Nadzieja

16 października 2012 Dla dziecka  31 komentarzy

Dwa lata temu, świat po raz pierwszy usłyszał kwilenie mojej małej kopii.

Odtąd 16 października jest dla mnie dniem nie tylko niezwykłym, wyjątkowym, co magicznym.

Pamiętam ganiające mnie po korytarzu położne, które nie mogły się nadziwić, skąd pierworódka ma tyle siły, by kursować między swoją salą, a pokoikiem z inkubatorem, w którym grzała się czarna kruszynka.

Nie wierzyłam, że jeszcze przed chwilą ta leżąca w za dużych ciuszkach pannica siłowała się z moim kręgosłupem, próbując wybić dziurę w moich plecach.

W pamięci zapadło mi kilka zabawnych sytuacji, które sprawiły, że narodziny długo wyczekiwanego maluszka nie były traumatycznym przeżyciem.

Uparłam się, że Pan Mąż ma być obecny przy porodzie. Jego obawy w stylu ,,Jak usłyszę, że krzyczysz, albo zobaczę krew to zemdleję”, zbywałam groźno brzmiącym ,,Tylko spróbuj”.  Całe szczęście, że leżałam już kilka dni w szpitalu i personel miał oko na moje szalone pomysły.

Wieczorem wygnałam ślubnego do domu,  i gdy już myślałam, że akcja porodowa pozostanie w sferze moich marzeń otrzymałam smsa o treści:

,,Napisz mi czy zamierzasz dzisiaj urodzić, bo nie wiem czy opłaca mi się zamawiać pizzę”.

O tak, płeć brzydka nie zdaje sobie sprawy z tego, iż ciężarnej nie wolno drażnić, a najgorszą rzeczą jest wywieranie presji na przyszłej matce.

Tak więc na złość Panu Mężowi postanowiłam oddać się w ręce Natury. Pouczona przez doświadczoną w tym temacie przyjaciółkę, zwlokłam się z niewygodnego łóżka i zaczęłam dreptać po korytarzu. Kiedy już znałam na pamięć liczbę lamp, klamek i podłogowych płytek, potulnie wróciłam na swoja pryczę, przepraszając współlokatorki za brak atrakcji.

,,Przykro mi dziewczyny, impreza odwołana. Dzisiaj stękania nie będzie”.

Oświadczyłam z zawiedzioną miną i położyłam się spać.

Moje dziecko, poirytowane brakiem kołysania, było innego zdania.  Młoda wymierzyła mi kilka porządnych kopniaków, czym utwierdziła mnie w swej gotowości. Ponownie opuściłam swoje łóżko, wychodząc z założenia, że albo rozchodzę ten ból, albo urodzę.

Tym razem dane mi było spotkanie pierwszego stopnia ze ścianą. Oto zimny tynk przyjemnie studził emocje, cierpliwie znosząc moje biadolenia. Gdy tak zwierzałam się ścianie z moich krzyżowo-brzusznych bolączek na horyzoncie pojawiła się położna, zainteresowana moją nocną wycieczką.

Przyłapana na gorącym uczynku, poczułam się jak uczennica zmierzająca ku dywanikowi szkolnego dyrektora. W uszach dźwięczały mi słowa mojego lekarza, które padły po przedpołudniowym KTG.

,,Ewa, ty sobie wybij z głowy, że dzisiaj urodzisz.  Z takimi skurczami to możesz do grudnia tutaj leżakować”.

Dopiero stwierdzenie położnej wyrwało mnie z zamyślenia:

,,Zaczęło się, może pani zadzwonić po męża”.

W tej samej chwili z odważnej Matki Polki stałam się zahukaną sarenką, która najchętniej pomknęłaby głęboko w las. Gdy dotarła do mnie powaga sytuacji, nieśmiało wyszeptałam czy nie da się tego na jutro przełożyć, bo chyba się rozmyśliłam…

Resztę znam z opowieści Pana Męża, który miał 150 na liczniku i gnał ulicami ku miejskiej porodówce. Mina mu zrzedła, gdy zobaczył mnie taką skuloną, bezbronną, cierpiącą. Więc zwiał.

Chwilę mu zajęło doprowadzenie się do stanu użyteczności społecznej. Jakoś się otrząsnął z tego porodowego szoku i wrócił.

Pamiętam, że położna miała ogromny problem, zwracając się do mnie. A wszystko to przez podwójne nazwisko. Dwóch członów mi się zachciało. I to jeszcze z myślnikiem, tfu, z dywizem. I tak między jednym a drugim zawodzeniem, wstawiałam łącznik między jedno a drugie nazwisko, igrając z cierpliwością mojej cudownej położnej tym denerwującym dywizem.

Później znalazłam się w innym pomieszczeniu, a wokół mnie zaroiło się od ludzi. Ktoś podał mi oksytocynę i odpłynęłam. Zupełnie jak po torcie bezowym od Sowy.

Po chwili było mnie mniej o kilka kilogramów i jedno z serc przestało we mnie bić.

I oto na świecie pojawiła się moja Nadzieja.

Zauważyłyście, że poród jest strasznie demonizowany?

Matki lubią straszyć niedoświadczone ciężarne i karmić je potwornymi opowieściami.

Idąc na porodówkę obawiałam się dwóch rzeczy- tego czy wszystko odbędzie się bez komplikacji i moje dziecko będzie zdrowe oraz tego, czy uda mi się zapanować nad własnym ciałem. Ból mnie nie przerażał, wiedziałam, że nie może być nie do zniesienia. Trafiłam na wspaniałą położną, która mi łopatologicznie tłumaczyła zasady odpowiedniego oddychania i zachęcała do ruchu. Każdej przyszłej mamie życzę takiej opieki.

A jak Wy wspominacie narodziny Waszych pociech?

li_lia

W październiku 2010r. zostałam mamą. Od tamtej pory godzę domowe i macierzyńskie obowiązki ze swoją pasją- pisaniem. Klawiatura jest moją najlepszą przyjaciółką. Piszę, ponieważ czuję potrzebę okiełznania myśli za pomocą liter.

31 komentarzy w Nadzieja

  • nikollet85 says:

    Przede wszystkim najszczersze zyczenie urodzinowe dla córeczki,bowiem to jej święto:) Po drugie gratulacje dla Ciebie i P. męża za posiadania tak wspaniałego dziecka, jakim jest Wasza pociecha.
    Jako matka, sama wiem, że posiadanie dzieci to najwspanialsza rzecz jaka mnie kiedykolwiek mogła spotkac, więc wiem co czujesz. Dzieci to moje światełko w tunelu i powód dla którego co dziennie zrywam sie o świcie i chodze spac po północy. Mój sens zycia.

    A porody.. No cóż… Z przyczyn rozwojowych (tzn mam za wąską miednicę) miałam 2 planowane cesarki…

    • li_lia says:

      Dziękuję ślicznie :*
      O właśnie, cesarki też strasznie się bałam i strasznie chciałam rodzić naturalnie.
      Buziaki dla Ciebie i dziewczynek :)

  • mylamoja3004 says:

    Mój poród nie był przyjemny bo to cięcie cesarkie.
    Zrobili wszystko co musieli, wsadzili cewnik – myślałam że to najgorsze co mogłoby być jednak się myliłam. Pojechaliśmy na sale, kuli mnie w gręgosłup 7 razy bo chciałam znieczulenie wewnątrzoponowe – chyba tak to się nazywa.
    Należę do 4 % na których te znieczulenie nie działa. Za 6 razem połamała się na mnie im igła. Uspili mnie znieczuleniem ogólnym dając 4 dawki – taka kobyła ze mnie silna. A dalej już wyjęli małego i go nie widziałam. Pobudka na sali, łzy z oczu po znieczuleniu a najgorsze było przede mną.
    Ledwo przyjechałam na salę i przyszła ruda małpa, nawet nie powiedziała co ma zamiar zrobić. Zaczęła cisnąć za brzuch a ja się dre, głosem którego po znieczuleniu jeszcze nie zdążyłam odzyskać.
    Rwanie szwów, zmienianie mi wkładów, mycie – cesarka to najgorsze co może być.
    Prawie jak wrak człowieka i te upokorzenie. Przynieśli mi synka, był piękny i taki gładziutki, spokojny :) Przystawiłam go do piersi a później spaliśmy :)

    • nikollet85 says:

      Tez miałam cesarki nawet dwie i równiez za pierwszym razem znieczulenie nie zadziałało i miałam ogólne, nie pamiętam nic, dziecko dostałam dopiero nastepnego dnia, bolało równiez mocno za każdym razem. Ale nie płacze i nie płakałam, bowiem takiego bólu juz sie nie pamięta, przynajmniej ja nie pamiętałam. Taki ból to nic w orównianiu z tym, co sie czuje kiedy sie po raz pierwszy zobaczy dziecko :)

    • li_lia says:

      A jak było z karmieniem? Naciskali na to byś karmiła piersią?

    • li_lia says:

      Madziu w Polsce rodziłaś?
      Naprawdę scena jak z horroru.
      Ale dobrze, że masz już to za sobą.
      Prawda, że tego się nie zapomina?

  • Lusia says:

    Ja miałam całkowite znieczulenie, bowiem rodziłam w bardzo młodym wieku i od zawsze miałam problemy z bolącą miesiączką, dlatego lekarze zdecydowali się na ten krok. Oczywiście inne panie leżące ze mną w sali skrytykowały mnie argumentując, że kiedyś rodziło się naturalnie, oraz że jak się kocha dziecko to trzeba cierpieć. Może jest w tym coś z prawdy, że kiedyś nie było takich udogodnień, ale teraz skorą są to przecież można z nich skorzystać.
    Serdeczne życzenia urodzinowe dla Naduni, niech rośnie duża i przede wszystkim zdrowa. I życzenia też dla Ciebie Ewuniu, abyś miała pociechę z córci i żeby może kiedyś przejęła po Tobie umiejętność tak świetnego prowadzenia bloga.
    Pozdrawiam Was dziewczyny, no i Pana Męża również i gratuluję mu takich kobietek w domu.:)

    • li_lia says:

      Absolutnie się z tymi babami nie zgadzam. To Twoje ciało i sama decydujesz o tym czy próg bólu jest przez Ciebie akceptowany. Ja też chciałam znieczulenie, ale położna mi wytłumaczyła, że u mnie zwolniłoby to akcję. Pokazała mi wygodne pozycje, dała worek sako, żebym się wyżyła i uwinęłam się w 3 g i 20 minut :)
      Dziękuję również za życzenia :*

  • wiola says:

    Najlepsze życzenia dla Nadusi :)
    Ja powiem, że wg pań położnych i mojego ginekologa należę do kobiet stworzonych do rodzenia dzieci :) Rodziłam 4 razy, siłami natury a mój najdłuższy pobyt na porodówce od przyjazdu do zobaczenia maleństwa to 3 godziny.Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że w dużej mierze przebieg porodu i jego czas zależy od doświadczenia i chęci położnej i lekarza. Ja rodząc drugi raz usłyszałam od lekarki, że mam nie krzyczeć bo ją boli głowa a o tym, że będzie bolało to trzeba było pomyśleć 9 miesięcy temu. Głupi babsztyl, właśnie ten poród wspominam najgorzej, był straszny chociaż Pawełek ważył nie całe 3 kg. Pozostałe odbierał facet, mój ginekolog i to była zupełnie inna bajka :)

    • li_lia says:

      Dziękuję Wiolu. To samo usłyszałam że nadaję się i to wielce do rodzenia. Ta jasne ;) Pani położna chyba minęła się z powołaniem.

  • nikollet85 says:

    Z tym to nie miałam w ogóle problemu, mogłabym wykarmić pół oddziału tyle mleka miałam. Czy naciskali, nie bardzo, jakbym nie miala pokarmu, dali by butelkę, tak robili z dziewczyną leżą obok, nie miała mleka, mały Jej musiał zadowolic się butelka. Jakoś tak bezproblemowo to przebiegło. Byle by dziecko głodne nie było.
    A co do samego karmienia to starsza córke tylko 6 tyg karmiłam, wolała butelkę. Laurę nstomiast karmię do dzisiaj i zastanawiam się kiedy Ona zrezygnuje łaskawie, bo ja to już mam czasami dosyć :) ))

    • li_lia says:

      Musi jej wyjatkowo Twoje mleko smakować :)

  • mamaagatki says:

    Mój mężuś również uczestniczył w porodzie, na początku też miał obawy ale jak już się zdecydował to oboje byliśmy spokojniejsi. Mieliśmy dla siebie pokój do porodów rodzinnych- sala porodowa plus druga z kanapą i tv plus łazienka z prysznicem. Do wyboru były różne worki i piłki. Położna zaglądała rzadko, lekarze również, to był czas dla nas. Dopiero gdy poród już się rozkręcił mąż zawołał lekarzy i położne. Znieczulenia nie miałam, korzystałam z gazu rozweselającego który przez specjalną maseczkę wdycha się tuż przed skurczem. Gdy moja córka się urodziła wszystkie szczepienia i zabiegi były wykonywane w sali przy nas a potem leżała sobie nagusieńka na mnie podczas gdy położne wypełniały różne papiery (duuużo papierków) a mąż pakował nasze i dziecka rzeczy do przeniesienia na zwykłą salę. Poród mimo bólu wspominam bardzo dobrze, dopiero leżąc z niemowlęciem na sali na oddziale poporodowym przeżyłam traumę- brak opieki, lekceważenie, śmierdzące dymem papierosowym pielęgniarki i wiele innych rzeczy o których nie chcę pamiętać.
    Wszystkiego najlepszego dla Nadii z okazji 2-gich urodzinek!

    • li_lia says:

      Kochana, miałaś ekskluzywne warunki. Opowiedz mi o tym gazie, strasznie mnie to zaciekawiło. Rzeczywiście miałaś dobry humor czy pozwolił Ci sie po prostu odprężyć?
      Dziękuję za życzenia :)

    • mamaagatki says:

      Hmm, na pewno nie miałam żadnego „odlotu” jak opisują niektóre panie na forach internetowych :) Gaz działa delikatnie odprężająco, ale można go wdychać tylko gdy się leży lub siedzi, nie gdy się stoi. Więc ja korzystałam z niego dopiero pod koniec bo najpierw sobie spacerowałam, tak jak Ty. Koleżanka opowiadała mi, że jej mąż podczas jej porodu wziął sobie dwa głebokie wdechy i mu się aż słabo zrobiło :) Na ciężarne to tak nie działa, pewnie przez nadmiar emocji i adrenalinę jesteśmy za bardzo naładowane :)

  • sandrax33 says:

    Wszystkiego najlepszego dla Malutkiej :) Daj jej buziaka od mnie :*

    • li_lia says:

      Dziękuję, przekazałam :*

  • Ruda says:

    Och, Ewuś, ale mnie wzruszyłaś…Od razu przypomniały mi się moje bolączki…Fakt, zdrowie Martynki było najważniejsze i czekałam na nią całe wieki, wiesz po jakich traumatycznych przeżyciach wreszcie ją mam…Ale tego bólu porodowego nie zapomnę do końca życia. Tak więc Martyś będzie jedynaczką na co zgodnie z Małżonem przystaliśmy (on również poród wspomina jako traumę, gdyż świadomie rodził ze mną – choć był naprawdę dzielny).
    Wszystkiego Najlepszego dla Nadusi! Niech jej dzieciństwo upływa w miłości i radości (czego, jestem pewna, jako Matka Polka dopilnujesz :*)

    • li_lia says:

      Dzięki Asiu, ucałuj swojego Aniołka :*

  • angelusia says:

    Ja syna i córkę karmiłam piersią. Nie miałam jakichś horrorów w szpitalu, wszystko przebiegło sprawnie:) Wszystkiego najlepszego dla córeczki:)Strasznie podobna do Ciebie:)

    • li_lia says:

      Dziękuję :) Taka wierna kopia :)
      Żałuję że w moim szpitalu nie uzyskałam pomocy ale takiej serdecznej i fachowej kiedy starałam się nauczyc karmić piersią.

  • Żaneta says:

    życzenia dla Nadusi i moc buziaków :*

    a ja ie przyznam bez bicia, że ze wzystkiego najbardziej boję się porodu…

    • li_lia says:

      Dziękuję Żanetko.
      Kochana, dasz radę. No kto jak nie Ty?
      I tej opcji się trzymaj ;)

    • mamaagatki says:

      Żanetko ja też na początku się bałam. Ale im bliżej rozwiązania strach tym mniejszy, powtarzałam sobie, że każda kobieta przez to przechodzi i daje radę, że to coś normalnego. I mi bardzo pomogły zajęcia w szkole rodzenia, szczególnie kontakt z dziewczynami, które były w podobnej sytuacji :) Później niektóre z nich nawet mnie odwiedzały gdy leżałam w szpitalu.

    • li_lia says:

      Oczywiście, jak już do mnie dotarło, że nie ma innej opcji i po prostu muszę urodzić to po prostu zdałam się na to, co będzie.
      Żanetko, strach jest czymś naturalnym. Boimy się tego, co jest nam obce.
      Małgosiu, ten gaz miał być w każdym szpitalu, z tego, co się orientuję. Ciekawe jakie inne darmowe środki są dostępne dla rodzących.
      Na mnie rozweselająco podziałała oksytocyna, którą mi podano już w ostatniej fazie.

  • mentoska says:

    Wszystkiego, co najlepsze dla mini Ewy :D :*
    Niech rośnie duża i mądra, jak mama!

    • li_lia says:

      Oj, z tą mądrością nie przesadzajmy ;) Ale dziękuję w imieniu śpiocha, który już pół dnia przekimał w łóżeczku.

  • Koniczynka says:

    Sto lat dla malutkiej! ;*

    • li_lia says:

      Dziękuję w imieniu solenizantki :*

  • karcelka says:

    Wszystkiego najlepszego dla córeczki :) :*

    • li_lia says:

      Dziękuję :)

Zostaw komentarz

You may use these HTML tags and attributes: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>