-
Baczyński 2013
-
W szkole średniej utwierdzono mnie w przekonaniu, że Baczyński wielkim poetą był i kwestia ta nie podlegała absolutnie żadnej dyskusji. Wszelkie próby podważenia jego autorytetu traktowano jak zamach na to, co piękne, idealne i niemalże święte. Nie pojmowałam znaczenia jego poezji, brutalnie i bezsensownie rozkładanej na czynniki pierwsze, a wszystko po to, by odpowiedzieć sobie na pytanie: co tak właściwie ten Krzysztof miał na myśli? Być może moja wrażliwość reprezentowała wówczas żenująco niski poziom, ale pokażcie mi nastolatka, który pojmie tragizm czasów, w jakich przyszło żyć sławnemu poecie. W każdym razie sądziłam, iż Baczyński był kolejną, niewinną ofiarą zbrojnego konfliktu, wciągniętą w wir wydarzeń wbrew swojej woli. Widziałam w nim delikatnego, młodego mężczyznę, właściwie chłopca, przedwcześnie doświadczonego przez los, dzierżącego w dłoni naprzemiennie długopis i broń. Pamiętam również, iż strasznie zazdrościłam Basi, będącej muzą, przyjaciółką i żoną poety.
Informacja o uczczeniu twórczości Baczyńskiego dokumentalnym filmem o intensywnie poetyckim zabarwieniu wywołała we mnie nagłą chęć odświeżenia sobie sylwetki wspomnianej postaci. Nie bez znaczenia był tutaj fakt, iż natrafiłam na fenomenalne wykonanie fragmentu jednego z utworów Krzysztofa, którego podjęli się Czesław Mozil oraz Mela Koteluk. Słuchając Pieśni o szczęściu czułam tak niewyobrażalnie wielkie wzruszenie, któremu towarzyszyła gęsia skórka i wtedy wiedziałam już, że tego seansu nie mogę opuścić, po prostu nie mogę.
fot. Filmweb.pl
Nie wiem czy jestem bardziej zawiedziona czy rozczarowana. Jedno jest pewne to nie Mateusz Kościukiewicz, odgrywający rolę głównego bohatera, a ostatni uczestnik poetyckiego slamu skradł moje serce. Trzeba Wam bowiem wiedzieć, iż akcja filmu Kordiana Piwowarskiego nie obejmuje wyłącznie okresu drugiej wojny światowej, ale wybiega w daleką przyszłość. Obok próby zrekonstruowania niedługiego okresu z życia młodego żołnierza, widz ma okazję zapoznać się z monologiem osób bezpośrednio związanych z Baczyńskim, będących świadkami jego śmierci, towarzyszących mu podczas walki z okupantem. Między wspomnieniami o poecie przewijają się również urywki ze spotkania wielbicieli twórczości Krzysztofa. Odnoszę wrażenie, iż dobór interpretatorów, recytujących wybrane utwory, był nie tyle przypadkowy, co wręcz pozostawia wiele do życzenia. Oprócz oczywiście mężczyzny, który miał do powiedzenia ostatnie słowo. Jako jedyny wyłamał się z grona ,,wielkich patriotów”, kiedy poproszono go o to, by wczuł się w sytuację Baczyńskiego i zdradził jak zachowałby się na jego miejscu.
Okropnie irytowała mnie aktorka, udająca Basię Drapczyńską. Przepraszam za niekulturalne porównanie, ale mimika jej twarzy zdradzała objawy umysłowego nierozgarnięcia. Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie kobietę, która inspirowała Baczyńskiego do napisania tak poruszających i zapadających w pamięci wierszy. A jeśli już jesteśmy przy tytułowym bohaterze, to z całą odpowiedzialnością za swój osąd muszę stwierdzić, że potencjał tkwiący w postaci został zmarnowany. Mimo iż film w pewnym sensie poddał weryfikacji moją wiedzę o życiu poety, rzucając nowe światło na moje ówczesne poglądy, tak twierdzę, iż Kościukiewicz uczynił z Jana Bugaja sierotę, która nie była przekonana do tego, czy owoce jej twórczej pracy mają jakikolwiek sens. Wystarczy przypomnieć chociażby momenty, kiedy to wspomniany aktor czyta utwory Baczyńskiego. Brak zaangażowania, widoczny dystans, sprawiły, że ten poetycko-biograficzny dokument położył nacisk na jedną sferę, na motyw poety-żołnierza z naciskiem na to ostatnie.
Jedyne, co przypadło mi do gustu to chwile, w których na ekranie pojawiały się pejzaże. Igranie kamery ze światłem, płynna zmiana obrazu, stylizacja na senne marzenie dodały produkcji nie tylko uroku, ale z całą pewnością pomagały zapomnieć o innych niedociągnięciach. Scena, która szczególnie zapadła mi w pamięci rozegrała się na cmentarzu, kiedy to zmuszony do przerwania wakacji Baczyński stoi nad grobem ojca i pada na niego cień przelatujących niemieckich samolotów.
Mimo wszystko opisywanego seansu nie traktuję, jak niepotrzebnie zmarnowanego czasu. Dzisiaj inaczej postrzegam utwory Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, nie oznacza to jednak, że nagle stałam się jego wielbicielką. Szczerze wolałabym, aby współczesnym uczniom polonistki zaprezentowały podczas lekcji film o przedwcześnie zmarłym poecie, który byłby doskonałym pretekstem do zabrania głosu w dyskusji nie tylko o jego wierszach, ale o gotowości do walki o ojczyznę, rezygnacji z prywatnego życia w imię dobra narodu, niż wymagały udowodnienia tezy, iż Baczyński jest godnym następcą Słowackiego.
Baczyński
rok produkcji: 2013
gatunek: biograficzny, poetycki, dokumentalny
scenariusz i reżyseria: KordianPiwowarski
li_lia
W październiku 2010r. zostałam mamą. Od tamtej pory godzę domowe i macierzyńskie obowiązki ze swoją pasją- pisaniem. Klawiatura jest moją najlepszą przyjaciółką. Piszę, ponieważ czuję potrzebę okiełznania myśli za pomocą liter.
Nie lubię filmów historycznych, ale lubię jak „Czesław śpiewa”
A zaśpiewał tak, że ciarki przechodzą po plecach…
Zgadzam się z Tobą i takie filmy powinny być puszczane w szkołach, jednak jest jak zwykle: „za mało godzin” , „za dużo materiału” etc. A jestem przekonana, że w ten sposób zaprezentowanego poetę zapamiętałoby więcej uczniów, niż wtedy kiedy to w nudny sposób są analizowane wiersze/
kurcze, w ogóle nie mój gatunek… niestety… ja to wole co innego :0
Chodziłam do liceum im. Baczyńskiego, więc powinnam obejrzeć ten film, by dowiedzieć się o nim więcej