-
Noni i czarna porzeczka
25 kwietnia 2013 Kosmetyki
-
Marzę o ciszy, niezmąconej chrupaniem śniadaniowych płatków, które namiętnie podjadam o każdej porze dnia. Chciałabym chociaż na moment się zresetować, zamknąć w prysznicowej kabinie i przez oszklone drzwi spoglądać na pustą łazienkę. Mogłabym wówczas odkręcić kurek z ciepłą wodą, ponaglając czający się w rurach chłód. Najpierw poczułabym przeklęte pierwsze krople, niczym armia szpilek, bezlitośnie nacierające na moje skurczone ciało. Nie wystarczy się wzdrygnąć, uczynić kilka gwałtownych ruchów z nadzieją na uniknięcie kolejnych ataków. Dudniąca w dno kabiny woda tylko czeka na moją chwilę zwątpienia, na moment, w którym zdecyduję opuścić to miejsce. Niedoczekanie. Cierpliwie znoszę przeszywający ból, przez cały czas obiecując mojej gęsiej skórce rychłą poprawę warunków. Od nadmiaru przekleństw pęka mi głowa. Nawet ten orzeźwiający higieniczny zabieg nie jest w stanie ukoić rozgrzanych ze złości zmysłów.
W końcu odczuwam nieśmiałe nuty wyższej temperatury. Cóż za efektowne preludium. Uruchamiam deszczownię, pozwalając prysznicowej słuchawce nieco ochłonąć. Mimowolnie opuszczam głowę, kierując strumień niemalże wrzącej wody na zmęczony kark. Niewidzialne opuszki palców dokonują relaksującego masażu. Po chwili napięcie odchodzi w zapomnienie. Teraz nic nie może wyprowadzić mnie z równowagi.
W tym samym czasie przez drzwi łazienki wpada długi, nadmiernie zainteresowany moją obecnością cień. Zwabiony jękiem, któremu upust dała wyczekiwana ulga, zakrada się w kierunku kabiny. Nie czekając na zaproszenie, przekracza próg szklanego wejścia. Przestaje być niewyraźnym zarysem, przyjmuje kształt kochanego ciała. Pod gorącym strumieniem dochodzi do niezobowiązującego tete-a-tete…
Skóra, niczym spragniony pieszczot kanapowiec, zaczyna się łasić do rozbieganych dłoni. Te zaś bez zahamowani przemierzają wszelkie nierówności, szukając punktu zaczepienia. Ciekawskim kroplom, które próbują zawisnąć nad nami, by choć przez chwilę przyjrzeć się bezkrwawej walce spragnionych siebie ciał, rytm wybijają przyspieszone oddechy. Właśnie wtedy sięgam po stojącą na półce przezroczystą butelkę. Jej wnętrze wypełnia rzadki płyn, swą barwą przypominający dojrzałe kiwi. Pozwalam mu rozlewać się po ściankach i z powrotem spływać na samo dno. Doskonale wiem, jak połączyć naturalną pielęgnację z krótkotrwałą przyjemnością. Gdybym tylko nie była tak bardzo skoncentrowana na przekazaniu płaskiego, wykonanego z matowego plastiku opakowania mojemu partnerowi, z pewnością zwróciłabym uwagę na etykietę, która dzielnie zniosła niemalże miesięczne przebywanie pod prysznicem, bez jakiegokolwiek uszczerbku na wyglądzie.
Myśląc o jasnozielonym noni, której szukać trzeba wśród australijskiej flory, wyobrażam sobie monumentalne drzewo, imponującej wielkości krzak z soczystymi, jakby polakierowanymi liśćmi. Zanim jednak karłowaty owoc uraczy podniebienia wybrednych amatorów kulinarnej sztuki, jego niepozorne kwiaty roztoczą wokół siebie czar subtelnego aromatu. Tropikalne perfumy tylko czekają, aż pozwolę im wydostać się ze środka butelki. Nie czynię tego jednak samotnie.
Pozwalam przejąć inicjatywę silnym, spracowanym dłoniom. Zdecydowanym ruchem podważają wieczko nakrętki, która wydaje z siebie charakterystyczny odgłos. Odczuwam potrzebę wykorzystania gąbki. Mianuję ją prysznicowym naczyniem, które zachłannie pije nadmiar rozpryskującej się wody. Obserwuję pełne skupienia ruchy bliskiego mi mężczyzny. Jak dobrze, że nie musi się zmagać z wylewającym się płynem. Ten zaś bezpiecznie i śmiało opuszcza swoje schronienie. Zapach wodnistego żelu próbuje zdominować cztery ściany kabiny. Zamykam oczy. Przenoszę się na nieskażoną cywilizacyjnym postępem plażę. Z jednej strony ogranicza mnie bezkres błękitnego oceanu, z drugiej zaś egzotyczna wyspa. Na początku czuję się zażenowana brakiem jakiegokolwiek stroju. Postanawiam więc ukryć swój wstyd w zaroślach.
Niespodziewany powrót do rzeczywistości zawdzięczam pieszczotom gąbki, wprawionej w ruch jego dłońmi. Wszelkie nierówności wypełniła jasnozielona substancja. W połączeniu z kontrolowaną ulewą stworzyła całkiem obfitą pianę. Odnoszę wrażenie, że pokryły mnie miliony wilgotnych pereł. Skupiska drobnych pęcherzyków tworzą oczyszczającą warstwę. Namnażają w zastraszającym tempie, głaszczą, uwodzą, próbując przemienić mnie w antyczną boginię. Cała jestem skąpana w noni i czarnej porzeczce. I choć nie kojarzą się one z wywołującym podniecenie afrodyzjakiem, mam świadomość tego, że zmieniły mnie w apetyczną przekąskę.
Tymczasem dłonie, które mnie znają na pamięć, dokonują niemalże rytualnego oczyszczenia. Grzeszni wędrowcy bez zahamowań, dzikie wierzchowce, dla których wolność jest jedyną religią. Mkną po pustyni zroszonej wodą i pianą, ślizgają się po wcześniej zdobytych szlakach. Bez wytchnienia, oporu, bez słowa sprzeciwu, godząc tak różne, choć bliskie sobie ciała.
Po wszystkim spoglądam na spływający w odmętach niewielkiego wiru brud i pot. Leniwie opuszczam kabinę. Jedyny zapach, który w tej chwili mnie otula, nie ma nic wspólnego z wcześniejszym uniesieniem. Wciąż czuję odrobinę egzotyki, mój prywatny kawałek tropikalnej wyspy. Z niedowierzaniem dotykam skóry, zniewalająco gładkiej, niedomagającej się dawki kosmetycznego nawilżenia.
Tropikalny żel pod prysznic noni & black currant
FlosLek
Pojemność: 250ml
Cena: 13,80zł
Składniki (brak parabenów, przebadany dermatologicznie):
Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Coco-Glucoside, Glycerin, Glyceryl Oleate, PEG-7 Glyceryl Cocoate, Panthenol,Polysorbate 20, Parfum, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Sodium Lactate, PEG-120 Methyl Glucose Dioleate, Morinda Citrifolia Fruit Extract, Disodium EDTA, Lactic Acid, CI 47005, CI 14700, CI 42090, Citronellol.
li_lia
W październiku 2010r. zostałam mamą. Od tamtej pory godzę domowe i macierzyńskie obowiązki ze swoją pasją- pisaniem. Klawiatura jest moją najlepszą przyjaciółką. Piszę, ponieważ czuję potrzebę okiełznania myśli za pomocą liter.
Recenzja od lat 18stu
Oj tam, oj tam. Niektóre sceny wystarczy wykropkować
Nie mam pojęcia jak pachnie/smakuje noni (to się je?), ale za tę czarną porzeczkę mam ochotę Cię udusić – wiesz, że mam do niej wyjątkową słabość. I gdzie ja ją teraz znajdę…?
Kochana, jak tylko u mnie dojrzeje, prześlę Ci całą skrzynkę :*
Nie znam piękniejszego opisu żelu pod prysznic
Dziękuję za miłe słowa :*
mmmm…jaka slodkosc sama radosc
I nie tylko radość
ciekawy nawet nie widziąłam takiego w sklepach
No właśnie, ja też. Ale dostaniesz go w sklepie internetowym FlosLeku. Kliknij w nazwę produktu, link od razu przeniesie Cię na stronę producenta.
hm… już sobie wyobrażam ten żel… sama chciałabym taki mieć
Koniecznie namów na niego małżonka. A potem pozostanie Was wspólne testowanie…
Mmmmm..ale zachęcający opis:0
Ale mnie skusiłaś, ja nie mogę czytać tych Twoich postów, bo zaraz bym biegła do sklepu na zakupy. Dobrze, że większe sklepy mam dopiero w Bydgoszczy:)