-
Maseczkowa pomyłka
22 października 2012 Kosmetyki
-
Co wyjątkowego jest w maseczkach, że tak chętnie je stosujemy? Natychmiastowy efekt, różnorodność składników i problemów skóry, które ,,rozwiązują” , dostępność w drogeriach, szeroki wachlarz cen, dzięki któremu każda z nas znajdzie swój maseczkowy numer jeden?
Ostatnio miałam okazję wypróbować maseczkę pewnej niemieckiej firmy. Czy spełniła moje oczekiwania?
Rozświetlająca maseczka
Rival de Loop
Pojemność: 2x8ml
Cena: ok. 2zł
Dostępna w: Drogeriach Rossmann
Zacznijmy od ergonomicznej, podwójnej saszetki. Obrazek muszli nie pojawił się tutaj przypadkowo. Bowiem ten wapienny twór, który przywiera do ciała niektórych mięczaków, posiada ulokowaną wewnątrz perłową warstwę, zwaną hipostrakum. Charakteryzuje się ona opalizującym połyskiem, typowym dla cenionego w jubilerstwie ,,produktu”. Jeśli jesteście szczęśliwymi posiadaczkami sznura prawdziwych pereł, z pewnością zauważyłyście, jak cudownie rozświetlają one szyję i twarz, sprawiając, że skóra promienieje blaskiem i w mgnieniu oka ubywa jej lat. Czy tego samego efektu możemy spodziewać się po maseczce firmy Rival de Loop?
Często zdarza mi się zakupić produkty w maleńkich torebeczkach z którymi zazwyczaj muszę się siłować. Jeśli nie mam pod ręką nożyczek, trudno je rozerwać, albo przegryźć tworzywo z którego zostały wykonane. W przypadku wspomnianej maseczki nie ma mowy o jakimkolwiek problemie podczas otwierania.
Miło zaskoczyła mnie zawartość saszetki, która skrywała aż 8ml produktu. Maseczka okazała się być bardzo gęsta. Przypominała zmiksowaną pastę do zębów z nawilżającym kremem. Kosmetyk w kolorze delikatnej mięty z łatwością rozprowadziłam po skórze. Jego ilość wystarczyła na solidną aplikację na twarzy oraz szyi. Gdybym była bardziej oszczędna, zamiast 2 tur aż czterokrotnie mogłabym skorzystać z dobrodziejstwa produktu. Ale ponieważ maseczka została zapakowana w jednorazową saszetkę z pewnością, gdybym zostawiła napoczęte opakowanie spora jej ilość po prostu by wyschła.
Kosmetyk posiada delikatny zapach, typowy dla produktów, w których składzie obecna jest glinka. Po nałożeniu na skórę przez kilka minut towarzyszyło mi nieprzyjemne uczucie szczypania. Skłaniam się ku temu, by stwierdzić, iż jest to spowodowane obecnością alkoholu, co wydaje mi się w przypadku rozświetlającej maseczki o właściwościach regenerujących (dzięki dodaniu alantoiny) niedorzecznością.
W miejscach, które oszczędnie potraktowałam kosmetykiem, maseczka zaczęła wysychać i pękać. Na pozostałych obszarach zachowywała się jak nałożony w zbyt dużej ilości krem, który skutecznie pozapychał pory. Gdy minął kwadrans, zmyłam pozostałości po produkcie.
Obawiałam się, że na skutek wspomnianego szczypania ujrzę zaczerwienioną skórę. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Wszelkie podrażnienia skutecznie ukoił zawarty w produkcie bisabolol. Mimo iż usilnie wytężałam wzrok nie mogłam dostrzec efektu rozświetlenia. Czyli wiodące działanie maseczki, dzięki któremu uzyskała swoją nazwę, okazało się mitem, albo dosadnie pisząc producenckim rozminięciem z prawdą. Zauważyłam, że moja tłusta skóra wyraźnie zmatowiała i rezultat ten utrzymał się przez kilka godzin. Poza tym jej nie wysuszył, nie oczyścił. Zaledwie delikatnie wygładził. Nie dostrzegłam również tego, by ujednolicił się koloryt cery.
Jednak największym zaskoczeniem okazał się efekt uspokajający, o którym przy okazji dodania do maseczki wyciągu z ogórka wspomniał producent. Ciężko się zrelaksować, gdy twarz, na której znajduje się maseczka, zaczyna piec, a skóra ewidentnie napina się jak po liftingu.
Podsumowując do moich rąk trafił produkt, który charakteryzuje się niską ceną i adekwatną do niej jakością o właściwościach zupełnie niezgodnych z informacją na opakowaniu. Sugeruję zmianę nazwy, albo ulepszenie składu.
Maseczkę otrzymałam od sympatycznej Pani Klaudii z portalu Kosmeland do odwiedzenia którego serdecznie Was zapraszam. Dzięki niemu możecie zgłosić się do testowania kosmetyków, znaleźć ciekawe recenzje innych blogerek, zapoznać się z kosmetycznymi trendami oraz przeczytać przydatne każdemu rodzicowi artykuły.
li_lia
W październiku 2010r. zostałam mamą. Od tamtej pory godzę domowe i macierzyńskie obowiązki ze swoją pasją- pisaniem. Klawiatura jest moją najlepszą przyjaciółką. Piszę, ponieważ czuję potrzebę okiełznania myśli za pomocą liter.
A wydawała się tak dobrą maseczką… Właśnie kiedyś miałam na nią chrapkę, lecz teraz zwątpiłam:( Dziękuję za pomocną recenzję
Służę uprzejmie
No ja również mma mieszane uczucia co do Rossmannowskich tych tanich kosmetyków ..
Nie wszystko, co tanie musi charakteryzować się marną jakością, o czym niedługo Was przekonam
Ja z tej serii miałam maseczkę która po wyschnięciu ściągałam z twarzy.
Dla mnie bomba i na pewno ją jeszcze kupie
Taką peel off? Jakie miała właściwości?
Zabij nie pamiętam
Spokojnie, nie biję
Nie miałam nigdy nic tej marki i raczej nie kupię.
Poszłam za Twoją radą i kupiłam dwie kolejne maseczki z Ziaji – czerwoną glinkę
Która jest według Ciebie najlepsza?
Jak na razie ta żółta najbardziej przypadła mi do gustu, lubię ją za zapach i działanie. Będę szukać innych, bo zapowiadają się nieźle i nie są drogie