Niezapomniany urlop na Malediwach

5 lipca 2013 KosmetykiMiejsca  23 komentarzy

Sen stał się rzeczywistością, jadę na Malediwy! Aktywny wypoczynek w polskich górach został przyćmiony przez błogie lenistwo w rajskiej scenerii. Od upragnionej wyprawy dzielą mnie tylko godziny. Fantastycznego nastroju nie może mi zepsuć nawet mało ładowna walizka, do której usiłuję wepchnąć same najpotrzebniejsze rzeczy. Gdyby nie nadprogramowe kilogramy z pewnością przygniotłabym bagaż swoim ciałem. Jednakże lęk o wątpliwą wytrzymałość walizki skutecznie mnie zniechęca. Jeszcze by tego brakowało, żebym niczym Włóczykij z tobołkiem na wyprawę życia się udała.  Czy prócz skąpego bikini, słomkowego kapelusza z olbrzymim rondem i kuferka kosmetyków czegoś mi jeszcze potrzeba? Obym tylko nie zapomniała przed wylotem dodać sobie odrobinę animuszu. Na samą myśl o zmianie środka transportu na ten, z którego zobaczę chmury, czuję nadchodzącą, żołądkową rewolucję. Próbuję zatem wpłynąć na swoją podświadomość, nucąc pod nosem ,,Fly away” Lennego Kravitza. Będzie dobrze, tej opcji się trzymam.

Malediwy, nadchodzę!

Oto jest miejsce, w którym czas zatrzymał się w chwili stworzenia. Jeśli kiedykolwiek miałabym podzielić los Robinsona Cruzoe życzyłabym sobie, aby mój statek rozbił się w pobliżu Archipelagu Malediwów. Osiągnęłabym szczyt lenistwa, godzinami wylegując się na rozwieszonym między palmami hamaku. Od czasu do czasu sprawdziłabym swoje wędkarskie umiejętności, łowiąc kawałek mięsa, który w towarzystwie kokosowego mleczka oraz plonów zebranych z drzewa chlebowego, lądowałby na dnie mojego żołądka. Może odrobinę przeszkadzałby mi brak towarzystwa, w końcu człowiek to istota stadna, garnąca się do innych przedstawicieli tego samego gatunku. Póki co, udało mi się postawić pierwsze kroki na piaszczystej plaży, zmierzając ku niewielkiemu hotelowi. Vanilla Sky mogłoby być moim drugim domem, ale stokrotnie dziękuję organizatorowi wycieczki za to, że namówił mnie do zamieszkania w skromnej chatce, położonej nad wodą.

Otacza mnie cudowna cisza. Jestem daleko od zgiełku cywilizacji, wściekłych turystów, którym na wakacjach puszczają wszelkie hamulce. Znikoma ilość ludzi, którzy prócz miejscowych tak jak ja, skupiają się na podziwianiu otoczenia, nie przeszkadza mi w najmniejszym stopniu. Być może trafi mi się sympatyczny kompan, dzięki któremu egzotyczna kolacja nabierze odrobiny pikanterii. Kto wie. W każdym razie zamierzam się delektować ogromem wolnego czasu i brakiem jakichkolwiek obowiązków.

Cieniowany błękit nieba czasami nabiera barwy czystego granatu i pozbawiony jest najmniejszej skazy. Skupiając się na bezmiarze jego piękna, dotąd nie zauważyłam nawet najmniejszej białej plamki, która mogłaby stanowić konkurencję dla wszechobecnych palm, zapewniających odrobinę cienia. Nie mam żalu o to, że zostałam pozbawiona możliwości zgadywania kształtów chmur. Czynność tę pozostawię do dyspozycji Dyzia Marzyciela. Pozwoliłam ciału spocząć na rozgrzanym piasku. Swym kolorem przypomina cenną słoniową kość, w dotyku zaś kaszę mannę. Poszczególne ziarenka znikają w zakamarkach mojego bikini, wplątując się w nieułożoną fryzurę. Nawet najmniejszy ruch sprawia, iż drobinki rozpoczynają naturalny masaż, rozluźniając napięte mięśnie, ścierając resztki martwej skóry. Bezwstydnie wystawiam na widok słońca każdy centymetr mojego ciała, licząc na szybką i głęboką opaleniznę. A kiedy nachodzi mnie ochota, wskakuję do wody, do krystalicznie czystego akwenu, doznając lekkiego szoku przy gwałtownej zmianie temperatury. Jestem częścią 1200 wysp, 26 atoli. Stanowimy jedność, między nami zachodzi pożyteczna symbioza. Oddaję się całkowicie niezwykłemu miejscu, drżąc o to, że niebawem zniknie z powierzchni ziemi.

Zaczęło się niewinnie, wręcz niezobowiązująco. Samotny wyjazd singielki na koniec świata wręcz prowokował do nawiązania nowych znajomości. Tym razem zapragnęłam nieco uciec od mojej samotni i w towarzystwie gości hotelowego baru posłuchać dźwięków lokalnej muzyki. Poprosiłam drinkenmana o sporządzenie ulubionej mieszanki. Łamaną angielszczyzną zwróciłam uwagę, by zaniechał dodawania zbyt ciężkiego trunku do mojego wyskokowego napoju. Obserwowałam jego umięśnione ręce, które zdecydowanym ruchem napełniały pękatą szklankę białym rumem, aby następnie zatopić w nim sporą dawkę jabłkowego soku. Nie istnieje dla mnie smaczniejsza używka od Malibu i dodatku płynu z wyciśniętego rajskiego owocu. Mój ideał wymagał lekkiej poprawki w postaci kilku kostek lodu. Zdecydowanym ruchem dłoni uświadomiłam barmanowi, by nie pokusił się o wrzucenie do naczynia fikuśnej parasolki. Cenię sobie minimalizm i brak zbędnych ozdóbek.

I wtedy go zobaczyłam. Przekraczał próg pomieszczenia. Dałabym sobie uciąć głowę, że dopiero co wyszedł z Morza Lakszadiwskiego. Na wyrzeźbionym torsie wciąż znajdowały się kropelki wody i nieliczne ziarnka piasku. Miał nonszalancko rozpiętą koszulę, taką, którą panowie hurtowo kupują na Hawajach. Zamiast pstrokatych kwiatków, tudzież innych zmyślnych obrazków, część jego garderoby wyróżniała się spokojniejszą tonacją i tylko jedną grafiką, przedstawiającą zachód słońca. Krótko przystrzyżone włosy zwracały uwagę na intrygującą twarz, na której królował figlarny uśmiech. Nie byłam jedyną kobietą w barze, można wręcz stwierdzić, że na tle damskiej konkurencji wypadałam dość przeciętnie, ale to właśnie w moim kierunku zmierzał czarujący przystojniak. Na szczęście udało mi się stworzyć pozory ciekawej konwersacji z barmanem, który wyjątkowo tego wieczora był bardzo rozmowny. Nawet podzielił się ze mną hotelowymi ploteczkami. Tembr głosu nieznajomego sprawił, iż zapomniałam swego imienia, jedyne co czułam to ciepło, które rozkosznie rozchodziło się po całym ciele.

-Witaj. Czy mogę się dosiąść?- zapytał i wówczas przepadłam w orzechowej otchłani jego źrenic.

Nie wiedziałam, że tego wieczora zyskam kogoś więcej niż nowego nauczyciela nurkowania, który pokazał mi piękno podwodnej fauny i flory. Kogoś kto sprawił, że wyprawa do raju faktycznie przemieniła się w urlop, którego doświadczyć mogli jedynie Adam i Ewa. Oni jednak byli na siebie skazani, my zaś, pełni świadomi konsekwencji tej znajomości, pozwoliliśmy trwać pięknym chwilom, bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia.

Hugo był prawdziwym kosmopolitą. Jego wszechstronna wiedza oraz szalone pomysły zapewniały nam wiele rozrywek oraz tematów do rozmów. Nawet nie zauważyłam, jak błyskawicznie minęły dwa cudowne tygodnie. Ostatni wieczór na wyspie sprawił, że do końca życia będę wspominać krótkotrwałą znajomość.

Całe szczęście, że zapakowałam na wyjazd elegancką sukienkę. Być może łudziłam się, że będę miała okazję, by móc zaprezentować w niej swoje wdzięki. Ciemnoczerwony róż przywodził na myśl wytrawne wino, sprawiając, iż czułam się w nim wyjątkowo. Wiele zdziałał również przylegający do ciała materiał i oczywiście odpowiedni krój, który sprawił, że z przyjemnością podziwiałam swoje lustrzane odbicie. Tym razem rozpuściłam włosy, nadając im kształt swobodnie opadających na ramiona fal. Wyglądały jakbym poddała się woli delikatnego wiatru, który doprowadził je do stanu artystycznego nieładu. Widziałam siebie w roli zmysłowej kusicielki, pragnącej sprawić, by Hugo tak jak ja przez długi czas wspominał nasze spotkanie.

DSC_0024

DSC_0025

Omiotłam spojrzeniem niewielki pokój, sprawdzając czy panuje w nim względny porządek. Tak na wypadek, gdybym nie chciała samotnie spędzić ostatniej nocy. Mój wzrok zatrzymał się na białej tubie, zajmującej zaszczytne miejsce na ratanowej toaletce. Moje remedium na jeden z wakacyjnych grzechów na pierwszy rzut oka mogłoby wprowadzić w błąd nie tylko obcokrajowca, dla którego polska mowa stanowi ogromny problem. Bowiem umieszczony w centralnym miejscu opakowania wodny kryształ może sugerować, iż użycie Emulsji po opalaniu wiąże się z doznaniem przyjemnego chłodu, że jednym z efektów użycia tego kojącego specyfiku jest zimny dreszczyk. Nic bardziej mylnego. Ów specyfik, z którym się nie rozstawałam w trakcie wyjazdu, pełnił funkcję ochronnego parasola, który wkraczał do akcji po intensywnych, słonecznych kąpielach. Podczas aplikacji zachowywał się niczym kojący okład, niewidzialny plaster. Muszę przyznać, że cudownie otulał spieczone ciało, któremu nie szczędziłam kąpieli w morzu, ani tarzania się w piasku. Po szybkim prysznicu, który zmywał ze mnie resztki beztroskiej zabawy, sięgałam po miękką tubkę i bez problemu wydobywałam z niej białą emulsję. Wygodny sposób otwierania oraz stojąca pozycja opakowania sprawiła, iż kosmetyk był w każdej chwili gotowy do użycia.

DSC_0027

Konsystencja jedwabistego mleczka ułatwiała szybkie rozprowadzenie produktu po ciele. On zaś w mgnieniu oka zostawał przez niewchłonięty. I jedyne, co po sobie pozostawiał to delikatny, lekko słodki zapach oraz poczucie porządnego nawilżenia. Jak dobrze, że jego działanie odróżniało się od podobnych kosmetyków, które są tłuste, ciężkie i sprawiają, że skóra zaczyna się nieprzyjemnie lepić. Propozycja marki Floslek, której uległam, która mnie uwiodła, głęboko nawilżyła nawet bardzo wysuszoną skórę. Czy jednak mój partner docenił wszechstronne właściwości emulsji?

DSC_0028

Nawet wielogodzinna ekspozycja ciała na słońce musiała ulec wpływom produktu marki Floslek. Zaczerwienienie szybciej przechodziło w pożądany brąz, mniej mnie drażniło podczas dotykania i co najważniejsze nie przypominałam dojrzałego pomidora, który zniknąłby na tle przyciągającej wzrok sukienki. Nie dało się ukryć, że wyglądałam wręcz idealnie i właśnie w takiej postaci chciałam na zawsze wyryć się w pamięci Hugo.

Rozleniwieni smaczną kolacją, w której aż roiło si od nieznanych mi dotąd smaków, wybraliśmy się na spacer wzdłuż piaszczystej plaży. Z dala od ciekawskich spojrzeń, w powoli zapadającym mroku, który jak welon panny młodej opadał na twarz wyspy, szliśmy obok siebie w milczeniu. Wiedziałam, że wszelkie słowa w tej sytuacji są zbędne, że nie musimy niczego sobie obiecywać, ani tym bardziej dawać nadziei na wspólną przyszłość. Moje usta pozostawały zamknięte. Bałam się, że jeśli pozwolę im cokolwiek wypowiedzieć, dopadnie mnie smutek, a nawet mogłabym się popłakać. Raj rządził się własnymi prawami. Byliśmy dorośli, wolni od zobowiązań i przygnębieni faktem jutrzejszego rozstania. Nie wyobrażałam sobie ani związku na odległość ani przeprowadzki do Stanów, gdzie mieszkał Hugo. Każde z nas miało swój własny świat i na ten krótki moment było nam dane dopuścić do spotkania obu planet.

Nie wiem kiedy poczułam ciepło jego dłoni, która niespiesznym ruchem chwyciła moją rękę. Jednak zdawałam sobie sprawę z tego, że najgorszym, co mogłoby się teraz zdarzyć, byłoby przerwanie tego dotyku, tego sprzymierza palców, romansu dwóch ciał zupełnie obcych sobie ludzi. Gdzieś między pasem kremowego piasku, a rozpoczynającym się palmowym lasem, spoczęliśmy wtuleni w siebie, nasłuchując niespokojnych oddechów i coraz szybszego bicia serc. Adrenalina. Podniecenie. Spojrzenia, które przekazywały sobie pytanie oraz pozytywną odpowiedź. Bliskość policzków, wilgoć, cudowna słodycz jego ust, stały się początkiem końca rajskiej przygody.

Rzeczywistość przestała mieć jakiekolwiek znaczenie. Poza nami nie istniało nic godnego uwagi. Modlitwy pierwotnych buddyjskich osadników, którzy przybyli na Malediwy wprost z Cejlonu, zostały wysłuchane, otuliły nas kopułą bezpieczeństwa, stwarzając warunki do intymnego zbliżenia, do porozumienia dwojga ciał.

DSC_0026

Hugo nienarzucającym się dotykiem, jakby w zwolnionym tempie, poznawał milimetry mojej skóry. Wiedziałam, że muskanie gładkiej, jak jedwab powierzchni zawdzięczam emulsji Floslek. To właśnie narodzony w laboratorium firmy romans, jaki nawiązał się między wyciągiem z lilii wodnej, pantenolu, allantoiny, masła Shea, witaminy E oraz filtru UVB, zagwarantowały mi nieskazitelny oraz kuszący wygląd. Mało tego, oddalały to, co nieuniknione, zwalniając proces starzenia się zewnętrznej powłoki mojego ciała. Ja zaś topniałam niczym kostka lodu, która pojawiła się na opakowaniu emulsji. Rozpuszczał mnie żar jego dotyku, pragnienie jedności, oraz ochota na to, by przekroczyć wszelkie granice.

Nagle bycie w raju nie ograniczało się wyłącznie do miejsca…

Bohaterka dzisiejszego wpisu miała okazję przekonać się o tym, jak wydajną i skuteczną jest kojąca emulsja po opalaniu marki Floslek, Ten zamknięty w 200ml, poręcznej tubce kosmetyk, przyda się każdej amatorce słonecznych promieni. Nie tylko naprawi szkody, które sama sobie zafundowała nadmiernie eksponując skórę w stronę żółtej gwiazdy, ale również zapewni jej ochronę podczas wieczornych spacerów i sprawi, że każdy dotyk wypielęgnowanego ciała stanowić będzie prawdziwą pokusę…

Emulsja kojąca SOS po opalaniu

Cena: 19.25zł

Do nabycia: TUTAJ

P.S.
W tekście wykorzystałam zdjęcia opisywanego miejsca, które pochodzą ze stron:
http://travel.nationalgeographic.com/travel/countries/maldives-guide/
http://beauty-places.com/maldives/

http://www.dailymail.co.uk/sciencetech/article-2124432/

li_lia

W październiku 2010r. zostałam mamą. Od tamtej pory godzę domowe i macierzyńskie obowiązki ze swoją pasją- pisaniem. Klawiatura jest moją najlepszą przyjaciółką. Piszę, ponieważ czuję potrzebę okiełznania myśli za pomocą liter.

23 komentarzy w Niezapomniany urlop na Malediwach

  • Asia says:

    Hahaha, a już myślałam, że Ty tam jedziesz! :D Kurczaki, ja od dawna marzę o urlopie na Malediwach!

    • li_lia says:

      ;) I o to chodziło :)
      Asiu, no to nie jestem już sama. Zbierajmy, zbierajmy pieniążki. Bo Malediwy niebawem znikną :(
      Kurcze, 5 tysiaków za tydzień… Minimum…

    • Asia says:

      wiem, dlatego mogę sobie pojechać…, palcem po mapie :(

    • li_lia says:

      Musimy puścić totka. Może nam szczęście dopisze :)

  • Marta says:

    Marzy mi się wycieczka na Malediwy, ale przez najbliższe parę lat, to nierealne ;)
    Nie wiem, czy to dobry pomysł, aby po opalaniu nałożyć na skórę krem z parafiną, ale w sumie jeśli skóra nie jest mocno poparzona słońcem to pewnie ten krem się sprawdzi :)

    • li_lia says:

      No właśnie Marto, nic mi się po nim nie działo, a skóra rzeczywiście wyglądała na zregenerowaną. Tej parafiny musi być zatem znikoma ilość.

  • weronika says:

    Hehe, a już chcialam Ci pisać baw się dobrze i miłego wypoczynku :-) Swoją drogą kto by nie chciał jechać na Malediwy..
    A cudeńko od Flosleku mam i po Twojej recenzji zabiorę chyba je basen w łykend :D

    • li_lia says:

      Oj, weź, weź i wypoczywaj :) Czekam na obiecane wywiady :)

  • nikollet85 says:

    Kochana, a ja myslałam ze Ty serio na te Malediwy jedziesz… chciałam sie jiz zapytac czy da rady upchac mnie w walizkę….

    • li_lia says:

      Kinguś, Ciebie to bym na koniec świata z soba zabrała, ale tylko lecąc pierwszą klasą :)

  • Lusia says:

    Ja również tak jak Dziewczyny wyżej myślałam, że naprawdę się tam wybierasz :)
    Kochana, pisałam Ci to już kiedyś, ale pozwól, że się powtórzę, już dawno zauważyłam, że masz prawdziwy talent do pisania, a ten post jeszcze bardziej umocnił mnie w tym przekonaniu :*

    • li_lia says:

      Kochana, dziękuję za tak miłe słowa.

  • weronika says:

    Zaglądałam tu i szukałam nowego wpisu :-)

    Przesyłam pozdrowienia!

    • li_lia says:

      Już jest :) Tradycyjnie, jak to bywa w niedziele- książkowa recenzja :)

  • Angelika K. says:

    Ale mnie wkręciłaś… Czytałam z zapartym tchem i w pewnym momencie myślę… kurcze, co tu robi ten krem? ;) )) Genialne!

  • Agusia says:

    Nie będę oryginalna i napisze iż również pomyślałam, że wybierasz się na urlop na Malediwy i już Ci pozazdrościłam. Ja używam po opalaniu jak się trochę spalę żelu Ziaja, jestem z niego zadowolona bo faktycznie łagodzi zaczerwienienia. A poza tym jak się nie spalę to używam zwykłego balsamu (bo mam ostatnio nadmiar różnych balsamów do ciała i muszę je zużyć) :)

    • li_lia says:

      Moja DRoga, następnym razem wymyślę równie wkręcający wakacyjny post

  • Kaśka says:

    Mam tę emulsję ale okazji do stosowania jeszcze nie miałam :) Ale mój małżonek, co spalił się na raka był z niej bardzo zadowolony:)

    • li_lia says:

      No widzisz, Lilka nie kłamie ;)

  • Alicja says:

    i ja też i ja też!! Myślałam, że tam się wybierasz :) ) No nic przynajmniej mnie zachęciłaś :D Zbieram kasę haha :D

    • li_lia says:

      To robimy zrzutę i kolejny zlot blogerek odbędzie się na Malediwach :)

  • zosiasamosia says:

    witam! malediwy kochane Panie to kwestia 730 euro za tydzien czasu z pelnym wyzywieniem i przelotem wiec nie wiem gdzie wy szukacie:P no chyba ze jakies mega resorty 5**** to sie zgodze ze 5tys za tydzien …. ale takie 3*** hotelik, przelot 550 euro z frankfurtu, hotel 3*** full board 160 euro za os/tydzien…..wiem bo lece we wrzesniu i taka wlasnie oferte zabookowalam z 2 tyg temu!! szukajcie dobrze kochane a za nieduza kase bedziecie na malediwach:) pozdrawiam!

    • li_lia says:

      Zosiu Samosiu, no właśnie o taką opcję full wypas mi chodzi. Jak szaleć to na całego :)

Zostaw komentarz Cancel reply

You may use these HTML tags and attributes: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>