No, to poleciałam sobie w kulki…

1 lipca 2013 Dla dzieckaDodatki  10 komentarzy

Bardzo długo zwlekałam z napisaniem tej recenzji. Nie było to jednak wynikiem opieszałości czy nadania bardziej efektownym zabawkom priorytetu. Do tej pory biję się z myślami, wydając ostateczny werdykt. A Drodzy Czytelnicy, musicie wiedzieć, że w podjęciu decyzji o tym, czy Szklaki są produktem godnym zaufania i polecenia, pomogło mi kilku małoletnich testerów z różnych grup wiekowych.

Nie omieszkam również przedstawić swoich, sentymentalnych wywodów, bowiem przedmioty moich obserwacji pamiętam z dzieciństwa. Dla tych, którzy kiedyś grali w kapsle i cenią sobie ruch na świeżym powietrzu, dla dzieci, które chciałyby poznać coś, czego użycie nie wymaga drogiego sprzętu, a jedynie sprawnych palców dłoni, Szklaki mogą stać się jedną z ulubionych form spędzania wolnego czasu.

Pod koniec wpisu sami ocenicie czy rzeczywiście poleciałam sobie w kulki…

 DSC_0129

 

fot. http://pl.wiktionary.org/wiki/Plik:Karl_Witkowski_-_Knucks_Down.jpg

Pisał o nich Mark Twain, sprawiając, że przygody Tomka Sawyera i Hucka były jeszcze bardziej niezwykłe. Pojawiły się na srebrnym ekranie, podczas emisji ,,Króla wzgórza” z niesamowitym wówczas Jesse Bradfordem. Jego brawurowy popis umiejętnego posługiwania się okrągłymi szkiełkami zapewnił bohaterowie przychylność i szacunek kolegów. Stały się inspiracją dla Karla Witkowskiego, który dzięki uwiecznieniu na płótnie, nadał im nieśmiertelności. Mnie zaś w pamięci utkwił pewien chłopiec, który podczas pobytu w szpitalu spłatał figla pielęgniarkom, wysypując na schodach swój imponujący zbiór szklanych kulek, które miały mu umożliwić ucieczkę z ,,przybytku zdrowia”.

DSC_0003

DSC_0007

Był taki czas, kiedy posiadanie różnokolorowych kulek odgrywało większą wagę od prawidłowego ich wykorzystania. Wykonane z gliny bądź kamienia, okrągłe obiekty zainteresowania nie tylko małych chłopców, gościły w domach zamożnych Rzymian i Egipcjan. Podbiły również serca mniej zamożnych obywateli starożytnego świata. Pod koniec pierwszej połowy XIX wieku pewien Niemiec wynalazł szklane kulki, które ostatecznie zdeklasowały swe mniej efektowne pierwowzory. Czasami przypominały powierzchnię metamorficzych skał, przez co nazywano je również marmurkami.

Na wielu holenderskich, niemieckich, francuskich i amerykańskich podwórkach po w miarę równych powierzchniach, mknęły szkiełka, mieniące się kolorami tęczy. Niektóre z nich wyróżniały się wielobarwną mozaiką, tworzącą mniej lub bardziej zsynchronizowane wzory, inne dominowały nad swymi mniejszych braci wymiarami, pozwalającymi na zajęcie zaszczytnej pozycji w trakcie gry. Z tysięcy kieszeni chłopięcych spodenek dochodził odgłos obijających się o siebie kulek. Przezorni właściciele tych jakże efektownych, ujmujących swym minimalizmem zabawek, zaopatrywali się w sakiewki, w których ich skarby można było bezpiecznie przetransportować. Z czasem zastąpiono je woreczkami bądź siateczkami. Prawdziwi pasjonaci nadawali swym szklanym przyjaciołom imiona, co miało wyróżnić kulki w tłumie podobnych im przedmiotów.

DSC_0130

Kolorowe kulki, choć nie da się ukryć, iż stanowiły ciekawe hobby, a ich kolekcjonowanie nie było zwykłym zbieractwem niepotrzebnych rzeczy, służyły głównie do gry. Oczywiście wymyślono kilka podstawowych sposobów wykorzystania szklanych gadżetów, ale nie oznacza to, że ich właściciele musieli sztywno trzymać się narzuconych reguł. Sam dotyk niezbyt ciężkich przedmiotów pobudza wyobraźnię. W każdym razie, najwięksi kulkowi amatorzy potrafili urządzać rozgrywki, wzbudzające wiele emocji mecze, tym samym nadając z pozoru błahej czynności głębszego znaczenia. Wyobraźcie sobie tłumy kibiców, skandujących imiona swych faworytów, którzy  klęcząc nad rozsypanymi na ziemi kulkami usiłowali obdarzyć wybrane obiekty siłą i wskazać im odpowiedni kierunek ruchu. Te towarzyszące każdemu dobremu posunięciu brawa, pomruki niezadowolenia, gdy okrągłe szkiełka gwałtownie zmieniały tor, oddalając swemu właścicielowi szansę na wygraną, te marzenia o powiększeniu imponujących, lub wręcz przeciwnie całkiem skromnych zbiorów. Wszakże laureat konkursu miał prawo do pozbawienia swych rywali kulek, które zostały użyte w trakcie gry.

DSC_0089

DSC_0090

Szklaki, których bezpośrednim importerem jest MB Creations, łączą kilkuwiekową tradycję z nowoczesnymi rozwiązaniami. Chociaż sposób ich wykorzystania teoretycznie nie uległ zmianie, tak technika, dzięki której powstały, dzisiaj daje nowe możliwości. Bowiem Szklaki dostępne są w różnych rozmiarach i aż w 50 kolorystycznych kombinacjach. Wśród nich znajdziemy 16, 25, 35, 45mm kuleczki, a także 55mm olbrzymy. Niektóre z nich posiadają jednolitą, zbliżoną do wyglądu pereł powierzchnię, inne zaś wyglądają, jakby w trakcie powstawania zastygły w nich kolorowe smugi, albo kawałki obcych ciał. Nie da się ukryć, że właśnie dzięki temu odrobinę przypominają  bursztyny.

Moje egzemplarze nazwano Bumble Toons. W czarnej siateczce znajduje się 21 sztuk. Średnica zdecydowanej większości kulek nie przekracza 16mm, zaś największej z nich wynosi 2,5cm. Niestety nie trafiło mi się jakieś szczególnie ładne kolorystyczne zestawienie Szklaków. Bazą każdego okazu jest niemalże nieskazitelną biel, w której zatopiono przygaszony brązo-fiolet, energetyczny pomarańcz, odrobinę żółci i błękitu bezchmurnego nieba. Przyjemnie chłodne w dotyku okazy, na skutek wzajemnego pocierania wydają charakterystyczny, przyprawiający o ciarki  odgłos. Niemniej jednak są bardzo poręczne, nie ciążą w dłoniach, co czyni z nich przedmioty, którymi bez problemu będzie się mógł posługiwać uczeń podstawówki. Na początku drżałam na samą myśl, że mogłyby pęknąć na skutek kontaktu z twardą powierzchnią. W praktyce okazało się jednak, że kulki są niezwykle wytrzymałe.

DSC_0049

DSC_0051

DSC_0054

Do przetestowania kulek zaprosiłam trzynastoletnią Patrycję, Paulinę oraz ich rówieśniczkę Olę, które do sakiewki ze szklanymi gadżetami podeszły dość sceptycznie. Nie wyjaśniłam dziewczynkom reguł, którymi żądzą się Szklaki, a konkretnie proponowana przez ich importera gra w ,,Jacka”. Obie usiadły na ,,podłodze” boiska do gry w kosza i próbowały samodzielnie wymyślać zabawy. Podzieliły się małymi kulkami i próbowały strącać je błękitno-białym olbrzymem. Ta, której udało się jako pierwszej strącić swoje kulki, zwyciężała. Następnie młode zawodniczki urządziły wyścigi. Po namalowanych grubych liniach strzelały kulkami, tak, by te nie wypały z wyznaczonego toru i jak najszybciej dotarły do końca ostatniego odcinka. Na początku nawet dzielnie mierzyły się z uciekającymi rekwizytami gry, ćwicząc cierpliwość. Niestety dziewczynkom dość szybko znudziły się obie gry. Nie widząc w nich nic, co wzbudziłoby jakieś większe emocje, postanowiły zakończyć zabawę.

DSC_0120

DSC_0124

DSC_0126

Natomiast moja dziesięcioletnia siostrzenica Wiktoria nie kryła zainteresowania Szklakami. Gdy tylko rozłożyłyśmy koc na zarośniętym trawą kawałku ogrodu, od razu przystąpiła do dzieła. Z kulkami nigdy wcześniej (podobnie, jak jej nastoletnie poprzedniczki) nie miała do czynienia. Dlatego też dokładnie zapoznała się z ich wyglądem, wagą i możliwościami. Debiut Szklaków w dłoniach Wiktorii rozpoczął się od gry w ,,Podrzucanego”. Moja siostrzenica chwytała jedną z kul, aby w dalszej kolejności podrzucić ją nieznacznie w górę i w czasie, gdy kulka spadała, Wiktoria próbowała podnieść z kocyka następny egzemplarz. Potem wykonywała wcześniej opisane czynności, za każdym razem zwiększając liczbę latających Szklaków. Udało jej się osiągnąć różne rezultaty, od tych całkiem zadowalających do nie nadających się do uwiecznienia na fotografii.

Chyba największą uciechę ze Szklaków miała Nadia. Samo rozrzucanie i gonienie kuleczek skutecznie poprawiało jej humor. Razem z Wiką urządziły sobie podwórkowe zawody w strzelaniu kulkami. Mnie zaś pozostała baczna obserwacja poczynań dziewczynek i dbanie o to, by młodsza z nich nie wpadła na pomysł, który mógł zagrozić jej zdrowiu.

Zdjęcia pochodzą ze strony Drewniaczka

Szkoda, że nie udało mi się namówić do wypróbowania Szklaków żadnego chłopca. Zabrakło mi prawdziwie męskiej rywalizacji, która oczywiście opierałaby się na zasadach fair play. Nie da się ukryć, że opisywana zabawka przywołuje wspomnienia z dzieciństwa, kiedy to każdą wolną chwilę (przy sprzyjającej pogodzie) spędzało się na powietrzu, poza domem. Zastanawiam się jednak czy w wielki powrót szklanych kulek ma sens. Weźmy pod uwagę ich użyteczność. Prócz tradycyjnego wykorzystania, jakim jest rzucanie i strzelanie (które przybiera wiele wariantów) kulki można już tylko kolekcjonować i oglądać. Ale nawet ta ostatnia czynność nie trwa ani zbyt długo, a nie nie ma do zaoferowania dodatkowych atutów. Co prawda można pokusić się o zakup drewnianych labiryntów, tudzież kulodromów, ale wiąże się to z kolejnym wydatkiem. Chociaż, kiedy przeglądałam ofertę Drewniaczka naszła mnie na nie ogromna ochota.

Szklaki

Do nabycia: TUTAJ

i w Drewniaczku

cena: od 12.99zł za zestaw

li_lia

W październiku 2010r. zostałam mamą. Od tamtej pory godzę domowe i macierzyńskie obowiązki ze swoją pasją- pisaniem. Klawiatura jest moją najlepszą przyjaciółką. Piszę, ponieważ czuję potrzebę okiełznania myśli za pomocą liter.

10 komentarzy w No, to poleciałam sobie w kulki…

  • nikollet85 says:

    szkoda tylko, ze tych kulek jest tak mało… a swoją droga 3 lata temu kupowałam je w paczkach po 3 zł nad morzem :)

  • Asia says:

    Fajna zabawa z tymi kulkami :D

  • Kaśka says:

    Jakoś do mnie takie kulki nie przemawiają. Powinny być chociaż trochę większe… :P

  • Dzięki wielkie! Zupełnie zapomniałam, że coś takiego istnieje :)
    Swoją drogą, moje poleciały w kulki i w niewyjaśnionych okolicznościach zaginęły :(

  • Alicja says:

    Nigdy nie grałam w kulki :D Ale zdarzało mi się w pchełki :) )

  • Jako dziecko grałam w to :D Maluch jeszcze za mały na takie cuda, ale kiedyś pewnie będzie mu się taka zabawa podobać.

  • Nataliaa says:

    Ja gdzieś mam takie kulki i nigdy nie wiedziałam po co one tak naprawdę są, aż w końcu stwierdziłam, że do dekoracji, a tu proszę :P

  • yllla says:

    Ja też w dzieciństwie takimi się bawiłam :)

  • weronika says:

    Och, też miałam takie kuleczki :-) niezła zabawa z nimi była, a ile łez jak się gubiły :-) Teraz to chyba mój kot oszalałby na ich punkcie :-)

  • Marta says:

    ojj… ja chce takie ! Pamiętam miałam tego w dzieciństwie multum…. I ię pogubiły :(

Zostaw komentarz Cancel reply

You may use these HTML tags and attributes: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>