-
Dzisiaj, jutro, zawsze PALMERS!!!
6 marca 2013 Kosmetyki
-
Przy pokerowym stoliku zawrzało. Dystyngowana panna, narzeczona Cala Hockleya, w pewnym momencie chwyciła stojący kieliszek z Martini. Kiedy już miała uraczyć swe podniebienie tym jakże wyskokowym trunkiem, odczuła ciężar karcącego spojrzenia siedzącego obok mężczyzny. Wspomniała niedawno usłyszane słowa, dotyczące jej przyszłości na kontynencie odkrytym przez Kolumba. Walcząc ze łzami wymyśliła bezkompromisowe wyjście z patowej sytuacji. Gwałtownym ruchem wylała zawartość kieliszka na spodnie niedoszłego męża. Następnie, zachowując pozory savoir vivre, opuściła salę, pozostawiając oblaną rumieńcami wstydu matkę w towarzystwie zdumionych gości i wściekłego Cala.
- Absztyfikant od siedmiu boleści! Nadęty buc!- Wyrzuciła z siebie, mijając schodzącego z górnego pokładu kapitana Smitha.
Próbowała zapanować nad intensywnie pracującą klatką piersiową, którą łapczywie wypełniała wciąż mroźnym kwietniowym powietrzem. W tej chwili obowiązek zapewnienia matce i sobie godnego statusu, małżeństwo, które miała popełnić z rozsądku oraz odznaczający się sadystycznymi skłonnościami narzeczony, a także masa innych, przytłaczających faktów spowodowała narodziny w jej siedemnastoletniej głowie pewnej konkluzji.
Satynowe pantofelki Rose ruszyły w kierunku rufy. Nie wahając się ani chwili młoda kobieta ostrożnie postawiła stopy na barierce, po czym znalazła się po drugiej stronie statku. Odgłos rozbijanych przez Titanica fal w połączeniu z dźwiękiem pracującej śruby napędowej, powodował raniący uszy hałas. Kiedy tak wpatrywała się w oceaniczne bałwany, usłyszała zaskakujące stwierdzenie…
- Muszę przyznać, że wybrała sobie Pani nietypowy sposób na wieczorną kąpiel. Podziwiam. Ja bym się nie odważył.
Rose gwałtownie odwróciła się w stronę intruza, tracąc poczucie równowagi. W chwili, gdy jeden z butów niepostrzeżenie zsunął się z jej niewielkiej stopy i zniknął w odmętach czarnej wody, panna DeWitt Bukater poczuła niosący ratunek dotyk obcych rąk.
- Co prawda nie planowałem żadnych higienicznych czynności, ale jeśli dama usilnie zachęca do skorzystania z międzykontynentalnej toalety, będę musiał się nad tym poważnie zastanowić- powiedział, usiłując rozśmieszyć przestraszoną Rose.
- Jak pan śmie żartować w takiej chwili. Dlaczego pan w ogóle do mnie podszedł?- wysyczała przez zęby.
- W każdej chwili mogę zostawić panienkę na pastwę losu. Wystarczy słówko- odpowiedział puszczając oczko w stronę zdezorientowanej niedoszłej samobójczyni.
- Nie! Znaczy, przepraszam. Może zbyt agresywnie zareagowałam. Proszę mi podać rękę- dodała Rose.
Jack Dowson zdecydowanym ruchem wciągnął na pokład piękną, choć lekko korpulentną dziewczynę. Następnie zsunął z ramion pożyczoną marynarkę i otulił nią zziębniętą nieznajomą.
- Ma pani bardzo delikatne dłonie. Ten świat wiele by stracił, gdyby pochłonął je ocean.
- Całe szczęście, że posmarowałam je ulubionym kremem. Inaczej z całą pewnością ani barierka, ani pańskie ręce nie uratowałyby mnie z opresji.
- A cóż to za krem, któremu zawdzięczamy ten cud?
- Ach, to amerykański wynalazek, wyprodukowany przez markę PALMERS, wzbogacony witaminą E oraz masłem Shea…
Skoncentrowany krem do rąk
Shea butter formula
Palmers
60g
Cena: 11zł
Na samym wstępie zaznaczę, że dzisiejsza recenzja wypełniona będzie ochami i achami, będącymi rezultatem mojego uwielbienia do tego praktycznego kosmetyku. Kto to widział, by krem do rąk uczynić bohaterem opowiadania? Ale, jeśli na to zasłużył i zdołał uczynić to, czemu jego poprzednicy, choć obiecywali, nie byli w stanie sprostać, nie widzę innej sposobności, jak napisanie pochwalnego tekstu na cześć(nie)zwykłego produktu.
Proszę Państwa, oto krem
Wygląd zewnętrzny nie zasługuje na szczególną uwagę. Ot, taka sobie miękka tubka, oszczędnie ozdobiona maleńkim obrazem jednego z naturalnych składników kremu. Etykietkę zaopatrzono w informacje pisane w zagranicznym języku, wszakże kosmetyk wyprodukowano w USA, ale BODYLAND, gdzie nabyłam mój egzemplarz, zadbał o dostępność naklejki z tłumaczeniem istotnych kwestii.
Wracając do opakowania, to ze względu na jego skromną pojemność (60ml) i niewielkie rozmiary zmieści się w każdej torebce, dzięki czemu z jego dobrodziejstwa można skorzystać w pracy, na spacerze, albo podróżując samochodem (jako pasażer) lub w innym środku transportu. Atutem tubki na pewno jest sposób jej otwierania. Nie trzeba siłować się z zakręcaniem nakrętki. Producent skorzystał z bardziej praktycznego sposobu. Nawet podczas ciągłej eksploatacji mocowanie wspomnianego elementu prezentuje się nienagannie, co w przypadku innych kremów zawsze kończyło się urwaniem lub pęknięciem.
Zakochasz się od drugiego wejrzenia
Przyznaję uczciwie, dotąd podczas zakupu kremu kierowałam się przede wszystkim jego zapachem. Kocham wszelkie kokosowo, owocowo, miodowo, czekoladowe nuty, dlatego też zapoznawszy się z aromatem opisywanego kosmetyku na mojej twarzy zagościło wielkie rozczarowanie. Krem nie kusił mnie wyjątkowym zapachem, nie wywoływał miłych skojarzeń. Po prostu reprezentował sobą poprawny, aczkolwiek niepowalający na kolana aromat.
Fascynacja produktem przyszła zaraz po jego pierwszej aplikacji. Moje dotąd paskudne łapska, stroniące od rękawiczek, pokryte czerwonymi plamkami, wiecznie suche z chropowatą skórą na kostkach, doznały szczególnej troski i niespotykanego dotąd traktowania.
Biały, bardzo, bardzo gęsty krem na początku tworzy coś w rodzaju trudno wchłanianej maseczki, bladej woalki, która idealnie przylgnęła do dłoni. W ciągu kilku pierwszych chwil skóra odzyskuje pożądany poziom nawilżenia, ja zaś wyraźnie odczuwam na niej obecność kosmetyku. Jednakże nie czyni on rąk klejącymi się ani nieprzyjemnie śliskimi w dotyku. Za to genialnie wygładza wszelkie pozostałości, będące dowodem mojego zaniedbania. Ponadto zmiękcza skórki, zlokalizowane wokół paznokci, a kostki (miejsca zgięć palców) po 3 dniach intensywnej kuracji wyglądały jak nowe, jakbym nigdy nie wystawiała dłoni na działanie detergentów, wody i mrozu.
PRZED
PO
Nie mogę otrząsnąć się z tego pozytywnego szoku. Naprawdę dotąd najlepsze z kremów, które stosowałam, przynosiły mi tymczasową ulgę, czyniąc spierzchnięte łapska mniej zniszczonymi. Było to jednak wyłącznie doraźne działanie, znikające po najwyżej godzinie albo tuż po umyciu rąk. W tym przypadku gołym okiem widać, jak krem marki PALMERS zregenerował moje dłonie, których wreszcie nie muszę się wstydzić. Dla podtrzymania efektu wystarczą mi dziennie dwie aplikacje. Ostatnią stosuję przed zaśnięciem.
Marzycie o miękkich, stworzonych do dotykania i całowania dłoniach? Zainwestujcie w opisywany kosmetyk. Warto wydać na niego każdą złotówkę.
To mój pretendent do kosmetycznych odkryć i hitów 2013r.
li_lia
W październiku 2010r. zostałam mamą. Od tamtej pory godzę domowe i macierzyńskie obowiązki ze swoją pasją- pisaniem. Klawiatura jest moją najlepszą przyjaciółką. Piszę, ponieważ czuję potrzebę okiełznania myśli za pomocą liter.
Palmers to moje odkrycie roku 2012. Pisałam dużo o tych produktach. Są na prawdę świetne!
ahh, to ten, muszę spróbować, kusi mnie! jak zużyje moje zapasy to chyba się w niego zaopatrzę
PS. dziękuję za odwiedziny, ja żyję i mam się dobrze , ale czasu mam ostatnio bardzo mało :/
to ja mam podobne łapsa wiecznie suche z plamami alergicnzymi
Uwielbiam kosmetyki marki Palmer’s moim zdaniem są najlepsze. Jestem szczęśliwą posiadaczką błuszczyka do ust o zapachu (smaku) czekoladowo-wiśniowym -mega rewelacja
Pierwsze słyszę o tym produkcie, ale jak spotkam, to na pewno kupię
Z Palmers’a miałam kiedyś próbkę balsamu tylko;)
nie znałam tej firmy a do kremów do rąk mam słabość
Też nie znam tej firmy, ale skoro polecasz to muszę się przyjrzeć tej nowości dla mnie;)
Nie słyszałam o tej firmie, ale skoro jesteś zachwycona to myślę, że warto poszukać na bodyland tego kremiku, no bo dłonie wizytówką kobiety są )
widać różnicę i to dużą,krem jest rewelacyjny
Nie znam tej firmy,ale widać naprawdę efekty i do tego cena niska aż muszę też go mieć.I jak zwykle początek świetny twoje wpisy są jak książka miłe do po czytania.
Twoje opowiadania są urocze i psychodeliczne mdleje z wrażenia – pozdrawiam
Psychodeliczna to jest owcoświnka, zwana Psysiem Uśmiałam się Dzięki za poprawienie nastroju :*
Przypomniał mi się detektyw Sventon, który nie wymawiał r i na ptysie mówił psysie. On uwielbiał psysie. Jego przygody można poznać dzięki książce Latający Detektyw – polecam
ps. a ja uśmiałem się serdecznie z owocoświnki :>>
Widzę że znalazłaś swój KWC pielęgnacji rąk-super