Nivea Baby. Pachnąca podróż do przeszłości.

4 lipca 2012 Dla dzieckaKosmetyki  11 komentarzy

Było ciepło, cicho, wszystko lekko się kołysało, a przytłumione światło ogrzewało moją twarz. Tak wyglądał cały mój świat… Gdzieś z oddali moich uszu dochodziły tylko obce dźwięki. Nie wiem dlaczego, ale wiedziałam, że kiedyś będą dla mnie ważne, że stanę się ich nierozerwalną częścią. Wtedy zupełnie się nad tym nie zastanawiałam. Starałam się jednak zapamiętać jak najwięcej z nich. Jeden z dobiegających mnie głosów utkwił w mojej pamięci najbardziej. Był miękki i delikatny, a gdy mówił wiedziałam, że mówi tylko do mnie… Ten głos słyszałam najczęściej. Czasem był dźwięczny, melodyjny i przepełniony radością, czasem melancholijny i płaczliwy, a czasem wybuchał perlistym śmiechem. Zawsze jednak był pełen miłości i czułości… Miłości do mnie… Wiedziałam to, choć zupełnie nie zdawałam sobie sprawy skąd…

Mijały dni, tygodnie… Miałam wrażenie, że mój świat maleje. Miałam tak niewiele miejsca, że ledwo prostowałam nogi. Poza tym niewiele się zmieniło. Wciąż towarzyszył mi mój znajomy głos, a ja rozumiałam go coraz lepiej. Świetnie radziłam sobie z rozróżnianiem jego uczuć. Wiedziałam kiedy był radosny, kiedy zły, a kiedy pogrążał się w szarym smutku. I ja wtedy odczuwałam to samo… Tak bardzo zjednoczyłam się z moim głosem, że potrafiłam płakać razem z nim, a gdy nie słyszałam go zbyt długo, tęskniłam… Wtedy już byłam pewna, że to uczucie nigdy nie zgaśnie. To była miłość… Najprawdziwsza i uskrzydlająca…

Tego dnia wydarzyło się coś dziwnego. Chciałam spać, a w moim maleńkim świecie było gorąco, duszno i niewygodnie. Mój ukochany głos był wyraźnie zaniepokojony, a ja nie miałam siły, by odczuwać to zaniepokojenie razem z nim. Z godziny na godzinę słabłam, robiło się coraz ciemniej… Bałam się… Głos płaczliwym tonem mówił do mnie stale, czułam jego miękki dotyk, ale nie umiałam mu odpowiedzieć… Chciałam, by mnie przytulił i powiedział, że będzie dobrze… A dobrze nie było… Nie rozumiałam tego, ale wiedziałam, że mój głos zrobi wszystko, by mnie uratować… Zamknęłam oczy, choć nie byłam pewna, czy jeszcze uda mi się je otworzyć. Nastała ciemność, a mnie ogarnęła senna niemoc… Śniłam o moim głosie. Wydawało mi się, że nie przestaje do mnie mówić, obiecywać, że niedługo się spotkamy. Przeniosłam się gdzieś, gdzie jeszcze nie byłam. Widziałam twarz najpiękniejszą na świecie, z tak cudownym uśmiechem, że nie chciałam się budzić. Czułam się tak lekko, że miałam wrażenie, że unoszę się w powietrzu, coraz wyżej i wyżej… To uczucie jednak nie trwało długo… Ocknęłam się… a rzeczywistość była brutalna…

Urodziłam się i pierwsze co zobaczyłam to wielkie, jaskrawe światło. Wszystko wyglądało tak obco. Było nieprzytulnie i surowo. Jeśli tak ma wyglądać teraz mój świat, to nie chcę mieć z nim nic wspólnego.  Było zimno, powietrze miało dziwny zapach, a ja chciałam wrócić tam, skąd przyszłam. Otwarłam usta, a z gardła wydobył mi się niekontrolowany dźwięk…  I wtedy moje nozdrza poczuły znajomy zapach… Zapach tak cudowny, że chciałam się do niego jak najszybciej przytulić. Tam czułam się bezpiecznie, a znajomy głos szeptał mi równie znajome słowa. Czułam, że jestem w stanie przywyknąć do wszystkiego, jeśli tylko ten głos będzie przy mnie. I miało tak być…

______________________________________________________________

Jakiś czas temu nawiązałam współpracę z firmą Nivea. Chyba nie ma osoby, która nie słyszałaby o kosmetykach tej marki. Już jako dziecko z ogromnym zainteresowaniem przyglądałam się metalowemu pudełeczku z białym kremem. Towarzyszył mi on przez lata. Najpierw jako świetna zabawka, nad którą spędzałam godziny – otwarcie go wcale nie było takie proste, później jako pierwsze próby podkreślenia swojej dziecięcej urody. Udawałam, że policzki błyszczące od kremu to mój wieczorowy makijaż. W połączeniu z maminymi szpilkami wyglądał rewelacyjnie, a przynajmniej tak wtedy myślałam. Od tamtej pory wiele się zmieniło na rynku kosmetycznym i choć metalowe pudełeczka z kremem znów zaczynają być rekordy popularności, oferta Nivea znacznie się powiększyła.

Do przetestowania otrzymałam gamę kosmetyków dla niemowląt i małych dzieci. Przesyłka dotarła w idealnym momencie. Pierwsze upały nieźle dały się we znaki pieluszkowanej pupie mojej pociechy. Pojawiło się niewielkie zaczerwienienie, z którym jak najszybciej musiałyśmy się zmierzyć. Z pomocą przyszedł nam Kojący krem przeciw odparzeniom Nivea.

Na pierwszy rzut oka nie różni się od innych. Tubka stawiana na zakrętce, biała, gęsta zawartość o pudrowym zapachu. Nie spodziewałam się wiele, gdyż kremy na odparzenia nigdy nie były naszym ulubionym kosmetykiem. Tym razem jednak przyznaję, że się pomyliłam. Krem świetnie poradził sobie z podrażnieniem skóry, pozostawiając ją delikatną i zdrową.

Krem zawiera naturalny ekstrakt z kiełków pszenicy i tlenek cynku. Zapewne im zawdzięcza swoje kojące właściwości. Jest hipoalergiczny, posiada pozytywną opinię Instytutu Matki i Dziecka, a także pozbawiony jest wszelkich parabenów, alkoholu i barwników.

Wydaje się, że wszystko już wiemy. Opakowanie zawiera wszystkie potrzebne informacje: o atestach, stosowaniu, użyteczności po otwarciu, składzie itp. Zabrakło tylko jednej, wg mnie istotnej  informacji. Nie napisano od którego momentu w życiu małego człowieka można użyć kremu.

Kiedy przyszedł wieczór nie zastanawiałam się długo, którego płynu do kąpieli użyć. Oczywiście wybrałam Nivea. Pierwszy test to tworzenie piany, ponieważ jak dotąd nie trafiłyśmy na płyn, który umożliwiłby nam tę wspaniałą zabawę. Tu płyn sprawdził się znakomicie. Wanna zamigotała milionem śnieżnobiałych bąbelków. Piana utrzymała się niemal do końca kąpieli, choć ta trwała wyjątkowo długo tym razem.

Płyn pachnie charakterystycznie dla produktów tej marki, co przyznam przywołuje we mnie bardzo przyjemne odczucia i chętnie go używam. Przyznam, że półlitrowa butelka bez pompki nieco uprzykrza nam używanie płynu, tym bardziej, gdy jestem sama w łazience. Jest to jednak mało znaczący szczegół i piana w kąpieli zdecydowanie go minimalizuje.

Płyn zawiera wiele przydatnych informacji na opakowaniu. Producent zadbał, by płyn nie szczypał w oczy, by miał odpowiednie atesty i pozytywną opinię Instytutu Matki i Dziecka, niezbędne badania i testy. Znajdziemy też szczegółowy skład produktu, a także sposób użycia i działanie. Płyn jest też hipoalergiczny i nie zawiera mydła, alkoholu i barwników. Zawiera natomiast naturalny wyciąg z rumianku. Włosy mojej córki po jego użyciu są miękkie i błyszczące, a skóra delikatna i przyjemna. Płyn nadaje się dla dzieci, które ukończyły 1 miesiąc życia.

Po kąpieli przyszedł czas na krem. Przyznaję się, że nie zawsze stosujemy kremy, czy balsamy po kąpieli. Moja żywiołowa pociecha rzadko pozwala się wymasować i wysmarować. Tym razem jednak upodobała sobie spory słoiczek z kremem i chętnie smarowała sobie brzuszek. Ja w tym czasie mogłam posmarować całe jej ciałko i zrobiłam to z nieskrywaną przyjemnością. Krem podobnie jak płyn do kąpieli ma przyjemny „Niveowy” zapach, który dość długo utrzymuje się na skórze. Ma znacznie gęstszą konsystencję niż mleczka i balsamy, których używałyśmy do tej pory. Świetnie się rozprowadza i bardzo dobrze wchłania. Skóra jest nawilżona, miękka i pachnąca. Od czasu, gdy mamy ten krem, córka sama upomina się o mini masaż po kąpieli. To powinien być największy komplement dla producenta.

Opakowanie kremu, podobnie jak inne produkty z serii posiada wszystkie potrzebne atesty i badania. Nie zawiera parabenów i został wzbogacony wyciągiem z nagietka. Jest hipoalergiczny. Znów jednak nie znalazłam informacji na opakowaniu od kiedy mogę zacząć go używać.  Zawsze uważałam tę informację za istotną, gdy szukałam odpowiednich kosmetyków dla moich maluszków.

Podsumowując moją przygodę z marką Nivea muszę przyznać, że jestem zadowolona. Poza drobnymi niedociągnięciami (które to  w końcu przytrafiają się wszystkim) na opakowaniach, kosmetyki są wspaniałe. Pięknie pachną, spełniają swoje zadania i dają sporo przyjemności z ich stosowania. Na dodatek mają piękne, subtelne kolory opakowań – ulubione mojej córeczki. Miś na obrazkach do złudzenia przypomina jej ukochaną przytulankę, więc może dlatego tak podoba jej się codzienna pielęgnacja z Nivea…

 

Dziękujemy marce Nivea za możliwość przetestowania kosmetyków i wspólnie spędzane chwile.

li_lia

W październiku 2010r. zostałam mamą. Od tamtej pory godzę domowe i macierzyńskie obowiązki ze swoją pasją- pisaniem. Klawiatura jest moją najlepszą przyjaciółką. Piszę, ponieważ czuję potrzebę okiełznania myśli za pomocą liter.

Tagi:  ,

11 komentarzy w Nivea Baby. Pachnąca podróż do przeszłości.

  • li_lia says:

    Co tam kosmetyki- najlepsza jest śpiąca Laurka. Nasza gwiazdeczka.

  • Pastelle says:

    Miś z opakowań Nivea to wierna kopia Laurkowego misia. Nie mogłam się powstrzymać :)

  • Dusia says:

    Witaj kochana, od dłuższego czasu przeglądam Twój blog, piszesz świetne notki, gratuluję Ci współprac z różnymi firmami, powiedz jak Ty to robisz?

    W wolnych chwilach, zapraszam Cię do czytania mojego bloga.
    panitesterka.blogspot.com

    Pozdrawiam.
    Dusia

    • li_lia says:

      Dusiu, akurat ten wpis jest autorstwa Pastelle :)
      Zapraszam Cię do częstego odwiedzania bloga :)

  • Pastelle says:

    Pomylenie mojego wpisu z wpisem Lilii to dla mnie nie lada komplement :) Pozdrawiam :)

  • Jan says:

    Nivea, ach Nivea od lat stosuję kosmetyki Nivea i naprawdę dobrze się sprawdzają :)

    • li_lia says:

      Janie, a który najbardziej sobie cenisz?

  • mamaagatki says:

    My również używamy kosmetyków Nivea Baby, ale postawiłam na inny zestaw- Delikatny żel do mycia ciała i włosów z naturalnym wyciągiem z nagietka oraz Aksamitne mleczko nawilżające z naturalnym wyciągiem z aloesu. Z obu kosmetyków jestem zadowolona, mleczko jest w duuuuuuużym opakowaniu-500ml, przyjemnie pachnie, łatwo się rozprowadza i jest bardzo wydajne- starczyło mi prawie na pół roku. Teraz mamy już drugie. Żel też się świetnie sprawdza, ale jest w opakowaniach 250ml więc trzeba go częściej kupować. Dodam, że córeccki nigdy te kosmetyki nie podrażniły.
    A niedawno zaopatrzyłam się też w Mleczko ochronne na słońce z serii Nivea Baby. Ma wysoki filtr- 50. Niestety, z niego nie jestem już tak zadowolona. Mimo informacji na opakowaniu że jest to produkt bezzapachowy posiada dość intensywną woń, do tego jest gęste i ciężko rozprowadza się je na drobnej buzi dziecka. Zauważyłam też, że barwi czapeczki i kapelusiki córki- w miejscach gdzie materiał dotyka posmarowanej skóry robią się brzydkie żółte plamy. Mimo wszystko stosujemy ten kosmetyk regularnie, wiadomo, ochrona dziecka przed niebezpiecznym promieniowaniem UV jest najważniejsza. I na plus dodam, że mleczko jest wydajne- smaruję nim Agatkę od początku maja a ubyło tyle co nic.
    PS. Pstelle masz śliczną córcię :)

    • li_lia says:

      Tak mi się przypomniało, jak przeczytałam Twoja wypowiedź dot. kosmetyków przeciwsłonecznych. Bodajże pod koniec ubiegłego tygodnia czy na początku tego matka kilkorga maluchów zostawiła na cały dzień swoje pociechy i poszła w tango. Maluchami zainteresował się wierzyciel, który przyjechał do ich rodzicielki odebrać dług. Całe szczęście, że dotarła do nich pomoc. Nieodpowiedzialność rodziców jest przerażająca…

  • mamaagatki says:

    A mi mąż mówił, że słyszał o półtorarocznym dziecku, którym zaopiekowały się panie ze sklepu, bo był sam. Wieczorem zgłosiły to na policję. A Ci po odnalezieniu domu malucha zastali tam, o zgrozo… trzylatka przygotowującego sobie kąpiel w dużej wannie! Nie muszę chyba dodawać w jakim stanie byli ich rodzice… :(

    • li_lia says:

      Mamoagatki- Człowiek stara się zajść w ciąże, chucha na siebie i dmucha, potem maluszka traktuje jak prawdziwy cud, a jak się spojrzy na taką patologię, bo inaczej ich określić nie można to aż serce wyje z bólu.

Zostaw komentarz Cancel reply

You may use these HTML tags and attributes: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>