Czy Kopciuszek była eco?

3 maja 2013 Kosmetyki  8 komentarzy

Prawdziwym utrapieniem Kopciuszka była codzienna pielęgnacja jej jakże uroczego lica. Dziewczę choć młode, jędrne i nader powabne parało się wszelkimi zajęciami, które dom jej rodzinny miały uczynić wspaniałą rezydencją. Nieobce jej było szorowanie podłóg bez użycia super nowoczesnego mopa z funkcją automatycznego wirowania. Białogłowa na klęczkach pucowała marmurowe posadzki, do krwi zdzierając cieniutkie paznokcie. Tak więc zniszczone dłonie postarzały niebogę przynajmniej o dekadę. Nie lepiej było z twarzą, narażoną na przesiąkniętą kuchennymi zapachami parę, na pył i dym, wydobywające się z kominka, na wszędobylską sadzę i popiół, które z pasją zatykały niedojrzałe pory na buzi Kopciuszka.

Tymczasem wielkimi krokami zbliżała się impreza u jaśnie pana królewicza Mikołaja, bawidamka od siedmiu boleści, który będąc czterdziestoletnim kawalerem, nadal mieszkał ze swymi zacnymi rodzicami, zasłaniając się szczególnie głęboką i silną rodzinną więzią. Kopciuszek miał plan, genialne wyjście awaryjne, sposób na wyrwanie się od codziennego kieratu. Dziewczę po kryjomu szyło wyśnioną suknię, a że ręce miała dwie prawe, biegłe do wszelakich czynności, ubiór przypominał prawdziwy hit, którego nie powstydziliby się najznakomitsi kreatorzy mody. O efektowną fryzurę zaś miała zadbać zaprzyjaźniona fryzjerka, której dziewczę regularnie dostarczało soczystych dyń z przydomowego ogrodu. Jedyny kłopot stanowiły pantofelki oraz kosmetyki, które by biednego kocmołuszka doprowadziły do stanu użyteczności publicznej.

Mimo wszystko nasza bohaterka w czepku urodzona była, bowiem matka chrzestna Kopciuszka, znana wróżka, która na lewo prowadziła działalność gospodarczą pod szyldem legalnej białej magii, obiecała dziewczęciu nie tylko doraźną pomoc. Ponieważ ostatnimi czasy wszelkie czary-mary były nagminnie tępione przez zazdrosnych stróżów moralności, ciotka po kądzieli biednego Kopciuszka w ukryciu wszelakie urodowe specyfiki warzyć musiała. Bacząc na potrzeby skórne swej podopiecznej, postanowiła przygotować niebanalny krem, oparty na naturalnych i organicznych składnikach. Jako właścicielka obszernej łąki, ziółek miała pod dostatkiem, dlatego też bez zwłoki przystąpiła do dzieła.

DSC_0126

Tymczasem w domu Kopciuszka nastąpiło wielkie poruszenie. Dwie brzydkie, przybrane siostry poczęły przygotowywać się do balu. A trzeba Wam wiedzieć, iż paskudne to były maszkary, zniszczone częstymi wizytami w solarium, z lubością wdychające uciekające z fajek niedoszłych absztyfikantów opary. Do pięt nie dosięgały pasierbicy swojej mamusi. Ze zgryzoty i wiecznego spiskowania zmarszczek się tylko nabawiły, a cera żółta, zmęczona sprawiała wrażenie, jakby stare panny o zamążpójściu myśleć już nie mogły. Mimo wszystko we dwie starały się wspomóc to, co delikatnie pisząc spartaczyła natura. Korzystając z popularnego portalu aukcyjnego zamówiły paczki pełne wspaniałości. Solidarnie podzieliły się zapasami po czym rozpoczęły akcję urodowej mistyfikacji.W ruch poszły śmierdzące maseczki, i choć cel uświęca środki, obie przyznały, iż wielce się muszą poświęcić, by jako tako móc się zaprezentować podczas królewskiego przyjęcia.

Tymczasem w kuchni…

- Groch mi z kaszą i kokosowymi wiórkami niegodziwa pani matka zmieszała-biadoliła Kopciuszek- co ja nieszczęśliwa mam teraz począć? Na rozdzielaniu cały dzień mi zejdzie, wieczorem zaś będę wyglądać jakbym się na szczyt najwyższej góry wspięła.

Wnet wrota do pomieszczenia uległy nadnaturalnej sile, wpuszczając do wnętrza cudowną poświatę. Dziewczyna z zainteresowaniem podniosła wzrok, wyczekując nadejścia znienawidzonej macochy. Jednakże próżno jej było czekać, gdyż zamiast właścicielki posesji w drzwiach pojawiła się postać znajomej wróżki. Lico Kopciuszka rozjaśnił promienny uśmiech, serce z radości podskoczyło niemalże do gardła. Wytarła zakurzone dłonie w wykrochmalony fartuszek i czym prędzej pobiegła do niespodziewanego gościa, krzycząc:

- Matko chrzestna! Spadłaś mi z nieba, jak szóstka w toto lotka trafiona! Z jaką nowiną do mnie przybywasz?

- Córko moja najdroższa- odpowiedziała lekko zmieszana wróżka- Na wyprzedaży zdobyłam ostatnią parę, jakże uroczych pantofelków. Spójrz tylko, jak cudnie mienią się kolorami tęczy. Będą ci pasowały do balowej kreacji.

- Och, wybawicielko- pisnęła z przejęcia Kopciuszek- Co ja bym bez ciebie uczyniła?

- Oj ta, oj tam- z nieskrywaną dumą skwitowała wróżka, po czym puściła porozumiewawcze oczko w stronę swej podopiecznej- Ale to nie wszystko- kontynuowała- mam jeszcze coś w zanadrzu. Za to mi się do końca życia nie wypłacisz, kochana.

DSC_0132

Matka chrzestna wyjęła zza pazuchy oliwkowy kartonik. Przedłużając moment ciekawości i napływającej euforii Kopciuszka, w końcu podała go dziewczynie. Ta zaś przez chwilę obracała w dłoniach podarek, jakby ważąc jego ciężar. Następnie z taką lekką nieśmiałością pozbawiła go zbędnej otoczki. Wtedy oczy kocmołuszka ujrzały szklany słoiczek, dość ciężki, wykonany prawdopodobnie z grubego szkła. Jego jedyną ozdobą była błyszcząca nakrętka w powtórzonym odcieniu oliwkowej zieleni, którą przełamała srebrna obręcz. Lekko przydymione szkło skrywało beżową zawartość.

DSC_0133

- A cóż to takiego?- zapytała w końcu dziewczyna.

- Moja droga, nic innego, jak twój pierwszy certyfikowany krem. Wyobraź sobie, że mój kosmetyczny eksperyment zyskał uznanie fachowców, którzy po przeprowadzaniu laboratoryjnych badań przyznali mu zaświadczenie ECOCERT.

- Gdybyś tak łaskawie przełożyła to na język zwykłego zjadacza jasnego chleba…

- Chodzi o to, że mój specyfik spełnia surowe normy i jest zgodny z przyjętymi standardami. Inaczej mówiąc, na pewno nie wyrządzi ci krzywdy, a z całą pewnością pomoże.

- Ale jak? Wszakże do balu pozostało już niewiele czasu…

- Nie prowokuj zmarszczek, Kopciuszku. W tym kremie kryje się naturalne dobrodziejstwo.

- Czyli, co?

- Wyobraź sobie produkt wolny od szkodliwych dla zdrowia i urody emulgatorów PEG, w którego składzie nie znajdziesz wytworzonych przez człowieka tłuszczów, ani nawet olejów, a już tym bardziej parafiny, silikonów i wcale nie mam tu na myśli substancji podobnych do tych, którymi twoja przybrana matka wypełniła sobie biust…

- No, jeszcze tego by brakowało.

- Wracając do kremu beECO, bo tak nazwałam tę organiczną serię, nic, co pozostało po destylacji ropy naftowej nie trafiło na listę jego składników. Wiem to, bo dokładnie zbadałam wszelkie komponenty.

- Matko chrzestna, a czy ktoś przede mną testował owe cudo?

- Ależ oczywiście! Nie myśl sobie, że zamieniłam cię w doświadczalnego króliczka.

- A jeśli już o zwierzętach mowa, to proszę, tylko nie mów, że przyłożyły swoje łapy do sprawdzenia tego kremu…

- Nigdy w życiu! Żadna szanująca się wróżka nie splami swego honoru takimi praktykami.

DSC_0127

Kopciuszek zdecydowanym ruchem pozbawiła szklany słoiczek nakrętki. Następnie zanurzyła czysty palec w kremowej otchłani, po czym skierowała go prosto pod swoje nozdrza.

- Muszę przyznać, że pachnie całkiem przyjemnie, a spodziewałam się jakiejś ziołowej eksplozji. Ten odrobinę zbyt intensywny aromat nie zawiera w swych nutach niczego, co mogłoby mnie rozdrażnić, ale też i nie zniewala mnie swą subtelnością. To jednak nie zniechęca mnie do zapoznania się z jego właściwościami.

Matka chrzestna z zainteresowaniem przyglądała się swej podopiecznej, która z nieskrywanym zachwytem poznawała dotąd nieznany produkt.

DSC_0128

DSC_0129

- Krem swą barwą przypomina mi kość słoniową. Jego gęsta, nierozwarstwiona, zwarta konsystencja wygląda niczym idealnie gładkie lody, albo ulubiona śmietana z najwyższej półki. Zobaczmy zatem, jak przebiega jego wchłanianie.

Kocmołuszek pokryła cienką warstwą wierzch dłoni, następnie zaś rozsmarowała krem na jej powierzchni.

DSC_0130

- Niesamowite!- wykrzyknęła, pełna podziwu- Jak on się szybko wchłania, jak moja skóra go toleruje. Spój matko, po jego obecności nie pozostał żaden ślad. Czy to możliwe? Czy to są jakieś czary?

- Nie, moja droga. To po prostu dowód długoletnich badań oraz kosmetycznych eksperymentów- odpowiedziała pomysłodawczyni kosmetyku. Pozwól, że zniknę z pola widzenia. Muszę powrócić do spraw, niecierpiących zwłoki. Zostawię ci ten wyjątkowy słoiczek i zjawię się tuż przed balem. Jestem szalenie ciekawa rezultatów.

Zanim Kopciuszek zdążyła pożegnać się ze swoją magiczną opiekunką, ta zniknęła, okrywając się gęstą mgłą.

DSC_0131

Po miesiącu…

W dniu poprzedzającym wielki bal matka chrzestna Kopciuszka odwiedziła opanowaną przez wredną macochę i jej dwie życiowe pomyłki rezydencję. Zapracowane dziewczę polerowało właśnie rodowe srebra, kiedy we wnętrzu salonu pojawiła się znajoma postać wróżki.

- Rany Julek! Matuchno, ja przez ciebie to szybciej na emeryturę przejdę- wykrzyknęła z przejęciem dziewczyna.

- Na twoim miejscu przestałabym być taką optymistką, Kopciuszku.  W naszym królestwie to nie masz szansy nawet na godziwą rentę. No, chyba że uda ci się usidlić jakiegoś księciunia. Nie o tym jednak chciałam z tobą rozmawiać. Zdradź mi ślicznotko swoje spostrzeżenia na temat testowanego kosmetyku. Widzę, że twoja cera nabrała zdrowego kolorytu.

- A jakże, kochana wróżko! Wyobraź sobie- relacjonowała z przejęciem Kopciuszek- Wyobraź sobie, że mój niezwykły krem, wyrabiał z twarzą takie rzeczy, o których się konsumentkom nawet nie śniło. Wedle instrukcji, którą mi do pudełka dołączyłaś, stosowałam ów specyfik tuż przed położeniem się spać, na oczyszczoną wcześniej buzię. Takiego efektu zmatowienia to nawet mi ryżowy puder nie zapewnił. W jednej chwili czułam, jakbym poddała się niewidzialnemu liftingowi, znaczy się krem napinał mi skórę, sprawiając wrażenie niedostrzegalnego gołym wzrokiem gorsetu. Lekkie ściągnięcie było zaledwie tymczasowym, akceptowalnym dyskomfortem. Z resztą, po kilku minutach odchodziło w zapomnienie. W każdym razie, pozbawiona tłustego filmu skóra, bez obaw mogła przytulić się do poduszki. Żadne kremowe pozostałości nie zniszczą jedwabnych poszewek.

- Czy zauważyłaś jakieś różnice? Czy poprawił się stan twojej cery?

- Oczywiście, matuchno. Na pierwsze efekty nie musiałam zbyt długo czekać. Bowiem już rankiem, a dokładnie bladym świtem, po ciężkiej i krótkiej nocy, powitało mnie niezwykle promienne odbicie w lustrze. Mimo zmęczenia i niewyspania, moje lico zdawało się zaprzeczać wszelkim urodowym grzechom. Skóra przypominała delikatną materię, jej powierzchnię z czułością i pasją mogłabym głaskać dopóki nie skostniałyby mi palce. Nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek miała tak dopieszczoną twarz. W każdym razie, wszelkie obawy o jakiekolwiek niespodzianki zostały szybko rozwiane. Krem nie tylko nie uczula, nie wywołuje skutków ubocznych, co przede wszystkim nie zapycha moich wielkich kraterów, które zawzięcie okupują nos, brodę i policzki.

- O jakich dziurach ty mówisz, drogie dziecko?

- No właśnie o rzekomych porach, których po miesięcznej kuracji praktycznie nie widać! Czy to nie cud?

- Raczej dzieło ludzkiej pomysłowości, kochana…

- W każdym razie, regularne stosowanie kosmetyku pozbawiło mnie problemu, jakim była nadprogramowa produkcja sebum.

- Faktycznie, nawet pod koniec dnia twoja twarz nie świeci się tak, jak zawsze.

- No właśnie, już nie przypominam domowej fabryki tłuszczu… Muszę ci się do czegoś przyznać.

- Tak, drogie dziecko?

- Cóż, jakby to powiedzieć, troszeczkę odeszłam o twoich wytycznych i krem, który powinnam stosować na noc używałam również za dnia, a dokładniej przed nałożeniem makijażu.

- I jak się wówczas sprawdził?

- Rewelacyjnie! Wyobraź sobie, że dzięki niemu tona fluidów, pudrów i podkładów prezentowała się nader ciekawie i bez większych zarzutów. Mało tego, cera choć doskonale nawilżona i napięta pozbawiona była przedwczesnego lśnienia. Krótko mówiąc, gdyby nie te moje przebarwienia, pokusiłabym się o wychodzenie z domu z twarzą odziana wyłącznie w ten krem.

- Cóż, wierzę, że to zasługa alpejskich ziół, pochodzących z ekologicznych plantacji, które dodałam warząc kosmetyk. Ponadto, wiedz, że o kondycję twojej skóry zadbało również masło Shea, organiczne oleje z Oliwek, makadamii oraz jojoby. To właśnie one odpowiedzialne są za fantastyczny poziom nawilżenia. Nie mogłabym również pominąć istotnego wpływu soku z aloesu.

- I nawet dym z kominka, wszechobecny pył i kurz, wydobywający się spod kół pędzących karet, które codziennie mijają mnie w drodze na targ, nie są w stanie pogorszyć ani mojego samopoczucia ani wyglądu.

- Owszem, ponieważ mój krem z serii beECO posiada również antyoksydanty.

- Anty co?

- Antyoksydanty, czyli składniki, które chronią cię przed szkodliwym wpływem twojego otoczenia. Nie mów mi proszę, że nie słyszałaś o witaminie E?

- No coś mi się o uszy obiło…

- I widzę, że się na buźce jakby jędrniejsza zrobiłaś.

- O, tak, faktycznie. Jest jeszcze coś.

- Tak?

- Zauważyłam, że nawet dość radykalny piling, który wręcz uwielbiam fundować mojej skórze, już nie musi kończyć się czerwonymi plackami, które niczym niechciane wypieki szpecą oblicze.

- Racja. Wszakże krem posiada regenerujące i kojące właściwości. A to wszystko to dzięki ekstraktom z tymianku i drzewa motylego.

- Brzmi tak poetycko. Chciałabym kiedyś zobaczyć na własne oczy całą roślinność, którą upchnęłaś w tym kremie.

- Cóż moja droga, nie pozostaje ci nic innego, jak teraz przygotować się do balu. Wywiązałam się ze swoich obietnic. Reszta w twoich rękach.

Kopciuszek niestety nie dotarła na bal. Zamówiona na konkretna godzinę taksówka złapała gumę, wjeżdżając w dziurę, która dziwnym trafem pojawiła się na nowo remontowanej drodze. Zdesperowane dziewczę postanowiło nie przepuścić jedynej okazji na podbicie serca następcy tronu i udało się w kierunku zachodzącego słońca. Stanąwszy na rozdrożu, Kopciuszek wyciągnęła swój zgrabny kciuk, który zawieszony w powietrzu, usiłował złapać stopa. Nie myślcie jednak, że pech prześladował dziewczę do końca jej szarych dni, co rusz rzucając pod nogi kłody. Opatrzność czuwała nad naszą bohaterką, wysyłając w jej stronę zagubionego kierowcę zdezelowanego fiata 126 p. Ponieważ Kopciuszek z natury nie była podłą materialistką, doceniła gest przystojnego, choć biednego jak mysz kościelna młodzieńca i zamiast na bal, udał się z nim na wiejską potańcówkę. Nie wiem czy żyli długo i szczęśliwie, ponieważ po drugim miesiącu stosowania fenomenalnego kremu Kopciuszek zauważyła puste dno słoiczka. Co stanie się z jej związkiem, gdy przyszły niedoszły oblubieniec pozna prawdziwe oblicze swej ukochanej? Czy Kopciuszek zakupi krem z serii beECO od swojej matki chrzestnej, która zalegalizowała działalność gospodarczą, nazywając swą jednoosobową firmę chwytliwą nazwą FLOSLEK? O tym być może przekonacie się w kolejnym odcinku.

Tymczasem bohaterem dzisiejszego opowiadania wcale nie był urodzony pod szczęśliwą gwiazdą Kopciuszek, tylko rewelacyjny krem FLOSLEK z serii beECO. Ja już zacieram dłonie i szykuję się do nabycia jego dziennej wersji. Mało tego myśli zaprząta mi także Bio-certyfikowana maseczka o właściwościach relaksująco-upiększających. Piling solny już znacie. Pisałam o nim TUTAJ.

Bez tytułu

Czy zatem warto zainwestować 33zł w 50ml słoiczek? Owszem, prócz tego, że jest wydajny (pamiętajmy jednak, że trzeba go zużyć w przeciągu pół roku od rozpieczętowania sreberka, które zabezpiecza wejście do słoiczka) to fantastycznie obchodzi się z cerą. Bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia określam go mianem mojego kosmetycznego hitu.

Bio-certyfikowany krem na noc odbudowująco-naprawczy

FLOSLEK

pojemność: 50ml

cena: 33,60zł

Do kupienia TUTAJ

Skład:

Aloe Barbadensis Leaf Juice*, Cetearyl Wheat Straw Glycosides, Cetearyl Alcohol, Butyrospermum Parkii Butter*, Glyceryl Stearate SE, Olea Europaea Fruit Oil*, Cetearyl Olivate, Sorbitan Olivate, Simmondsia Chinensis Seed Oil*, Galactoarabinan, Glycerin, Tricaprylin, Glyceryl Stearate Citrate, Squalane, Salvia Sclarea Seed Oil, Buddleja Davidii Extract*, Thymus Vulgaris FlowerLeaf Extract*, Aqua, Sodium Hyaluronate, Cera Alba*, Parfum, Propanediol, Tocopheryl Acetate, Gluconolactone, Sodium Benzoate, Benzyl Alcohol, Dehydroacetic Acid, Citric Acid, Benzoic Acid. * składniki z certyfikowanych upraw ekologicznych – 98,776% wszystkich składników jest pochodzenia naturalnego – 71,948% wszystkich składników pochodzi z certyfikowanych upraw ekologicznych Naturalny i organiczny kosmetyk certyfikowany przez ECOCERT Greenlife zgodnie ze standardami ECOCERT dostępnymi na stronie http://cosmetics.ecocert.com.

DSC_0134

li_lia

W październiku 2010r. zostałam mamą. Od tamtej pory godzę domowe i macierzyńskie obowiązki ze swoją pasją- pisaniem. Klawiatura jest moją najlepszą przyjaciółką. Piszę, ponieważ czuję potrzebę okiełznania myśli za pomocą liter.

8 komentarzy w Czy Kopciuszek była eco?

  • nikollet85 says:

    lubie takie kosmetyczne hity :)

  • czekam co z kopciuszkiem :P
    krem zapowiada się świetnie :)

  • Andzia6668 says:

    jak zwykle fajna historia :)

  • weronika says:

    uwielbiam czytać Twoje recenzje, to nie są zwykłe recenzje, to chwila odpoczynku po całym dniu :-) Ja bardzo lubię kosmetyki Floslek, przypadły mi do gustu :-)

  • Alicja says:

    Nie słyszałam jeszcze o tej nowości, ale pochodzenia naturalnego nono, to się chwali :D

  • Yulia says:

    Ooo co za kolorek. No cóż, nie ma wyjścia-trzeb kupić i cerę naprawiać, jestem na końcówce, mojego z Emolientem i chyba spróbuję tego kopciuszkowego.
    I widzisz-płyny tej marki mi nie służą-a kremy jak najbardziej.

  • Kaśka says:

    Normalnie uwielbiam Twoje opowieści:) Czekam na kolejny odcinek :D Aż wstyd się przyznać, ale z Flosleku żadnego kremu jeszcze nie miałam, ani nic… Dopiero niedawno zakupiłam żel pod oczy i jest nawet w porządku:)

    • li_lia says:

      Miło mi to czytać :)
      No cóż, mam nadzieję, ze na żelu nie poprzestaniesz :)

Zostaw komentarz Cancel reply

You may use these HTML tags and attributes: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>