-
Nie taki intruz straszny, jak go pokazują
20 kwietnia 2013 Film
-
Krew i kły. Nieśmiertelność, czerwone źrenice, nadludzka siła. Wymienione wyrazy posiadają wspólny mianownik, który stał się znakiem rozpoznawczym pewnej pisarki. Nie sądźcie jednak, że świat wykreowany przez Stephanie Meyer zdominowany został przez ,,piękną” i bestie. Z wampirami żegnamy się bez sentymentu. Ich miejsce zajmują niemalże zwyczajni bohaterowie.
Plakat promujący ,,Intruza”, intrygujący trailer, aktorka, której karierę śledzę od kilku lat, sprzeczne opinie dotyczące samej powieści, skutecznie zachęcały mnie, bym zmieniła zdanie o autorce sagi Zmierzch. Niestety nie mogę skonfrontować ekranizacji z jej książkowym pierwowzorem. Mimo to podejmę próbę oceny tego żenującego ,,dzieła” o jakże niskiej wartości artystycznej.
Wyobraźcie sobie bliżej nieokreśloną przyszłość. Naszą planetę próbuje przejąć obca cywilizacja. Nie wiem, co takiego interesującego jest w odkrytym przez Kolumba kontynencie, skoro wszelkie inwazje kosmitów oraz końce świata (swoją drogą, całkiem sporo ich w ostatnim czasie było) dotykają naszych amerykańskich sojuszników. Tym razem nie mamy jednak do czynienia z przerażającymi czy enigmatycznymi kreaturami. Ufoludki przyjmują bowiem postać nader osobliwych, epatujących wewnętrznym światłem meduz, które jak się później okazuje, są zmaterializowaną duszą. Pozaziemscy podróżnicy, by móc funkcjonować, potrzebują ludzkich ciał. Niczym pasożyty (o, choćby taka nadrzewna huba) przejmują kontrolę nad swoim żywicielem. A wszystko to po to, by móc zawładnąć nad trzecią planetą od Słońca.
Obcym nie chodzi o to, by zniszczyć naszą cywilizację. Przyświeca im zupełnie inny cel. W każdym razie egzystują w przekonaniu o własnej nieomylności i genialności. Do czasu. Okazuje się, że niektóre ludzkie jednostki nie tylko nie chcą zaakceptować nowego właściciela ich zewnętrznej powłoki, manifestują swoją obecność, próbują pokrzyżować szyki intruzów.
Jedną z niepogodzonych z losem jest Malanie Strider. Tak bardzo kocha życie, że jest w stanie z niego zrezygnować w każdym momencie, zwłaszcza wtedy, gdy zostaje wytropiona i zmuszona przez obcych do oddania swego ciała Wagabundzie. Mimo usilnych starań, rebeliantka dołącza do grona ofiar kosmicznego terroru, jednocześnie prowadząc wewnętrzną walkę. Będąc dosyć niegościnnym gospodarzem przekonuje swego pasożyta do tego, by odnaleźć grupkę ocalałych ludzi, wśród których na Malanie czeka młodszy brat oraz sympatia.
Jeśli liczycie na niesamowite efekty specjalne, z pewnością kino opuścicie zawiedzeni. Prócz charakterystycznego znaku, który odróżnia zdominowane przez obcych jednostki od zwykłych śmiertelników, jakim są rozświetlone źrenice, stada świetlików, medykamentów, dzięki którym nawet nieuleczalne rany goją się w okamgnieniu, złocistych łanów zboża, ukrytego w górskich tunelach oraz wspomnianych dusz-meduz (te z kolei przy ,,Avatarze” wyglądają niczym wytwór dziecięcej wyobraźni) nie zobaczycie niczego godnego zapamiętania. Niski poziom reprezentują sobą również wszelkie maszyny i pojazdy, będące własnością obcej cywilizacji. Odnoszę wrażenie, że ich pomysłodawcy wzorowali się na słynnym samochodzie- K.I.T.C.I.E., prowadzonym przez Michaela Knighta (w tej niezapomnianej roli wystąpił gwiazdor ,,Słonecznego patrolu”- David Hasselhoff), którego nowsze wersję oblepiono sreberkiem.
Nie wiem czy Rola Melanie okazała się dla Saoirse Ronan mało wymagająca, w każdym razie wykreowała tak pretensjonalnie płytką, pozbawioną emocji bohaterkę, że zaczynam wierzyć w rychły koniec jej kariery. Z przyjemnością wracam do ,,Nostalgii anioła”, gdzie aktorka ukazała imponujący wachlarz swych umiejętności. Pozytywnie zaskoczyła mnie także w ,,Hannie”. Jednakże obsadzenie jej w ,,Intruzie” okazało się całkowitym nieporozumieniem. Nie tylko nie rozumiała swojej postaci, dramatu, który rozgrywał się między świadomością człowieka, a jego kosmicznym pasożytem. Każde jej pojawienie się na ekranie przypominało występ woskowej lalki, manekina, mechanicznie odtwarzającego swoje kwestie.
Nie urzekły mnie również historie, rozgrywające się między Malanie a Jaredem, Wagabundą a Ianem. Pomijam kwestię wymierzania siarczystych policzków, a muszę przyznać, że teatralne ,,trzaskanie po twarzy” nie tylko głównej bohaterki przez część bohaterów wzbudziło we mnie negatywne emocje. Tych ,,drobnych” przejawów przemocy nie przebiją sztuczne pocałunki, ani trącąca banałem scena intymnego zbliżenia. Wyświechtane frazesy, które miały dowartościować film (nie musimy się spieszyć z pierwszym razem, nawet jeśli jesteśmy ostatnimi ludźmi na świecie, albo kochajmy się tu i teraz, bo nie wiadomo czy nadejdzie jutro) ostatecznie stają się mdłe, bezbarwne, nieprawdopodobne i nieprzekonujące.
Jedyną wartą uwagi postacią jest grana przez Diane Kruger Łowczyni. Ta ambitna kosmitka wbrew naturze swego gatunku okazuje się bezwzględnym, zawziętym mordercą. Jej dążenia do wytropienia rebeliantów, do odnalezienia i ,,naprawienia” Wagabundy-Melanie na tle działań pozostałych bohaterów wydają się być najbardziej realne, wiarygodne.
Mimo wszystko całą pozaziemską cywilizację uważam za nader ograniczoną, zarówno pod względem mentalnym (mimo swej imponującej metryki, cechuje ich naiwność kilkuletniego dziecka), kulturowym, jak i technicznym. Kosmiczni najeźdźcy nie zaimponowali mi praktycznie niczym. Zastanawia mnie również to, dlaczego mimo rzekomej dobroci i troski, które im przyświecały, posunęli się do przemocy wobec słabszych jednostek i jak autorka powieści wyjaśniła podwaliny filozofii intruzów.
Reasumując The Host okazał się nietrafioną czasowo i finansowo inwestycją. Przed zaśnięciem powstrzymywała mnie ścieżka dźwiękowa, której poszczególne momenty zapadły mi w pamięci.
Intruz, The Host
Gatunek: Thriller, romans, Sci-Fi Produkcja: USA Premiera: 5 kwietnia w Polsce Reżyseria: Andrew Niccol Scenariusz: Andrew Niccol * Plakat oraz metryczkę filmu zapożyczyłam z Filmwebu, natomiast trailer z YT
li_lia
W październiku 2010r. zostałam mamą. Od tamtej pory godzę domowe i macierzyńskie obowiązki ze swoją pasją- pisaniem. Klawiatura jest moją najlepszą przyjaciółką. Piszę, ponieważ czuję potrzebę okiełznania myśli za pomocą liter.
Książka jest dużo lepsza, potencjał na film trochę zmarnowali niestety… A Nostalgię Anioła musze koniecznie obejrzeć! Hanny też nie widziałam jeszcze…
Książkę czytałam dawno, jak jeszcze w ciąży byłam i podobała mi się bardzo. Zamierzamy wybrać się z mężem na ten film… ciekawa jestem jak ja ten film odbiorę
Film nie był taki zły, moim zdaniem z książki dużo więcej się wyciągnąć nie dało, ale można było trochę odejść od niej. Co do głównej bohaterki, to faktycznie mogła się bardziej wysilić i relacje pomiędzy nią a Jaredem i Ianem faktycznie słabo ukazane. Ale i tak uważam, że film lepszy od Zmierzchu i jego kontynuacji.
Ja na swoje nieszczęście jestem zmuszona do obcowania ze Zmierzchem i wszystkim, co z nim związane, choćby przypadkiem. Mam nadzieję, że młodzieńcza fascynacja Klaudii wkrótce się skończy, ale obawiam się, że zanim to nastąpi, będę zmuszona poznać ten film. Najwyżej się zanudzę – czego nie robi się dla dzieci
raczej film by mi sie nie spodobał, w ogóle nie moje klimaty..
Na S.M. swojego czasu obserwowałam straszna nagonkę. Nie rozumiem tego za bardzo, ale cóż – każdy ma prawo do swojej opinii. Autorka pisze książki dla młodzieży, dlatego operuje współczesnym językiem. Udaje jej się w świetny sposób w książkach przemycić same pozytywne wartości – w Zmierzchu – wierność, miłość, przyjaźń, lojalność, a do tego dochodzą – sex po ślubie i przeciwstawienie się aborcji oraz trwałość związków małżeńskich. Może dlatego tak bardzo nie przypadła niektórym do gustu? Bo promuje niemodne dziś wartości w świecie zdominowanym przez konsumpcjonizm? Podobnie rzecz się ma w Intruzie, tu także przekazuje czytelnikowi wytyczne i wskazówki, dotyczące tego, co powinno być w naszym życiu ważne. Historia nie jest łatwa do opowiedzenia. Dlatego bardzo jestem ciekawa ekranizacji, ale jeszcze chwile poczekam, aż moja córka skończy czytać książkę.