Misiowa afera podsłuchowa

10 września 2014 Dla dzieckaMiejsca  7 komentarzy

Mogłoby się wydawać, że żyjemy w kraju, w którym nikt nie powinien ograniczać naszej obywatelskiej swobody. Tymczasem notorycznie jesteśmy podsłuchiwani, nagrywani, sprawdzani. Przełożeni mogą monitorować naszą mailową korespondencję, śledzić historię przeglądarki, zapoznając się z czynnościami, które wykonywaliśmy w miejscu pracy. W galeriach handlowych, marketach, osiedlowych sklepach obserwują nas czujne oczy licznych kamer. Nawet jeśli chcemy skontaktować się z telefonicznym biurem obsługi klienta czy to naszego operatora komórkowego czy z serwisem, zostajemy poinformowani o nagrywaniu rozmowy. Co prawda przysługuje nam prawo do odmowy, co jednak skutkuje przerwaniem połączenia.

Urządzenia zainstalowane przy bankomatach, na ruchliwych skrzyżowaniach czy na parkingach ułatwiają namierzenie sprawców wypadków, wandali, a także złodziei. Niekiedy sami domagamy się zainstalowania monitoringu, zwłaszcza na strzeżonych osiedlach, w pobliżu placów zabaw, na terenie szkół, żłobków i przedszkoli.

Jeszcze nie ucichły echa najnowszej afery, do której doszło w zielonogórskim żłobku, kiedy jedna z opiekunek w przyniesionej przez dziecko zabawce odkryła podsłuch. Czy nam, rodzicom wolno w taki sposób sprawdzać funkcjonowanie placówek, do których uczęszczają nasze pociechy?

DSC_0002

W Akademii Malucha, niepublicznego przedszkola mojej córki, kilka miesięcy temu pojawiły się kamery. Do nagrań nie mają dostępu przypadkowe osoby. Nawet rodzicom nie zostały udostępnione hasła i loginy, by móc online przyglądać się temu, co w ciągu dnia porabiają ich pociechy i zajmujące się dziećmi nauczycielki. Każdy z nas (w razie uzasadnionych podejrzeń, zastrzeżeń dotyczących zachowania pracowników względem maluszków) ma możliwość skonfrontowania opowieści pociechy z tym, co faktycznie dzieje się w placówce. Jednak nigdy nie wpadłabym na pomysł, który zrealizowała pewna matka z Zielonej Góry.

Jakie motywy kierowały kobietą? Co popchnęło ją do tego, by w maskotce dziecka (dość nieudolnie) ukryć pluskwę? Czy miała podstawy ku temu, by sądzić, iż jej pociesze dzieje się krzywda?

Z ustaleń dziennikarzy wynika, iż sprawczyni zamieszania chciała się upewnić, iż posyłając maluszka do konkretnego żłobka dokonała właściwego wyboru, że brzdąc został objęty odpowiednią opieką i nie dochodzi do niekomfortowych, wręcz przykrych sytuacji. Wspomniana kobieta miała prawo do tego, by dręczyła ją niepewność, w końcu kto z nas, rodziców/opiekunów nigdy nie zastanawiał się czy pozostawione w placówce dziecko spędza czas w miły i pożyteczny sposób? Jednakże jeśli nie miała podstaw ku temu, by umieszczać w zabawce podsłuch, jeśli działała jedynie w ramach prewencji, czy powinna zostać ukarana?

Dla niektórych rodziców nie istnieją żadne granice, których nie mogliby przekroczyć tylko po to, by zapewnić swemu dziecku najlepsze warunki do dorastania. O ile troska o dobro pociechy jest zrozumiała tak już nie wszystkie działania, wiążące się z jej okazywaniem, są zgodne z prawem i nie naruszają dóbr osobistych innych osób.

Jestem matką. Przestałam się już obwiniać za to, że CHCĘ i MUSZĘ pracować, a w czasie, gdy wywiązuję się z zawodowych obowiązków, moja córka przebywa w przedszkolu więcej niż pięć godzin dziennie. Od września tego roku Nadia należy do grupy starszaków, co wiązało się ze zmianą nauczycielek, poznaniem nowych koleżanek i pozostawieniem jej najlepszej przyjaciółki w maluszkach. Do tej rewolucji przygotowywałam Młodą przez całe wakacje. Tłumaczyłam z czym wiąże się przejście do grona starszych dzieci, poznałam panie, które się nią opiekują. Kiedy tylko mam wolne w tygodniu, odbieram córkę z przedszkola i nie uciekam od razu do szatni. Poświęcam dłuższą chwilę na rozmowę z dyżurującą nauczycielką. Interesuję się tym, co i ile dziecko zjadło, czy nie wchodziła w konfliktowe sytuacje z rówieśnikami, czy uczestniczyła w zajęciach. Panie chętnie i dokładnie opisują poczynania mojej latorośli. Nie zbywają mnie lakonicznymi odpowiedziami. Pokazują efekty prac plastycznych. Niebawem, gdy dotrą książki, ćwiczenia i karty prac, będzie można sprawdzić postępy w nauce. Pozostaję w stałym kontakcie z dyrektorką placówki, nie unikam rozmów z innymi rodzicami. Widzę, że przedszkole nie ogranicza nam dostępu do informacji, że pracują w nim ludzie oddani swej profesji. W przeciwnym razie, tak jak matka z Zielonej Góry, miałabym zastrzeżenia co do miejsca, w którym przez kilka godzin dziennie przebywa moje dziecko.

Najmłodsza córka mojej siostry uczęszczała do przedszkola prowadzonego przez siostry zakonne. Pociechy odbierano w wąskim korytarzu. Rodzice nie byli zapraszani na wewnętrzne przedstawienia, nie mogli przysłuchiwać się zajęciom (u nas jest między innymi zumba, angielski, rytmika), podglądać maluszków w trakcie zabawy. Alergię na kurz mojej siostrzenicy, zakonnice skwitowały jako zagrożenia dla innych przedszkolaków, co zaowocowało zabraniem dziewczynki z placówki.

W sytuacji, która miała miejsce w Zielonej Górze, zatrważające jest to, że rodzic nie miał zaufania do osób, którym powierzył swoje dziecko i aby utwierdzić się w słuszności swych podejrzeń, musiał posunąć się do nielegalnego czynu. Przecież można skorzystać z innych sposobów. Kiedy maluszek nie może być źródłem informacji, rozmowy z nauczycielami i dyrekcją przedszkola nie dochodzą do skutku, trzeba skorzystać z dostępnych środków. Strach przed opinią publiczną, przed napiętnowaniem przez nauczycieli nie może być usprawiedliwieniem tego, że nabieramy wody w usta i przyjmujemy dziecięce opowieści o ,,złych paniach” za wyssane z palca bajeczki. Zmiana w zachowaniu pociechy, ślady uszczypnięć, zadrapań bądź innych cielesnych kar, wymierzanych prze opiekunki, powinny zmusić nas do działania. Na co jednak możemy sobie pozwolić, dochodząc sprawiedliwości, chcąc poznać prawdę? Dobro dziecka powinno być PRIORYTETEM, ale zapobiegawcze nagrywanie opiekunek sprzętem ukrytym w zabawce zakrawa o przesadę.

Gdyby nie została złapana na gorącym uczynku, gdyby opiekunka nie znalazła ukrytej w misiu pluskwy, co pomysłodawczyni ,,akcji” chciała uczynić z nagraniem? Zachowałaby je do własnego użytku, podzieliła się nim z innymi rodzicami, a może umieściła w sieci? Czy znalazło się na nim coś skandalicznego?

Jakie jest Wasze stanowisko w tej sprawie?

li_lia

W październiku 2010r. zostałam mamą. Od tamtej pory godzę domowe i macierzyńskie obowiązki ze swoją pasją- pisaniem. Klawiatura jest moją najlepszą przyjaciółką. Piszę, ponieważ czuję potrzebę okiełznania myśli za pomocą liter.

7 komentarzy w Misiowa afera podsłuchowa

  • Joanna says:

    Takie, że nie można kogoś karać za to co mógłby zrobić, bo gdyby babcia miała wąsy… No właśnie. Niczyj wizerunek nie został opublikowany ani „dobre imię” żłobka też nie zostało naruszone więc gdzie problem?

    • li_lia says:

      Joanno, oj, zostało naruszone. Sam fakt, że któraś z mam wpadła na pomysł, by nagrać opiekunki sprawił, że o żłobku stało się głośno. Czy słusznie? Nie było nas tam. Nie wiemy czy miała rację. Jedno jest pewne- nagrywanie be wiedzy osoby nagrywanej jest niezgodne z prawem…

    • Joanna says:

      li_lia Nie, nie jest to niezgodne z prawem. Niezgodne z prawem jest publikowanie czyjegoś wizerunku. Jednak użycie takiego nagrania np. w sądzie jako dowód przeciwko tej osobie jest już zgodne z prawem. Mogę stać nagrywać Cię całymi dniami dopóki nie naruszę Twojej nietykalności i nie wejdę na Twoją prywatną posesję, nie zrobię Ci krzywdy i nie zniesławię Cię w żaden sposób. Inaczej nikt nic nie może mi zrobić.

  • Agnieszka says:

    Uważam, że skoro rodzice nie mają zaufania do danej placówki to nie powinni wysyłać tam dziecka lub też powinni porozmawiać z jej dyrektorem.

  • Czego to ludzie nie wymyślą. Rozumiem, że mama chciała być doinformowana, ale są jakieś granice.

  • Martyna K. says:

    Nie słyszałam o tej aferze, ale moim zdaniem to już przesada. Zawsze można dowiedzieć się czegoś od opiekunek, nie trzeba mieć podsłuchu…

  • Gosia says:

    Tan medal ma dwie strony. Oczywiście warto rozmawiać, podglądać itp. Ale niestety wielu rodziców nie ma możliwości posłać dziecko tam gdzie by chciało, a jedynie tam gdzie jest miejsce. Sama doświadczyłam tej niepewności i niemocy. Ale, żeby pluskwę wrzucić do zabawki… musiała być zdesperowana.

Zostaw komentarz Cancel reply

You may use these HTML tags and attributes: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>