Zajączek, który umiał czytać w myślach

4 grudnia 2012 Dla dziecka  5 komentarzy

Między wciąż zielonymi liśćmi wiekowego klonu ocierały się kwiaty, których kształt przypominał dziurawe dzwony. Każdy z nich próbował odłączyć się od ciasnego grona, szepcząc do drzewa czułe obietnice. Czasami klon prężył swe gałęzie, niczym drewniane mięśnie, przerywając popołudniową wędrówkę gnającego przed siebie zachodniego wiatru. Ten zaś, natrafiwszy na przeszkodę, strącał z drzewa marzące o ucieczce elementy. I tak fruwały, jak małe helikoptery, które wyruszyły w swój pierwszy lot bez pomocy doświadczonego pilota. Starając się ze wszystkich sił, jak najdłużej utrzymać w powietrzu, wirowały delikatnymi śmigłami, czyniąc tym samym tyle hałasu, iż drzemiącą  w ukrytej pod klonem norce Nadię, zbudziły ze snu.

Kiedy zajęcza mama spostrzegła, iż córka jej niespokojnie kręci się w swym łóżeczku, podeszła zatroskana do swego jedynego dziecka. Położyła ciepłą, pokrytą szarym futrem łapkę na czole Nadii, i zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, z ust zajączka wydobyły się słowa:

- Nie możesz mi pomóc, mamusiu.

- Noc przyniesie ci ulgę, kochanie- próbowała pocieszyć swoją małą dziewczynkę pani Szarakowa. Po czym usiadła na brzegu łóżka, pozwalając córeczce wypłakać się w swoje zadbane futerko.

Nadia bowiem nie była zwyczajnym zajączkiem, który spędzał czas z rówieśnikami na pobliskiej polanie. Córka pani Szarakowej została obdarzona umiejętnością, dzięki której słyszała myśli innych zwierząt. Czasami to były dość przyjemne, niewypowiedziane słowa. Innym razem Nadia poznawała sekrety, które nigdy nie powinny ujrzeć dziennego światła. Lecz przeważnie do uszu zajączka docierały kąśliwe uwagi, groźby, albo takie myśli, w których ktoś planował zrobić krzywdę drugiej istocie.

Zajęcze dzieci nie lubiły przebywać w towarzystwie Nadii. Obawiały się tego, iż odkryje, jakie krzywdy wyrządziły swym kolegom, kto w leśnym przedszkolu wyrzucił do śmietnika drugie śniadanie, gdzie się podział worek z kapciami, które zginęły niedźwiadkowi i co takiego powiedział lis do małej sowy, która schowała się w kącie i cichutko płakała. Zwierzątka nie chciały, by Nadia odkryła ich tajemnice. Dlatego, gdy tylko przekraczała próg przedszkola, udawały, że jej nie widzą. Kiedy musiały usiąść obok niej na przedszkolnej stołówce, albo złapać za łapkę podczas wspólnej zabawy, krzyczały głośno brzydkie słowa, sprawiając zajączkowi ogromną przykrość.

Wraz z nadejściem nocy, gdy Księżyc przeganiał z nieba zmęczone Słońce, zapalając rozsypane w powietrzu gwiazdy, mała Nadia przykładała łebek do poduszki, prosząc sen, by szybko dotknął jej powiek. Ten zaś przychodził niespiesznie, po kolei odwiedzając sypialnie innych zwierząt. Spoglądał na pyszczki, mordki i dzióbki, układające się w taki sposób, by powtarzać za głosem swych mam, śpiewane szeptem kołysanki. Tuż przed ostatnią zwrotką nachylał się nad zwierzątkami, składając na ich czołach uspokajający pocałunek. I tak pogrążały się w śnie borsuki, wilki, dziki, sowy, jelonki, dzięcioły. Gdy wreszcie docierał do nory pani Szarakowej, uśmiechał się z czułością do małego zajączka, sprawiając, że przez kilka godzin zamiast myśli słyszał tylko ciszę.

Tego dnia Nadię obudziły tańczące na wietrze płatki śniegu. Pięcioramienne śnieżynki najpierw w pojedynkę, później zaś z pozostałymi przyjaciółkami opadały w rytmie tylko im znanej melodii. Dotykały zmarzniętej ziemi, przekazując jej swoje wspomnienia o wielkiej chmurze z której uciekły, o dwóch ciekawskich wronach, które próbowały połknąć kilka płatków śniegu, o pięknej choince, którą obserwowały, będąc jeszcze w niebie. Wspomniały jeszcze o dziwnym człowieku, który badał pozostawione na śniegu ślady dzików.

Szepty białych płatków dotarły do uszu zaspanej Nadii. Myśląc o kolejnym dniu samotnych zabaw, mały zajączek sięgnął po leżącą na oparciu krzesełka czerwoną sukienkę. Do własnoręcznie uszytej przez panią Szarakową kreacji idealnie pasował błękitny sweterek, który mama Nadii dziergała na drutach przez kilka wieczorów. Do pokoju zajączka zdążył już dotrzeć zapach lawendowych bułeczek, smarowanych przez panią Szarakową malinowymi konfiturami.

Przez skrzypiące, drewniane drzwi, najpierw wychylił się mały pyszczek, który przez chwilę napawał się aromatem domowych wypieków. Następne pojawiły się długie szare uszy, nasłuchujące śpiewanej przez mamine usta piosenki.

Pewnego dnia sroczka mała

W dziupli ukrytej w sośnie

Piękne korale schowała

Tańcząc przy tym radośnie

Jednak nie pomyślała

Że komuś przykrość zrobiła

Gdy je po cichu zabrała

I szybciutko odleciała

Szukała ich właścicielka

Po domu swoim dzień cały

Krzywda jej stała się wielka

A łzy jej z oczu kapały

Gdy sroczka to usłyszała

Wiedziała, że źle zrobiła

Sowę wnet przepraszała

I z koralami przybyła.

 

Nadia cichutko podeszła do mamy, która krzątała się, przygotowując śniadanie. Kiedy ta poczuła wtulającą się w jej futerko córkę, odwzajemniła serdeczny gest. Obdarzając małego zajączka szczerym uśmiechem powiedziała:

- Nadio, mam przeczucie, że to będzie naprawdę miły dzień. Mam nadzieję, że moje lawendowe bułeczki przypadną ci do gustu.

I pomyślała ,,Martwię się o ciebie córeczko. Tak bardzo bym chciała, aby uśmiech częściej gościł na twoim pyszczku”, co oczywiście usłyszała Nadia.

Mały zajączek odpowiedział:

- Mamusiu, nikt nie potrafi tak wspaniale piec, jak ty. Bułeczki z pewnością są pyszne. Z przyjemnością zjem od razu dwie i proszę, żebyś zapakowała mi resztę do przedszkola. Podzielę się nimi ze zwierzątkami.

- Cieszę się kochanie. Zależy mi na tym, abyś miała przyjaciół- Wtrąciła pani Szarakowa.

Wychodzącej z norki Nadii mama wsunęła do torebki zapakowane w ozdobny papier wciąż ciepłe bułki, do łapek zaś wręczyła niebieski berecik, prosząc, by córka nie złapała grudniowego przeziębienia.

W myślach małego zajączka powróciły wspomnienia śnieżnych płatków, które widziały tajemniczego mężczyznę. Skacząca po pokrytej białym puchem polanie Nadia, usłyszała trzask łamanych gałązek. Zanim usłyszała myśli intruza, który wkroczył na znane jej terytorium, zdążyła schować się za obsypanym śniegiem krzakiem. Gdyby zdenerwowane serduszko Nadii posiadało skrzydła z pewnością wzbiłoby się teraz wysoko, ponad polanę, tam, gdzie w bezpiecznym miejscu mogłoby skryć się przed skradającym się człowiekiem. Zajączek z całych sił próbował opanować drżenie małego ciała. Nadia bała się wykonać jakikolwiek ruch, by nie zwrócić na siebie uwagi ubranego w czarną kurtkę mężczyzny. Tymczasem człowiek, który samotnie przemierzał leśny zakątek, nie zdawał sobie sprawy z obecności małego zajączka. Przystanął nieopodal krzaczka i zaczął rozglądać się, jakby czegoś szukał.

Nadia słyszała, jak w jego myślach pojawiają się złowrogo brzmiące słowa, w których dominowało zwłaszcza jedno- POLOWANIE. Zajączek poznał plany intruza, który wytropił legowisko rodziny Dzików. Córka pani Szarakowej dowiedziała się, że następnego dnia, tuż przed Wigilią, zły człowiek pojawi się w lesie ze strzelbą z zamiarem zabicia potomstwa państwa Dzików.

Kiedy mężczyzna oddalił się na tyle, by zajączek mógł niepostrzeżenie umknąć przed jego wzrokiem, mała Nadia przerażona powagą sytuacji, jeszcze przez chwilkę zbierała w sobie odwagę, by opuścić kryjówkę. Gdy wreszcie się jej to udało, przybiegła do swojej norki, z przejęciem opowiadając mamie o zdarzeniu na polanie. Zmartwiona informacją pani Szarakowa nie miała podstaw, by nie wierzyć słowom własnego dziecka. Czym prędzej ubrała ciepły płaszcz i owinęła się wełnianym szalem. Następnie, chwyciwszy Nadię za łapkę, pobiegły do miejsca, w którym pan Dzik wraz z innymi tatusiami przygotowywali miejsce, w którym miała odbyć się leśna Wigilia.

- To niemożliwe!- Wykrzyknął po zapoznaniu się ze straszną nowiną wilk.

- Temu zajączkowi nie można wierzyć- Dodał pan Dzięcioł.

- Przecież ona zmyśla. W tym lesie od lat nikt nie widział człowieka- Wtrącił Jeleń, którego imponujące poroże zaczęło groźnie wyglądać.

Tymczasem pan Dzik pochrząkiwał ze zdenerwowania, kopiąc przed sobą prawą racicą dołek w zamarzniętej ziemi. Przyglądał się bacznie małemu zajączkowi o którym kiedyś opowiadały mu dzieci. Słyszał o niezwykłych zdolnościach Nadii, o tym, że potrafi słyszeć myśli innych zwierząt. Z zamyślenia wyrwały go głosy przyjaciół.

- Trzeba to zbagatelizować- Oznajmił mąż pani Sowy.

- Nie psujmy sobie przedświątecznej atmosfery- Poparł go Lis.

- A co pan o tym myśli, panie Dziku?- Zapytała mama Nadii.

Wtedy szable i fajki z których tak dumny był pan Dzik, uniosły się w górę, a z jego ryjka padły następujące słowa:

- Tu chodzi o moją rodzinę. Jestem odpowiedzialny za moją żonę i dzieci. Nie pozwolę nikomu ich skrzywdzić.

Jego zdecydowana postawa dodała otuchy małemu zajączkowi, który drżąc z przejęcia wyszeptał:

- A więc wierzy mi pan?

- Musimy iść pod wiatr i wytropić ślady intruza. I koniecznie czym prędzej przenieść moich najbliższych w bezpieczne miejsce- oznajmił pan Dzik.

Zwierzęta niechętnie przystały na jego propozycję, odrywając się od świątecznych przygotowań. Zawieszone na najwyższych gałęziach sosen i świerków szyszki przyglądały się grupie leśnych mieszkańców, które podążając za panią Szarakową i jej córką, zmierzały ku ukrytej polanie.

Tego dnia śnieg przestał spadać z chmur zaraz po tym, jak zwierzęta skończyły śniadanie. Nie zdążył więc przykryć wielkich śladów ludzkich butów, które niczym nieproszeni goście wtargnęły na terytorium zwierząt. Ten znak sprawił, iż nawet ci, którzy postrzegali Nadię jako małą kłamczuszkę, w myślach żałowali swojego pochopnego osądu.

Przed zmierzchem wszyscy dotarli do swoich domów, pan Dzik zaś mógł przyprowadzić swoich najbliższych do wielkiej jamy, w której odpoczywał brunatny niedźwiedź. Następnego dnia nikt prócz  zdenerwowanego Dzika i jego gospodarza nie wychylał nosa ze swojego domu. Dwójka przyjaciół zaczaiła się w pobliżu dawnej kryjówki państwa Dzików z napięciem oczekując nadejścia intruza.

Niespokojny wiatr szarpał pierzaste chmury, wysypując  na ziemię śnieżne płatki. Rzucał nimi na wszystkie strony świata, próbując oślepić mężczyznę w czarnej kurtce, który zmierzał ku polanie z wielką strzelbą pod pachą. Gdy w końcu udało mu się zbliżyć do miejsca, w którym do wczoraj przebywały dziki, usłyszał dobiegający zza krzaków niepokojący odgłos.

Kropelki potu zrosiły szyję i czoło mężczyzny. Dreszcze zwątpienia przebiegły przez skórę, sprawiając, że silne dłonie upuściły ciężką broń. Odgłos spadającej strzelby złagodziła puszysta warstwa śniegu. Kiedy człowiek w czarnej kurtce podniósł broń, ujrzał przed sobą ogromną, brązową skałę. Na początku zdawało mu się, że widzi kamień, niesamowicie piękny i przerażający zarazem. Po chwili jednak zdał sobie sprawę, iż głaz ów odwraca się do niego, ukazując wielkie, pokryte brunatnym futrem łapy. Kiedy usłyszał ostrzegawczy ryk, pod wpływem którego okoliczne ptactwo opuściło zajmowane dotychczas gałęzie drzew, wznosząc się ku niebu niczym deszcz maleńkich, skrzydlatych ciał, przed oczami stanął mu obraz dwóch maleńkich synów, którzy wyglądali na swojego ojca, opierając łokcie na twardym parapecie. I zanim zdążył wycelować, pociągnąć za spust, ponownie wypuścił strzelbę z dłoni, czym prędzej, zbyt gwałtownie wycofując się z niebezpiecznego miejsca.

I chociaż biegł naprawdę szybko, łamiąc zagradzające mu drogę gałęzie, tuż przy głowie czuł oddech wielkiego niedźwiedzia, depczącego mu po piętach. Pan Dzik zaś czekał cierpliwie na powrót swego przyjaciela, który zjawił się niebawem, skutecznie odstraszając intruza.

W Wigilijny wieczór zdarzają się prawdziwe cuda. Żywe istoty wzajemnie puszczają w niepamięć raniące przewinienia. Zwierzęta wyciągają przed siebie łapy, a gest ten niesie z sobą ulgę przebaczenia.

Kiedy pani Szarakowa częstowała swoją córkę pachnącymi pierniczkami, drzwi ich norki zadrżały od nieśmiałego dotyku racicy. To pan Dzik ze swoją rodziną przyszedł podziękować małej Nadii, trzymając w ryjku gałązkę ostrokrzewu.

Od tej pory nikt nie kpił z małego zajączka. Zwierzęta te małe i duże doceniły niezwykły dar, dzięki któremu ocalonych zostało kilka istnień.

Gdy świąteczny wieczór chylił się ku końcowi, mała Nadia wyszeptała do ucha pani Szarakowej:

- Mamusiu, wreszcie naprawdę się cieszę z tego daru. Teraz już wiem na pewno, że będąc inną od pozostałych zwierząt nie jestem wcale gorsza. I cieszę się, że dzięki temu, że słyszę cudze myśli mogę zrobić coś dobrego.

Tej nocy Sen i pani Szarakowa byli wyjątkowo dumni z małego zajączka. A kiedy mrok otulił las, jego mieszkańcy zasnęli z ulgą i nadzieją na lepsze jutro.

Zajączka dla mojej córeczki stworzyła pani Bożenka, za co serdecznie jej dziękuję :)

li_lia

W październiku 2010r. zostałam mamą. Od tamtej pory godzę domowe i macierzyńskie obowiązki ze swoją pasją- pisaniem. Klawiatura jest moją najlepszą przyjaciółką. Piszę, ponieważ czuję potrzebę okiełznania myśli za pomocą liter.

5 komentarzy w Zajączek, który umiał czytać w myślach

  • nikollet85 says:

    Nie ma co, masz talent do pisania. Chylę głowę:)
    A zajączek cudny- troszeczkę Ci go zazdroszczę ;)

    • li_lia says:

      :*

  • karcelka says:

    Pani Zajączkowa-Nadia jaką miała sesję :)
    Na prawdę świetna jest :)

    I popieram,talent do pisania masz ogromny!
    Może spróbujesz swoich sił w portalu udziewczyn? Jest tam wiele konkursów, w których Twój talent na pewno by się nie zmarnował :)

  • QueenIris says:

    Zajączek Twojej córeczki jest wspaniały:) Piękna Pani Króliczkowa:D

    • li_lia says:

      Merci Kochana :*

Zostaw komentarz

You may use these HTML tags and attributes: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>