-
Czy kowboje lubią spaghetti? – recenzja filmu „Django” (2013)
18 stycznia 2013 Film
-
„Quentin Tarantino wizjonerem kina jest.” Nie trzeba już tego nikomu tłumaczyć. Podobnie jak Tim Burton wypracował swój własny, niepowtarzalny styl, wg którego wytrwale podąża. Jednakże od jakiegoś czasu (czyt. od „Bękartów wojny”) wprowadził do swoich filmów coś nowego. A mianowicie… osadzenie akcji w rzeczywistości już przeszłej. Najpierw były to realia drugiej wojny światowej, teraz są to południowe tereny Stanów Zjednoczonych na dwa lata przed Wojną Secesyjną. Moim zdaniem film „Django” można spokojnie traktować jako prequel „Lincolna”. Filmowa fikcja nie ingeruje w przebieg wydarzeń historycznych (tak jak w przypadku „Bękartów”), a jedynie dodaje jej tarantinowskiej atrakcyjności.
źródło: http://www.filmweb.pl/film/Django-2012-620541
Zdobywca Oskara® Jamie Foxx, wciela się w tytułową rolę niewolnika […]. Na skutek brutalnego traktowania przez byłych właścicieli, pewnego dnia staje twarzą w twarz z pochodzącym z Niemiec łowcą nagród dr Kingiem Schultzem (zdobywca nagrody Akademii® – Christoph Waltz). Schultz jest właśnie na tropie niebezpiecznych braci Brittle i tylko Django może go do nich zaprowadzić. Nie poddający się konwencjom Schultz wykupuje Django obiecując, że zwróci mu wolność tuż po schwytaniu braci Brittle – żywych lub martwych. Schultz odnajduje braci, dotrzymuje swojej obietnicy i uwalnia Django. Wspólnie z byłym niewolnikiem, Schultz tropi najbardziej poszukiwanych kryminalistów. Django ma przed sobą jeden cel: odnaleźć i uratować Broomhildę (Kerry Washington), żonę, którą utracił na targu niewolników wiele lat temu.
Poszukiwania Django i Schultza prowadzą ich do Calvina Candie (Leonardo DiCaprio), właściciela „Candylandu”, owianej złą sławą plantacji, na której niewolnicy szkoleni są do walk między sobą przez trenera Ace’a Woody’ego (Kurt Russell). […] [opis dystrybutora]
Quentin stwierdził, że pisząc scenariusz do „Django” inspirował się filmami z gatunku „spaghetti western” (ew. macaroni western). Dlaczego „spaghetti”? Ponieważ filmy te były kręcone głównie we Włoszech lub Hiszpanii. Charakteryzowały się niskim budżetem (stąd prowizoryczne budynki z dykty), dużą dawką przemocy, nihilizmem moralnym i czarnym humorem. Przez długi okres czasu uważane były za produkt uboczny amerykańskiej Krainy Snów. W dniu dzisiejszym filmy Sergio Leone i Sergio Cerbucci (oryginalni przedstawiciele gatunku) to jedne z najbardziej reprezentatywnych obrazów gatunku.
źródło: http://www.filmweb.pl/film/Django-2012-620541
W tym momencie można zadać pytanie. Czy odwołując się do niezbyt poważanej tradycji w światowej kinematografii można stworzyć dobry film? Oczywiście, że tak! Scenariusz do „Django” został już uznany za najlepszy oryginalny scenariusz roku 2012, kiedy to Quentin Tarantino dostał zań Złotego Globa. Czy dostanie Oskara®? Nie wiem. Ale wiem, że jeśli nie dostanie, to będzie to jedynie wyraz wewnętrznego zakłamania Akademii i konserwatywnej poprawności. Obraz stworzony przez byłego pracownika wypożyczalni filmów wideo bazuje na bardzo dobrym scenariuszu, który obfituje w niegłupie dialogi, humor okraszony ironią i sarkazmem i liczne odwołania do klasyków gatunku.
Ale „Django” to nie tylko dobry tekst. To także wspaniałe, wielopoziomowe kreacje aktorskie. Przed szereg wyszedł (ponownie) Christoph Waltz. Jego rola w „Bękartach wojny” była świetna pod każdym względem. W przypadku tegorocznego filmu nie jest inaczej. Grana przez niego postać to dobrze wychowany mężczyzna, który swoją odwagą, poczuciem humoru, ale i bezczelnością imponuje tytułowemu bohaterowi. Ma jednak i mroczną strony, gdzie brutalność łączy się z zimnym wyrachowaniem. Powyższe sprzeczności sprawiają, że to właśnie dr Schultz jest najbardziej „kolorową” postacią w filmie, a każda scena, w której się pojawia, dowodzi jego aktorskiej dominacji.
Na drugim planie jest Jamie Foxx i jego kreacja tytułowego bohatera. Przez pierwszą połowę filmu pozostaje w artystycznym cieniu Christoph’a, ale z biegiem czasu jego postać się rozwija, a tym samym poznajemy bliżej jego rozterki i motywacje. Były niewolnik pragnie ponad wszystko odzyskać swoją małżonkę. Tęsknota za ukochaną nabiera wymiaru delikatnej obsesji, gdyż ciągle ma ją przed swoimi oczyma. Niepewnie stawia pierwsze kroki w morderczym biznesie, ale dla ukochanej Broomhildy zmienia się stopniowo w wyrachowanego zabijakę.
źródło: http://www.filmweb.pl/film/Django-2012-620541
Równie dobrze wypadają: Leonardo DiCaprio (w roli południowego plantatora, który chce być uważamy za mądrzejszego niż jest) i ucharakteryzowany Samuel L. Jackson (w roli majordomusa postaci granej przez DiCaprio, który dla przedstawicieli swojej rasy potrafi być gorszy niż ich biali prześladowcy).
Czego jeszcze możecie się spodziewać po „Django”? Charakterystycznych dla obrazów Quentina retrospekcji, przezabawnych dialogów obnażających głupotę rozmówców, groteski (plantacja na której trenuje się niewolników do walk na śmierć i życie nosi nazwę „Candie Land” – Kraina SłodKOŚCI) oraz genialnej ścieżki dźwiękowej. To właśnie w niej obok oldschool’owych utworów w stylu: „Nazywał się dr King, miał konia o imieniu Fritz, la, la, la, la….” pojawiają się współczesne utwory hip-hop’owe.
Co może przeszkadzać w odbiorze filmu? Jego długość! Obraz trwa niemalże trzy godziny. Akcja nie pędzi ruchem jednostajnie przyspieszonym do finału. Mniej więcej w połowie filmu wydarzenia zwalniają, a my ponownie musimy „wkręcić się” w historię, która zmierza w innym niż dotychczas kierunku. Dlatego też wytwórnia zaproponowała Quentinowi podzielenie filmu na dwie części (podobnie jak w przypadku dylogii „Kill Bill”). Ten się nie zgodził. Nie widział sensu w rozczłonkowaniu biednego „Djanga” i uwierzył w to, że ze 165-minutowej nasiadówki w sali kinowej każdy wyjdzie usatysfakcjonowany. Moim zdaniem zrobił dobrze… a wyniki kasowe filmu na świecie pokazują, że kinomaniacy zaufali wizji reżysera.
Dla kogo? Dla wszystkich wielbicieli Quentina i jego twórczości. Dla tych, którzy z czarnym humorem, ironią i sarkazmem są na TY i nie chowają twarzy za dłońmi na widok kilku tryskających aort. Dla tych, którzy szukają w filmie akcji, błyskotliwych dialogów i odrobiny heroizmu. Jednym słowem… dla fanów dobrego, rozrywkowego kina (niekoniecznie westernu – gdyż sam za owym gatunkiem nie przepadam). SZCZERZE POLECAM!
Zwiastun:
Czas trwania: 2 godz. 45 min.
Gatunek: dramat, western
Premiera na świecie: grudzień 2012
Premiera w Polsce: styczeń 2013
Produkcja: USA
Reżyseria: Quentin Tarantino
Moja ocena: 9/10 (dla mnie – rewelacja)
li_lia
W październiku 2010r. zostałam mamą. Od tamtej pory godzę domowe i macierzyńskie obowiązki ze swoją pasją- pisaniem. Klawiatura jest moją najlepszą przyjaciółką. Piszę, ponieważ czuję potrzebę okiełznania myśli za pomocą liter.
Ja bym oceniła na 10, dawno się tak nie ubawiłam
Tarantino mistrz!
Dałem 9, bo (podobnie jak sam Tarantino mówi) wierzę, że najlepszy film Quentina jest jeszcze przed nim
Przekonałeś mnie. Wiesz, co zrobię
hej, wczoraj byłam na filmie; świetny, uśmiałam się ; do końca trzyma w napięcieu, choć idąc na niego byłam pełna obaw bo nie lubię westernów. naprawde warto!
To chyba najlepsza rekomendacja, kiedy osoba nie lubiąca westernów pisze, że film WARTO OBEJRZEĆ
fajny …fajny…do dziś śmieje się z hasła jak doktorek strzle i mówi: :nie mogłem się powstrzymać” )))