Konkurs z Kubusiową Akademią

4 października 2013 Dla dzieckaDodatkiKsiążkaKuchnia  38 komentarzy

O tym, że gotowanie z dzieckiem może być prawdziwą przyjemnością oraz sposobem na zacieśnianie rodzinnych więzi przekonywać nikogo nie muszę, prawda?

Wspólne przygotowywanie potraw daje naszym pociechom szansę na poznanie nowych smaków i zdecydowanie zmniejsza ilość przysłowiowych Tadków Niejadków. Bowiem młody adept kulinarnej sztuki nie tylko chętniej skonsumuje obiad, deser, bądź przekąskę, do powstania której przyczyniły się jego ręce, dobre rady rodziców, tudzież opiekunów i własna pomysłowość, ale przede wszystkim zyska kolejny powód do dumy.

Jeśli zatem nie stronicie od rodzinnego pichcenia, możecie pochwalić się przepisami na zdrowe i smaczne potrawy, koniecznie weźcie udział w dwóch konkursach, których laureaci mogą liczyć na naprawdę ciekawe nagrody.

Oczywiście najważniejsze przedsięwzięcie, nad którym patronat objęła Kubusiowa Akademia Gotowania odbywa się na na stronie http://www.gotujzkubusiem.pl/konkurs.html

Sama z przyjemnością wezmę udział w konkursie, mając nadzieję na sprawienie Nadii ogromnej radości, jeśli uda nam się zdobyć jeden z poniższych zestawów:

Organizator akcji przygotował również miłe upominki dla czytelników mojego bloga.

KONKURS

Jeśli chcielibyście otrzymać książeczkę z sympatycznym misiem oraz praktyczny fartuszek dla swojej pociechy, koniecznie weźcie udział w blogowej zabawie.

fartuszek-horz

Wystarczy, że podzielicie się ze mną śmieszną, dowcipną, intrygującą, niezapomnianą historią, jaka przytrafiła się Wam w kuchni w trakcie przygotowywania posiłku wraz z Waszą pociechą, lub opowieścią pochodzącą z czasów, gdy jako dzieci pomagaliście w kuchni swoim rodzicom.

Regulamin

1. Konkurs zostaje przeprowadzony na blogu Świat według Lilii w dniach 04.10.2013r.- 13.10.2013r.

2. Zadaniem uczestników jest opisanie historii związanej z przygotowywaniem potraw przez dziecko/dzieci wraz z rodzicami (opiekunami).

3. Odpowiedzi należy zamieszczać w formie komentarza pod konkursowym wpisem.

4. Z nadesłanych zgłoszeń Jury wybierze 4 laureatów, którzy otrzymają po jednym zestawie nagród.

5. W skład każdego zestawu wchodzi książka wydawnictwa Egmont oraz fartuszek.

6. Fundatorem nagród jest Kubusiowa Akademia Gotowania.

7. Za wysyłkę nagród odpowiedzialność ponosi Kubusiowa Akademia Gotowania.

8. Laureaci konkursu proszeni są o przesłanie swoich danych na maila li_lia@wp.pl w ciągu tygodnia od opublikowania wyników zabawy.

Powodzenia!!!

li_lia

W październiku 2010r. zostałam mamą. Od tamtej pory godzę domowe i macierzyńskie obowiązki ze swoją pasją- pisaniem. Klawiatura jest moją najlepszą przyjaciółką. Piszę, ponieważ czuję potrzebę okiełznania myśli za pomocą liter.

38 komentarzy w Konkurs z Kubusiową Akademią

  • nikollet85 says:

    Rewelacyjne nagrody :)
    Kochana ja jedynie mogę Ci podac przeis na zupę z czasów dziecinstwa- zupa niezawodna i na każdą okazje – dla mamy ugotowałam :) Pamietaj, że najważniejsze jest zachowanie właściwych proporcji :
    2 LITRY WODY, PRZECIER POMIDOROWY I KILO RYŻU :)
    Pomidorowa jak ta lala :)

  • Marta says:

    Przypomniała mi się śmieszna sytuacja z mojego dzieciństwa, gdy ”uczyłam się” gotować. Chciałam zrobić rodzicom niespodziankę i ugotowałam zupę ogórkową. Niestety nie przyszło mi do głowy, żeby zetrzeć ogórki na tarce, więc wrzuciłam całe i zupa chyba nie za bardzo nadawała się do jedzenia ;)

  • Kiti says:

    Ja to jestem ciekawa tych książeczek, ale ja się bałam nawet wodę wstawić na gaz to nic innego mi się nie przydarzyło w kuchni;p

  • Moja starsza córka (5 lat) bardzo lubi mi pomagać w kuchni
    kiedyś robiłam kulki z mięsa mielonego i akurat pomagała mi i obtaczała, młodsza w tym czasie spała. w pewnym momencie usłyszałam płacz młodszej i poszłam do pokoju a starsza została w kuchni nie było mnie może z 5 min. Młodsza usnęła i wróciła do kuchni i co zastałam, Michasia zadowolona bo zrobiła kulki na obiad :) z reszty mięsa mielonego. Co się okazało kuleczki owszem były zrobione ale raczej wielkości małego orzeszka. Najważniejsza jednak była zadowolona mina Michasi,że pomogła mi w kuchni

  • Asia says:

    Pewnego razu naszła mnie ochota na pieczenie ciasteczek piegusek i starszy syn miał 4 lata , chciał mi bardzo pomóc poprosiłam go by dosypał mi rodzynek do ciasta a poszłam wstawić zupę na obiad. Wróciłam patrze a synek wsypał mi cała paczkę ziela angielskiego do ciasta na pieguski :) Trzeba było wszystkie ziele po wybierać z ciasta na szczęście ciasto nie zostało wymieszane. Teraz syn rozróżnia ziele angielskie od rodzynek :D

  • Yllla says:

    Powodzenia :)

  • Ania W says:

    Powodzenia wszystkim życzę :-)

  • IlonaK Adixx says:

    Ja jak tylko wyciągam miski z szafki do pieczenia ciasta to mój 4letni syn stoi już na taboreciku przy kuchennym blacie. Nie jestem dobrym „cukiernikiem ” i zawsze korzystam z zeszytu z przepisem ,który leży obok ,bo do niego zerkam. Mały ma swoją miskę i ugniata drożdżówkę , w pewnej chwili zagląda do przepisu i z bardzo poważną miną wymienia składniki, tak choćby umiał czytać .To wygląda naprawdę cudnie ,a pewnego razu robiliśmy bułki to jego „działo” nie było większe od piłeczki pingpongowej. He hee dobry ,jest rośnie pomocnik mamy ;)

  • Kingusia ;) says:

    ale cudaczne nagrody z kubusiem puchatkiem ;)

  • Antoniana says:

    Powodzenia wszystkim ; ) !

  • cyrysia says:

    Mój czteroletni synek bardzo lubi jeść jajecznicę i zawsze mi pomaga w jej przygotowaniu. Kiedy ja wbijam jajka to on miesza aż będą idealnie gotowe. Pewnego dnia w trakcie przygotowywania posiłku przyszedł do nas listonosz, dlatego musiałam iść do niego odebrać przesyłkę. Wyłączyłam gaz na kuchni i na chwilkę zostawiłam szkraba samego. Pół minuty później byłam z powrotem i okazało się, że jajecznicy na patelni nie ma. Synek tak intensywnie ją mieszał, że nieoczekiwanie znalazła się na podłodze 
    No cóż- liczą się dobre chęci….

  • Beata i Natalka says:

    Moja córeczka w czerwcu skończyła 2 latka i teraz jest już wielką kucharką. Zawsze kiedy moja babcia robi kluski śląskie dziecko dzielnie Jej pomaga rozgniatając rękami uformowane kluski na coś w stylu naleśników. Jeśli ktoś naleje sobie zupy do talerza musi jej bardzo dobrze pilnować ponieważ dla dziecka zawsze wymaga ona doprawienia dużą ilością soli pieprzu i bulionu. A teraz kiedy każdy Ją już wygania z kuchni gotuje sama w wiaderku swoją zupkę z zebranych kamyków i kasztanów doprawiając udawanymi przyprawami. Każdy musi dosłownie zjeść zupki bo inaczej zostanie mu ona wepchnięta na siłę ewentualnie można oberwać łyżką. Córeczka jest jeszcze mała ale już strach myśleć jak będą wyglądały jej dalsze przygody w kuchni

  • Majencia says:

    No to i my się dorzucimy do konkursu :)

    W końcu po 7 latach mieszkania „z rodzicami” przeprowadziliśy się na „swoje” 4 kąty.Niestety nie nacieszyliśmy się urokami lata oraz złotej jesieni, nie dość ,że na dworze szaro buro i ponuro ,moja córka miała zakaz wychodzenia z domu ze względów oczywiście…-choroby ( no bo jak to możliwe aby pójść do przedszkola i tydzień poźniej nie chorować). Siedząc na internecie natchnełam się na bardzo fajną stronę internetową z „szybkim” i „innymi” przepisami, więc razem z córką zaczęłyśmy „działać”. Pierwszy w ruch poszedł bakłażan z chlebowym nadzieniem,drugi brokuł z kurczarkiem ,skórką z cytryny zawinięty w ciasto francuskie, trzecim i najważniejszym daniem naszego dnia były… rogaliki :) Oczywiście każdym składnikiem trzeba było się podzielić z moją 4-latką, najbardziej zafascynowało ją to ,że z kostki droźdzy wychodzi „lejąca masa” :) Rozbijanie jajkek mimo tego iż obawiałam się bardzo co z nich zostanie i ile skorupek będę musiała wyciągać z jeszcze niezagniecionego ciasta ,zostały szybko i sprawnie rozbite przez małe rączki mej córki i nawet ani jedna skorupka nie wpadła do środka. Oczywiście przy zagniacaniu ciasta było pełno śmiechu bo jescze mąż/tato się dołączył bo ani córka ani mama nie dawały już rady aby je zagnieźść. Jednak nam się udało z 2 godzinnej „roboty” wyszło 120 rogalików -nie dość ,że dla całej naszej nabliższej rodziny to i córka zaniosła swoim przyjaciołom i panią z przedszkola :) od tamtego czasu dzieciaki w przedszkolu co tydzień „coś” pichcą :) ostatnio ciasto marchewkowe a wcześniej ze śliwkami :) a gdy się im nie uda -oddają je ptaszkom :)

  • Pyszczek says:

    Zawsze gdy na stole pojawiała się zupa, jako dziecko uciekałam gdzie pieprz rośnie. Każdy „zupny” obiad kończył się płaczem i zgrzytaniem zębów, tańczącą lalką w rosole i kluskami pod szafą. Ale pewnego dnia zmieniłam taktykę i postanowiłam zapobiec „znęcającej się” nade mną zupie pomidorowej. W oczekiwaniu na rodziców, gdy babcia krzątała się po kuchni, wrzuciłam z wielką dumą swój mały bucik do garnka i milczałam jak grób, wzruszając ramionami na pytania babci gdzie go zgubiłam. Nie muszę wspominać jaką radością było znalezienie zguby przez głodną mamę w pływającym obiedzie, który właśnie nakładała na talerz. Ja oczywiście udawałam, że nie wiem jak to się stało, ale chyba nie do końca wdało mi się udowodnić niewinność.

  • Edyta says:

    Zawsze chętnie przyglądałam się jak Mama robi ciasto. Kiedyś przyglądałam się tak bacznie, że moje długie warkocze zanurzyły się w nie upieczonym jeszcze pierniku…no ale przecież nikt nie musiał o tym wiedzieć ;)
    Natomiast, gdy miałam 10-11 lat postanowiłam zrobić Mamie niespodziankę i sama upiec kruche ciasteczka z marchewką. Tyle razy przecież widziałam jak Ona to robi, więc ich zrobienie wydawało mi się bardzo proste. Otworzyłam zeszyt z przepisami i z przejęciem zaczęłam działać. Aby ciastka były naprawdę kruchutkie Mama dodawała własnoręcznie robionego masła. Zawsze było kilka kostek w zapasie włożonych do zamrażarki, więc wzięłam jedną z nich. Była całkowicie twarda, więc zaczęłam ścierać ją na tarce. Troche mnie dziwiło, że nie jest śliska, a lepiąca, no ale może tak ma być – pomyślałam. Ciasteczka na pewno byłyby wyśmienite, gdyby nie to, że zamiast masła wtarłam kostkę żółtego sera (również robionego przez Mamę domowym sposobem, kiedyś nie był tak łatwo dostępny)…No cóż, starałam się, a zamarznięte masło i ser wyglądają identycznie ;)

  • Andzia6668 says:

    Świetne nagrody !

  • dorota says:

    moja wpadka kulinarna w dziecinstwie to upieczenie pizzy w piekarniku razem z folia i pudelkiem – nie bylo pozaru tylko nic z pizzy nie zostalo ;-)

    za to moja siostra majac 4 lata wymyslila sobie, ze chce zjesc pieczonego ziemniaka z ogniska – ale po co prosic rodzicow o rozpalenie ogniska kiedy to mozna ziemniaka oblozyc kilkoma gazetami i wlozyc do glebokiego talerzyka – oczywiscie gazete podpalila, niestety starsza siostra ( czyli ja ) czujac dym szybko ziemniakiem sie zajela i nie bylo tak oczekiwanej potrawy. Ale moja siostrzyczka tak latwo sie nie poddaje – wziela ziemniaki, poszla do piewnicy i „piekla” je w piecu do ogrzewania w domu – potem tlumaczyla ze najlepsze sa ziemniaki z popiolu – oczywiscie sie nei upiekly bo ognia nie rozpalila tylko potrzymala je chwile w zimnym popiole.

  • Paprykens says:

    Wpadka kulinarna powiadasz… Było takich sporo, ale jedna z nich (chociaż z moim udziałem to nie do końca moja) przebiła wszystkie, a anegdotka krąży po rodzinie i znajomych do tej pory :D
    Mając lat naście (coś koło 13-14 z tego co pamiętam) dostałam ‚polecenie służbowe’ od wyjeżdżającej na weekend mamy co by ugotować gar zupy dla mojego ojczyma (ja z moimi siostrami na czas nieobecności mamuśki miałyśmy jechać do dziadków). Jak mama kazała, tak też zrobiłam- zupa wyszła naprawdę dobra i byłam z siebie niesamowicie dumna. Niestety nie uniknęłam małej porażki i dosyć mocno ją przypaliłam. Nie myśląc wiele zupę przelałam do czystego gara, a resztki zalałam wodą, aby się odmoczyło wszystko jak należy. Jak na nastolatkę, która została sama w domu przystało resztę dnia przebimbałam robiąc jakieś bzdury i całkiem zapomniałam żeby ten nieszczęsny garnek umyć. Nagle zadzwonił domofon- dziadkowie z moimi siostrami! Nie myśląc wiele garnek z zupą wstawiłam do lodówki i poleciałam na dół. W niedzielę wieczorem mama wracając do domu zgarnęła po drodze mnie z siostrami od dziadków i wróciłyśmy razem do domu. Po drodze mama upewniła się czy pamiętałam o zupie i czy dobra wyszła. Zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że takiej dobrej jeszcze w życiu nie ugotowałam. Już w domu, mama zabrała się za szykowanie kolacji, otwiera lodówkę, a tam… stoi nieruszony garnek z zupą. Zawołała ojczyma na „dywanik” i dalej go wypytywać co jadł jak nas nie było. Nic nie rozumiejący biedny facet odpowiedział, że przecież zupę ugotowałam i zjadł cały gar. No to mama pyta czy dobra chociaż była. Ojczym odpowiedział, że całkiem niezła, chociaż mało treściwa i słabo przyprawiona. Mama wściekła, że jej własny osobisty mąż w balona próbuje ją robić wyjęła gar z lodówki, a chłop zrobił wielkie nic nie rozumiejące oczy. W tym momencie ja doznałam olśnienia i zaczęłam się śmiać jak opętana. Okazało się, że jak na chłopa przystało, ojczym do lodówki nawet nie zajrzał i podczas, gdy nas nie było zajadał ze smakiem odgrzewaną zawartość garnka stojącego na kuchence. Tyle, że to nie była zupa a po prostu przypalone resztki zalane wodą :D Od tej pory jak ojczym zostawał sam w domu to pierwsze co zaglądał do lodówki :D

  • zosienka337 says:

    Moja córcia ma wprawdzie dopiero 4 miesiące, ale już teraz spędza ze mną czas w kuchni, kładę ją na bujaczku a ona bacznie mi się przygląda i po swojemu dopinguje. Kiedy tylko wpadną jej w oko rękawice kuchenne zaraz głośno o nie prosi, gdy tylko je dostaje świetnie się nimi bawi. Podoba jej się kiedy krzątam się po kuchni i przygotowuje obiadek i opowiadam jej krok po kroku co robię.
    Ja pamiętam moje dwie wpadki z dzieciństwa, mama poprosiła mnie abym ugotowała cały czajnik wody, więc ja postawiłam na kuchence gazowej ten czajnik i niestety o nim zapomniałam, jak to dziecko pomyślałam o zabawie i pobiegłam na podwórko, po jakimś czasie tata wrócił do domku a tam cała kuchnia zadymiona – dobrze że się nie spaliła :-( takie moje roztrzepanie z dzieciństwa, a kolejna gdy gotowałam jajka na twardo – tak długo je gotowałam aż siedząc w pokoju usłyszałam wybuch – okazało się że cała woda się wygotowała a jajka popękały… ;) dobrze że nic z tego dzieciństwa mi nie zostało i teraz takie wpadki się nie zdarzają.

  • nikki26 says:

    Nasza domowa anegdota z gotowaniem niewiele ma wspólnego. Chociaż..? Gdy byłam dzieckiem, miałam ukochaną kotkę – Stefcię. Stefcia uwielbiała kręcić się po kuchni, zawsze było jej pełno pod nogami. Pewnego dnia przygotowywałyśmy z mamą sałatkę. Gotowałyśmy jaja, obierałyśmy jarzyny. A Stefa oczywiście nadzorca kuchenny. W pewnej chwili słyszymy miauk, a kota nie widać. Przeszukałyśmy całą kuchnię, kot miauczy, ale go nie ma… W końcu mama uchyliła drzwiczki od lodówki, a ta bestia siedzi na półce, drapie pazurami, czmychnęła – i już nigdy do kuchni nie weszła. Najlepszy był jednak komentarz mojej mamy: Ciekawe, czy gdy kot siedzi w lodówce, świeci się światło? :D Niestety Stefy już nie ma, łapie myszy u Pana Boga, ale historia została. Ps. Darła się jakby ją obdzierali ze skóry, ale szynkę wpierniczyła z papierkiem :)

  • Monika Nagórna says:

    Mój Misio wszystkich rozśmiesza odkąd nauczył się korzystać z toalety,
    ponieważ idąc robić siku zawsze musi przede wszystkim zdejmować skarpetki :-)
    bez tego nic nie zrobi :-)

  • Nadunia says:

    Nadia 2lata i 3 miesiące uwielbia podpatrywać i pomagać jak mama miesza obiera gotuje.Pewnego razu przygotowywałyśmy obiad ,obrałam wszystko odstawiłam makaron i podałam Nadii zanim zupka się ugotuje lubi sobie podjeść sam makaronik.Nie zdążyłam jeszcze posprzątać ze stołu a były tam różne rzeczy kubek z sokiem ,obierki po włoszczyżnie .Zadzwonił telefon a Nadia wykorzystała fakt że mama nie patrzy ,postanowiła urozmaicić sobie obiadek.Do makaronu wlała soku z kubka ,obierki z marchewki ,kawałki pietruszki ,obierki z selera i pietruszki,gumki które mocowały włoszczyznę i tak kilka warstw na końcu włożyła słomkę do picia który też był pod ręką.Aż złapałam aparat by uchwycić to „danie” :) .No cóż sam makaron to już za mało.Nadia woli pichcić sama.

  • AgaS28 says:

    Zaczęło się to na same Święta Bożego Narodzenia jakieś 4 lata temu kiedy to moja Amelka zaczęła chcieć robić ze mną ciasto na pierogi :) wszystko było dobrze do czasu kiedy to ciasto jeszcze było na stole i moja mała pomocniczka miała zajęcie :) robiła jak to ona powiedziała „ciateczka dla baci” chodziło oczywiście o ciasteczka dla babci :) wszystkie ciasto się już zagniotło no i już nie było co robić a moja Sroka zaczęła płakać że jej ” ciateczka” uciekły, bo były na stole i już ich nie ma. Zaczął się płacz a wnet bym powiedziała krzyk z płaczem że ona chce swoje ciateczka…musiałam na nowo zrobić specjalnie dla niej nowe ciasto i do tego musiałam dać jej wszystkie przyrządy takie jak wałek wycinarkę do kółek, pędzelek i najważniejsze blaszkę do pieczenia bo przecież to były ciateczka….no wszystko potem było już pod kontrolą i spokojnie :)

  • Justyna says:

    Przypomina mi się, że jako mała dziewczynka bardzo chciałam potrafić to co mama. Moim pierwszym a za razem nieudanym eksperymentem była galaretka, a że było nas w rodzinie 6 pomyślałam że rozrobię ją w większej ilości wody i jak myślicie czy galaretka stężała? Oczywiście, że nie! Mama wytłumaczyła mi wtedy że wszystko trzeba sporządzać w takich ilościach jakich jest opisane bo inaczej nic nam wtedy nie wyjdzie. A co do mojej galaretki… nikt jej nie zjadł, za to wypił.

  • Jakiś czas temu z moim 6 letnim synkiem piekliśmy drożdówki z ukochaną czekoladą. Ponieważ wiadome nie każdy ma ręke do pieczenia ba do pieczenia ciasta drożdowego uczę synka ze owe ciasto musi mieć ciepło. Nie obyło sie beż pytań „czemu” „dlaczego” i „po co” !!!A że mieszkamy z moją teściową a synka babcią ta co chwilkę sie kręciła między kuchnią a gankiem.W pewnej chwili kiedy byłam zajęta wytoczyła sie taka owa rozmowa:
    - Synku zamknij drzwi do ganku bo ciągnie!!!
    -CIĄGNIE CIĘ to mam Ci przynieść miskę???

  • Yulia says:

    Gotowanie z moją dwuletnią córką, to prawdziwa dżungla przetrwania, wszystko trzeba przygotowywać bardzo szybko, po to,aby po wspólnym przygotowywaniu posiłku, kuchnia nie przypominała krajobrazu po bitwie.Oczywiście nie można też zapomnieć o naszych milusińskich czyli psie i kocie, którzy tylko czekają kiedy Julka rzuci im coś do jedzenia. Tym sposobem zdarza się czasem niedokładne zapoznanie się z przepisem. Tak było w przypadku zapiekanki z dodatkiem znanego fixa, zamiast 250 ml wody, dodałyśmy 2,5 szklanki tej wody. Troszkę dziwiła mnie ilość, jednak pomyślałam, że na pewno się wygotuje. Jakie zdziwienie było taty, gdy po otwarciu piekarnika zobaczył pływające kartofelki. Do dziś nie może zrozumieć dlaczego podałyśmy mu zupę ziemniaczaną w naczyniu żaroodpornym.

  • Iza says:

    Synek jeszcze malutki (roczek skończył) ale zaczął się u niego etap zwany przez nas „papugowaniem”.. czyli robi to samo co tatuś i mamusia tylko koniecznie w tym samym miejscu oraz tymi samymi przyrządami.
    Ostatnio podglądał mnie podczas gotowania obiadu – siedział obok na krzesełku z butelką mleka. Kiedy przyprawiałam kotlety synek nagle przysunął się do talerza i swoim mleczekiem pokapał po kotletach, odwrócił jeden na drugą stronę i ponownie pokropił nasz obiad :) myślę, że to piękny początek tego co nas dopiero czeka :)

  • motylek1010 says:

    U mnie sprawa jest poważna bo mój syn jest zapalonym kucharzem i nawet ma prawdziwe garnki dane do zabawy bo plastikowe nie przeszły… przy każdym obiedzie czy pieczeniu placka koniecznie musi pomagać. Robiliśmy kiedyś makaron własnej roboty. Pokazałam synowi jak płaty makaronu przepuszczać przez maszynkę i powierzyłam mu to zadanie. Gdy już przepuścił część zaczęłam wrzucać do garnka a syn w tym czasie dalej kręcił makaron. Jakże wielkie było moje zdziwienie gdy skończyłam wkładać makaron do garnka. Odwracam się a tam zamiast pokrojonego makaronu widzę przepuszczone przez maszynkę gazety. Wióry papieru ukazały mi się przed oczami i ze śmiechu myślałam że pęknę. A z mojego doświadczenia kulinarnego to kiedy miałam może z 10 lat postanowiłam że zrobię mojej mamie niespodziankę i przygotuję galaretkę. Wsypałam zawartość torebki do salaterki, zalałam gorącą wodą i bez mieszania GORĄCĄ wstawiłam do zamrażarki. Efekt był zaskakująco twardy ale wspomnienia zostały miłe. Innym razem gotowałam ogórkową. Po zaklepaniu nalałam sobie do miseczki i jem a tu smak typowo ziemniaczany i tak myślę że coś jest nie tak. Patrzę na blat a tu w miseczce ogórki;) Zupa ogórkowa bez ogórków to dopiero wyzwanie kulinarne;D

  • Magdalena Matuszewska says:

    Wiele razy z córką piekłyśmy pierniczki. Jakoś przed świętami miała zrobić na zbiórkę harcerską coś słodkiego. No to co – pierniczki. Byłam zajęta młodszym braciszkiem. Po kilku minutach, córka przyszła do mnie, że ciasto wyszło jakieś twarde i nie chce się dobrze zagnieść nie mówiąc o rozwałkowaniu. Powiedziałam żeby się nie przejmowała że czasami i mnie nie wychodzi tak jak bym chciała. Nieudane ciasto wylądowało w koszu a córa musiała coś kupić w sklepie. Po jakimś czasie kiedy robiłam kluski śląskie na obiad, wyszło dlaczego córci nie wyszły ciasteczka. Zamiast cukru pudru dodała do ciasta mąkę ziemniaczaną. A że i cukier i mąka była w podobnych pojemnikach więc się nie zorientowała.

  • Wpadka kulinarna?! O tak! Pamiętam doskonale jak dziś!
    Pewnego dnia moja mama nauczyła mnie jak robić kisiel i mimo iż miałam wtedy już z 8 lat było to dla mnie „wielkie coś”. Niby zwykły kisiel a dla dziecka niczym danie szefa restauracji. Nauczyłam się ile wody wlać do garnka, ile łyżek cukru, jak trzeba rozpuścić proszek. Byłam wtedy taka z siebie dumna , że chciałam się tym pochwalić również przed swoim tatą. Kiedy wrócił z pracy, poprosiłam aby poczekał w pokoju bo mam dla niego niespodziankę. Poszłam do kuchni i „gotowałam kisiel”. Wszystko próbowałam robić tak jak mama mnie nauczyła. Niestety kiedy w garnku zamiast płynnej masy, zaczęły robić się grudki których nie dało się już rozmieszać, zdałam sobie sprawę że wsypałam cały proszek do wody w garnku. Całkiem zapomniałam o tym, że należy najpierw rozpuścić go w szklance. Zrobiło mi się smutno. Na szczęście mój tato był ze mnie bardzo dumny mimo iż tak naprawdę miał ochotę się ze mnie pośmiać ;) Od tamtej chwili minęło już sporo czasu, pamiętam wszystko doskonale i mimo że wtedy było mi bardzo smutno to teraz mam ubaw po pachy! :)

  • Anna says:

    Moja Kasia jest jeszcze mała ma 8,5mc, ale już teraz razem gotujemy i mamy z tego wielką frajdę. Uwielbiam patrzeć jak mlaska buźką przy blendowaniu jej zupki, jak ogląda wszystko co jem ja albo mąż:)poznaje też bezpieczne sprzęty kuchenne, lubi silikonowy pędzel, plastikowe łyżki do mieszania salaty, drewniane przybory do mieszania;)już w brzuszku radośnie kopała jak tylko coś gotowałam, mam nadzieję, że wyrośnie z niej mój mały kuchenny pomocnik;)

  • iwona r. says:

    To ja opowiem o gotowaniu mojego chrześniaka i kuzynki. A było to tak, Maciuś zawsze uwielbiał pomagać mamie w gotowaniu i tak było pamiętnego dnia kiedy na obiedzie byli goście a Maciuś wraz z mamą gotowali zupę. Maciuś starannie przygotowywał mamie składniki do zupy którymi lubił się bawić, tego dnia miała być grochówka więc i Maciuś w swojej miseczce mieszał groch. Kiedy do zupy trzeba było dosypać groch trochę było płaczu gdyż Maciuś chciał dalej się bawić w gotowanie, ale po kilku uzgodnieniach Maciej dostał jeszcze więcej grochu do swojej miseczki a reszta która była wcześniej przygotowana wylądowała w garnku. Po określonym czasie zupa była już gotowa i pora było ją nalewać do talerzy , kiedy to kuzynka dokonywała tej czynności mieszając chochlą usłyszała dziwny dźwięk w garnku ? Zdziwiona zaczęła łowić po zupie i nabrała na chochlę gwoździa, którego Maciuś skrupulatnie ukrył w wcześniej przygotowanym grochu. Tak więc kuzynka ugotowała przysłowiową zupę na gwoździu (w tym wydaniu śrubce ). PS/ zupa ponoć byłą wyśmienita.

  • cedroa says:

    Jestem mamą 2 letniej córki Oliwii. Mając tyle latek córcia jest bardzo ciekawa wszystkiego i bardzo pomocna. Razem ze mną uwielbia piec pączki. Pamiętam jak jednego razu robiąc z nią pyszne pączusie, wyciągając je z piekarnika córka bez chwili zastanowienia powiedziała do mnie poważnym tonem: ”Mamuniu, ale te pączusie sią duźe, tak, jak Twoje cycusie”. Nie umiałam wytrzymać ze śmiechu, lecz musiałam być poważna i odpowiedziałam jej: ”Tak, tak Kochanie, są duże i bardzo pyszne” :)

  • cedroa says:

    Kiedy wyniki konkursu?

    • li_lia says:

      Jeśli zdążę to dzisiaj :)

  • Iza says:

    są już wyniki???

    • li_lia says:

      Są razem z wpisem o książeczkach z naklejkami.

  • cedroa says:

    Nie widzę :/ Gdzie są wyniki.

Zostaw komentarz Cancel reply

You may use these HTML tags and attributes: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>