-
Kto jest bez winy niech pierwszy rzuci kamień. Miasto z lodu
25 listopada 2014 Książka
-
Czy z łatwością przychodzi Wam wyrażanie opinii na temat innych ludzi?
Jakimi przesłankami kierujecie się, wydając swe osądy?
Czy kiedykolwiek doświadczyliście ogromu krzywd, które wiązały się z niesłusznie wygłoszoną uwagą, z doczepieniem komuś łatki, z wysunięciem niesprawiedliwego oskarżenia?
Pospiesznie wyciągnięte wnioski, umywanie rąk od społecznej odpowiedzialności, pociąga za sobą lawinę zdarzeń, które mogą zniszczyć komuś życie.
Kogo obarczyć winą za tragedię Agaty, nastolatki odnalezionej w pewien zimowy poranek u podnóża gór. Czy dziewczynka została porzucona przez swą rodzicielkę, a może samodzielnie podjęła decyzję o ucieczce z domu, w którym nie czuła się bezpiecznie? A jeśli ktoś, będący poza podejrzeniem mieszkańców zlodowaciałego miejsca na mapie, uprowadził bohaterkę książki Małgorzaty Wardy? Czy za wszelką cenę należy podejmować kolejne próby zbliżania się do ludzi?
Nie jest mi obca twórczość wspomnianej autorki. Przyznam, że w domowej biblioteczce posiadam kilka jej powieści, aczkolwiek dotąd żadna z nich nie wywarła na mnie takiego wrażenia, bym chciała o niej opowiedzieć. Do klubu Kobiety to czytają trafiłam przez przypadek, zwabiona pochlebną recenzją omawianej lektury. Postanowiłam dać jej szansę. I przyznam szczerze, że było warto.
Są takie tematy, które wymagają zabrania głosu w dyskusji. Dotyczą spornych, wręcz skomplikowanych kwestii. Zazwyczaj wywołują wiele kontrowersji i dzielą rozmówców na dwa obozy. Tak właśnie było w przypadku Miasta z lodu, nieprzypadkowo nazwanego w ten sposób przez Wardę. Nie musicie głęboko kopać, by pojąć znaczenie owej symboliki. Miejsce, do którego trafiła Agata wraz z matką, przywodzi na myśl krainę owładniętą przejmującym chłodem, zimnem dającym się we znaki skórze, mięśniom, kościom i najważniejszemu organowi. To idealne miejsce dla poddanych Królowej Śniegu, obszar naznaczony odłamkami baśniowego lustra. Żyjący w nim ludzie nie odznaczają się bohaterstwem, szlachetnością, empatią, ani dobrocią. Ich czyny podyktowane są ciekawością, własnym interesem. Nie ma tutaj mowy o przyjaźni, lojalności, ani o spontanicznym zachowaniom, których skutkiem może być szczęście ogółu. Jedynym przejawem solidarności jest chęć bronienia dostępu do miasta obcym jednostkom, izolowanie się od przyjezdnych, a nawet karanie ich za pochodzenie, odmienne zdanie. Mieszkańcy stąpają po kruchym lodzie, po powierzchni, mogącej w każdej chwili załamać się pod ich stopami. Ich czyny, myśli i słowa pociągają za sobą nieodwracalne skutki, konsekwencje, o których usłyszy cała Polska.
Narratorką historii jest trzynastoletnia Agata, wychowywana przez babcię w nadmorskiej Gdyni. Przyszła na ten świat, gdy jej matka była zaledwie nastolatką, stojącą u progu dojrzałości, niegotową do tego, by zaopiekować się poczętym w chwili uniesienia dzieckiem. Nieplanowana ciąża, chłopak-lekkoduch, muzyk, niezainteresowany losem przelotnego związku i wiążącymi się z nim konsekwencjami, przedwcześnie zmarły ojciec-alkoholik, zapracowana, ledwie wiążąca koniec z końcem matka, to tylko kilka z ciężarów bagażu doświadczeń, jaki na swych barkach dźwigała Teresa. Los obdarzył ją zapierającą dech w piersiach urodą, łatwością w nawiązywaniu kontaktów i zakpił, wpychając w ramiona ułomności. Bowiem mama Agaty zmagała się z afektywną chorobą dwubiegunową, zmieniającą słoneczne oblicze kobiety, w lico przestraszonej, bezbronnej, irracjonalnie działającej osoby. Mimo wszystko Teresa starała się być obecna w życiu córki, choć pojawiała się w nim nieczęsto. Zarabiała na własne utrzymanie jako modelka, kelnerka, nawiązując przelotne romanse, wykorzystując jędrne, ponętne ciało do wchodzenia w nic nieznaczące, niemające przyszłości związki.
Agata była emocjonalnie związana z matką. Kochała ją, tęskniła za wspólnie spędzonymi chwilami. Rozumiała skomplikowaną sytuację, podział ról, w którym głową rozbitej rodziny była babcia. Stanowiła opokę dla schorowanej matki, troszczyła się o nią, pamiętała, by ta brała leki, przejmowała jej obowiązki, stanowiła oparcie w chwilach załamania i godziła się na to, by przez kilkanaście dni w roku przemierzać ze swoją rodzicielką Polskę. W trakcie jednej z wypraw obie Tomaszewskie trafiły do tytułowego miasteczka. Miejsca, w którym chciały zacząć swą (kolejną) historię od czegoś pozytywnego, dającego nadzieję na lepszą przyszłość. To właśnie tam pewnego dnia znaleziono wyziębioną, pozbawioną obuwia dziewczynkę, która leżąc w śniegu, dogorywała.
Powieść Małgorzaty Wardy rozpoczyna się od wielkiego uderzenia, od przejmującej sytuacji, dramatu dziecka, jego matki i poruszonej wydarzeniem społeczności. Przypadkowe odkrycie ciała, wciąż żyjącej dziewczynki, uruchamia lawinę oskarżeń, w śledztwo zostaje wciągnięty również czytelnik, który może analizować zachowanie Teresy Tomaszewskiej, doszukiwać się w działaniach Agaty próby zwrócenia uwagi na swoją osobę, szukać winnych wśród przebywających w miasteczku osób. W książce nie ma krystalicznie czystych postaci, jednak nie ulega wątpliwości fakt, że jedną z największych ofiar jest tutaj dziewczynka. Poczynania jej matki śledzą internauci, czytelnicy ogólnopolskich gazet oraz widzowie stacji telewizyjnych. Na jaw wychodzą wstydliwe tajemnice, opublikowane w sieci wyznania, romans, małżeńska zdrada i okropny gwałt. Warda nie wybiela Teresy, nie stawia jej w korzystnym świetle, nie ocenia jej wychowawczych błędów, nie usprawiedliwia czynów, nie tłumaczy zachowania kobiety brakiem oparcia, pragnieniem akceptacji, miłości, bliskości. Jest sprawiedliwa, przytacza argumenty, które stawiają matkę Agaty w niekorzystnym świetle, ale również sięga do jej przeszłości, pokazuje to, co odcisnęło piętno na mentalności Teresy.
Miasto z lodu zmusza do refleksji, nie można przejść obok tej historii obojętnie, nie stawiając po stronie któregoś z bohaterów, nie utożsamiając się z postaciami. To wielowątkowa, poruszająca powieść, łącząca ponadczasowe tematy, odnosząca się do książki, która swego czasu odniosła spory sukces (Włosy mamy), częściowo opierająca się na faktach. W trakcie jej lektury niejednokrotnie zaciskałam pięści, czułam, otwierający się w kieszeni przysłowiowy nóż.
W tej powieści współgra z sobą warsztat pisarki, styl wypowiedzi, wyraziści bohaterowie, przemyślana treść i niby zaskakujący, a przecież tak logiczny punkt kulminacyjny całej historii. To nie jest kolejny pokrzepiacz serc, książka napisana ku przestrodze, górnolotny moralitet. Czytanie Miasta z lodu nie ma nic wspólnego z przyjemnością. Ta historia wywołuje autentyczny ból, zaskakuje przedwczesną dojrzałością Agaty i przeświadczeniem o tym, że wokół nas ludzie mają problemy, z którymi sobie nie radzą, my zaś, zamiast zaangażować się w bezinteresowną pomoc, najchętniej osadzamy siebie w roli sędziów. Oby nigdy nie nadszedł taki dzień, kiedy znajdziemy się na ich miejscu.
Miasto z lodu
Małgorzata Warda
Warszawa 2014
Prószyński i S-ka
Półka: książka zakupiona, nie została otrzymana w ramach recenzenckiej współpracy.
li_lia
W październiku 2010r. zostałam mamą. Od tamtej pory godzę domowe i macierzyńskie obowiązki ze swoją pasją- pisaniem. Klawiatura jest moją najlepszą przyjaciółką. Piszę, ponieważ czuję potrzebę okiełznania myśli za pomocą liter.
ciężka książka? czemu nie, życie i tak nigdy nie jest proste…