O tym, jak nie należy pisać książek

13 lipca 2014 Książka  8 komentarzy

Tym razem obejdzie się bez peanów.

Daruję sobie jakiekolwiek słowa uznania.

Nie będę chwalić, gratulować, a już tym bardziej żałować, że nie objęłam patronatu nad kolejną książką Dawida Waszaka.

Mocny, choć nie pozbawiony błędów debiut, był równoznaczny z wysoko postawioną poprzeczką, którą młody pisarz mógł z łatwością pokonać w trakcie kolejnych zmagań z weną. Niestety, kolejna pozycja w niewielkim, literackim dorobku Waszaka, okazała się bolesnym upadkiem, nieudaną próbą prześlizgnięcia się na niedawno zdobytej sławie.

Załóżmy, że wykonujesz zawód, cieszący się zaufaniem oraz szacunkiem określonego kręgu osób. Z twego doświadczenia, życiowej mądrości próbuje skorzystać typowy grzesznik, mający na sumieniu gwałt, morderstwo, napad z bronią w ręku. Spowiada się przed tobą, zwierza z najmroczniejszych tajemnic. Nie szuka poklasku, nie chwali się przewinieniami. Oczekuje pocieszenia, zrozumienia, a może nawet liczy na to, że pomożesz mu wybaczyć samemu sobie. Czy poznając arkana zbrodni, których dopuścił się wspomniany jegomość, postąpisz zgodnie z prawem, oddając delikwenta przed oblicze organów ścigania? Czy zasłaniając się tajemnicą zawodową, zatrzymasz mrożącą krew w żyłach prawdę wyłącznie dla siebie? A jeśli nie jesteś księdzem, tylko jeszcze większym popaprańcem od tego, który na twe barki zrzuca połowę ciężaru nieswoich grzechów?

DSC_0008

Nawet najwięksi miłośnicy sensacji, charakteryzujący się wyrozumiałością, chęcią doszukania się w słabym tekście pozytywnych aspektów, będą musieli przyznać mi rację. Psychopata, czarna owieczka katolickiego kościoła, skupisko zbędnych, sztucznie użytych wulgaryzmów, fabuła ociekająca brutalnością nie są gwarancją literackiego sukcesu. O ile w przypadku Narodzin zła użycie dosadnych opisów, mocnych słów, epitetów, od których więdną uszy było uzasadnione, tak już kolejna książka przypomina skupisko bezmyślnie, przesadnie nagromadzonych elementów, mających uczynić z niewielkich rozmiarów sensacyjnej historii wstrząsającą powieść.

Paradoksalnie tytułowy gość, który raz już umarł, powrócił w najmniej oczekiwanym momencie. Pojawił się w kolejnej książce, mącąc w głowie następnym ofiarom, zarówno bohaterom tekstu, jak i czytelnikom. Nie jest on jednak zmartwychwstałym prorokiem, potomkiem któregoś z bogów, potworem doktora Frankensteina. Postać znana z poprzedniego, debiutanckiego utworu Waszaka, próbuje wydłużyć swoje przemijające pięć minut sławy, kontynuując dzieło społecznego zniszczenia. Kiedy odbiorca książki odkrywa prawdziwe oblicze tej osoby, wcale nie czuje zaskoczenia, bowiem lektura nie obfituje w żadne godne uwagi zwroty akcji, jest wręcz pozbawiona powiewu świeżości, przypomina coś z czym mieliśmy już do czynienia, mimo brutalnych opisów- trąci nudą.

To nie tak, że nie czekałam na kolejną książkę Dawida, wszakże gorąco kibicowałam mu jeszcze zanim zadebiutował, wspierając go na różnych portalach i na własnym blogu. Czekałam na kolejną odsłonę jego twórczości, na książkę, która powali mnie na kolana, tymczasem otrzymałam odgrzewany kotlet, fatalnie przyprawiony i podany w taki sposób, że skonsumowałam go tylko dlatego, że byłam głodna.

Sztuczne dialogi, irracjonalne, naiwne zbiegi okoliczności wywołały we mnie irytację. Od pisarza wymagam przynajmniej elementarnej wiedzy o przedmiocie jego zainteresowania. Jeśli więc autor raczy mnie opowieścią o chłopaku, dręczonym w dzieciństwie z powodu fizycznej deformacji, do której doszło, gdy był płodem, pływającym we wnętrzu macicy swej matki, który po przejściu operacji plastycznej zaczyna wyglądać jak Adonis, historią o młodym człowieku, który bez zdawania jakichkolwiek egzaminów, na skutek cudownie zwolnionego miejsca, zostaje przyjęty do policyjnej szkoły, na drugim roku jest już stażystą kryminalnego wydziału, w domowym zaciszu przegląda akta makabrycznych zbrodni, a potem błyskawicznie zostaje wcielony do grupy, zajmującej się poszukiwaniem groźnego mordercy, wspomina również o księdzu, który objął rządy w parafii nie ukończywszy uprzednio żadnego seminarium, to w głowie zapala mi się czerwona lampka. I jeszcze ci stróże prawa, przeprowadzający przesłuchanie świadka tragedii, którzy zwracają się do jednej z postaci ,,Cześć, jesteśmy z policji. Może opowiesz nam, co się stało?”. Hello! Cóż to za brednie? Jakimi banialukami chce mnie nakarmić cwany autor? Czy on sam wierzy, że czytelnik bez jakichkolwiek wątpliwości, pytań połknie ten haczyk? Oj, chyba jego noga nigdy nie przekroczyła progu posterunku. No, może naoglądał się emitowanego niegdyś w Polsacie sitcomu z Czarkiem Pazurą.

Waszaka najwyraźniej opuścił twórczy zapał. Jego bohaterowie wręcz mylili się w zeznaniach. Raz w swym mniemaniu byli normalni, przeciętni, jednakże zagubieni w rzeczywistości, by już za chwilę szpanować swym wybujałym ego. Oliwy do ognia dolewał wnerwiający narrator, niby to próbujący dywagować nad postępowaniem postaci, w rzeczywistości pobieżnie traktujący istotne wydarzenia, jakby o wartości książki decydowała ilość wydarzeń i nagromadzenie wulgaryzmów.

Prędkość, z którą czytelnik pokonuje odcinek od pierwszego do ostatniego słowa danej książki nigdy nie jest adekwatna do czasu, zaangażowania, jakie autor powieści przeznaczył na stworzenie swego dzieła. Waszak potrzebował nieco ponad pół roku, by ponownie powołać do życia bohatera znanego z Narodzin zła. Ja natomiast historię O tym, który raz już umarł wciągnęłam w zaledwie godzinę. Dziwię się, że mężczyzna potrzebował aż tylu miesięcy, by wypuścić na księgarski rynek tak słabą, niedopracowaną lekturę. Nie tędy droga, Dawidzie. Zawróć z tego szlaku. przepełnionego zachwytem nad własnymi możliwościami. Jeszcze masz szansę na to, by o twych powieściach można było wypowiadać się w samych superlatywach.

DSC_0007

O tym, który raz już umarł

Dawid Waszak

Warszawa 2014

Warszawska Firma Wydawnicza

Półka: Książka otrzymana w ramach recenzenckiej współpracy

P.S. Recenzję Narodzin zła oraz wywiad z Dawidem możecie przeczytać TUTAJ

li_lia

W październiku 2010r. zostałam mamą. Od tamtej pory godzę domowe i macierzyńskie obowiązki ze swoją pasją- pisaniem. Klawiatura jest moją najlepszą przyjaciółką. Piszę, ponieważ czuję potrzebę okiełznania myśli za pomocą liter.

8 komentarzy w O tym, jak nie należy pisać książek

  • Asia says:

    Gdybyś nie przytoczyła cytatu, to śmiałabym nie uwierzyć, że tak ksiażka jest taka kiepska ;)
    Nie popisał się autor, oj nie popisał. Jestem pod wielkim wrażeniem, że i tak zdołałaś „zjeść tego kotleta”!

    • Asia says:

      wiem, że robię spam, ale moje komentarze raz się publikują, a raz nie i nie wiem od czego to zależy. Jakieś błędy się pojawiają i boję się rozpisywać, bo może zniknąć, tak jak poprzedni, a nie mogę skopjować w razie czego przed opublikowaniem :/

    • li_lia says:

      Kurcze no, znowu jakiś błąd.

  • Asia says:

    Napisałam najdłuższy komentarz w życiu i kiszka z tego wyszła, bo nie chciał się opublikować. Nie lubię WordPressa :/
    Jestem pod wrażeniem, że zdołałaś „zjeść tego kotleta”!

  • Kiti says:

    No niestety, wiem, co omijać szerokim łukiem. Wolę o wiele lepsze pozycje.

    • li_lia says:

      Być może kolejna książka zasłuży na Twoje uznanie :)

  • Kruszynka says:

    Ewa, nie bądź niesprawiedliwa;P Nie każdy ma lotne pióro, aczkolwiek poczekam aż autor napisze coś bardziej interesującego.

    • li_lia says:

      Kochana, starałam się, by mój wpis nie był przesiąknięty jadem. Naprawdę nie mogłam napisać niczego pozytywnego na temat tej książki.

Zostaw komentarz Cancel reply

You may use these HTML tags and attributes: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>