Niech się pumeks schowa!

8 lipca 2013 DodatkiKosmetyki  14 komentarzy

Kiedy opatrzność rozdawała wdzięk i urodę Gryzella wraz z Ukąsią stały w kolejce po rozum. Co prawda łudziły się, że pierwszych niematerialnych dóbr wystarczy również i dla nich, jednakże los miał w stosunku do obu panien zupełnie inne plany. Tak więc przyrodnie siostry Kopciuszka uchodziły za karykatury piękna. Gryzella słynęła z twarzy okrągłej, wręcz nalanej, która to przypominała księżyc w trakcie pełni. Miała ponadto wiecznie przetłuszczone włosy, na które wpływu nie miały żadne kosmetyczne cudeńka. Kiedy zbiegała ze schodów, fundamenty starej kamiennicy drżały, a schowane w dziurach myszy z trwogą wpatrywały się w spadający na ich łebki tynk. Ukąsia zaś mogłaby uchodzić za sobowtóra szczotki, albo smaganej wiatrem wierzbowej gałązki. Chude to było i mizerne dziewczę o cerze ziemistej i przedwcześnie postarzałej. Obu jednak nie można było odmówić inteligencji, z której zresztą często korzystały.

Było to wtedy, gdy arcyksiążę wykiwany przez nowo poznaną damę, zakończył bal w niezbyt udanym nastroju. Myśl o rychłym ożenku stała się nierealna, jak ogłoszenie bankructwa przez Ojca Dyrektora, władającego znaną, radiową stacją, o której brzydko mówi się, że ma ryja, a nie twarz. Kto w tamtych czasach zostawiał po sobie szklany pantofelek, jako jedyny dowód swego istnienia? Jakże ten biedny następca tronu miał namierzyć niedoszłą królową? Czy musiał zlecić zbadanie odcisków palców, pozostawionych na dnie obuwia czy stworzyć portret pamięciowy delikwentki, po czym rozesłać za nią list gończy po całym królestwie? Ponieważ uparty był z niego kawaler i sprawę chciał doprowadzić do końca, postanowił wszcząć poszukiwania i nie spocząć dopóki nie wciśnie na palec dziewczyny zaręczynowego pierścionka.

Wziął więc księciunio bucik szklany i z kamratami przetrząsał włości swych poddanych. Jak to w opowieściach bywa, na deser zostawił sobie starą kamienicę, w której to rzekomo mieszkały dwie panny na wydaniu.  Kiedy zajechał przed skromny budynek, dostrzegł rąbek falującej zasłony, zza której ktoś bacznie go obserwował…

DSC_0007-tile

Gryzella i Ukąsia nie były w ciemię bite, Kopciuszka na wylot przejrzały. Co prawda planowały wyeliminować konkurencję, ale przyrodnia siostra sama oświadczyła, iż nie ma zamiaru stwarzać problemów, bo jej się ten cały cyrk kompletnie nie podoba. Ani jej książę do gustu nie przypadł, a już tym bardziej przyszła teściowa. Ta to podobno każdą kandydatkę na żonę dla swego jedynaka potrafiła doprowadzić do depresji, każąc jej spać na ziarnach grochu i żywić się jedynie podejrzanie wyglądającymi jabłkami. Nie żeby jej zależało na promowaniu ekologicznej żywności. Jędza po cichu liczyła na to, iż uda jej się zobaczyć moment, w którym kawałek owocu grzęźnie w gardle ofiary po czym ta zapada w długi i nierelaksacyjny sen. Ponadto synuś, przystojny do bólu arcyksiążę, był w matkę tak zapatrzony, iż życie z teściową nie ograniczyłoby się wyłącznie do niedzielnych obiadków. Tak więc przezorna panna, mając na uwadze niecne uczynki władczyni kraju, postanowiła nieco namieszać w znanej historii. Oddała przybranym siostrom pantofelek, sugerując, by wzięły sprawy we własne ręce, ona zaś wróciła do mycia garów.

Dwie bystre maszkary może i załatwiłyby sprawę korzystnie dla każdej z nich, gdyby nie pewien szkopuł. Otóż, jakby nie patrzeć panienki zamiast nóg miały najohydniejsze na świecie giry, które nawet dla największego amatora dzikich wrażeń nie mogłyby stać się czymś w rodzaju fetyszu. W tym miejscu do akcji wkroczyć musiała słynna mamusia, której staropanieństwo swych pociech spędzało sen z powiek. Poczciwa kobieta zawczasu wpadła na pomysł, by nieco wspomóc swe dzieci oryginalnymi produktami. Jako że należała do pokolenia matek-internautek, kochających wydawać wirtualne dobra, będące spadkiem po małżonku  nieboszczyku, zadała wujkowi Google trafne pytanie i już po kilku sekundach mogła wybierać spośród setek sklepów, które oferowały jej adekwatny do sytuacji asortyment. W końcu jej wybór padł na Mia Calneę. Dzięki sprawnej obsłudze pracowników sklepu, współdziałających z lokalną pocztą, rodzicielka Ukąsi i Gryzelli szybciutko mogła się cieszyć z przybycia listmana. Czym prędzej odpieczętowała elegancką kopertę i pognała krętymi schodami ku sypialniom swych córek, czując na plecach oddech zbliżającego się arcyksięcia. Wygoniwszy dziewczęta do łazienek, wręczyła każdej z nich po kolorowym gadżecie, przykazując, by postępowały zgodnie z zaleceniami instrukcji obsługi.

DSC_0001

I tak postawnej, krąglutkiej niczym pączek Gryzelli przypadła profesjonalnie wyglądająca tarko-polerka. Liczący na oko 25cm przedmiot zapakowano do plastikowego pudełeczka, którego wnętrzności chroniła papierowa ulotka. Jego nowa właścicielka zamoczyła stopy w ciepłej wodzie, wlewając do niej niewielką ilość ulubionego płynu do kąpieli, po czym sięgnęła po zabawkę.

DSC_0005

Prezent od matki przypominał rakietkę do krykieta. Jego drewniana rękojeść pokryta została czarującym, bladym fioletem, barwę pachnących w maju bzów i pewną słynną krowę, która to karmi się wyłącznie trawą, rosnącą na alpejskich wzgórzach. Po obu stronach tarki znajdowały się powierzchnie trące. Jedna przeznaczona była do ścierania martwego naskórka, druga zaś do polerowania powierzchni.

DSC_0003-vert

Gryzella mając na uwadze, iż do przybycia arcyksięcia zostały dosłownie minuty, przystąpiła do dzieła. Ujęła zgrabną rączkę gadżetu, która dostosowała się do jej dłoni i nawet przez chwilę nie próbowała się z niej wyślizgnąć, następnie ostrzejszą stroną tarki zaczęła pozbywać się zrogowaciałej warstwy, pokrywającej jej pięty. Mimo dość zdecydowanych ruchów zauważyła, że produkt, mający polskie pochodzenie, nie czyni jej krzywdy, nie rani stóp, nie powoduje krwawienia. Co prawda Gryzelli udało się usunąć sporo szpecących pozostałości po nieumiejętnym i zbyt rzadko wykonywanym pedikiurze, jednakże efekt nie był wystarczająco zadowalający. Mimo wszystko zdesperowana dziewczyna postanowiła dokończyć zabieg, traktując wspomniane partie ciała polerką. Ta zaś zaledwie delikatnie wyrównała naruszone powierzchnie, czyniąc je bardziej gładkimi i milszymi w dotyku.

DSC_0002

Gryzella zdążyła powiesić nowy przyrząd na gwoździu, dzięki przymocowanemu do tarki białemu sznureczkowi, który ewidentnie ułatwił sprawę. Potem była świadkiem, jak matka przekroczyła próg łazienki, informując o przybyciu gości.

DSC_0038

DSC_0039

DSC_0040

Tymczasem Ukąsia we własnej łazience przyglądała się matczynemu podarkowi. W niewielkim opakowaniu z okrągłym okienkiem, znajdowała się pilerka. Z początku jej nowa właścicielka nie miała pojęcia do czego ona służy i jak prawidłowo jej używać. W końcu, trzymając za różową, silikonową rączkę, wyciągnęła gadżet na zewnątrz. Mieszczący się w dłoni produkt tworzyło drewniane kółko, wykonane z certyfikowanego drewna, do którego przytwierdzono wspomniany mięciutki uchwyt z logo producenta oraz papier ścierający. Ukąsia po ówczesnym zmoczeni stóp, przystąpiła do dzieła.

DSC_0041

DSC_0043

DSC_0045

Choć mogłoby się wydawać, iż niewielka pilerka stanowi praktyczny i niesprawiający kłopotów gadżet, tak w rzeczywistości okazała się być nieco nieporęczna. Na szczęście nauka posługiwania się nowym produktem nie trwała zbyt długo i jego właścicielka szybko opanowała ją do perfekcji. W każdym razie, w przeciwieństwie do siostrzanej tarki, pilerka Ukąsi posiadała mniejszą powierzchnię ścierną, zatem trzeba nią było dłużej operować, by móc przywrócić stopom w miarę ładny wygląd. Ponadto element, który miał spełniać rolę nowoczesnego pumeksu, charakteryzował się słabszym działaniem, mniejszymi  trącymi drobinkami, co w efekcie dało gorszy rezultat.

W każdym razie żadna z panien nie była w 100% zadowolona z wyglądu swoich stóp. Co prawda nie przypominały już paskudnych kawałków zaniedbanego ciała, ale nadal daleko im było do perfekcji.

Tymczasem arcyksiążę wraz ze swymi kompanami, zdążył się rozgościć w salonie macochy Kopciuszka. Siedząc wygodnie w skórzanym fotelu, popijał pomarańczową lemoniadę, rozmyślając o czekającego go niebawem poślubnej nocy. Już prawie czuł te unoszące się w powietrzu feromony, już niemalże słyszał szelest koronkowej haleczki swej młodej małżonki, układał już przekleństwa, które kierował w stronę nadmiernie trzeszczącego łóżka. I właśnie wtedy, próg pokoju przestąpiła macocha Kopciuszka wraz ze swymi dorosłymi pociechami.

- Ja chyba śnię- wyszeptał arcyksiążę

- To w takim razie wszystkich nas  dręczy ten sam koszmar- dopowiedział szef nadwornej straży.

Zgromadzeni goście naprzemiennie tarli zdumione oczy, szczypiąc swe wypielęgnowane dłonie. Widok niezbyt urodziwych, wręcz szkaradnych kobiet, pokrzyżował szyki królewskiego następcy. Ten zaś, wyprowadzony z równowagi, wciąż łudził się, że zza firanki wyskoczy zaraz jeszcze jedna kandydatka na żonę, tym razem piękna, delikatna, która faktycznie zgubiła szklany pantofelek.

- Mój panie- niezręczną ciszę przerwała gospodyni- pozwolisz, że córki me przymierzą ten efektowny, obuwniczy okaz?

Jakże mógł jej odmówić, jakim prawem miałby wycofać się ze wcześniejszego ustalenia. Nie miał wyjścia. Wielki arcyksiążę zszedł z fotela, ustępując miejsce Ukąsi, po czym próbował wepchnąć na jej stopę bucik. Niestety, w konfrontacji z rzeczywistością, nawet gruntowne działanie pilerki nie przyniosło dziewczynie upragnionego tytułu. Jednakże, gdy tylko jej miejsce zajęła Gryzella…

- Czy to może być prawda?- wymsknęło się w ust zszokowanego arcyksięcia.

Oto on, następca tronu krainy Coś Tam, Gdzieś Tam, klęczał przed wielką matroną, trzymając w drżącej dłoni szklany pantofelek. Nie wiedzieć czemu, w oddali zaczął padać deszcz. Burzowe chmury zebrały się nad królestwem, przytłaczając je swym ciężarem. Niebo, niczym wzburzone morze, poczęło straszyć zapowiedzią sztormu. Wiatr, używając niewidzialnego lasso, siał spustoszenie na zatłoczonych uliczkach, przeganiając mieszkańców do swych domów. Niespokojne serce arcyksięcia raz zamierało ze zdumienia, by za chwilę zacząć tak intensywni uderzać, jakby próbowało wydostać się z piersi. Młody mężczyzna przymierzył pantofelek do podeszwy nogi Gryzelli, po czym ostrożnie wsunął go na jej stopę.

Pasował jak ulał.

O, cholera!

W odróżnieniu od sprytnych sióstr, moim stopom daleko jest do obrzydliwie zaniedbanych części ciała. Chociaż w domu preferuję chodzenie na bosaka, latem zaś eksponuję palce i pięty, nosząc sandały albo japonki, nie zapominam o całorocznej pielęgnacji. Co prawda stronię od typowych pilingów, wykonywanych przy użyciu kosmetyków, traktując stopy wyłącznie tarkami lub fundując im masaż przy użyciu specjalnych rękawiczek.

DSC_0006

Produkty Mia Calnea zasługują na uwagę z powodu kilku atutów, które niewątpliwie pozytywnie wyróżniają je na tle konkurencji. Pierwszym z walorów pilerki oraz tarko-polerki jest wygląd. Trzeba im przyznać, że prezentują się naprawdę okazale i kobieco. Dla tych z nas, które kupują produkty oczami, powyższy fakt będzie więc skutecznym bodźcem. Nie ulega wątpliwości, że tym, co przemawia na korzyść produktów jest przede wszystkim ich jakość. Bowiem oba gadżety nie przypominają swych tańszych odpowiedników, których żywot jest krótki, a możliwości niewielkie. Do solidnie wykonanych elementów należą nie tylko drewniane powierzchnie, na których znajdują się informacje o produkcie, tudzież producencie. Istotne są również fragmenty, które odgrywają kluczową rolę w trakcie wykonywanych zabiegów.

DSC_0014

Oba ,,ścierne papiery” ściśle przylegają do swych docelowych miejsc. Po dwóch miesiącach regularnego używania produktów nie zauważyłam wielkich ubytków, czy chociażby silnego ich wytarcia. A muszę się Wam przyznać do tego, iż nie oszczędzałam żadnego z gadżetów. Moczyłam w wodzie, kładłam na widoku w łazience, co raz nawet przyczyniło się do przejęcia przez Nadię tarko-polerki i wykorzystania jej jako gitary (ja śpiewam pod prysznicem, Młoda udaje wokalistkę i gitarzystkę jakiegoś zespołu, tańcząc w wannie). Także wspomniana wodoodporność, brak jakichkolwiek uszczerbków na powierzchni produktów świadczy o tym, iż producent dołożył wszelkich starań do ich powstania.

DSC_0012

Aby przez długi czas cieszyć się z opisywanych produktów, należy pamiętać o ich właściwej konserwacji. Pilerkę oraz tarko-polerkę można spokojnie odkażać przy użyciu wrzątku i delikatnych środków czystości, w składzie których nie znajdują się rozpuszczalniki czy alkohol. I niech Was nie kusi, by dzielić się nawet z bliską osobą tymi produktami. Mamie, siostrze, przyjaciółce, partnerowi fundujemy osobny komplet, swój traktując jak sprzęt osobisty, który niczym szczoteczka do mycia zębów posiada tylko jednego właściciela.

Największą sympatią darzę oczywiście tarko-polerkę, która w moim przypadku sprawdziła się w 100%. Oprócz tego, że jest po prostu ładna, wywiązuje się ze swych obowiązków. Jak już wspomniałam, problem nadmiernie zniszczonych pięt nie dotyczy mnie w najmniejszym stopniu. Także opisywany produkt doskonale pozbawia te części ciała bieżących niedoskonałości, które zwalczam przynajmniej dwa razy w tygodniu. To, że gadżet posiada funkcję 2w1 dodatkowo przemawia na jego korzyść. Użycie tarko-polerki zapewnia moim stopom naprawdę satysfakcjonujący wynik i gładkość, która sprawia, że nie wstydzę się wystawić stóp na publiczny widok.

Nieco mniej jestem zadowolona z pilerki. Choć jest zajmuje niewiele miejsca, tak gorzej radzi sobie z martwym naskórkiem. Nie ujęła mnie średnicą swej powierzchni oraz faktem, iż po jej użyciu muszę skorzystać z polerki, by wygładzić skórę.

DSC_0011

Do przetestowania otrzymałam również patyczki. Jednakże dotąd nie miałam potrzeby, by z nich skorzystać. W przeciwieństwie do dłoni, nie zmagam się z wszędobylskimi skórkami, które musiałabym podważać i usuwać.

Zapomniałabym wspomnieć o ważnej kwestii, jaką jest pochodzenie produktów. Bowiem pilerka, tarko-polerka oraz patyczki zostały wyprodukowane w Polsce, przez rodzimą firmę Mia Calnea, która rzeczywiście ma powody do dumy. Wypadałoby również wiedzieć, iż opisane gadżety posiadają certyfikaty FSC.

Aktualny asortyment marki Mia Calnea dostępny jest TUTAJ

li_lia

W październiku 2010r. zostałam mamą. Od tamtej pory godzę domowe i macierzyńskie obowiązki ze swoją pasją- pisaniem. Klawiatura jest moją najlepszą przyjaciółką. Piszę, ponieważ czuję potrzebę okiełznania myśli za pomocą liter.

14 komentarzy w Niech się pumeks schowa!

  • Asia says:

    Taka pilerka przydałaby mi się, i to bardzo! Lecę odwiedzić sklep :D

    • li_lia says:

      Polecam, namawiam :)

  • Dorotxy says:

    widzę dystrybucja tylko w mazowieckim, szkoda…

    • Dystrybutorów produktów Mia Calnea znajdzie Pani w całej Polsce, proszę w zakładce kontakty nacisnąć odpowiadające Pani województwo. Gdyby miała Pani pytania serdecznie zapraszam. Pozdrawiam Agnieszka Gąska Mia Calnea Polska

    • li_lia says:

      Pani Agnieszko, dziękuję za cenne informacje.

  • Dostałam podobną polerkę od siostry.Bardzo fajny produkt.

    • li_lia says:

      I jaki praktyczny

  • Karcelka says:

    fajne te produkty, takie elegancki-mogą być idealne na prezent :)

    Przeczytałam pierwsze zdanie i przypomniało mi się jak w szkole średniej pomagałam księdzu wieszać jakieś ogłoszenia w gablocie,powiedział: „kiedy wszyscy stali w kolejce po wzrost,Ty stałaś w kolejce po(popatrzył na mnie,speszył się-pewnie ze względu na biust ;) ) rozum” :)

    • li_lia says:

      Prostak z niego.

  • nikollet85 says:

    kochana,. ale jakie Ty mas piekne pazurki :)

    • li_lia says:

      A dziękuję. Pół roku hodowałam ;)

  • Yulia says:

    Tarka świetny gadżet i dużo wygodniejszy i higieniczny niż pumex.

    • li_lia says:

      Otóż to no i pumeks niech już idzie na emeryturę.

  • Alicja says:

    nooo noooo. polerka i pilerka całkiem fajne gadżety :) mój portfel chyba nie wytrzyma tych ciągłych nowości :D

Zostaw komentarz Cancel reply

You may use these HTML tags and attributes: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>