-
Klocki czy kredki?
30 maja 2013 Dla dziecka, Dodatki
-
W domu Haneczki rodzice stosowali zapamiętane ze swego dzieciństwa kary. Każde przewinienie dziewczynka musiała odpokutować, stojąc odwrócona tyłem do wnętrza pokoju, w najciemniejszym, pozbawionym jakichkolwiek interesujących elementów kącie. Czas mijał jej na obserwowaniu nierówno pomalowanej ściany. Zdarzyło się, że mimowolnie jeździła czubkiem paluszka po chropowatej powierzchni, rysując niewidzialne szlaczki. Tych kilka chwil, które spędzała w odosobnieniu, miała poświęcić na przemyślenie własnego zachowania. Przynajmniej tego oczekiwała od niej mama. Jednak haniną główkę wypełniały wówczas same przykre myśli, sprawiając, że czuła się coraz bardziej smutna i niezrozumiana.
O tak, rodzice dziewczynki wyznawali zasadę, że dzieci i ryby głosu nie mają, co wręcz uniemożliwiało jej przedstawienie swoich racji. Świat dorosłych miał tylko dwa odcienie, dzielił się na to, co dobre i złe. Między kontrastującymi z sobą barwami nie występowały inne kolory, inne możliwości. Tak więc winą za stłuczony, podczas sprzątania swojego pokoju wazon, obarczono Hanię, ona również musiała ponieść konsekwencje tego, iż ze szkoły wróciła w podartych rajstopkach, tak samo wzięła odpowiedzialność za to, że jej ukochany piesek zaatakował dachowca sąsiadki.
To, co w rozumieniu mamy i taty nazywane było normalnym porządkiem rzeczy, w oczach Hani uchodziło za wielką niesprawiedliwość. Pewnej nocy dziewczynka wypowiedziała znamienne w skutkach życzenie. Kiedy następnego dnia otworzyła oczy nic już nie było takie, jak dawniej. Świat stał się czarno-biały.
Jakże dziwnie smakowało śniadanie. Kanapka z żółtym serem w najmniejszym stopniu nie przypominała codziennie spożywanego pierwszego posiłku. Poranny program, który mama miała zwyczaj oglądać przed wyjściem do pracy, nawiązywał do czasów, kiedy królowały telewizory, które dziś zobaczyć można jedynie w muzeach. Ukochane książki z kolorowymi obrazkami straciły dawny urok, stały się mroczne i przygnębiające. Rosnący pod oknem bez przestał rozkosznie drażnić nozdrza dziewczynki. Podobnie jak wbite w zadbaną rabatkę kwiaty. Ich długie, szczupłe, białe łodygi od niechcenia podtrzymywały czarne płatki. Jednak to nie ich wygląd sprawiał niemiłe wrażenie, a brak jakiegokolwiek zapachu.
- To nie może być prawda- wymknęło się z ust zdziwionej dziewczynki- Co się stało z moimi brązowymi warkoczykami? Gdzie się podziały usta w kolorze dojrzałych truskawek? Dlaczego moja skóra przypomina kartkę papieru?
Jednak nikt nie mógł udzielić Hani odpowiedzi na dręczące ją pytania. Ludzie bowiem podzielili się na tych, którzy mówili wyłącznie prawdę i zależało im na dobru innych. Pozostali mieli na sumieniu niecne uczynki, zaś sposób, w jaki się wysławiali przyprawiał o ból głowy.
Podczas lekcji połowa klasy z zainteresowaniem słuchała tego, o czym opowiadała pani, zaś druga toczyła bitwę połamanymi linijkami. W powietrzu latały samolociki. Ktoś pociął nożyczkami śnieżnobiałe firanki i przykleił Maciusiowi do pleców kartkę, z napisem ,,Jestem osiołkiem”. Hania z przerażeniem obserwowała kolegów i koleżanki, którzy zmienili się nie do poznania.
Tego dnia nawet pysznie ugotowany obiad, podany na szkolnej stołówce, wyglądał co najmniej podejrzanie. Nie wiadomo było z jakich składników powstał kotlet, niedbale trącany przez Hanię widelcem. Kompot przypominał czarną maź, a surówka skutecznie zniechęcała do zjedzenia jakichkolwiek warzyw.
W rodzinnym domu dziewczynka zauważyła, że mama jakby złagodniała. Odłożyła na półkę telefon, z którym się dotąd nie rozstawała, proponując swojej córce dawno obiecywany spacer. Niedowierzając, Hania postanowiła uszczypnąć się w wierzch dłoni. A kiedy nabrała pewności, iż nie śni, chwyciła mamę za rękę i obie poszły w nieznanym im kierunku. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów sprawczyni czarno-białej rewolucji mogła bez skrępowania opowiadać o tym, jak minął jej dzień, w co bawiła się podczas przerw z koleżankami i czyje psoty sprawiły wychowawczyni największą przykrość.
Dotąd dystyngowana, wciąż zabiegana i ciężko pracująca pani, z zapartym tchem przysłuchiwała się zwierzeniom swej latorośli. Od czasu do czasu kiwnęła porozumiewawczo głową, albo mocniej ścisnęła dłoń Hani. Ta zaś, co kilka kroków zatrzymywała się, by ponownie przytulić się do swej rodzicielki, czekając aż zostanie pogłaskana po głowie. Nie miało znaczenia, że białe słońce skryło się za czarnymi chmurami, że trzy gałki lodów, bardziej przypominały kamienie, niż ulubiony smakołyk. Obecność mamy rekompensowała największe niedogodności.
Kiedy dzień chylił się ku końcowi, zmęczone, ale szczęśliwe matka z córką, dotarły przed drzwi ich zadbanego domu. Tam jednak czekała na nie niemiła niespodzianka. Bowiem klucz, który mamusia wyjęła z torebki, nie pasował do zamka, dzwonek nie działał. Początkowo sądziły, że to zwykły zbieg niefortunnych okoliczności. Dziewczynka nawet zapukała do okna, sądząc iż w środku zastanie tatusia, który albo uciął sobie drzemkę, albo po prostu nie słyszy ich wołania.
Hania najchętniej wymazałaby z pamięci późniejsze wydarzenia. Dotąd nigdy nie widziała, żeby mamusia tak bardzo płakała, żeby tatuś krzyczał i był niemiły dla ich obu. Kiedy w końcu pozwolił im przekroczyć próg domu, dziewczynka ukryła się w swoim pokoju, z zamiarem niewychylania z niego nosa, dopóki wszystko nie wróci do normalności. Nawet nie umyła zębów, o co mama nie miała pretensji. Zmieniła tylko sukienkę na wygodną piżamę i próbowała zasnąć, schowana pod grubą pierzyną.
Sen jednak nie chciał tak szybko nadejść. Uważnie przysłuchiwał się szeptom dziewczynki. Ta zaś prosiła, najpiękniej jak umiała, by zły czar przestał istnieć, by świat znów stał się kolorowy, a tatuś tak miły jak dawniej. Tylko myśl o utracie nowej mamusi nie dawała dziewczynce spokoju. Za wszelką cenę, życzyła sobie, by chociaż ona nigdy więcej już nie ulegała zmianie.
Zafrasowany sen dotknął policzka Hanusi, przymknął powieki i przeniósł do odległej krainy.
Tuż po obudzeniu dziewczynka ujrzała na skraju łóżka dziwny pakunek. Niewielki przedmiot, otulony białym papierem tak bardzo zaintrygował właścicielkę pokoiku, że postanowiła bezzwłocznie poznać jego zawartość. Jakże wielkie było zdumienie Hani, która została obdarowana niezwykłymi… kredkami. Każda z nich przybrała postać świecowego klocka. Na czarno-białym tle te siedem przedmiotów odróżniało się żywymi, nasyconymi barwami. Uwagę Hani zwrócił również kształt nowych zabawek. Niektóre przypominały zwierzęta, inne zaś sześciany, wyposażone w stożkowate wieże. Do intrygującego zestawu dołączona była karteczka, której napis brzmiał:
,,Niech Twój świat Haneczko znowu nabierze barw”.
Adresatka liściku czym prędzej pobiegła do biurka, z szuflady którego wyciągnęła czystą kartkę. Tylko przez chwilę zastanawiała się nad tym, co też powinno ozdobić papier. Następnie przystąpiła do tworzenia wielokolorowego dzieła.
I kiedy tak rysowała trzymającą się za ręce rodzinę, każdy z otaczających ją elementów wracał do znanej formy, kształtu, odzyskiwał smak, zapach i barwę.
KONIEC
Szukając inspiracji do kolejnego wpisu, trafiłam na stronę Lime- dystrybutora zabawki nazwanej Block Crayon. I chociaż kiedyś obiło mi się o uszy pojęcie klocko-kredek, dopiero niedawno miałam przyjemność zapoznania się z ich właściwościami.
Doświadczeni rodzice zdają sobie sprawę z tego, iż rezolutnego maluszka trudno zainteresować na długi czas jednym produktem. A kiedy taka zabawka posiada ograniczone możliwości, opiera się na jednym, góra dwóch schematach wykorzystania, wówczas prędzej czy później wyląduje na dnie szafy, albo w spadku zostanie przekazana innemu brzdącowi.
W pracy mam do czynienia z dziećmi, które dopiero zaczynają swoją przygodę z edukacją, jak i już przygotowują się do opuszczenia gmachu szkoły podstawowej. U większości z nich zaobserwowałam tendencję do rysowania. Szkicują, malują nie tylko w trakcie zajęć plastycznych na świetlicy. Ozdabiają ostatnie strony zeszytów, uszlachetniają swymi dziełami podręczniki, tworzą laurki (kilka takich dowodów wdzięczności zachowałam na pamiątkę) i widzę, jak wielką sprawia im to przyjemność. Istotny jest fakt, iż rysując łączą przyjemne z pożytecznym. Na papierze utrwalają swoje marzenia, zwierzają się w ten sposób z trapiących ich problemów, dają upust emocjom i twórczym zdolnościom. Przede wszystkim ćwiczą palce, dłonie, cierpliwość, skupiając uwagę na danej czynności, wyciszają się, uspokajają.
Podobnie zachowuje się moja dwuipółletnia córeczka. Generalnie dla Nadii ostatnio zabawa sprowadza się do kredek i kartki. Łudzę się, że etap ozdabiania ścian, jakże intrygującymi hieroglifami, mamy już za sobą. Od niedawna Młoda gustuje również w farbach, zwanych potocznie plakatówkami. I chociaż sprzątania jest wówczas co niemiara, ja już zastanawiam się nad kontynuowaniem i wzbogaceniem jej pasji poprzez zakup pasteli.
W międzyczasie podsunęłam Nadzi kredko-klocki. Pochodzące ze strony Lime praktyczne zabawki, posiadają kilka funkcji i umożliwiają dziecku różnorodne ich wykorzystanie.
Na pierwszy rzut oka te kolorowe hybrydy można po prostu potraktować jako elementy do stworzenia niewielkich, ale jakże efektownych konstrukcji. Stabilne podstawy, pustych w środku brył, doskonale sprawdzają się w roli filarów różnobarwnych wież, albo służą za płoty. Na stożki o zaokrąglonych czubkach, można nadziać żółtą krowę albo fioletową kurkę. Tym samym tworzymy małe gospodarstwo, które można powiększyć, dokupując kolejne elementy.
Ponadto kształt geometrycznych figur sprzyja umieszczeniu na ich ściankach cyfr, liter oraz obrazków. Ten zabieg pozwolił uzyskać producentowi zalążek alfabetu i w kreatywny, jakże przyjemny sposób, pomóc w nauce liczenia. Wypukła grafika stymuluje dziecko do rozwijania zmysłu dotyku, zaś wyraziste obrazki nie wprowadzają w błąd właściciela klocko-kredek i wręcz zachęcają do wypowiadania na głos słów, do nazywania tego, co zostało uwiecznione na ich powierzchni.
Łącząc z sobą klocki o podobnej tematyce, możemy zachęcić nawet dwuletnie dziecko do budowania złożonych zdań. Najdłuższa, niebieska bryła, przedstawia gospodarstwo. Ustawiając na niej zielony sześcian z marchewką, opowiadamy maluszkowi o tym, jakie plony zbiera rolnik. Wystarczy przekręcić mniejszy z elementów, by naszym oczom ukazał się łebek koguta, który wręcz prowokuje do tego, by wymienić to, co wchodzi w skład żywego inwentarza farmera. Na przeciwnej ściance znajdują się trzy kwiatki. Wystarczy poprosić dziecko, by odnalazło klocek, który pokazuje adekwatną cyfrę, a nawet zawiera odpowiednią grafikę- schowane w gniazdku trzy jajka. Takich przykładów jest wiele i zależą one od tego, jakie klocki trafią się w zestawie.
Innym zastosowaniem zabawki jest potraktowanie jej części jako… pacynek. Załóżcie dowolny klocek na koniuszek palca i stwórzcie domowy teatrzyk.
Doskonałym tłem dla powyższej propozycji będzie własnoręcznie wykonany rysunek. Wszakże wspomniane klocki są również świecowymi kredkami. Znajdą swoje miejsce zarówno w małych, jak i w dorosłych dłoniach. Można je trzymać w ,,tradycyjny” sposób, lub jak to miało miejsce w przypadku teatrzyku- nadziać na palce. Swoboda rysowania wynika również z tego, iż doskonale sprawdzają się w pojedynkę, jak i wtedy, gdy jednocześnie wykorzystamy kilka z nich, na przykład do stworzenia tęczy. Intensywność barwy zależeć będzie wówczas od siły, jaką włożymy w dociskanie kredki do kartki. Niebywałą zaletą takich kredek, prócz atrakcyjnego i dość nietypowego wyglądu, jest ich trwałość. Mimo iż Nadzia w złości lub z czystej ciekawości normalne kredki często łamie, w tym przypadku o takiej ewentualności nie może być mowy. Twarde, pozbawione ostrych kantów klocko-kredki zostały solidnie wykonane z nietoksycznych materiałów i stanowią urozmaicenie codziennej zabawy. Do rysowania można wykorzystywać praktycznie każdy milimetr ich powierzchni i zanim całkowicie się zużyją minie sporo czasu, wiele kartek zostanie ozdobionych niepowtarzalnymi dziełami.
Przyznajcie sami, czy nie przyjemniej jest bawić się w malarza artystę tak niebanalnymi produktami? O ile milsze jest rysowanie uśmiechniętą krówką, czy równie sympatycznie wyglądającą kurką od zwykłych kredek? Czy wszechstronność zastosowania opisywanej zabawki nie przemawia na jej korzyść? Czy nie jest ona doskonałym prezentem dla niecierpliwego, żądnego zmiennej rozrywki brzdąca?
Powyższy zestaw klocko-kredek Block Crayon możecie nabyć za pośrednictwem ich dystrybutora- Lime. Ceny zestawów zaczynają się od 20zł.
Na załączonym filmiku możecie zobaczyć Nadzię ze starszą kuzynką Wiką podczas zabawy klocko-kredkami:
li_lia
W październiku 2010r. zostałam mamą. Od tamtej pory godzę domowe i macierzyńskie obowiązki ze swoją pasją- pisaniem. Klawiatura jest moją najlepszą przyjaciółką. Piszę, ponieważ czuję potrzebę okiełznania myśli za pomocą liter.
Te kredki to coś wspaniałego, az zazdroszczę, ponieważ są interesujące i mają ciekawe kształty
Podobają mi się te kredki. Korzystaliśmy z nich u znajomych. Maluchowi na razie ich nie kupiłam, bo chcę, żeby ćwiczył rysowanie zwykłymi kredkami.
czadowe kredki!
Przypominają mi świecówki, które były kiedyś w niespodziankach
Jakie fajne )
Czego to teraz nie wymyślą..:)) Ale faktycznie pożyteczne i wielofunkcyjne przyciągają i nie giną w szarym tłumie pospolitych zabawek:)
No właśnie
Ciekawy wynalazek, my jeszcze zostaniemy przy zwykłych kredkach, u nas na czasie są koty na ścianach, mam nadzieję, że pomału przejdzie jej ta fascynacja i wróci do kartek.
Nazwa maski „romantyczna” to chyba chwyt marketingowy-owszem jest fajna i sprawdza się na moich kudłach, ale żeby były pełne romantyzmu, to już tego nie zauważam.
Może jest romantycznie, kiedy pan mąż zatapia w nich swe palce?
świetna sprawa dla malucha