-
Pianką na włosy
30 lipca 2013 Kosmetyki
-
Tuż przed urlopem zapragnęłam choć odrobinę zmienić swój wygląd. Ponieważ nie miałam w planach żadnej spektakularnej metamorfozy, postanowiłam skorzystać z najprostszego i najszybszego sposobu, jakim była koloryzacja włosów. Skrupulatnie zapoznałam się z asortymentem ulubionej drogerii, podyskutowałam z sympatyczną ekspedientką, która nie skąpiła czasu i energii, by przedstawić mi pokazowe materiały pokrytych farbami kosmyków. Wreszcie dokonałam wyboru. Czy był on jednak słuszny? A może teraz okropnie żałuję domowej koloryzacji?
Farba w piance Express Mousse
Kolor: czekoladowy brąz nr 213
Marion
Zawartość:
- Emulsja utrwalająca 35ml
- Aktywizator koloru 35ml
- Rękawiczki
Cena: 5,49zł
Dostępność: w większości drogerii
Buteleczka, w której znajdowało się 35ml emulsji utrwalającej, była naprawdę poręczna. Pompka działała bez zarzutów, nie wymagając ode mnie użycia zbyt wielkich nakładów siły. Jednakże pianka, która się z niej wydobywała, pozostawiała już wiele do życzenia, a przecież ściśle stosowałam się do zaleceń producenta. Brudzący skórę aktywizator koloru przelałam do buteleczki. Następnie trzy razy odwróciłam pojemnik do góry dnem. Tutaj istotne było, aby nie używać gwałtownych ruchów i pod żadnym pozorem nie wstrząsać butelką.
Wyciśnięta substancja przypominała nierówno zabarwioną masę, której daleko było do pianki. Postanowiłam więc delikatnie połączyć wymienione wcześniej składniki przy użyciu wskazującego palca. W ten sposób uzyskałam jednolitą masę o barwie rdzawego brązu.
Zawczasu posmarowałam sobie uszy oraz czoło tłustym kremem, aby w razie ewentualnego pobrudzenia skóry farbą szybko się jej pozbyć. Trzymając butelkę w pozycji pionowej wyciskałam małe partie piany. Obawiała się, że 70ml, które uzyskałam łącząc aktywizator i emulsję, może nie wystarczyć na pokrycie włosów. Aplikacji towarzyszył intensywny, ale szybko wietrzejący chemiczny zapach. Z początku kolorowa substancja dosyć opornie zajmowała docelowe miejsce na mojej głowie. Wyglądało to tak, jakby nie chciała połączyć się z włosami. Na szczęście szybko doszłam do wprawy, a muszę w tym miejscu podkreślić, iż to było moja pierwsza samodzielna (trwała) koloryzacja włosów.
Spora ilość pianki, jaka opuściła buteleczkę, dokładnie pokryła czuprynę na całej jej długości. Zdziwiłam się, że nawet udało mi się przetrwać farbowanie bez większego pobrudzenia skóry. A jeśli już musiałam usunąć z niej pozostałości po moim domowym zabiegu, to wykorzystałam do tego celu nawilżane chusteczki mojej córki.
Odczekałam zalecane pół godziny, po czym zabrałam się do zmywania farby w piance. Woda lała się strumieniami, zdążyłam zachlapać całą prysznicową kabinę i nadal rudy płyn nie przestawał ze mnie ściekać. Wyglądało to tak, jakbym została wykonana z pordzewiałej stali. W każdym razie wspomnianej czynności poświęciłam, jak mi się wówczas wydawało, sporo czasu. Mimo to łuski włosów nie o końca się zamknęły. Jeszcze przez 3-4 dni podczas porannego mycia farba intensywnie z nich schodziła. Kolejnym mankamentem, który dotkliwie poznałam, były poplątane i szorstkie w dotyku kosmyki, które wręcz domagały się zastosowania kolejnego kosmetyku.
PRZED
PO FARBOWANIU
Natomiast tuż po wysuszeniu fryzury zauważyłam, iż mimo dokładnego pokrycia całej jej powierzchni ciemnobrązowym kolorem, na czubku głowy pojawiły się fioletowe refleksy, co nie ukrywam odrobinę mnie zaniepokoiło. Z początku wydawało mi się, że mam do czynienia z grą światła, ot, takie optyczne złudzenie. A jednak faktycznie rzucało mi się ono w oczy. Na szczęście po kilku prysznicach nie pozostał po nim żaden ślad. Jeśli chodzi o barwę fryzury to muszę przyznać, że udało mi się uzyskać głęboki, intensywny brąz, do złudzenia przypominający naturalną czuprynę, a nie zaś sztuczną wariację na temat tego koloru. Niestety kosmyki wymagały natychmiastowego potraktowania sprejem nabłyszczającym. Ten, który aktualnie posiadam, choć nadaje włosom pożądany błysk, niestety nie ułatwia mi dalszej stylizacji. W trakcie tak upalnych dni, jakie ostatnio zaserwowało nam lato, nie używam tradycyjnej odżywki do włosów, ograniczam się jedynie do szamponu i kosmetyku-mgiełki. Tym samym zapobiegam szybkiemu przetłuszczaniu się czupryny. Nie mam pojęcia czy to przez farbę czy może to wina spreju, a może brak odżywki spowodował, że włosy nie chcą się układać, przyjęły kształt oklapniętej, pozbawionej objętości fryzury. Oczywiście, teraz są miłe w dotyku, farba ich nie zniszczyła, ale nie zmienia to faktu, że po prostu irytuje mnie to, że mimo porannej stylizacji już po chwili wyglądam, jakbym się rano minęła ze szczotką.
Mankamentem zestawu są rękawiczki. Rozumiem, że uniwersalny rozmiar jest ukłonem w stronę pań (i panów) posiadających różne wielkości dłoni, ale te egzemplarze naprawdę nie ułatwiały koloryzacji. Ponadto zabrakło mi dodawanej do większości farb saszetki z regenerującą odżywką, która działa jak doraźna, ale widoczna pomoc. Generalnie uważam, że 5,40zł, jakie wydałam w drogerii na Marion Express Mousse nie jest olbrzymią kwotą, która dawałaby mi prawo o tego, by żądać jakichś lepszych udogodnień. Uzyskałam przyjemną dla oka barwę, przypominającą czekoladowy brąz i jestem z niej zadowolona. Zgodnie z obietnicą producenta, farba zakamuflowała moje pierwsze siwe włosy, ulokowane w widocznym miejscu. Prawdopodobnie skuszę się jeszcze na bardziej intensywny, czerwony kolor. W tej chwili intryguje mnie jak długo produkt utrzyma się na moich włosach.
li_lia
W październiku 2010r. zostałam mamą. Od tamtej pory godzę domowe i macierzyńskie obowiązki ze swoją pasją- pisaniem. Klawiatura jest moją najlepszą przyjaciółką. Piszę, ponieważ czuję potrzebę okiełznania myśli za pomocą liter.
kolorek wyszedł naprawdę ładny, włosy wyglądają na bardzo zadbane. Za taką cenę to tylko kupować, kupować, kupować!
Moje wlosy strasznie ucierpiały po koloryzacji tą pianką.
Jejku, no to mnie zaskoczyłaś.
ja jestem na etapie poszukiwania czegoś do farbowania… ale chyba zostanie przy moim już dobrze znanym kremie z Garniera wiecej kosztuje niż ta pianka ale mam sprawdzony fajny brąz
No właśnie dotąd byłam wierna Garnierowi, serii, którą Joasia Brodzik reklamowała.
Mam dokładnie taką samą opinię o farbach do włosów Marion. Włosy są sztywne, poplątane i nie da się nic z nimi zrobić.. W dodatku moje odrosty po 3 dniach już miały taki sam kolor, jak przed farbowaniem. Wolę dołożyć kilka zł i kupić farbę np. z Garniera, albo chociażby z Joanny.
Moja, a mam ją półtora tygodnia na głowie, póki co prezentuje się tak jak na zrobionej dzisiaj fotce
Rudości i czerwienie szybciej się wypłukują, ale nie sądziłam że już po kilku dniach
Moje włosy wieki nie widziały farby do włosów. Dobrze, że żadnych siwych nie widać Może skuszę się na tę nowość, choć przyznam, że strasznie nie lubię domowych koloryzacji
Słonko, Ciebie to panie w spożywczym pytają o dowód bo tak młodo wyglądasz
No ja włosów nie farbuję, ale efekt pomimo tych mankamentów widać.
Za te ponad 5 zł to mi się wydaje, że i tak ładny efekt wyszedł mimo kilku niedogodności
Ja niestety nie mogę farbować włosów samodzielnie, bo mam uczulenie na różne farby (co skutkuje okropnymi strupami na skórze głowy). Muszę robić pasemka pod okiem fryzjera i wtedy jest ok
Po takich fioletowych refleksach chyba bym padła z nerwów.
Nie mam pojęcia skąd się wzięły te refleksy. Być może tam gdzie miałam zdrowe włosy farba ,,zareagowała” właśnie w taki sposób.
Kasiu, bardzo Ci współczuję, bo to niestety utrudnia przyjemność płynącą z eksperymentowania z kolorami.
dobrze, że nie wydałam majątku na tego cudaka a jedynie 5,4
Ja jednak pozostanę przy Garnierze, lubię też Joannę, niestety nie radzi sobie z kilkoma siwymi włosami, które już mam.
Ładny kolorek Ci wyszedł
Ja nigdy nie farbowałam włosów
Ja jeszcze nie farbuję, włosów, ale ostatnio wypatrzyłam siwy włos wiec pewnie już niebawem będę musiała wypróbować coś na swojej głowie
Mnie, szczerze mówiąc to szału doprowadzają pianki, zawsze się cała ubrudzę :<
piękny kolor z połyskiem
Bardzo fajny kolorek
Ale jak zobaczyłam pierwsze zdjęcie to bałam się o czym tym razem będziesz pisała
Taki chwyt marketingowy