Masakra na ślubie córki maharadży

11 lipca 2013 Kosmetyki  5 komentarzy

W ciągu godziny przed pałacem maharadży wyrósł gęsty las, w którym role drzew odgrywali tłumnie zebrani poddani z głowami skierowanymi w stronę nadjeżdżającego władcy. Tylko jeden człowiek potrafił wywrzeć na nich ogromne wrażenie, tylko lokalnemu krezusowi udało się osiągnąć szczyt popularności. Sławę i poważanie wśród maluczkich zawdzięczał licznym bogactwom, zaś respekt pomagał mu wzbudzić słoń. Ogromne zwierzę pociągowe opuszczało swój bezpieczny azyl, gdzie zazwyczaj w ciągu dnia skupiało się na pochłanianiu pół tony jedzenia i obsypywaniu swego masywnego ciała piaskiem i wodą. Dziś jednak monstrualnych rozmiarów istota przywdziała wyjściowy strój, by wzbudzić grozę wśród podziwiających ją gapiów.

Gruba, dokładnie oczyszczona skóra słonia, została przysłonięta drogocennymi materiałami, które zwracały uwagę przechodniów kunsztownymi haftami oraz połyskującymi w słońcu nićmi. Przytłoczone nadmiarem ozdób zwierzę próbowało schłodzić rozgrzane ciało, wprawiając w ruch ogromne uszy. Falujące płaty skóry, przebite złotymi kolczykami, dawały poczucie subtelnego chłodu. Słoń kroczył dumnie z pokorą dźwigając na swoim grzbiecie wymyślny howdah. Potężna konstrukcja była dowodem wielkiego kunsztu jej autora, który korzystając z nieograniczonego budżetu przyszłego właściciela, tego wzbudzającego zazdrość przedmiotu, udowodnił swoją kreatywność.

W centralnym miejscu wyścielanego jedwabiem howdahu siedział maharadża, od czasu do czasu wyjmując z dłoni postaci, wyrzeźbionych z kości słoniowych, kity włosów, którymi odganiał się od natrętnych much. Uśmiechnięte oblicza zastygłych w bezruchu białych kobiet, zachęcały lud do serdecznych gestów, skierowanych w stronę władcy. Wielki pan od czasu do czasu podnosił dłoń, pozdrawiając żądnych sensacji gapiów. To miał być wspaniały dzień, prawdziwe święto. Zupełnie, jak wtedy, gdy pierwszy raz zasiadł na misternie zdobionym tronie. Oto jego jedyna córka zmieniała stan cywilny, wychodziła za mąż za największego przyjaciela maharadży.

 dasara1

Ostatnie chwile wolności Seta spędzała w towarzystwie zaufanych służek. Pozwalała im spryskiwać swoje ciało różaną wodą, którą przechowywała w pokrytym rubinami i diamentami naczyniu. Krople zniewalającego aromatu opadały na nadgarstki oraz wierzch dłoni przyszłej panny młodej, która chcąc ukoić nerwy, żuła betel. W głębi serca dziękowała matce za przemycone ukradkiem puzderko, zawierające mieszaninę kory z drzewa kathalowego, goździków, kardamonu, sproszkowanego wapienia oraz kluczowego, najbardziej wpływającego na zmysły składnika, jakim był khimam. O tak, Secie potrzebna była teraz nawet najmniejsza dawka animuszu. Miała w końcu opuścić rodowy pałac, przyjąć nowe nazwisko i służyć obcemu człowiekowi. Tak bardzo pragnęła, by między nią a małżonkiem istniała relacja, która byłaby wiernym odzwierciedleniem związku boga Siwy z jego połowicą Umą. Wiedziała, że człowiek, który dawno temu skradł jej serce, nigdy nie otrzyma ręki córki maharadży, że musi pogodzić się z wyborem rodziców, którzy wybrali jej innego kandydata na męża.

Przyszły partner córki maharadży słynął z upodobania do krwawych i niebezpiecznych polowań. Aby dowieść swego męstwa wielokrotnie wyruszał na podbój fauny i flory, mając na celowniku swej pięknie zdobionej broni wszelakie bestie z tygrysami na czele. Wielki Rao nie troszczył się o los naganiaczy, którzy niejednokrotnie ginęli, rozszarpani przez dziką zwierzynę. Krew, pot i łzy podniecały go do tego stopnia, iż resztki człowieczeństwa chowały się w najmroczniejszych zakamarkach jego duszy. Na dodatek uwielbiał towarzystwo pięknych tancerek. Niejedna z nich stawała się jego tymczasową konkubiną. Kochał również klejnoty i nie liczył się z wydatkami, jeśli tylko miał okazję nabyć kolejne, wprawiające go w dobry humor i zachwyt świecidełko. Czy córce maharadży uda się zmienić stosunek Rao do świata?

Blask bijący od przyszłej panny młodej oślepiał zebrane wokół niej kobiety. Można było z zachwytem obserwować ikonę piękna, za jaką niewątpliwie uchodziła Seta. Gdyby otchłań kosmosu stała się namacalna, musiałaby zamieszkać w długich, lśniących i zupełnie prostych włosach potomkini maharadży. Czerń, będąca barwą nieodzownie kojarzącą się z umaszczeniem piór złowrogiego kruka, kontrastowała z karminowymi, zwiewnymi szatami. Ogrom kosztowności, które uzupełniały ślubny strój Sety, stwarzał piorunujące wrażenie, podkreślając wartość jej posagu, pozycję, którą wyniosła z rodzinnego domu oraz zasobność ojcowskiego skarbca. Nie kierowała nią jednak próżność, chęć przyćmienia weselnych gości swoim bogactwem. Seta po prostu była wierna tradycji. Nawet bez tych wszystkich świecidełek, pozbawiona szat oraz namalowanych henną ornamentów, reprezentowała sobą sumę ziemskich cudów. Bowiem uroda szykującej się do zmiany stanu cywilnego panny nie ograniczała się jedynie do zewnętrznego wyglądu. Przyszła żona Rao miała również piękną duszę i charakter gody następczyni tronu, który pozwoliłby jej zjednać serca poddanych.

Matka podeszła do Sety, chcąc ostatni raz życzyć jej szczęścia na nowej drodze życia, rychłego powołania na świat potomka, przekazać kilka cennych rad, przypomnieć o powinnościach względem przyszłego małżonka. Ta surowa kobieta, która dotąd nie okazywała czułości swemu jedynemu  dziecku, tego dnia z wyraźną troską i przejęciem objęła ramiona córki i pogłaskała dłonią jej zadbany policzek. Skórę dziewczyny można było przyrównać do najdelikatniejszej tkaniny, jaką kiedykolwiek udało się stworzyć człowiekowi. Ujmująca gładkość przywodziła na myśl dotyk owocu pracy jedwabników, zaś brak jakiejkolwiek skazy, czarujących piegów, słonecznych przebarwień czy chociażby młodzieńczych wyprysków, czynił z Sety ludzkie wcielenie bogini. Jędrność, elastyczność i promienność motywowały rówieśnice córki maharadży do uzyskania identycznych rezultatów.

Setki gości oczekiwały na weselny orszak, który zamiast młodej pary otwierał sam wielki maharadża, podróżujący na gigantycznym, dwudziestoletnim słoniu. Ten zaś, z iście stoickim spokojem, sięgał po fajkę, której istotny element podtrzymywany był przez trąbę zwierzęcia. O czym myślał, wtłaczając do płuc intensywne opary? Czy gratulował sobie genialnie zaaranżowanego małżeństwa swej jedynaczki? Zanim jednak dane mu było dotrzeć do pałacu, nim ponownie zasiadł na tronie, poczuł silne ukłucie w lewym boku, draśnięcie, rozrywające jego skórę na strzępy. Przyłożył dłoń do bolącego miejsca, a kiedy ją oderwał spostrzegł, iż przybrudzona była świeżą, wciąż ciepłą krwią. W centralnej części rany tkwiła strzała, zwyczajna, solidnie wykonana lekka broń. Maharadża od razu poznał jej właściciela. Doskonale znał również powód, dla którego został śmiertelnie ugodzony przedmiotem zakończonym grotem, ówcześnie potraktowanym trucizną.

Władca potężnego słonia odszukał w tłumie łucznika, celującego w howdah Rao. Przez głowę przebiegła mu myśl: ,,Całe szczęście, że Seta podróżowała w towarzystwie matki na grzbiecie oddalonego od mężczyzn zwierzęcia”. Nim ktokolwiek zdążył zauważyć konanie maharadży, ten bezgłośnie osunął się na dno ciężkiej konstrukcji, wydając z siebie ostatnie tchnienie.

 

Collagen+

HYALURONIC ACID

serum kolagenowe z kwasem hialuronowym w żelu

pojemność: 100ml

cena: ok. 140zł

 

Medacol

 

 

Zawartość kwasu hialuronowego: 2,5 %

Zawartość kolagenu: 45%

DSC_0006

Daleko mi do urody zniewalającej Sety, jednakże nie ustaję w poszukiwaniach kosmetyków, które przyczynią się do polepszenia kondycji mojej zewnętrznej powłoki. Jednym z moich ostatnich odkryć jest Serum kolagenowe, wzmocnione solidną dawką kwasu hialuronowego. Przekonałam się, że tak, jak istnieje czekolada i wyroby ją imitujące, tak też wśród produktów do pielęgnacji ciała i włosów pojawiają się godne uwagi preparaty oraz ich marne kopie. Na szczęście wynalazek marki Medacol należy do tych pierwszych.

DSC_0007

W mojej toaletce znajduje się pokaźna kolekcja kolagenowych kosmetyków, będących wytworem różnych firm, mających różną postać i przeznaczenie. Niektóre z nich podbiły moje serce, inne zaś kompletnie się nie sprawdziły, albo nie zauważyłam, aby ich działanie pokryło się z obietnicą producenta.

DSC_0008

Serum kolagenowe firmy Medacol schowane zostało w skromnie, aczkolwiek estetycznie zapakowanym kartoniku. Na pierwszy rzut oka przypomina apteczny preparat, czym niewątpliwie wzbudza moje zaufanie. Jakby tego było mało szczupła buteleczka zajmuje niewiele miejsca na półce i posiada wygodny i higieniczny system aplikacji, a wszystko to dzięki poręcznej pompce. Z jednej strony całkowicie białe, nieprześwitujące opakowanie kosmetyku nie pozwala nam na kontrolowanie zawartości kolagenu, który pozostał nam do zużycia. Chcąc znać zawartość butelki musimy sugerować się jej wagą. Jednakże ta nieprzezroczysta osłona chroni preparat przed słońcem, a trzeba Wam wiedzieć, iż największym wrogiem kolagenu są właśnie słoneczne promienie i zbyt wysoka temperatura. To one przyczyniają się do pozbawienia kosmetyku jego właściwości. Dlatego też tak bardzo istotne jest, by zapewnić mu odpowiednie warunki do przechowywania.

DSC_0003

DSC_0004

Kolagen z kwasem hialuronowym ma postać bezbarwnego, płynnego żelu. Nie jest zbyt rzadki, przypomina zastygłą wodę, którą bez problemu rozprowadza się na docelowym miejscu. W ciągu ponad dwóch miesięcy stosowania preparatu nie zauważyłam, by pompka choć raz się zacięła, co utrudniłoby mi dostanie się do zawartości buteleczki. W tym miejscu muszę przyznać pomysłodawcy opakowania, iż stworzył bardzo wygodny i ergonomiczny sposób aplikacji. Brak bezpośredniego kontaktu z kolagenem ma jeszcze jedną zaletę- nie musimy martwić się o to, że dostarczymy mu szkodliwych bakterii, albo zanieczyszczeń. Buteleczkę przypominającą dezodorant zawsze zabezpieczam przezroczystą nakrętką, czym dodatkowo chronię mój cenny nabytek.

DSC_0010

Serum zawierające kolagen i kwas hialuronowy charakteryzuje się neutralnym, aczkolwiek przyjemnym zapachem. Odrobinę przypomina mi niektóre organiczne smarowidła, z którymi miałam wielokrotnie do czynienia. Ten niedrażniący aromat, dość intensywny po nałożeniu na skórę, szybko staje się obojętny dla zmysłu powonienia.

DSC_0011

Jeśli chodzi o samą aplikację to wygląda ona zupełnie inaczej niż nanoszenie na skórę tradycyjnego kremu. Bowiem należy pamiętać o tym, by docelowe miejsce nakładania żelu zawczasu zwilżyć. Kolagen potrzebuje wody, by rozwinąć szeroki wachlarz swych możliwości. Zatem traktuję nim mokrą, dokładnie umytą twarz (jednak pamiętajcie, że zastosowanie kolagenu bezpośrednio po demakijażu jest niewskazane, między jedną a drugą czynnością należy odczekać przynajmniej kwadrans), po czym delikatnie wklepuję (a nie wcieram czy nie wmasowuję) go w skórę. Przez kilka minut powierzchnia ciała posiada nieprzyjemny defekt, a mianowicie strasznie się klei. Zanim rano naniosę warstwy makijażu, muszę odczekać, aż wspomniany efekt minie. Nie myślcie jednak, że na tym kończą się niespodzianki, jakie serwuje swym właścicielom kolagenowe serum. Otóż kolejnym zdumiewającym rezultatem aplikacji kosmetyku jest lakierowana powłoka, jaką tworzy zasychający kolagen na twarzy. Wygląda to tak, jakbym pokryła skórę bezbarwnym, lśniącym lakierem do paznokci. Rezultat ten zostaje spotęgowany przez uczucie ściągnięcia, takiego nieinwazyjnego liftingu. Producent poinformował mnie o tym w swej ulotce, także wiem, iż nic złego nie dzieje się ani z kosmetykiem ani tym bardziej z moją skórą. Powyższe niedogodności niweluje pokrycie buzi kremem zawierającym filtry UV, podkładem albo popularnym BB.

DSC_0012

Kolagenowe serum stosowałam głównie na twarz i muszę przyznać, że wykazało się rewelacyjnymi, nawilżającymi właściwościami. Chociaż dopiero w przyszłym roku zdmuchnę na urodzinowym torcie 30 świeczek już dziś dbam, by moje grzechy wobec matki natury zostały naprawione, w czym niewątpliwie pomaga mi opisywany preparat. Świetnie sprawdza się w roli bazy pod podkład, przedłużając nieskazitelny wygląd makijażu, co przy ciągłym sięganiu po chusteczki (ach ta alergia) ma ogromne znaczenie. Dzięki niemu moja okrągła i nie ukrywajmy wyposażona w dwa podbródki twarz, sprawia wrażenie jędrniejszej. Ponadto warto dodać, iż produkt nie zapycha porów, nie przyczynia się do powstania na skórze żadnych niespodzianek i nie uczula. Z resztą zapoznajcie się z listą, z krótką listą jego komponentów. Zauważcie brak parabenów, silikonów, donorów formaldehydu, lanoliny, olejów mineralnych, fatalanów.

Muszę również wspomnieć o innym wykorzystaniu serum. Opisywany kosmetyk sprawdził się w roli koła ratunkowego, które pomogło zregenerować się moim dłoniom, zniszczonym między innymi poprzez kąpiele w pewnym błękitnym preparacie, o którym pisałam TUTAJ. Przesuszone skórki i tragicznie szorstkie kostki znowu nadają się do tego, by wyjąć dłonie z kieszeni spodni i podać komuś na przywitanie.

Ponieważ jestem posiadaczką dosyć masywnych ud,i w ostatnim czasie pokochałam długie, zwiewne spódnice, siłą rzeczy nabawiłam się licznych otarć. Skóra w miejscach stykania się nóg zyskała nieproszonych gości w postaci bolących i swędzących krostek. Również wtedy, gdy zacięłam się maszynką do golenia nóg, albo uszkadzając naskórek spadając z roweru, sięgnęłam po kolagenowe serum i ponownie spisało się ono na medal. Żałuję tylko, że nie uwieczniłam owych defektów na zdjęciach, choć z drugiej strony nie wiem czy po ich opublikowaniu nie przestalibyście czytać mojego bloga. W każdym razie nie pozostaje Wam nic innego, jak uwierzyć mi na słowo. Serum faktycznie przyspiesza gojenie się otarć, sprawia, że blizny szybciej przestają być zauważalne.

Jeśli zaś chodzi o cenę, to zdaję sobie sprawę, że dla wielu z Was jest ona wręcz zaporowa. Ale jeśli jesteście w wieku, w którym należy zacząć martwić się o przyszłość wyglądu i czym prędzej zapobiegać przedwczesnemu starzeniu, pragniecie dostarczyć swojej skórze naturalnego, morskiego kolagenu, który wydobędzie z niej piękno, zainwestujcie w preparat od firmy Medacol. Na pewno Was nie zawiedzie.

Moja przygoda z kolagenowymi kosmetykami trwa nadal. Chociaż zakończyłam kurację powyższym produktem, niebawem przedstawię Wam kolejne, godne uwagi preparaty.

P.S.
W powyższej recenzji wykorzystałam zdjęcia, pochodzące ze stron:
1. http://www.naveenmysore.com/mysore/dasara1.jpg
2. http://www.medacol.pl/PL4/start.html

li_lia

W październiku 2010r. zostałam mamą. Od tamtej pory godzę domowe i macierzyńskie obowiązki ze swoją pasją- pisaniem. Klawiatura jest moją najlepszą przyjaciółką. Piszę, ponieważ czuję potrzebę okiełznania myśli za pomocą liter.

5 komentarzy w Masakra na ślubie córki maharadży

  • Asia says:

    Ciekawe to serum.
    Apropo kremu do stóp to odpisałam na moim blogu, tutaj nie mogę wkleić linku, a nie chce mi sie przepisywać ;)

  • Marta says:

    Kolagen musi mieć coś w sobie wyjątkowego :)

  • mentoska says:

    Jestem, wróciłam! :D

    P.S.
    Zmieniłam adres bloga na http://kosmetyczne-sekrety.blogspot.com/

    • li_lia says:

      Bardzo mnie to cieszy :*

  • Alicja says:

    Cena zabija niestety… No cóż.. może kiedyś :) )

Zostaw komentarz Cancel reply

You may use these HTML tags and attributes: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>