-
Cóż za rozczarowanie… Król uciekinier
4 marca 2014 Książka
-
Jakież to było rozkoszne oczekiwanie na kontynuację wciągającej historii chłopca, który wyrwany ze społecznych nizin, przywdział królewską koronę. Prawowity następca tronu wystrychnął na dudka swoich wrogów, ale również tych, którzy pomogli mu wrócić do zamku. Czy nastoletni władca posiadał wystarczającą ilość odwagi, czy był dostatecznie mądry, sprawiedliwy i zaradny, by móc udźwignąć ciężar spoczywających na jego barkach obowiązków?
Czym zaskoczyła mnie autorka drugiego tomu Trylogii władzy i dlaczego Król uciekinier okazał się największym rozczarowaniem tego roku?
To mogła być naprawdę emocjonująca opowieść. Wszakże jej pierwszą część (recenzję której możecie przeczytać TUTAJ)wyróżniał potencjał, który został niemalże do końca wykorzystany przez Jennifer A. Nielsen. Ponowne spotkanie z intrygującym bohaterem, stanowiącym najsilniejsze ogniwo trylogii, któremu po objęciu rządów nie było dane w spokoju przeżyć żałoby po brutalnie zamordowanej rodzinie, już od samego początku zwiastuje problemy. Rządni władzy, nielojalni regenci oraz podejrzanie zachowujący się kapitan carthyańskiej gwardii, usiłują zepchnąć chłopca na dalszy plan. Wykorzystują jego wiek, emocjonalną niedojrzałość oraz w ich mniemaniu jaronową fanaberię, którą w rzeczywistości nie jest przeczucie lecz pewność co do tego, iż Carthyi grozi realne niebezpieczeństwo, aby odebrać młodemu królowi władzę. On tymczasem, mając podstawy ku temu, by wątpić w ich lojalność, postanawia samodzielnie zapobiec wojnie.
Lektura Króla uciekiniera przypomina mi spontanicznie opowiedzianą bajeczkę, którą zmęczony rodzic opowiada dziecku na dobranoc. Nie ma w niej praktycznie żadnych emocji, o stopniowaniu napięcia nawet nie wspomnę. Tak jakby autorka jednym tchem usiłowała ująć wstęp, rozwinięcie i zakończenie, zanim odbiorca wypowiedzi okaże lekceważące znużenie. Co prawda książka napisana jest poprawnym językiem, pod tym względem nie śmiem skrytykować pomysłodawczyni Trylogii władzy. Nie zmienia to jednak faktu, iż na prawie czterystu stronach praktycznie wieje nudą. Ponadto moje wątpliwości wzbudziły pewne fakty.
Otóż to nie władca sąsiedniej krainy stanowi największe zagrożenie dla Jarona i jego włości, ale współpracujący z wrogiem piraci. Ci ostatni, jak wiadomo, słyną z morskich podbojów. Grabią, łupią, napadają na inne statki. Tymczasem ojczyzna głównego bohatera nawet nie ma dostępu do morza… Czego zatem obawia się młody władca? Najazdu bandy wyjętych spod prawa żeglarzy, którzy potrafią walczyć jedynie na pokładzie okrętu? Jeśli już o nich mowa, to wyobraźcie sobie, że przywódcą piratów jest niejaki Devlin, dotąd niepokonany w żadnym pojedynku, niezłomny, przebiegły i żądny zemsty. Celem rzezimieszka jest oczywiście Jaron, który ostatnim razem umknął jego mieczowi. Wybaczcie, że zdradzę odrobinę fabuły, jest to bowiem konieczne, aby móc nakreślić irracjonalność tej sytuacji. Kilkunastoletni chłopiec wyrusza na spotkanie z piratami, ponownie przyjmując imię, z którego korzystał, gdy był sierotą i włóczęgą, próbując samodzielnie wpłynąć na zmianę decyzji przywódcy morskich bandziorów. Absurdalność jego pomysłu wcale nie świadczy o wielkiej odwadze bohatera, wręcz przeciwnie. Mamy tutaj do czynienia z przeświadczeniem, że w cudowny sposób fabuła znajdzie najkorzystniejsze rozwiązanie, że Jaronowi po prostu sprzyja los i nie dopuści do tego, by zginął. Niezłomnemu młodzieńcowi udaje się zmylić wrogów i dołączyć do ich społeczności. Ba, nawet wyzywa na pojedynek Devlina, który przypomnę dotąd nie poniósł klęski w żadnej potyczce. Czy zdziwicie się, gdy napiszę, że tym razem miał pecha?
Piraci, którzy preferują lądowy żywot, złodzieje wypowiadający się niczym wykształceni, lub dobrze urodzeni obywatele, mało wiarygodne pojedynki to tylko część mankamentów tej historii. Wystarczy spojrzeć na paskudną okładkę, która nijak ma się do całej powieści. Statek, na maszcie którego powiewa flaga z trupią czaszką, jest tylko metaforą zagrożenia, z którym zmaga się Jaron. Okręt, widziany z perspektywy wydrążonej w skale dziury, nie wygląda ani imponująco ani nie wzbudza mojego strachu. Jednak najbardziej irytuje mnie rozmazane obramowanie tego obrazka. Ponieważ nie oceniam książki po jej marnej szacie graficznej, skupię się teraz wyłącznie na istotnych mankamentach.
Nie urzekła mnie ta opowieść, wręcz przeciwnie okropnie rozczarowała. Czuję się oszukana przez autorkę, przez opis widniejący na okładce książki, sugerujący, iż piratom zależy na ziemiach Carthyi, nie zaś na ukrytym skarbie oraz na prywatnej zemście Devlina. Naciągane do granic możliwości przygody, drażniące zbiegi okoliczności, brak zapierających dech w piersiach opisów, sprawia, iż książka w ogóle nie tętni życiem, nie porywa, nie czyni czytelnika osoby bezpośrednio zaangażowanej, przeżywającej perypetie Jarona, kibicującej mu i niemogącej oderwać się od lektury.
Wystarczyło pozostawić młodego króla w pałacu i rozbudować wątek jego trudnej przyjaźni z dotychczasowym przyjacielem- Rodenem, który choć odegrał istotną rolę w drugim tomie trylogii, kompletnie stracił w moich oczach jako pociągająca i intrygująca postać.
Poważnie zastanawiam się nad kupnem ostatniej części tej opowieści. Zapewne i tak znajdzie się w mojej biblioteczce, ale uczynię to tylko po to, aby utwierdzić się w przekonaniu, iż trzeba było zakończyć ten cykl na publikacji Fałszywego księcia i nie ciągnąć na siłę czegoś, co dogorywa, co w swej banalności potrafi znużyć czytelnika i skutecznie zniechęcić do zapoznania się z kolejnymi ,,dziełami” Jennifer Nielsen.
Król uciekinier. Drugi tom Trylogii władzy
Jennifer A. Nielsen
Warszawa 2014
Półka: Książka zakupiona, nie została otrzymana w ramach recenzenckiej współpracy
li_lia
W październiku 2010r. zostałam mamą. Od tamtej pory godzę domowe i macierzyńskie obowiązki ze swoją pasją- pisaniem. Klawiatura jest moją najlepszą przyjaciółką. Piszę, ponieważ czuję potrzebę okiełznania myśli za pomocą liter.
Już chyba więcej nie mogłaś zdradzić
Mi się książka właśnie podobała, były dramatyczne momenty. Poza tym to taka lekka pozycja.
Kochana, musiałam podać konkretne przykłady i przy okazji nieco uchylić rąbka tajemnicy.
Ta trylogia jest wciąż przede mną, jednak wciąż mam na nią ochotę. Jestem ciekawa, jak mi się spodoba:)
Kiti, pierwszy tom z pewnością przypadnie Ci do gustu.
Szkoda, że się rozczarowałaś. Ja chyba się nie skuszę nawet na pierwszą część