W pewnym momencie przestało mi zależeć na estetycznym wyglądzie przygotowywanych potraw. Gotuję, piekę, smażę, duszę w biegu. W tak zwanym międzyczasie muszę rozszczepić uwagę na kilka czynności. Celebrowanie jedzenia odeszło w zapomnienie, zastąpiła go szybka, konieczna do przetrwania konsumpcja. I tak mi się przykro zrobiło, że przestałam darzyć głębokim uczuciem kuchnię mą wymuskaną, do której tak pieczołowicie wybierałam płytki, piaskowca, oświetlenie, obrazy i meble, taka mnie nostalgia za przeszłością dopadła, kiedy dom pachniał własnoręcznie upieczonym chlebem, ja zaś po łokcie upaprana byłam w mące, że postanowiłam na nowo polubić to miejsce.

Wpadłam na pomysł, by urozmaicić sobie kucharzenie, by przymus stał się przyjemnością, odskocznią od obowiązków. Kiedy wyrzuciłam ostatnią doniczkę z suchymi badylami, niegdyś pięknych, jędrnych w swej zieleni aromatycznych ziół, wiedziałam, że jedynym ratunkiem okażą się nowe zabawki, które ponownie rozbudzą chęć eksperymentowania. Nie skończyło się na zakupie kilku sprzętów, na dnie koszyka pojawiła się urocza zastawa do… pieczenia muffinek.

Przeniosłam się do czasów, kiedy swym wyglądem przypominałam wielobarwnego motyla, spoglądając w stronę nieco infantylnych gadżetów, nucąc pod nosem słowa szlagieru Aerosmith- ,,Pink it’s my favorite color”…

Chodziły za mną od dłuższego czasu. Kiedyś, buszując w internecie, znalazłam o nich wzmiankę na jednym z blogów i tak mi się spodobały, że musiałam je zdobyć. Ponieważ odrobiłam pracę domową i wysłałam list Świętemu Mikołajowi, poczciwy brodacz wiedział, co wsadzić pod choinkę, aby Wigilia upłynęła w miłej atmosferze. Ba, nawet namierzyłam sklep, który posiadał w swej ofercie Afternoon tea cupcakes w rozsądnej cenie.

Dekoracyjny zestaw, jak widać na załączonych zdjęciach, zapakowany został w pudełko, mogące wprowadzić w błąd przyszłego nabywcę, bowiem szata graficzna przedstawia filiżanki oraz talerzyki w kolorze nieskazitelnej bieli, a w rzeczywistości mamy do czynienia z subtelnym, majtkowym różem. Oj tam, oj tam, po prostu gadżety występują w dwóch kolorystycznych wariantach i komuś nie chciało się tego zaznaczyć na opakowaniu.

W każdym razie moje pudełeczko skrywało 4 ,,filiżanki” (4,5 cm wys. x 7,5 cm średnica) oraz tyle samo talerzyków (średnica podstawki 11 cm).

Różowa zastawa wykonana została z silikonu (foremki) oraz plastiku (talerze). Na pierwszy rzut oka wygląda jak gadżet znaleziony w pokoju kilkulatki, ale uwierzcie mi największą frajdę z jego używania mają dorośli.

Obawiałam się, że niewielkie filiżanki w praktyce okażą się zbyt delikatne, wręcz ,,lejące się w dłoni”, przez co będę zobowiązana do umieszczania w nich jedynie ciasta o gęstej konsystencji. Na szczęście foremki wykonano z giętkiego surowca i zadbano o to, by estetycznie wyglądały i stabilnie stały na blasze.

Przed wlaniem ciasta nie trzeba ich smarować masłem, obsypywać bułką tartą czy stosować papilotek. Miękkie filiżanki można bez problemu zgiąć i wywinąć na lewą stronę, by pozbyć się resztek nieskonsumowanego wypieku i oczyścić zygzakowate, grube ścianki.

Foremki myłam w zmywarce, jak i ręcznie, przy użyciu gąbeczki oraz zwykłego płynu do mycia naczyń. Nawet wysoka temperatura, towarzysząca pieczeniu (zarówno w kuchence mikrofalowej, jak i w piekarniku gazowym tudzież elektrycznym), ani kontakt z wodą i detergentem nie wpływają na utratę koloru filiżanek, ani też na ich wygląd.

Uwaga! Do piekarnika wkładamy wyłącznie filiżanki, ówcześnie umiejscowione na blasze. Talerzyki wykorzystujemy wyłącznie do celów dekoracyjnych. Nie można poddawać ich działaniu wysokiej temperatury.

Po bezproblemowym wyjęciu muffinek z filiżanek, słodkości zachowują ozdobny kształt. Jednakże ja najbardziej lubię konsumować je wprost z niebanalnych foremek. Przyznacie, że w ten sposób prezentują się ciekawiej, prawda?

Ciekawie wyglądające, wielorazowego użytku gadżety, inspirują do kreatywnego działania w kuchni. Lubię wykorzystywać je do pieczenia muffinek na podstawie nowych przepisów, a jeszcze większą przyjemność sprawia mi ozdabianie kalorycznych deserów. Choć moja różowa zastawa została wyprodukowana w Chinach, spełnia zdrowotne wymagania, na co dowodem jest Świadectwo wydane przez Państwowego Powiatowego Inspektora Sanitarnego.

Za powyższy zestaw Mikołaj zapłacił niecałe 20zł + koszty przesyłki.

li_lia

W październiku 2010r. zostałam mamą. Od tamtej pory godzę domowe i macierzyńskie obowiązki ze swoją pasją- pisaniem. Klawiatura jest moją najlepszą przyjaciółką. Piszę, ponieważ czuję potrzebę okiełznania myśli za pomocą liter.

• E-mail
|
• Więcej postów (1459)