O co tyle szumu? TANGLE TEEZER na problemy z dziecięcymi włosami

23 października 2014 Dla domuDla dzieckaDodatki  5 komentarzy

Uwielbiam czesać jej długie, miękkie włosy. Chociaż nie radzę sobie ze skomplikowanymi fryzurami (warkocze, które zaplatam, wołają o pomstę fryzjera) naprawdę cenię te chwile, kiedy siadamy na kanapie, wówczas ona opowiada mi o swoim dniu w przedszkolu, a ja sięgam po szczotkę. Jako dziecko nie doczekałam się imponującej czupryny, matka notorycznie ścinała mi włosy na krótko, przez co aż do przedostatniej klasy podstawówki wyglądałam jak chłopak. Do tej pory mam o to żal.

Młoda została wyposażona w arsenał gumeczek, spineczek, opasek i wszelakich ozdób, którymi upiększa swoje fryzury. Nie byłoby żadnego problemu, gdyby nie kłopot z kołtunami. Delikatne kosmyki wymagają bowiem specjalnego traktowania, są kapryśne, plączą się i ewidentnie nie lubią kiedy próbuję je okiełznać. Idealnie skręcone loki, którymi Nadia szczyciła się jeszcze dwa lata temu, dziś pozostawiają wiele do życzenia.

W ruch poszły odżywki do włosów, specjalne szampony, spreje, które miały wpłynąć na bezbolesne i proste rozczesywanie włosów. Na dłuższą metę nie sprawdził się żaden pomysł. Nadia na widok szczotek, grzebieni uciekała w popłochu, a czynność, która miała być dla nas przyjemnym rytuałem, przypominała walkę z wiatrakami.

Postanowiłam więc chwycić się ostatniej deski ratunku (jak wówczas mniemałam) i zakupiłam osławioną szczotkę TANGLE TEEZER.

Tangle Teezer

Nie jest mi obce zjawisko owczego pędu. Zdarza się, że ulegam modzie i łamię idee, przyświecające racjonalnemu konsumpcjonizmowi. Wiele rzeczy nabyłam tylko po to, by pokazać je na blogu, albo by skonfrontować znalezione w internecie opinie z własnym zdaniem. Moja przewrotna natura szepce mi do ucha, aby wejść w posiadanie danego przedmiotu, tak bardzo rozreklamowanego, wychwalanego pod niebiosa i sprawdzić czy rzeczywiście jest on godzien każdego komplementu. Jaką mam radość, kiedy okazuje się, że trafiłam na niewarty swej ceny bubel, radość podszytą zawodem, że oto kolejny raz przekonałam się, że internety kłamią w żywe oczy :(

Nie inaczej było z magiczną szczotką, fryzjerskim hitem wynalezionym przez niejakiego Shauna P. Daję sobie uciąć palec (raczej nie zaryzykuję całej dłoni), że wśród Was nie znajdzie się nikt, kto nie słyszał o TANGLE TEEZER.

Tangle Teezer

Nie kupiłam jej z myślą o sobie, wszakże niedawno zdecydowałam się na irokeza, który co prawda zdążył już podrosnąć. To czuprynie mojej córki postanowiłam sprawić przyjemność. To właśnie długie, kręcone, cienkie i kłopotliwe włosy Nadii wymagały specjalnego traktowania.

Czy sławna szczotka TANGLE TEEZER okazała się trafionym wynalazkiem i przyniosła ulgę w trakcie okiełznania czupryny mojej latorośli? Czy wręcz przeciwnie, pluję sobie w brodę, że uległam modzie na dziwnie wyglądające gadżety?

Tangle Teezer

Tangle Teezer

Tangle Teezer

Na zdjęciach upiększonych fotoszopem nawet maszkara prezentuje się niczym ósmy cud świata. W przypadku Tangle Teezer przynajmniej nie musiałam obawiać się rozczarowania, jeśli chodzi o wygląd zewnętrzny. Jednak z zakupem wolałam się wstrzymać do momentu, w którym osławioną szczotkę znalazłam w stacjonarnej drogerii. Po dokładnym wymacaniu produktu (muszę przyznać, że panie pracujące w Hebe są bardzo wyrozumiałe, życzliwe i pomocne) byłam już prawie zdecydowana na zakup. Pozostał mi tylko wybór koloru i serii, bowiem Tangle Teezer występuje w pojedynkę, inne modele są szczotkami kompaktowymi, a nawet znalazłam wersję dla dzieci w formie kwiatka. Ostatecznie wybór padł na tradycyjną wersję. Zaszalałam jedynie z kolorem- wściekły róż na szczęście przypadł Nadii do gustu. Rozpiętość cenowa pomiędzy wspomnianymi modelami wyglądała następująco- podstawowa szczotka kosztowała bez grosza 35zł, najdroższa zaś 50zł.

Gadżet zapakowany w przezroczysty ,,kartonik” nafaszerowany był zagranicznymi opisami. Jako że nabyłam go na terenie Polandii musiał posiadać chociażby wzmiankę w rodzimym języku. Dosłownie w 3 zdaniach zmieszczono ogólne informacje o tym z czym mam do czynienia i gdzie mieści się siedziba dystrybutora. Wszelkie ciekawostki o innowacyjności Tangle Teezer musiałam sobie przełożyć z angielszczyzny na polski. Nie stanowiło to dla mnie problemu i naprawdę nie marudzę o to, że producent zaoszczędził na dostosowaniu opakowania do lokalnego rynku.

Tangle Teezer

Tangle Teezer

Mój egzemplarz, prócz żywego koloru, na tle przeciętnie wyglądającej konkurencji wyróżnia się ciekawym kształtem. Jak to mawia moje dziecko- jest bardzo siupaśny i przywodzi na myśl… chmurkę. Ale to właśnie nietypowa forma sprawia, że dostosowuje się do dłoni. Przy czym zaznaczam, że mam na myśli rękę dorosłej osoby. Ergonomiczność to nie jedyna zaleta opisywanego gadżetu. Obudowę Tangle Teezer wykonano z lekkiego, aczkolwiek twardego i wytrzymałego na pęknięcia plastiku. Mimo kilkukrotnego upadku z dość dużej wysokości, szczotka nadal prezentuje się nienagannie. Chociaż wierzch szczotki jest śliski, palce zatrzymują się na licznych wyżłobieniach.

Godnym uwagi rozwiązaniem okazały się również najistotniejsze elementy szczotki- elastyczne, nie za twarde, niezbyt miękkie szpileczki, równomiernie rozmieszczone w rzędach, składających się z naprzemiennie wysokich i niskich igiełek. Raczej nie wyrządzicie sobie nimi krzywdy, nie podrapiecie skóry, a wręcz dzięki nim przeprowadzicie delikatny masaż, stymulujący wzrost cebulek. Rozstawienie ząbków ułatwia oczyszczanie szczotki z włosów, które pozostały na jej powierzchni, poza tym możecie ją umyć pod bieżącą wodą, co sprzyja utrzymaniu gadżetu w higienicznym stanie.

DSC_0070

Tangle Teezer

Tangle Teezer

DSC_0080

Tangle Teezer można używać zarówno na świeżo umytych, jeszcze mokrych włosach, jak i na suchej czuprynie. Szczotka jest bowiem wodoodporna. Jej niebywałą zaletą jest fakt, że rzeczywiście ułatwia rozczesywanie, zmniejszając ciągnięcie włosów i towarzyszący mu ból do minimum, a także zauważyłam, e na tej szczotce pozostaje mniej włosów po czesaniu niż na tradycyjnym egzemplarzu, jednak w przypadku Nadii nie eliminuje wszystkich efektów ubocznych. Zgodzę się, że przy mokrych włosach radzi sobie o wiele lepiej, jednak poranny zabieg, zwłaszcza gdy na głowie córki pojawią się kołtuny, mimo ogromnych pokładów cierpliwości, różnych technik rozplątywania włosów, nadal należy do czynności, mojemu dziecku kojarzą się z przykrym obowiązkiem.

Tangle Teezer

W przypadku moich włosów szczotka Tangle Teezer nie miała wielkiego pola do popisu. Krótka, prosta czupryna nie plącze się, więc czesanie ograniczam do kilku szybkich ruchów, po których kosmyki stają się miękkie w dotyku i nie elektryzują się. Przez przypadek odkryłam również, że można nią całkiem dobrze tapirować włosy, a później bez problemu rozczesać.

Kolorowy gadżet nie powalił mnie na kolana. Owszem stanowi fryzjerską ciekawostkę, z tajemnicami której może zapoznać się każdy z nas, jego cena nie nadwyręża domowego budżetu, ale też nie sprawdził się w przypadku mojej córki w 100%.

Jestem ciekawa czy mieliście do czynienia z opisaną szczotką.

Może akurat podbiła Wasze serca i włosy?

li_lia

W październiku 2010r. zostałam mamą. Od tamtej pory godzę domowe i macierzyńskie obowiązki ze swoją pasją- pisaniem. Klawiatura jest moją najlepszą przyjaciółką. Piszę, ponieważ czuję potrzebę okiełznania myśli za pomocą liter.

5 komentarzy w O co tyle szumu? TANGLE TEEZER na problemy z dziecięcymi włosami

  • wiki159 says:

    jeśli córka ma loki to włosy powinna mieć rozczesywane na mokro i układane. czesanie loków gdy są suche to wręcz zbrodnia :)

    • li_lia says:

      Moja Droga, ale rano przed wyjściem do przedszkola, nie mogę jej umyć włosów, a wtedy ma największe kołtuny :( Spryskiwałam jej włosy sprejami ułatwiającymi rozczesywanie, ale na niewiele się to zdało.

  • Kilka razy zastanawiałam się nad kupnem tej szczotki.Mam włosy kręcone,które muszę po każdym umyciu dyscyplinować modelowaniem i prostowaniem.Rano mam na głowie trudny do okiełznania bałagan.Patrząc na rozstawienie zębów w tej szczotce raczej miała bym kłopot z rozczesaniem włosów.Mam jedną sprawdzoną szczotkę,z drzewa,Mąz mi kupił w Anglii.Podobno to specjalna szczotka do rozczesywania „murzyńskich afro” :)

  • miraga says:

    Ja oryginalnej TT nie mam, mamy taką podobną szczotkę z Biedronki. Też kupiłam z przeznaczeniem dla córeczki,ma jeszcze większe kołtuny, bo włoski się jej bardziej kręcą niż u Nadii. Wieczny płacz przy czesaniu zamieniliśmy na ciszę. Też trochę szarpie, ale nie ma już bólu.

  • Nie mam,ale wciąż mam dylemat, czy kupić,czy nie.. Choć ostatnio moje włosy stały się troche krótsze,więc może wreszcie się zdecyduje :)

Zostaw komentarz

You may use these HTML tags and attributes: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>