-
Czy księżniczki muszą być cnotliwe? Dziewictwo kontra teściowa
25 września 2013 Dla dziecka, Książka, Miejsca
-
Dawno, dawno temu panny na wydaniu, aby zabezpieczyć swoją przyszłość i przywdziać na jeden z palców złoty krążek, musiały spełnić sporo oczekiwań potencjalnego kandydata na męża, a także jego rodziny. Wysoko urodzeni kawalerowie wymagali od swych narzeczonych drzewa genealogicznego, które dorównywałoby korzeniami ich własnym przodkom. Pochodzenie, status społeczny, szlachecki tytuł oraz posag stanowiły kluczowe argumenty, przemawiające na korzyść danej niewiasty. Oczywiście uroda również odgrywała znaczenie, ale w sytuacji, w którym panom wybaczano liczne romanse i utrzymywane na boku kurtyzany, wygląd zewnętrzny małżonki, która wywiązywała się ze swych obowiązków (nie chodzi tylko o alkowę, ale przede wszystkim o urodzenie dziedzica) odgrywał drugorzędne znaczenie.
Zanim jednak przedstawicielka pięknej płci stanęła na ślubnym kobiercu, jej przyszły mąż musiał mieć pewność, że była dziewicą. Czystość i niewinność panny w spektakularny sposób sprawdzano chociażby po pierwszej, wspólnie spędzonej nocy, kiedy to nowożeńcy, leżeli w wymiętej pościeli, oznaczonej symbolicznymi kroplami krwi. Jak bardzo zawstydzone i upodlone musiały czuć się młode żony, gdy specjalna komisja, której niejednokrotnie nadzorowała świekra (dawne określenie teściowej), udowadniała świeżutką deflorację, na co za tym idzie skonsumowanie związku.
Dziś brak przedmałżeńskiej seksualnej wstrzemięźliwości nie oznacza dla kobiety przekreślenia szansy na ślub. Co ważne, przeważnie starsze pokolenie zwraca uwagę na to, iż tylko dziewica może przywdziać śnieżnobiałą suknię, ozdobić głowę welonem i dumnie kroczyć w stronę ołtarza. Mezalians nie oznacza również tego, że następca tronu nie może poślubić kobiety z tłumu, przeciętnej poddanej, a doktor habilitowany, składając przysięgę przed urzędnikiem lub kapłanem, popełnia ciężkie przewinienie, jeśli wybranką jego serca została absolwentka zawodówki.
W baśniach jednak żoną księcia musiała zostać córka koronowanego władcy jakiejś krainy. Przyszły pan młody często nieufnie podchodził do kandydatek, poddając je licznym testom, mającym istotne znaczenie w całym procesie selekcji. Albo sam wpadał na genialny pomysł albo pomagali mu w tym doradcy z szanowną mamusią na czele. O tak, kreatywność teściowej nie zna granic. Przekonała się o tym bezimienna księżniczka, której Andersen kazał spać na ziarnku grochu.
Hans Christian Andersen na półkach mojej biblioteczki zajmuje zaszczytne miejsce. Ciężko uwierzyć po kim syn analfabetki ze skłonnością do alkoholizmu oraz szewca odziedziczył swój talent. Jedno jest pewne- bogate życiowe doświadczenie oraz wyobraźnia pomogły mu stworzyć wiele niezapomnianych utworów, do których często powracam. Aż strach pomyśleć, że moje ulubione baśnie nigdy nie ujrzałyby światła dziennego, gdyby Andersen ukończył kopenhaską szkołę baletową, albo skupił się na karierze operowego śpiewaka. Los często rzucał mu kłody pod nogi, obdzierał ze złudzeń, a wszystko po to, by stworzyć mu nowe możliwości, perspektywy na to, by swoją przyszłość związał z pisaniem.
Uwierzycie, że jego teatralne sztuki wyglądały, jakby wyszły spod pióra laika, mającego na bakier z ortografią, stylistyką i interpunkcją? A jednak ktoś dostrzegł potencjał drzemiący w późniejszym autorze Księżniczki na ziarnku grochu. Pomocna dłoń zapewniła mu możliwość podnoszenia kwalifikacji oraz uzupełnienie luk w edukacji. Mimo wszystko Andersen najbardziej obawiał się podzielenia losów swego przodka, który wymagał psychiatrycznego leczenia. Cóż, nawet wielcy artyści musieli borykać się nie tylko z ciężarem sławy, ale przede wszystkim z konfliktem, jaki nawiązał się między ich ego, samotnością i niespełnionymi marzeniami.
Znawcy twórczości pisarza posiadają dowody, potwierdzające jego biseksualność. To właśnie skłonność do kochania mężczyzn i kobiet nierzadko staje się kluczem do interpretacji niektórych jego utworów.
Historię Księżniczki na ziarnku grochu ponownie odkryłam dzięki niezwykłej serii, jaka ukazała się nakładem wydawnictwa Media Rodzina. Jakimś cudem trafiłam na wyprzedaż w mojej księgarni i wśród tandetnych czytadeł znalazłam prawdziwą perełkę. Nie mogłam oprzeć się pokusie zakupu, który nie ograniczał się wyłącznie do książki, bowiem wspomniana baśń prócz swej papierowej wersji została wydana również pod postacią nagranego na płytę audiobooka. Wystarczyło nazwisko osoby interpretującej znany utwór- kto z Was nie kojarzy i nie darzy szacunkiem Jerzego Stuhra? Ponadto, gdy tylko ujrzałam niebanalne ilustracje, wiedziałam, że książka sprawi radość zarówno mnie, jak i córce, która jeszcze ,,czyta obrazkami”.
Główny męski bohater wspomnianej baśni miał ewidentny problem ze znalezieniem odpowiedniej kandydatki na żonę. Zwolennik samotnych, końskich przejażdżek ubzdurał sobie, iż stworzy rodzinę wyłącznie z panną, w żyłach której płynie błękitna krew. Ponieważ muchy mu w nosie brzęczały za każdym razem, gdy przedstawiano mu jakąś księżniczkę, wynajdował szereg argumentów, podważających jej szlachetne urodzenie, albo udowadniających tezę, iż nie spełniła ona jego oczekiwań. O tym, czy prawdziwym powodem jego zbyt długiego, kawalerskiego żywota, była emocjonalna niedojrzałość, lęk przed zaobrączkowaniem i monogamią, możemy tylko dywagować. W każdym razie uważnemu czytelnikowi zapewne przebiegła przez głowę myśl, iż jeszcze się taka kobieta nie narodziła, która by księciu dogodziła.
I kiedy zrezygnowany następca tronu powrócił do swoich włości, wydarzył się cud. Oto w paskudną, pachnącą deszczem noc, do bram zamku zapukała dziewczyna. Nie była to jednak ani zagubiona dusza ani żebraczka. Ot, taka tam sobie panna, rzekomo księżniczka, która postanowiła wziąć sprawy we własne ręce i nie bacząc na pogodę, bez eskorty, karocy, dam dworu udała się wprost do księciunia. Ponieważ czas akcji rozgrywa się grubo po dwudziestej drugiej, zdziwieni mieszkańcy pałacu postanowili się z ową sytuacją przespać. Ponadto kultura osobista i dobre wychowanie nakazywały ugościć nawet domniemaną księżniczkę, postanowiono udostępnić jej jedną z komnat.
Jednak nie myślcie, iż dziewczę, strudzone długą wędrówką, zapadło w głęboki sen, którego motywem przewodnim był rychły ślub. Co to to nie! Otóż sprytna królowa, chcąc ustrzec swego jedynaka przed fałszywą synową, przygotowała dla niej posłanie. A ponieważ słynęła ze swej szczodrości (czytaj przebiegłości) zafundowała księżniczce łoże wypełnione aż po sufit pierzynami i materacami. Wszystko to po to, by ukryć pod nimi maleńkie ziarenko grochu.
Nowe miejsce, obce łóżko, nadmiar wrażeń, konfrontacja z teściową- to wszystko mogło niekorzystnie wpłynąć na niedoszłą synową. Rozumiemy, prawda? Jednakże bohaterka baśni przez całą noc nie zmrużyła oka zupełnie z innego powodu. Mimo tych wszystkich ,,wygód”, coś ewidentnie ją uwierało. I gdyby nie prawdziwy powód pojawienia się niezliczonej ilości siniaków, moglibyśmy stwierdzić, że panna cierpi na jakąś chorobę skóry, która sprawia, iż delikatne ciało jest niezwykle podatne na dotyk. Tymczasem to właśnie owe ziarenko przyczyniło się do nieefektownych pamiątek, tym samym stając się dowodem prawdomówności księżniczki.
Nie wiemy czy żyli długo i szczęśliwie zaraz po tym, jak wieczny kawaler zmienił swój stan cywilny. Jedno jest pewne, winowajczyni zapewne pluła sobie w brodę, że zamiast ziarnka piasku zainwestowała w groch
Pomijając moją interpretację znanego utworu, chciałabym zwrócić Waszą uwagę na szatę graficzną książki. Pomijam, że ilustracje wykonała pani o znajomym imieniu i nazwisku W każdym razie zauroczyła mnie materiałowa wersja obrazków, na których to księciunio jest tym pięknym, niezdobytym, zaś jego ostateczna wybranka przypomina zwykłą dziewczynę z ludu. Efekt ten potęguje wielgaśny nos, przywodzący na myśl obranego ziemniaka. Nie da się ukryć, iż największe wrażenie wywołuje garderoba bohaterów, począwszy od uroczej bielizny na bogato zdobionych strojach skończywszy. Niektóre z egzemplarzy znajdują się na końcu książki, w szafie księżniczki. Dzięki temu dodatkowi można pokusić się o zabawę w przymierzanie ubranek po uprzednim wycięciu ich ze stron. Stwierdzam, że autorka ilustracji świetnie oddała klimat historii, przemycając odrobinę poczucia humoru. Jej praca koresponduje z tekstem i z powodzeniem mogłaby funkcjonować samodzielnie. Dbałość o wszelkie detale, dobór kolorów i materiałów o różnych fakturach robi kolosalne wrażenie.Czy Wy również daliście się uwieść złudzeniu, że można dotknąć materiał, tworzący obrazki? Muszę Was rozczarować, to tylko efekt 3D. Kartki są gładkie, a to, co widzicie jest tylko fotografią niezwykłych obrazków Ewy Kozyry-Pawlak.
Jeśli chodzi o całokształt książki (pomijam kwestię tekstu, podważać autorytetu, jakim jest Andersen nie śmiem, nie zamierzam) to warto zwrócić uwagę na detale, do jakich należą sposób łączenia stron (solidne szycie), duża czcionka (ułatwiająca czytanie dzieciom, które dopiero zaczynają swoją przygodę z samodzielnym odszyfrowywaniem słowa pisanego), a także twarda oprawka. Nie bez znaczenia jest także wspomniany gratis w postaci płyty z czytającym baśń Jerzym Stuhrem.
Podsumowując, jeśli macie okazję- bez wahania stańcie się posiadaczami tejże książki. Warto ją nabyć nie tylko z myślą o swoich pociechach. Obcowanie z klasyką dziecięcej literatury naprawdę korzystnie wpływa na nasz czytelniczy gust.
Księżniczka na ziarnku grochu
Hans Christian Andersen
z duńskiego przełożyła Bogusława Sochańska
ilustracje Ewa Kozyra-Pawlak
audiobook czyta Jerzy Stuhr
Poznań 2009
Wydawnictwo Media Rodzina
Półka: książka zakupiona, nieotrzymana do zrecenzowania
li_lia
W październiku 2010r. zostałam mamą. Od tamtej pory godzę domowe i macierzyńskie obowiązki ze swoją pasją- pisaniem. Klawiatura jest moją najlepszą przyjaciółką. Piszę, ponieważ czuję potrzebę okiełznania myśli za pomocą liter.
Jestem pod wrażeniem materiałowej wersji obrazków. Z czymś takim jeszcze się nie spotkałam. Ogólnie zachwyciła mnie ta książeczka, ale obejrzę ją sobie jeszcze w realu i jak coś to kupię.
O jejku! Kocham bajki Andersena! A ta wersja mnie zaskoczyła zarówno jak i wstęp do całej Twojej wypowiedzi :] Spodziewałam się moralnego tekstu, a tu takie miłe zaskoczenie z bajką
obrazki są mega swietne, sorki, za krótki kom, ale ręka boli
O nie!!! Uwielbiam takie perełki, a ta książka z ilustracją która jest obszyta jest po prostu cudowna!
Fajne są te ilustracje, na początku się zastanawiałam, czy ta książeczka faktycznie jest materiałowa
Przepiękna szata graficzna
ślicznie zrobiona książeczka!;)
i bardzo chwytliwy tytuł ;P
Pozdrawiam!;*
Ja uwielbiam książki dziecięce, klasykę też sobie cenię, a ta książka i jej wykonanie jest cudowne;)
Andersena też sobie bardzo cenię, a ilustracje są przecudowne, sama mogłabym je podziwiać przez dłuższy czas:)