-
Prezent od Smoka Wawelskiego
25 czerwca 2012 Kosmetyki
-
Wychodzę z założenia, że błyszczeć to się mogą gwiazdy na niebie, włosy w naturalnym bądź sztucznym świetle, brylanty w zaręczynowym pierścionku, ale z całą pewnością ten wątpliwy przywilej powinien omijać twarz.
Niezależnie od tego czy cały dzień spędzę nad garnkami w oparach aromatycznego bigosu z winem (właśnie dusi się w szybkowarze), albo biegając za córką, która dokazuje na placu zabaw lub szalejąc na rowerze, ciągniętym przez moje husky, nie życzę sobie, by moje oblicze zwracało na siebie uwagę z powodu tłustej cery.
Próbowałam różnych sposobów, wszelakich kosmetyków oraz aptecznych wynalazków.
Pewnego dnia trafiłam na krem od polskiej firmy zwanej Barwą. Czy siarkowa moc, którą na pewno pożyczono od krakowskiego potwora, stała się panaceum na moje twarzowe bolączki?
I jak prezentuje się połączenie siarki z kremem?
Siarkowa moc, krem antybakteryjny matujący, Barwa
50ml
Cena ok. 15zł
Na samym początku pochwalę producenta za przyjemny dla oka kartonik, na którym kontrastujące barwy dojrzałej pomarańczy i błękitnej laguny pozytywnie wpływają na konsumenta. Opakowanie zawiera wiele cennych informacji w naszym rodzimym oraz angielskim języku.
Laboratorium Barwa to firma z tradycją, która sięga końcówki lat czterdziestych ubiegłego wieku. Kilka razy natrafiłam na jej asortyment, ale szczerze powiedziawszy dotąd żaden z kosmetyków nie trafił do mojej toaletki.
Posiadaczką kremu (oraz maseczki, ale o niej innym razem) stałam się dzięki portalowi Uroda i Zdrowie. I tak zaczęło się moje testowanie tego innowacyjnego kosmetyku.
Gdy tylko krem trafił do moich rąk od razu nastawiłam się na spektakularne efekty. Miałam ogromną nadzieję, że wreszcie uda mi się chociaż pół dnia wyglądać jakbym dopiero przed chwilą wykonała makijaż. Jeśli sądzicie, że dodatek siarki, która jest odpowiedzialna za zwalczanie łojotoku oraz zapobieganie wypryskom, bakteriom i grzybom na skórze, jest wyraźnie wyczuwalny to miło Was rozczaruję. Wiem, jak pachnie siarka, a krem ten ani odrobinę nie przypomina tego wątpliwego aromatu. Pojawia się natomiast owocowa nutka (kiedyś pachniał tak płyn do czyszczenia drewnianych paneli), którą zapewne kosmetyk zawdzięcza obecności Multifruitowemu Extractowi. To dzięki niemu przez pewien czas moje pory wydawały się być prawie niezauważalne. Jeśli cierpicie z powodu potrądzikowych blizn właśnie ten składnik może przyjść Wam z pomocą.
Konsystencja kremu wzbudza moje obawy. Gęsty, biały krem nałożony na skórę najpierw się rozwarstwia. Wygląda jak niezbyt udane połączenie wyraźnie uciekających od siebie komponentów. Za to błyskawicznie się wchłania.
Skóra po zastosowaniu kremu przez kilka pierwszych aplikacji sprawiała wrażenie bardzo napiętej, wręcz ściągniętej. To zapewne ,,wina” tlenku cynku, który zarazem stanowi ochronną barierę przeciw szkodliwym wpływom promieniowania UVA oraz UVB. Od razu natomiast była wyraźnie zmatowiona, gładka w dotyku, nawet zaryzykuję stwierdzenie, iż wyglądała jakbym potraktowała ją bezbarwnym pudrem. Tak właśnie działa krzemian glinowo-magnezowy, który znajduje się wśród komponentów produktu. Chociaż krem zawiera również masło shea, korzystnie wpływające na pozbawioną nawilżenia szorstką skórę oraz alantoinę, działającą niczym kompres na podrażnienia, kosmetyk po kilku dniach skutecznie wysuszył mi skórę na twarzy- to zapewne z powodu obecności parabenów.
Efekt zmatowienia utrzymuje się bardzo krótko- w moim przypadku góra 2-3 godziny. Stosowałam krem jako bazę pod makijaż. Wypróbowałam różne kombinacje z fluidami kilku marek o odmiennych właściwościach i efekt za każdym razem był identyczny. Sprawę pogarszał piling, który wykonywałam na skórze, chcąc wzmocnić działanie kremu.
Jednak produkt pozytywnie zaskoczył mnie podczas ,,kobiecych dni”, gdy jak co miesiąc moja twarz zaatakowana była przez niechciane krostki. Krem poradził sobie z nimi na tyle dobrze, że nieliczni delikwenci przybierali nierzucającą się w oko postać.
Kosmetyk jest wydajny, wystarczy niewielka jego ilość podczas każdej aplikacji. Można go również stosować punktowo bezpośrednio na wypryski.
Zawiodłam się okropnie na tym produkcie. Choć w pierwszej chwili aplikacja z tego plastikowego małego pomarańczowego słoiczka zapowiadała wielką satysfakcję, efekt końcowy wyglądał jak zwykle- moja twarz błyszczała, makijaż wyglądał na wczorajszy, a ja marzyłam tylko o tym, by jak najszybciej pozbyć się go ze skóry i czym prędzej poratować się nawilżającym kremem.
li_lia
W październiku 2010r. zostałam mamą. Od tamtej pory godzę domowe i macierzyńskie obowiązki ze swoją pasją- pisaniem. Klawiatura jest moją najlepszą przyjaciółką. Piszę, ponieważ czuję potrzebę okiełznania myśli za pomocą liter.
Jestem ciekawa, czy ten krem nie wysusza skóry? Zazwyczaj takie składniki na mojej twarzy powodowały, że skóra schodziła, łuszczyła się, a trądzik zostawał..
Zapraszam do mnie
Mentosko, strasznie wysusza, tak jak napisałam w recenzji. U mnie niestety się nie sprawdził.
Oj, nie zauważyłam, wybacz Teraz używam SUDOMAXa i też wysusza, ciężko trafić na krem antybakteryjny i matujący, który by dobrze nawilżał
A próbowałaś Sudocrem? To też z dziecięcej półki (na odparzenia dupki), ale możesz go zastosować jak maseczkę przed snem. Pozdrawiam Cię serdecznie :*
Miałam kiedyś Sudocrem, ale bardzo dawno temu, muszę spróbować. I dziękuję za podsunięcie pomysłu na zostanie redaktorem portalu urodaizdrowie, zgodzili się
Kochana gratuluję i życzę udanych pomysłów na artykuły oraz lekkiej klawiatury Podrzuć linki do tekstów z przyjemnością przeczytam.
Ach, od lat szukam czegoś, co na wiele godzin zmatowi moją twarz. Na jednorazowe użycie, jakieś wyjścia, imprezy używam maseczkę firmy Dermika, z serii Let’s Dance HIP HOP. Strasznie śmierdzi, ale efekt jest widoczny. pozdrawiam.
Niestety też mam ten problem- każdy krem matujący strasznie wysuszał mi skórę. Nigdy nie zużywałam ich do końca bo twarz była w opłakanym stanie i musiałam ratować się kosmetykami nawilżającymi. W efekcie miałam kilka ledwo napoczętych słoiczków i tubek kremów matujących a i tak gdy się ładnie pomalowałam to czułam, że „się świecę”. Problem rozwiązałam tak, że kremy wydałam znajomym i przestałam je dokupywać, stawiam na delikatne, naturalne kremy nawilżające. Twarz myję żelem oczyszczającym i makijaż ratuję bibułkami matującymi.
Zawsze się zastanawiałam czy bibułki matujące nie są tylko zwykłym chwytem reklamowym. Lepiej sprawują się od zwykłych higienicznych chusteczek, którymi też można zebrać sebum?
Przyjemniej się je stosuje niż chusteczkę i wydaje mi się, że mniej „niszczą” makijaż. Wystarczy je delikatnie przyłożyć do twarzy i od razu pochłaniają sebum. Ja mam teraz z Perfecty, to jest jedna długa rolka, coś w formie zwoju papirusu Bardzo pomysłowe rozwiązanie, można sobie regulować wielkość bibułki jaką potrzebujemy. I wygodnie się je trzyma w torebce, bez strachu, że się rozsypią.
Zaciekawiłaś mnie. Może kiedyś się skuszę.
mnie bardzo podoba się ten owocowy zapach Skóra po zastosowaniu kremu jest gładka i przyjemna w dotyku jednak nie nadaje się jako baza pod makijaż. Po nałożeniu podkładu po niedługim czasie czuję, że wszystko spływa z mojej twarzy. Już jakiś czas nie użwam tego kremu, ale mam zamiar do niego powrócić. U mnie na szczęście nie wysusza skóry, a co do matowania to efekt jest raczej krótki. Myślę żeby zacząć używać go na noc aby powalczyć trochę z problemami trądzikowymi. A co do sudocremu to trudno się nie dziwić, że wysusza. Takie właśnie ma właściwości, można go punktowo nakładać na jakieś wypryski, ale nie na całą twarz..
a bibułek też jestem ciekawa