Obóz przetrwania dla przedszkolaka…

10 lipca 2014 Dla dzieckaMiejsca  Jeden komentarz

Jak donosi jeden z popularnych portali, pewien pomysłowy tatuś zafundował swojemu potomkowi prawdziwy obóz przetrwania. Przez kilka dni obaj panowie zamieszkiwali niemalże pod gołym niebem, a dokładniej pisząc w prowizorycznym szałasie. Pewnie nie byłoby w tym nic dziwnego, wszakże zafascynowany powrotem do natury ojciec mógł spędzić czas z synem w sposób zainspirowany wyczynami Bear’a Grylls’a. Przecież mamy początek lata, pogoda sprzyja krajoznawczym wycieczkom, a każdy pretekst jest dobry do tego, by zacieśniać rodzinne więzy, prawda? Cóż, nie do końca zgodzę się z tym stwierdzeniem, gdyż młodszy obozowicz ma zaledwie 4 i pół roku, a tymczasowa noclegownia zlokalizowana była w pobliżu fortów, znajdujących się na terenie warszawskiego Bemowa.

Kiedy więc jeden z przechodniów zauważył wałęsające się dziecko, jego niepokój wzbudził nie tylko dość naturystyczny wygląd malca, ale również to, że na pierwszy rzut oka spędza on czas na łonie natury w pojedynkę. Postanowił więc zaalarmować odpowiednie władze. I tak oto cała Polska podzieliła się na tych, którzy z niedowierzaniem kręcą głowami nad nieodpowiedzialnym zachowaniem wspomnianego tatusia, tych, których zastanawia fakt, gdzie podziała się matka chłopca i czy brzdąc otrzymał jej błogosławieństwo na drogę, i wreszcie oburzonych całym zamieszaniem ludzi, którzy w opisanej sytuacji nie dopatrują się drugiego dna.

Być może afera nie urosłaby do rangi kolejnego przykładu zaniedbywania dzieci, gdyby ojciec czterolatka odpowiednio przygotował się do ,,podboju dzikiego zakątka”. Tymczasem człowiek ten najwyraźniej podjął spontaniczną decyzję, która nie obejmowała ani wiktu ani ekwipunku. Obozowisku daleko było chociażby do harcerskiego biwaku. Próżno w nim było szukać namiotu, śpiworów, kocyków czy ubrań na zmianę. Zarówno tatuś jak i jego pociecha przebywali we wspomnianym miejscu bez jakiegokolwiek wyposażenia, a żywili się tym, co ojciec zakupił w pobliskim sklepie lub… upolował w wodzie…

Tym razem nie było mowy o ludzkiej znieczulicy. Kogoś zainteresował los chłopca, ktoś interweniował. Wszakże od pewnego czasu jesteśmy zasypywani doniesieniami mediów o wypadkach, w których ofiarami były nieletnie osoby, dzieci pozostawione w zamkniętych samochodach, zagłodzona na śmierć dziewczynka, leczona przez niespełna rozumu szarlatana, skatowane maluchy, podopieczni, wykorzystywani seksualnie, poniżani, bici przez zastępcze rodziny. Staliśmy się bardziej czuli, wrażliwsi na krzywdę drugiego człowieka. Czy jednak każdy z nas pokonuje barierę lęku, wstydu, zażenowania i podejmuje decyzję o wyciągnięciu pomocnej dłoni, albo chociażby o zgłoszeniu wątpliwości, poproszeniu o wsparcie odpowiednich służb?

W ludziach wciąż tkwi przekonanie, że własne brudy należy prać w czterech kątach swojego domu/mieszkania, na wzór niemoralnej pani Dulskiej. Wtrącanie się w cudze sprawy uruchamia lawinę komplikacji. Nie chodzi tylko o sytuacje, w których to słyszymy płaczące za ścianą dziecko, odgłosy awantury, pijanych rodziców, urządzających libacje, przemieniających dom w melinę. Nadal wahamy się, rozważamy za i przeciw podjęcia stanowczych kroków. Czego się obawiamy? Zemsty ze strony tego, kto znęca się nad bliźnim, ośmieszenia, jeśli nasze podejrzenia okażą się bezpodstawne, kary, tudzież pouczenia, związanego z nieuzasadnionym wezwaniem policji/pogotowia itp.?

Czy biwak, jaki zafundował czteroipółletniemu synowi pewien mieszkaniec stolicy, okazał się rodzicielską porażką tego mężczyzny? Czy nie miał on prawa przebywać z chłopcem z dala od miejskiego zgiełku, próbując zapewnić mu niezapomniane wrażenia? Dlaczego w stronę matki kierowane są oskarżenia o brak zainteresowania losem syna? Czy w tym przypadku brany jest pod uwagę fakt, iż miała ona mylne pojęcie o owym obozowisku, może celowo została wprowadzona w błąd przez ojca swego dziecka? Czy lepiej nie reagować, gdy nie jesteśmy pewni czy komuś rzeczywiście dzieje się krzywda? Wszakże młodociany bohater niesamowitej historii mógł spędzać z ojcem najciekawsze lato swojego życia. To co, że w chwili ,,odnalezienia go” przez policję był cały podrapany i pogryziony przez komaty. To co, że nie ucieszył się na widok mundurowych i wyglądał na przestraszonego. Może rodzice zabronili mu spoufalania się z nieznajomymi. Może to wszystko przypomina wyolbrzymiony zalążek dramatu, może zakrawa o groteskę?

li_lia

W październiku 2010r. zostałam mamą. Od tamtej pory godzę domowe i macierzyńskie obowiązki ze swoją pasją- pisaniem. Klawiatura jest moją najlepszą przyjaciółką. Piszę, ponieważ czuję potrzebę okiełznania myśli za pomocą liter.

Jeden komentarz w Obóz przetrwania dla przedszkolaka…

  • Osobiście uważam, że w takiej sytuacji interwencja była jak najbardziej słuszna. Przecież taki przechodzień nie wiedział jak się sprawy mają, a przynajmniej miał czyste sumienie, że ktoś to sprawdził. Niektórzy nie mogą zostać sami z problemem bądź też sytuacją.. Nieodpowiedzialnośc, o której w kółko się słyszy nie śpi.

Zostaw komentarz Cancel reply

You may use these HTML tags and attributes: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>