-
Chłopiec, który powrócił
21 października 2015 Bohaterowie, Książka
-
Kiedy J.K. Rowling ogłosiła definitywny koniec przygód Harrego Pottera, wielu czytelników odebrało ten fakt, jako uśmiercenie kury, znoszącej złote jajka. Bez znaczenia jest to czy pisarce doskwierał magiczny przesyt, czy po prostu pragnęła osiągnąć coś więcej niż bycie autorką jednej historii. Myli się jednak ten, kto uważa, że Insygnia śmierci położyły kres potteromanii.
Emocjonalny powrót do przeszłości fanom Hogwartu zafundował Jim Kay, który za pomocą ilustracji przedstawił bogatszą wersję opowieści o chłopcu, który przeżył.
Mogłabym określić się mianem mugola, gdybym zlekceważyła wagę literackiego wydarzenia. I chociaż barwnego egzemplarza nie podrzuciła mi do pocztowej skrzynki jedna z sów, nie nabyłam go również w maleńkiej księgarni, ulokowanej przy ulicy Pokątnej, za pieniądze wybrane z Banku Gringotta, nie potrafię ukryć wzruszenia.
Ekranizacja powieści narzuca widzowi wizję reżysera i scenarzysty. Twórcy mogą bazować na podstawowym materiale, ingerować w wydarzenia, manipulować faktami, na nowo kształtować bohaterów. Mniejsze pole do popisu ma ilustrator. Jednak to jego praca intensywniej oddziałuje na odbiorcę dzieła. Jim Kay nie konkuruje z pomysłodawczynią Harrego Pottera, nie stara się jej przyćmić, zawstydzić ogromnymi możliwościami.
Jego obrazy charakteryzuje imponujący potencjał. Objawia się on śmiałą kreską, eksperymentowaniem z różnymi formami, naprzemiennym bogactwem detali i minimalizmem.
Kay nie stroni od karykatur. Wyolbrzymia charakterystyczne cechy bohaterów, czym potrafi doprowadzić czytelnika do łez. Na uwagę zasługują chociażby rozkoszne fotografie z rodzinnego albumu państwa Dursleyów.
Nie mniejsze wrażenie wywołują wielowymiarowe zjawy, duchy koegzystujące z mieszkańcami Hogwartu. Przywodzą na myśl senne mary, błądzące dusze, które dawno temu straciły kontakt z własnym ciałem. Uchwycone zostały w ruchu, przez co rozmyte, lekko niewyraźne, pozbawione statycznych konturów. Balansują nad przepaścią trupio-sinej barwy, gdzieniegdzie ozłocone złotymi refleksami. Emanują nostalgią za utraconym życiem, celebrują dawne przyzwyczajenia, nie mogą pogodzić się z upływem czasu. Nie chcą opuścić ziemskich włości i przejść na drugą stronę.
Kay miał także własną wizję profesora Snape’a. Mistrz eliksirów w jego wydaniu jest mężczyzną w średnim wieku, skupionym na magicznych czynnościach, bogato wyposażonej pracowni i wciąż uzupełnianych zapiskach. Mimo mroku, okrywającego twarz Severusa, na jego ustach gości uśmiech. Może lekko ironiczny, aczkolwiek niemający nic wspólnego z demonem, pragnącym zawładnąć jego ciałem, sercem i myślami. Smutny, zmęczony, oddany swojej pracy, z takim obrazem nielubianego nauczyciela mamy w tym przypadku do czynienia.
Jeśli chodzi o szkołę czarodziejów, nie ma nic wspólnego z imponującym gmachem, do którego przywykłam, oglądając ekranizacje powieści, czy czytając pierwotną wersję książki. Przypomina niepozorny zameczek, nieco zaniedbany i kanciasty, pozbawiony aury tajemniczości i tkwiącej w jego murach mocy. Stanowi niewyróżniające się tło dla rozgrywających się podczas opowieści wydarzeń.
Najpiękniejsza ilustracja przedstawia zachód słońca nad obręczami, wykorzystywanymi podczas gry w Quidditcha. Nie wiem co bardziej do mnie przemawia- wzbijające się w powietrze, niespokojne ptaki, czy zainteresowane stagnacją, oczekujące na nagły zwrot akcji pozostałe skrzydlate istoty. Nadchodząca noc, otulona utkanymi z mgły szalami, niesie z sobą zarówno ukojenie po dniu pełnym wrażeń jak i zapowiedź czyhającego za rogiem zła. Gdzieś w mroku czai się Sami Wiecie Kto, który zbiera siły, gromadzi energię, tworzy armię pobratymców. Hogwart wydaje się taki maleńki, bezbronny, choć z drugiej strony nie chowa się w ciemnościach, lecz podkreśla swoją obecność strzelistymi wieżami.
Odczuwam niedosyt Hermiony. Jak na kluczową postać potraktowano ją jak nieistotną bohaterkę. Za to Ron ukazany został w całej krasie z ognistymi włosami, lekko nadąsaną miną w ,,obciachowym” sweterku, wydzierganym przez matkę.
Imponująco zaprezentowano Hagrida. Jak na olbrzyma przystało, ledwo mieścił się na kartkach. Choć dobroduszny, wyrozumiały, niosący pociechę, swą postawą wzbudził respekt.
Majstersztykiem okazał się portret Malfoya, dziecka na wskroś przesiąkniętego złem. Nie miał on nic wspólnego z pozerem, zarozumiałym blondasem, który w przełomowych momentach trząsł ze strachu portkami. Key uchwycił go w pełnym skupieniu, ukazując jako oazę spokoju, bez słów sprowadzającą przeciwnika do parteru.
Ilustracje Kay’a wyróżnia swoisty magnetyzm. Nie sposób odwrócić wzroku od hipnotycznego spojrzenia zwierząt oraz ludzi, uwiecznionych w takich pozach, które przywodzą na myśl lustrzane odbicie. Można odnieść wrażenie, że karta przestaje być kawałkiem papieru, że zamienia się w lśniącą taflę, magiczne zwierciadło. Po jego drugiej stronie znajduje się istota z innego świata.
Wierność oryginałowi świadczy o doskonałej znajomości lektury i zrozumieniu tekstu, przy czym ilustrator nie ograniczył się wyłącznie do granic, ustalonych przez pisarkę. Kay dopowiada szczegóły, na których nie skupiła się Rowling, istotne dla tych, którzy chcą jeszcze lepiej poznać postaci oraz motywy ich działania.
W najnowszej odsłonie przygód młodego czarodzieja, autor ilustracji położył nacisk na wyróżnienie tytułów rozdziałów. Nawiązują one do tekstu, zdradzają niektóre tajemnice, dają przedsmak ekscytujących wydarzeń.
Warto było wzbogacić domowa biblioteczkę o zilustrowaną książkę o Harrym Potterze. Na jej tle pierwowzór prezentuje się tak ubogo…
Key stworzył coś więcej niż nieruchome, pozbawione głębi obrazy. Jego twory ożywają, jak pająki opuszczające komórkę pod schodami, jak wydobywający się z parasolki Hagrida snop magicznego światła. Wzruszają, przywołują wspomnienia, konkurują z czytelniczymi wyobrażeniami, wywołują uśmiech na twarzy. Nie stronią jednak od wywoływania ciarek na plecach, od współczucia, które dopada człowieka, obserwującego chłopca, który choć otoczony przez przyjaciół, czuje się samotny. Niekiedy dynamiczne, mokre od kropli wody, wzburzonej wiosłami pana Dursleya, brudne od atramentowych kleksów, gęste od mgły i dymu, unoszącego się z komina pociągu mknącego do magicznej szkoły, kiedy trzeba wzbudzające niepokój lub respekt. Jedno jest pewne- jeśli jesteście prawdziwymi amatorami historii chłopca, który przeżył, opisanej lektury nie może zabraknąć w Waszych zbiorach!
Harry Potter i Kamień Filozoficzny
J.K. Rowling
Ilustrował Jim Kay
Wydawnictwo Media Rodzina
Poznań 2015
Półka: książka pochodzi z mojej prywatnej kolekcji, nie została przekazana w ramach współpracy
li_lia
W październiku 2010r. zostałam mamą. Od tamtej pory godzę domowe i macierzyńskie obowiązki ze swoją pasją- pisaniem. Klawiatura jest moją najlepszą przyjaciółką. Piszę, ponieważ czuję potrzebę okiełznania myśli za pomocą liter.
Piękne te ilustracje
Kawał dobrej roboty )
Przecudowne wydanie. Ilustracje są piękne, ich autor jest mistrzem. Taka ozdoba kart książki, to prawdziwy skarb!
Otóż to. Dlatego gorąco zachęcam do zakupu.