-
Tak zła, tak, bardzo, bardzo, bardzo zła…
24 kwietnia 2013 Książka
-
Bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia mogłabym napisać, że w Aniołach Elżbiety Dziemidowicz jedyną godną uwagi rzeczą jest okładka. Reszta zaś to doskonałym przykład na to, jak nie powinno się pisać. Bowiem nie tylko tekst, ale i sami bohaterowie doprowadzają tolerancyjnego i otwartego na różne literackie eksperymenty czytelnika do stanu, w którym zaczyna współczuć autorowi.
Wczoraj obchodziliśmy Międzynarodowy Dzień Książki. Niestety zamiast lektury godnej polecenia napiszę o utworze, któremu bliżej do grafomańskich wypocin niż chociażby przyzwoitego dzieła. A zaczęło się tak obiecująco. Przyciągnął mnie chłodny odcień błękitu, który zburzyły szybujące po okładkowym bezkresie ptaki. Umieszczone w centralnym punkcie pióro obiecywało prawdziwie literacką ucztę. Na korzyść przemawiał również opis, zapowiadający obcowanie z powieścią poetycką najwyższych lotów.
Tymczasem rzeczywistość okazała się bolesnym upadkiem.
Na początku utwór przybrał postać baśni. Szczęśliwe życie książęcej pary zostaje brutalnie przerwane przez śmierć żony głównego bohatera. Książę Andrzej z władcy cieszącego się uznaniem i szacunkiem ludu wkracza na mroczną, pełną tajemnic ścieżkę, tym samym stając się obiektem niezdrowego zainteresowania. Po pewnym czasie zagubiony wdowiec poznaje zielarkę i postanawia zacząć życie od nowa. Dla tej miłości monarcha wyrzeka się majątku i tytułu. Wkrótce los ponownie się do niego uśmiecha, obdarzając córeczką. Ta opowieść nie ma jednak rychłego happy endu. Bowiem wszystko, co dobre ma swój kres. Serię niefortunnych zdarzeń rozpoczyna niespodziewany zgon byłego księcia. Niedługo po tym dołącza do niego jego wybranka. Pierwszoplanową rolę przejmuje dorosła i zamężna Ibiz- jedyna potomkini Andrzeja. Odtąd uwaga autorki skupia się na sercowych rozterkach głównej bohaterki.
Rozumiem, że powieść poetycka jest specyficznym gatunkiem, ale na przykładzie pani Dziemidowicz wyraźnie widać, iż nie każdy powinien się za nią zabierać. Pierwsze zgrzyty pojawiają się w momencie, w którym pradawna zielarka zbiera rośliny, obniżające poziom hemoglobiny we krwi. Przyznaję, to dość fachowe nazewnictwo, jak na tak prostą kobietę i czasy, w których ona żyje. Innym razem książę przemierz krainę w poszukiwaniu nowej wybranki na swym wiernym wierzchowcu. Kilka scen później jego córka nie tyko podejmuje edukację w szkole (!), co dojeżdża do niej autobusem… Mieszkająca w chatce zielarka nie posiada izb tylko pokoje, a nawet- uwaga- gabinet medyczny, w którym przyjmuje pacjentów! No cóż, podobno w baśniach wszystko jest możliwe nawet taki cywilizacyjny kogel-mogel.
Z jednej strony Anioły są świadectwem religijności autorki, która czyni z Ibiz ofiarę wiary. Z drugiej zaś pokazują, jak bardzo powierzchowna jest ta sfera duchowa. Sam fakt, iż kilkuletnie dziecko nie rozstaje się z obrazkiem Jezusa, śpiąc z nim, bawiąc, całując na dobranoc przyprawia mnie o dreszcze. Granica między pobożnością, a fanatyzmem w powieści Dziemidowicz wielokrotnie zostaje przekroczona. Doskonałym przykładem hipokryzji Ibiz jest jej wiara w zabobony. Widzimy to szczególnie wtedy, gdy spotyka Cygankę i niemalże bez wahania pozwala sobie powróżyć. Co dziwne, pseudowróżka za swą przepowiednię nie woła zapłaty. Zdumiewające, wręcz niemożliwe, prawda? To wydarzenie podkreśla jak wielką rolę w życiu dziewczyny odgrywa przeznaczenie.
Jeśli chodzi o bohaterów utworu to prym naiwności i głupoty wiedzie wspomniana Ibiz. Dawno nie miałam do czynienia z tak irytującą postacią. Pracowniczka biura podróży jest niespełnioną, szukającą wrażeń mężatką. Chociaż przed ślubem zdawała sobie sprawę z tego, jak będzie wyglądał jej związek z niemalże wiecznie przebywającym za granicą mężem, decyduje się wyjść za niego, by potem przeżywać gorycz wiecznej rozłąki. W międzyczasie szuka swojej drugiej połówki, którą wywróżyła jej Cyganka. Wkrótce nadarza jej się nie jedna, a dwie okazje do tego, by zdradzić nieobecnego małżonka.
Ibiz egzystuje w jakimś dziwnym zawieszeniu między snem, a jawą. Więcej sobie dopowiada niż przeżywa. Potrafi tak sugestywnie wmówić, że ma romans, iż sama zaczyna w to wierzyć. Co ważne nawet w stosunku mężczyzny, przypadkiem spotkanego w lesie, zaczyna snuć poważne plany na przyszłość. Źródła Wszelkich rozterek Ibiz można by szukać w samotności i seksualnym niewyżyciu. Wyimaginowany związek, który udaje jej się ciągnąć latami, nie ma żadnych trwałych fundamentów, nie opiera się na przyjaźni, na wspólnej pasji czy zrozumieniu. Tutaj nawet nie chodzi o fascynację drugim człowiekiem. Ibiz za wszelką cenę dąży do fizycznego spełnienia, chociaż pozornie się przed tym broni. Jej pożądanie jest tak silne, że w pewnym momencie wydaje jej się, iż doznaje erotycznego spełnienia, przemieniając się w … ciało astralne!
Swoją drogą motyw z duszami/aniołami, które uprawiają seks pod sufitem może i byłby intrygującym rozwiązaniem, ale w innej wersji, bez zbędnej otoczki patosu i doszukiwaniu się w tym drugiego, symbolicznego dna. Poza tym gdyby autorka we wstępie nie napisała, iż ,,Książka Anioły opowiada o platonicznej miłości widzianej oczami snu” z pewnością pomyślałabym, iż Ibiz męczą chore urojenia i z wymaga ona pomocy, ale nie ze strony zaprzyjaźnionej zielarki tylko prawdziwego specjalisty.
Jeśli już jesteśmy przy słowach pani Dziemidowicz to uważam za wielce niestosowne, by autor oceniał własny utwór, a to właśnie uczyniła wspomniana pisarka. Twierdząc, iż Anioły ,,są ciekawe” wykazała się stronniczością i brakiem dystansu do swojej twórczości. Całą sobą nie zgadzam się na to, by powyższą książkę zaliczyć do udanych lektur. Styl autorki, infantylne, ograniczone wyrazowo i jakościowo wierszyki nie czynią z Aniołów powieści poetyckiej. Wręcz przeciwnie, można je potraktować jako grafomańskie zapychacze ubogiej treści.
Musiałabym być beznadziejnie zapatrzoną w siebie romantyczką, prowokującą wyimaginowane osobiste dramaty, by móc zachwycić się Aniołami. Pierwszy raz stwierdzę, iż żałuję papieru, który zmarnowano na tak złą książkę. Pani Elżbieto, błagam, niech pani już niczego więcej nie publikuje.
Anioły
Elżbieta Dziemidowicz
Warszawa 2013
Warszawska Firma Wydawnicza
li_lia
W październiku 2010r. zostałam mamą. Od tamtej pory godzę domowe i macierzyńskie obowiązki ze swoją pasją- pisaniem. Klawiatura jest moją najlepszą przyjaciółką. Piszę, ponieważ czuję potrzebę okiełznania myśli za pomocą liter.
no to jednym słowem miło się czytało
jak czytam o tej książce to ja bym chyba walnęła ją w kąt, nie lubię czytać czegoś co nie podoba mi się ani trochę
Ja jednak dotrwałam do końca- choć nie ukrywam, ciężko było przebrnąć zwłaszcza przez te uduchowione wierszyki…
Ostro Ja czasem tak mam, że podobają mi się książki, które innych wkurzają i odwrotnie. Może i tak komuś się jednak spodoba
Kochana, nie śmiem zaprzeczyć. U mnie również jest tak, że cenię sobie kontrowersyjną literaturę, ale tak,a która tworzona jest z pasją, a tutaj mi tego zabrakło.
Czytałam, rewelacyjna nie była, ale w granicach dobrej się mieściła
Tak, tak, zanim opublikowałam recenzję zajrzałam do Ciebie.
He wierszem pisane ? to dla nie ciężka literatura ;-/ i pomysleć że kiedys pisałam wiersze
Ojej..to musiała być totalna porażka skoro aż tak ostro skomentowałaś ten utwór…
A lubisz książki Cobena ? JA uwielbiam i gdybyś miała kiedyś chęci przeczytac poproszę o krotką recenzję
Ty to potrafisz pisać recenzje, tak z ciekawości piszesz dla jakiejś gazety, portalu? Masz naprawdę lekkie pióro
Już nie Moja Droga. Brak czasu.
Ale pojechałaś po tej książce, widocznie musi byc na prawdę zwykłym bublem
Mam nadzieję, że odpowiednio uargumentowałam swoją ocenę.
To naprawę brzmi przerażająco już wiem, że się nigdy nie skuszę na nią. Ten fragment o ciele astralnym… LOL.. No commment, nie wiadomo czy śmiać się czy płakać
Teresa z Lisieux w dzieciństwie robiła sobie mini-nabożeństwa, budowała mini ołtarzyki (z zapałkami zamiast świeczek), itd., a trudno posądzić tę uwielbiającą Joannę d’Arc świętą o fanatyzm. Gorzej, że taki infantylizm religijny, jaki przedstawia autorka, jest dość powszechny – autor „Samotności w sieci” realnie zarzuca wierzącym (a zatem także Janowi Pawłowi II, Matce Teresie z Kalkuty, itd.) – że wierzą w niebo w górze i piekło w głębi ziemi. Przypisywanie własnych urojeń innym jest na porządku dziennym.
Świetna recenzja… przerażającej książki. Przyznam, że po zobaczeniu strony „od autorki” przez dobrą chwilę nie wiedziałem, co powiedzieć.
Dziękuję za komentarz i zaskakujące informację. Czuję się zobligowana do poszerzenia wiedzy w tym temacie. Pozdrawiam Cię serdecznie i czekam na więcej opinii.