czuła sentyment do pierwszego wzoru.
Bohaterką dzisiejszego wpisu jest pani Agnieszka, reprezentująca dEco Sowę, z której to pochodzi wspomniana pufa.
W czasach odpustowej tandety, masowej, pozbawionej indywidualnych cech produkcji, tacy twórcy, jak właścicielki dEco Sowy stanowią doskonały przykład zasłużenie odniesionego sukcesu.
Moja pufa stała się obiektem pożądania wśród domowników. Regularnie toczymy kulturalne spory o to, kto będzie mógł danego dnia skorzystać z jej właściwości. Prym oczywiście wiedzie Nadia, która wykorzystuje pufę w niemalże każdej zabawie. Rozkłada na niej poczęstunek i herbatkę dla swoich pluszowych zabawek, lubi też na niej przesiadywać i coraz częściej wykorzystuje w roli podnośnika, ułatwiającego dostęp do blatu komody.
Zauroczyły mnie dodatki i przytulanki, w stworzenie których ktoś zainwestował sporo serca i czasu. Niebawem pokażę Wam śpiącą Kurkę, która przyfrunęła od dEco Sowy oraz materiałową girlandę. Tymczasem gorąco namawiam Was do polubienia profilu dEco Sowy na Facebooku https://www.facebook.com/DecoSowa?ref=ts&fref=ts oraz do zapoznania się z asortymentem sklepu: http://www.decosowa.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=11&Itemid=8
li_lia
W październiku 2010r. zostałam mamą. Od tamtej pory godzę domowe i macierzyńskie obowiązki ze swoją pasją- pisaniem. Klawiatura jest moją najlepszą przyjaciółką. Piszę, ponieważ czuję potrzebę okiełznania myśli za pomocą liter.
pufka i kurka są sliczne
Nie no super !
Bardzo ładna ta pufa, ma ciekawy wzór.;)
PO przejrzeniu asortymentu sklepu zakochałam się w kilku perełkach.;)
Jest świetna
Piękna ta pufa! Bardzo lubię takie rzeczy. I opis jak zwykle inny niż wszystkie
bardzo, ale to bardzo podoba mi się ta pufka
Świetna ta pufa!
Śliczna ta pufa ma takie wesołe i optymistyczne wzorki, widać Nadia najlepiej ją wykorzystuje ! Co do podnośnika do komody to nieźle to sobie to wymyśliła, achh te dzieci są teraz takie bystre i nie ma dla nich rzeczy nieosiągalnych.
Fajna pufa, ma ciekawy wzór:) Zaraz zobaczę cały asortyment, bo firma zapowiada się bardzo interesująco:D
Moja Droga Liliowa przyjaciółko to doprawdy prześliczna historia. Zauroczyła mnie rzeka poraniona drobnymi kryształami lodu. Ty i kobieta w lustrze, niby dwie, a jednak nie, uwielbiam kilmat jaki panuje w Twojej opowieści, zanurzam się w nim tkwię w zachwycie
ps. kilmat czytaj jako klimat. Niestety ie można u Ciebie edytować komentarzy co jest dość uciążliwe, bo ja uwielbiam strzelać byki i literówki. Cudownego dnia życzę
Dobrze powiedziane- w czasach ogromnej tandety, bardzo dobrze że istnieją jeszcze osoby wykonujące tak piękne i urzekające sobą przedmioty! Jestem oczarowana!