Impreza na oddziale. O zachowaniu się w szpitalu

28 stycznia 2015 Dla dzieckaMiejsca  14 komentarzy

Usprawiedliwieniem mojej ostatniej nieobecności jest, a właściwie był, niemalże tygodniowy pobyt w szpitalu. Zabieg, na który córka czekała od pewnego czasu miał co prawda odbyć się w lutym, ale na skutek sprzyjających okoliczności udało nam się go przyspieszyć. Jednak nie o przyczynie hospitalizacji, a o moich obserwacjach i przemyśleniach traktować będzie dzisiejszy wpis.

Oddział otolaryngologii. Najstarszy pacjent, przyjęty z powodu złamanego nosa, ma 17 lat, najmłodszy z rozpoznaniem astmy, jeszcze nie raczkuje. Czekamy na wycięcie trzeciego migdałka oraz na podcięcie pozostałych gardłowych. Przewidywany czas ,,szpitalnego urlopu”- dwie doby. Zestresowani rodzice, oszołomione nowym otoczeniem dzieci- każde z nich na swój sposób przeżywa niekomfortową sytuację. Co prawda mamy do dyspozycji salę zabaw z interaktywnym kącikiem, obwoźną bibliotekę, chorych odwiedza nauczycielka matematyki oraz klauni, wolontariusze, wywołujący uśmiech na twarzach małych i dużych, jednak nie zmienia to faktu, że myślami jestem na sali operacyjnej, na którą niebawem zawiozą moją córkę.

Mogłoby się wydawać, że nic nie jest w stanie wyprowadzić mnie z równowagi, lekarze są uprzejmi, cierpliwie tłumaczą na czym będzie polegał zabieg i jakie mogą być skutki uboczne, nawet pielęgniarki proszą, by dzieci zwracały się do nich ,,ciociu” i na każdym kroku wręczają naklejkę ,,dzielnym pacjentom”. W pewnym momencie pojawia się zgrzyt, coś nie gra, coś mnie rozprasza i irytuje. Kto psuje szpitalną atmosferę? Kto zachowuje się w żenujący sposób?

DSC_0138

RODZINNY ZLOT

Taka sytuacja- przyjeżdżamy z sali pooperacyjnej. Młoda dochodzi do siebie po ,,głupim Jasiu” i dawce morfiny, która skutecznie uśmierzyła ból. Widok osłabionego dziecka, na co dzień tryskającego energią i powalającego mocą Elsy z ,,Krainy lodu”, ściska serce. Wiem, że muszę być twarda. Nie będę płakać. Powinnam wspierać córkę, być dla niej wzorem. To nie czas ani nie miejsce na chwile słabości.

Wróciłyśmy do naszej ,,kwatery”, którą dzielimy z dwoma małoletnimi chłopcami. Łączy nas ten sam ,,przypadek”. Jeden ze współlokatorów jest zaledwie rok starszy od Nadii. Jeszcze śpi. Jego mama czuwa nad łóżkiem. Starszy niebawem zostanie wypisany do domu. Cisza, spokój, atmosfera sprzyjająca odpoczynkowi. I nagle do sali wpada rodzina chłopca- dwie babcie, kuzynostwo, dziadek, ojciec. W sumie 7 osób. Brakuje miejsca, więc dzielą się na grupy. Rzucają wierzchnie odzienia na łóżko malca. Jest środek zimy. Zamiast śniegu siąpi deszcz. Nikt z nich nie założył ochraniczy na obuwie. Za to przytaszczyli z sobą siaty z lodami i jogurtami- jedynym pożywieniem, które pacjenci po zabiegu zjadają bez uczucia gardłowego dyskomfortu. Pada seria pytań w stylu ,,A może zjadłbyś coś?”, ,,Jak się czujesz?”, ,,Kiedy was wypuszczą?”, ,,Boli cię gardło?”. Niby nic takiego, ot, zwykła troska o zdrowie dziecka, ale w momencie przeznaczonym na rekonwalescencję wydaje się nie na miejscu.

Pozostałe dzieci zostają obudzone. Gołym okiem widać, że zmagają się ze snem i zmęczeniem, że nie na rękę im takie liczne odwiedziny. W końcu do sali wpada pielęgniarka, zwracając uwagę na to, iż rodzina chłopca powinna uszanować prawo do spokojnego odpoczynku wszystkich pacjentów, że dzieci narażone są na kontakt z bakteriami (w końcu na oddziale panuje sterylna atmosfera, panie sprzątające codziennie myją okna, ściany, zlewy, podłogi itp.) i w końcu, że na terenie szpitala działa bezpłatna szatnia, w której należy pozostawiać kurtki.

Jeszcze tego samego wieczora na drzwiach prowadzących do otolaryngologii zawiśnie kartka z informacją, iż wprowadzono zakaz odwiedzin. Powód? Uchronienie naszych pociech przed epidemią. Wszakże powracające do zdrowia organizmy są najbardziej narażone na powikłania. Przy pacjentach przebywać będzie mogła wyłącznie jedna osoba (matka, ojciec bądź opiekun). Jeśli chorego będzie chciał zobaczyć drugi rodzic, ten, który czuwa przy maluchu, będzie musiał opuścić salę.

W nocy moje dziecko dostaje gorączki. Przenoszą nas do izolatki.

DSC_0140

BEZ KOMPUTERA ANI RUSZ

Zanim odseparowano nas od innych pacjentów, na oddział przyjęto nastoletniego chłopca, pobitego przez ,,kolegów”. Nie poprzestali na kradzieży plecaka, dokumentów i gotówki, pozostawili mu pamiątkę w postaci złamanego nosa. Ponieważ w dniu zabiegu, któremu poddane zostało gardło mojej córki, drugi współlokator otrzymał wypis do domu, na naszej sali zwolniło się łóżko. Miał je zająć pobity chłopak. Nas tymczasem przeniesiono do ,,pokoju” obok, do towarzyszy niedoli w podobnym wieku.

Jednym z nowych sąsiadów okazał się trzyletni chłopiec, któremu mama umilała czas bajkami, zgranymi na dysku laptopa. Za nic miała ciszę nocną, samopoczucie pozostałych osób na sali. Wszakże musiała synowi zapewnić multimedialną rozrywkę. Nie dało się nie słuchać krzykliwych kreskówek.

A przecież odwiedziła nas obwoźna biblioteka, wyposażona w książki zarówno dla dużych jak i małych czytelników. Nawet kącik malucha wyposażony został w czasopisma i lektury dla dzieci. Prócz książek można w nim było znaleźć klocki, piętrowy garaż z samochodami, maskotki oraz inne umilacze.

To nie był odosobniony przypadek. W innych salach maluchy siedziały wpatrzone w ekrany komputerów i aby sobie wzajemnie nie przeszkadzać, rodzice wyposażyli swe latorośle w… słuchawki.

Tak trudno wytrzymać dwie doby bez laptopa, filmów, bajek, internetu. Wszakże szpital nie był wyposażony w telewizory. I całe szczęście. Wyobrażam sobie te wojny o pilota…

DSC_0133

TELEFON DO MAMY

Godnym odnotowania był fakt, iż dzieciom towarzyszyli również ojcowie. Rozbijali prowizoryczne obozowiska na podłodze i pomagali maluchom powrócić do zdrowia. Niby nic, przecież mamy równouprawnienie i tata powinien uczestniczyć w życiu swej pociechy na identycznych warunkach, jak matka. O ile kilku z panów rzeczywiście zaangażowało się w opiekę chorych maluchów, tak mojej uwadze nie umknął pewien delikwent, któremu telefon komórkowy przyrósł do ucha. Jedyną rozrywką, jaką zapewnił swojemu dziecku, było przemierzanie korytarza. Może ćwiczył przed jakimś maratonem, albo chciał pobić rekord tandemu pielęgniarek, które o drugiej w nocy urządziły sobie wyścigi- która głośniej i szybciej pokona dystans między dyżurką a naszą salą, stukając z całych sił chodakami. A może po prostu nie miał wiele do powiedzenia w kwestii wyboru opiekuna. Wszakże jego żona, która na chwilę pojawiła się na oddziale, była w zaawansowanej ciąży z drugim dzieckiem…

To, co najbardziej zapadło mi w pamięci to osamotniona pięciolatka, którą rodzice przywieźli do szpitala, zakwaterowali i zostawili w piżamie bez szczoteczki do zębów, grzebienia i jakiejkolwiek zabawki. Na odchodnym mała została pouczona przez ojca, aby szybko nauczyła się na pamięć numeru jego komórki. Następnie otrzymała kartę telefoniczną z zastrzeżeniem, by nie dzwoniła ,,bez powodu”. W jej przypadku aparat telefoniczny, który miał pomóc dziecku znieść rozłąkę z rodziną, okazał się niepotrzebnym sprzętem.

Mogę sobie wyobrazić, że matka i ojciec dziewczynki pracują w korporacji, że walczą o utrzymanie etatu, że mają niewyrozumiałych szefów, nawał obowiązków, ale do jasnej cholery, czy naprawdę żadne z nich nie mogło towarzyszyć córce w szpitalu? Kiedy zostawili ją na noc bez opieki, nic nie mówiąc pracownikom oddziału, mała błąkała się po korytarzu, pukała w oszklone ściany. Rano, gdy tylko jej rodzice przekroczyli próg szpitala, zostali ostro pouczeni przez jedną z pielęgniarek. Czy poskutkowało? Na naszych oczach odbyli emocjonującą konwersację, w trakcie której cały oddział mógł dowiedzieć się które z nich więcej straci, jeśli weźmie zwolnienie z pracy. Żenująca sytuacja? Jak dla kogo. Nam najbardziej żal było tej małej i na zmianę z innymi matkami starałyśmy się, aby zapomniała o kłótni rodziców.

Matkę dziewczynki trzeba było ,,zaprosić” do sali pooperacyjnej, w której jej córka wybudzała się z narkozy. Kiedy mojej Nadii podawano morfinę, kiedy gładziłam czoło córki i starałam się ją uspokoić, matka zwracała uwagę pięcioletniej Julce, aby panowała nad emocjami i nie przesadzała z płaczem, gdyż wycięcie migdałków jest bezbolesne. Dziecko ewidentnie przeszkadzało jej w przeglądaniu katalogu z markową biżuterią…

Ani ojciec ani matka dziewczynki nie zostali z nią na noc, kiedy trzeba zwracać uwagę na ewentualne powikłania po zabiegu. Zmyli się, kiedy zaczęłam czytać dziewczynkom bajkę. Swojej córki, drugą noc z rzędu, nie wykąpali przed snem, nie poinformowali szpitalnego personelu, że pozostawiają ją bez opieki. Totalna znieczulica.

MATKA WIE NAJLEPIEJ

Po wspomnianym zabiegu dzieci spożywają płynne pokarmy. Trzeba pamiętać, aby nie podawać im kwaśnych, gorących, twardych produktów, które mogą podrażnić gardło, przyczynić się do powstania krwotoku itp. Największą pociechą w tych trudnych chwilach są… lody. Nie tylko smakują małym pacjentom, ale również korzystnie wpływają na ich rekonwalescencję. Kiedy więc nasze pociechy były gotowe na pierwszy pozabiegowy posiłek, pielęgniarki roznosiły jogurty.

Tymczasem moja sympatyczna współlokatorka (w tym określeniu nie kryje się sarkazm, naprawdę ją polubiłam i mogłam liczyć na wsparcie w  trudnych chwilach) uraczyła swego syna pszenną bułką z pasztetem… Ponieważ synek miał ochotę na coś konkretnego. Ponieważ współczujące matczyne serce nie mogło znieść prośby w oczach pociechy. Na nic się zdały prośby, by chłopczyk nie jadł twardej skórki. Młody z apetytem pałaszował ,,domowy posiłek”. Na szczęście pomogła interwencja pielęgniarki, dobitnie uświadamiającej matce konsekwencje takiego biesiadowania.

DSC_0121

SZPITAL TO NIE DOM

Niecały tydzień na oddziale otolaryngologii mocno dał mi się we znaki. Nie narzekam na to, że ,,spałam” na podłodze (hotel dostępny był dla matek karmiących, cena 25zł za dobę), wszakże czuwałam nad dzieckiem, na piętrze dostępny był tylko jeden prysznic i trzy toalety, że jedzenie nie należało do wykwintnych i przez kilka dni byłam odcięta od świata, od pracy. Czymś naturalnym wydaje mi się, że byłam przy córce, wspierałam ją, pomagałam przetrwać hospitalizację. Nie traktowałam sugestii pielęgniarek jako narzucania złej woli, bezpodstawnych ograniczeń. Doceniałam fakt, że odnosiły się z szacunkiem zarówno do mnie, jak i mojego dziecka i odwdzięczałam się tym samym. Nie zgrywałam wszechwiedzącej matki, dbającej wyłącznie o własną wygodę i dobro jedynie swojej pociechy.

Nie jestem zaskoczona faktem, że podobne przemyślenia dopadły mnie cztery lata temu, gdy z nowo narodzoną Nadią leżałyśmy na oddziale położniczym. Wtedy również nie uszanowano naszych praw do odpoczynku i intymności.

Ubolewam nad niedojrzałością ludzi, wymigujących się od rodzicielskich obowiązków, skupionych na sobie, traktujących pobyt w szpitalu jak wczasy. Są takie sytuacje, kiedy należy schować dumę głęboko w kieszeni, uruchomić wyobraźnię, pochylić się nad cierpieniem bliskiej osoby, nie zapominając przy tym o rzeczywistości i innych osobach.

Co mną kierowało? Przysłowiowy ból dupy? Nuda? Nie, po prostu poczułam ogromną potrzebę zwrócenia Waszej uwagi na sytuację w szpitalach, za którą odpowiedzialność ponoszą rodziny pacjentów, a nie obarczany winą- personel.

I pomyśleć, że to był tylko tydzień, a co czują rodzice, których pociechy zmagają się z chorobą przez tygodnie, miesiące czy lata?

li_lia

W październiku 2010r. zostałam mamą. Od tamtej pory godzę domowe i macierzyńskie obowiązki ze swoją pasją- pisaniem. Klawiatura jest moją najlepszą przyjaciółką. Piszę, ponieważ czuję potrzebę okiełznania myśli za pomocą liter.

14 komentarzy w Impreza na oddziale. O zachowaniu się w szpitalu

  • biedactwo :( nie którzy nie mają wyobraźni niestety

    • li_lia says:

      Wyobraźni i serca, niestety…

  • Na sama myśl o szpitalu i cierpieniu dziecka mam dreszcze. A tamci rodzice… cóż widuje takich czasami i mam ochotę zrobic coś bardzo niepedagogicznego… Brak słów po prostu. Nie wiem po co tacy ludzie maja dzieci – chyba dlatego ze wypada mieć fotografie na biurku albo coś w tym stylu. Kiedy korporacja zaczęła kraść mój czas przeznaczony dla dziecka – odeszłam. Mniej kasy więcej czasu i szczęśliwe dziecko – nie żałuję ani złotówki :)

    • li_lia says:

      W ich przypadku odpowiedzialność za dziecko nie obejmuje istotnych punktów.

  • Dobrze,ze o tym piszesz.Trafiłaś na kompetentny personel.Gdy mój syn był w szpitalu,pielęgniarki traktowały chorych jako zło konieczne,nie interesowały się sytuacją pacjentów.Na sali z synem leżało troje dzieci,które trzeba było karmić.Nikt z personelu nie interesował się czy dzieci zjadły,czy maja coś do picia.Tylko ja czuwałam przy synu,a rodzice pozostałych dzieci zjawiali sie tylko p południu na góra dwie godzinki.

    • li_lia says:

      Współczuję tym dzieciom. Dobrze, że Twój syn mógł liczyć na Ciebie.

  • Anka says:

    Oj tak….Znam to z autopsji. Tylko my na dokładkę mieliśmy na sali SUPER mamusie,dla której każde inne dziecko było odrażająca i nikt nie mógl bawić się z jej idealnym dzieckiem,bo jeszcze ją zarazi(sama miała biegunkę i wymioty i to ona zarażała) a opieka to makabra.Spanie na podłodze za opłatą,niekompetentna Pani ordynator.Dobrze,ze miałam na sali koleżankę niedoli.Luiza umiliłam nam czas jak nikt.A jej synek? Cudowne dziecko.Takich matek jak najwięcej. Zdrowia dla córki i jak najmniej kontaktu ze Służbą Zdrowia.

    • li_lia says:

      Dziękuję i Tobie również życzę jedynie wizyt kontrolnych i żadnej hospitalizacji.

  • luca777 says:

    A myślałam ,że mnie m
    NIC nie zaskoczy.LUDZKA WYOBRAŹNIA granic nie ma

    • li_lia says:

      A widzisz, życie jest pełne niespodzianek.

  • Kolejny raz mam wrażenie, że żyję w innej Polsce. Przeczytałam bardzo dokładnie, bo przez jakiś czas oddział otolaryngologii to był nasz drugi dom. Nie zliczę ile razy tam lądowaliśmy w ciągu tego roku. Nigdy, przenigdy nie spotkałam się ze znieczulicą, brakiem szacunku i brakiem zainteresowania własnym dzieckiem. Może jedynie z tym tabletem, grami itp się zgodzę, sporo tego. Ale będąc całymi dniami uziemnionym wcale się nie dziwię. Bo przecież nie da się non stop bawić tymi samymi zabawkami i czytać książeczki do znudzenia. Zresztą na tabletach dzieci też grały trochę i się nudziły.
    Ja chyba po prostu jestem szczęściarą :)
    PS Życzę zdrowia

    • li_lia says:

      Dziękuję i wzajemnie.

  • szok... says:

    boze… i tacy ludzie maja dzieci… jak mozna sie nie przejmowac dzieckiem… az mi sie cisjienia podnioslo//..

    • li_lia says:

      Nie znajduję żadnych słów na usprawiedliwienie takiego zachowania…

Zostaw komentarz

You may use these HTML tags and attributes: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>