,,Ubijom Sukinsyna Adolfa”- wspomnienia Lecha Jana Weissa

25 października 2013 Książka  11 komentarzy

Nigdy nie przyłożono mi lufy pistoletu do czoła, ani w brutalny sposób nie zamordowano członków najbliższej rodziny. Nie musiałam zabiegać o przyjęcie do żadnej ze szkół, a zdając maturę, jedynym zmartwieniem, jakie mnie trapiło, była myśl o jak najmniejszej ilości ortograficznych błędów, które z roztargnienia mogłam popełnić. Szczęściara ze mnie, prawda? Jak większość z Was.

Zdarza mi się nie doceniać możliwości, które oferuje mi współczesny świat. Narzekam na wysoką stopę bezrobocia, polityków, którzy nieudolnie decydują o mojej przyszłości, służbę zdrowia i wymiar sprawiedliwości, przed obliczem którego obywatele są równi i równiejsi.

I właśnie wtedy, gdy docierają do mnie historie ludzi, żyjący w czasach, gdy filary wolności, spokoju i prawa do życia zostały zniszczone, zaczynam odczuwać wstyd. Po co jednak wracać do przeszłości, skoro liczy się to, co jest Tu i Teraz?

DSC_0005

Nie sposób nie docenić wagi wydarzeń, których świadkiem i bezpośrednim uczestnikiem był autor Dawnych lat, dawnych dni. Nie myślcie jednak, iż czytając wspomnienia Lecha Jana Weissa ponownie staniecie się uczniami, dla których lekcje o przeszłości polskiego narodu były nudnym obowiązkiem. Inaczej wygląda przyswajanie suchych faktów, ludzkich losów, przez podręcznik i nauczyciela traktowanych przedmiotowo, zupełnie odmiennie do powyższych kwestii podchodzi ktoś, kto na własnej skórze doświadczył ogromu zła drugiej wojny światowej.

Słowa byłego harcerza, zaangażowanego w działalność Armii Krajowej, są hołdem złożonym poległym bohaterom, ludziom, przekładającym nad swoje życie dobro kraju, świadectwem wielkiej odwagi, a także sposobem na to, by wreszcie bez lęku wyrazić swoją opinię o tych, którzy zawiedli, rozczarowali i dopuścili się zdrady. Pomimo żalu i słusznych obiekcji, ton wypowiedzi autora jest doskonałym przykładem na to, iż nawet w momencie, gdy przychodzi rozliczyć się z przeszłością, mordercami, gwałcicielami i bandytami, można uczynić to w sposób, świadczący o wysokiej kulturze człowieka.

Bogaty życiorys mężczyzny, po latach odznaczonego Krzyżem Kawalerskim Odrodzenia Polski, obejmuje chwile szczęśliwego dzieciństwa u boku kochających, aczkolwiek wymagających rodziców i licznego rodzeństwa. Przedstawia osobę, której od najmłodszych lat wpajano najważniejsze wartości, uczono radzenia sobie w ekstremalnych sytuacjach i zachęcano do pokonywania własnych słabości. Zaowocowało to w czasach wojennej zawieruchy. Pod rządami okupantów Lech Weiss przeszedł kurs szybkiego dorastania, niejednokrotnie cudem uniknąwszy śmierci. I kiedy czytając o niebezpiecznych przygodach syna cenionego pedagoga, miałam wrażenie, iż będą one miały tragiczny finał, autor w cudowny sposób umykał przed wystrzeloną z broni wroga kulką, albo wychodził z tarapatów zaledwie delikatnie draśnięty. Podobnie sprawa wyglądała z pozornie spokojnymi opowieściami. Gdy tylko udało mi się obdarzyć sympatią, albo większym zainteresowaniem któregoś z bohaterów, czekało mnie rozczarowanie, tudzież zaskoczenie w postaci braku happy endu.

Młodego czytelnika może dziwić wiele spraw, począwszy od rzadko spotykanego szacunku względem osób starszych i członków rodziny oraz stosunek pokolenia wojennej młodzieży do miłości, okazywania uczuć. Tak, jak dla współcześnie żyjących dziewcząt naturalne rumieńce, zdobiące policzki, wydają się być czymś żenującym, tak dla rówieśniczek nastoletniego Weissa były oznaką wstydu. Ówczesne panny krygowały się spotkać z chłopcami w zbyt zaciemnionym pokoju, prawdziwym faux pas było obściskiwanie się w miejscach publicznych, o intymnych stosunkach, zarezerwowanych dla małżonków nawet nie wspomnę. Inaczej również podchodzono do nauki, do dobrego wykształcenia, o które uczniowie sami zabiegali, niejednokrotnie próbując pogodzić chęć zdobywania wiedzy z pierwszą pracą. Autor Dawnych lat, dawnych dni niejednokrotnie ryzykował życie, wszystko po to, by uzyskać promocję do wyższej klasy, skończyć gimnazjum, zdać małą maturę. Dla niektórych osób niezrozumiałym może okazać się również fakt, iż opisywany człowiek angażował się w zakazane przez władzę przedsięwzięcia, wspierał partyzantów, walcząc o dobro ojczyzny, nie mając zagwarantowanego sukcesu swych działań.

Okraszone zdjęciami wspomnienia Lecha Jana Weissa bez moralizatorskiego tonu, dalekie od przechwałek i szukania poklasku, przenoszą nas do czasów, w których istniała ludzka solidarność, a honor był czymś więcej niż pięknie brzmiącym słowem. Tak, jak mawia się, iż jeden z wieszczów napisał swe największe dzieło ku pokrzepieniu serc rodaków, tak mogę śmiało stwierdzić, iż Dawne lata, dawne dni powstały nie tylko z potrzeby uporządkowania pasjonujących wydarzeń z odległej przeszłości. Kiedyś, jeden z polityków powiedział, iż nigdy nie było dobrej wojny i złego pokoju. Obyśmy nie musieli doświadczyć podobnego zbrojnego konfliktu, który choć dawał powody do heroicznych czynów, pochłaniał miliony niewinnych ofiar.

A teraz zagadka dla Was- czego dotyczy przytoczone w tytule recenzji rozwinięcie pewnego skrótu- Ubijom Sukinsyna Adolfa?

DSC_0009

Dawne lata, dawne dni

Lech Jan Weiss

Liczba stron: 144

Warszawa 2013

Warszawska Firma Wydawnicza

 

li_lia

W październiku 2010r. zostałam mamą. Od tamtej pory godzę domowe i macierzyńskie obowiązki ze swoją pasją- pisaniem. Klawiatura jest moją najlepszą przyjaciółką. Piszę, ponieważ czuję potrzebę okiełznania myśli za pomocą liter.

11 komentarzy w ,,Ubijom Sukinsyna Adolfa”- wspomnienia Lecha Jana Weissa

  • Historii nigdy nie lubiłam, ponieważ przyswajanie suchych faktów nie należy do moich ulubionych rozrywek, ale książki napisane przez osoby, które przeżyły czasy wojny albo historie o ważniejszych postaciach wojen bardzo mnie interesują i z chęcią takie czytam. Rozejrzę się za Wspomnieniami, gdy poczuję chęć na poważniejszą literaturę. :)

  • cyrysia says:

    Nie mam pojęcia co może oznaczać przytoczony w tytule recenzji owy skrót. Nic mi teraz do głowy nie przychodzi. Co do samej książki to jednak spasuje, gdyż nie lubię czytać książek oscylujących wokół historii itp.

  • Zebra says:

    Mi przyłożono lufę do skroni podczas… jak to ładnie określic… szkółki?
    I ja trzymałam oraz strzelałam – ale ja tego chciałam :)
    Ta książka w żaden sposób mnie nie pociąga – przeczytawszy tytuł – powiedziałam… „CO?”
    Wiesz, nie zauważyłam że to cytat – i dopiero gry otworzyłam oczy szerzej ulżyło mi,że to nie TY napisałaś takie słowo :) – Tylko, że to cytat. :)

  • W domu mojej babci dużo mówiło się o wojnie.Również o faktach, o których kiedyś nie można było wogóle mówić.

  • Kiti says:

    W tym cytacie może chodzić o zemstę na Hitlerze? Tak sobie pomyślałam, ale nie wiem, czy trafnie.
    Książka mogłaby mnie zainteresować, ale nie wiem, kiedy bym po nią sięgnęła.

  • Kruszynka says:

    Czasami czytam książkę o wojnie, babcia też wspomina, poza tym ona lubi takie książki, więc może jej sprawię.

  • magda says:

    odznaczenie bardzo fajne, kiedys niestety w jakiejss gazecie czytalam ze odznaczeni dostają smieszną emeryture za tą odznake czyli tak okolo 5-10 zł. Szkoda że nie docenia się ludzi odznaczonych.

    • li_lia says:

      To bardzo przykre zwłaszcza, że ten człowiek walczył o to, abyśmy żyli w wolnym kraju.

  • Kingusia ;) says:

    Chwytliwy tytuł!
    I fajny granat ;P

  • odgadłem says:

    tak sowieccy żołnierze rozwinęli sobie skrót Stanów Zjednoczonych Ameryki czyli USA !
    wygrałem :) więc jaką teraz dostanę nagrodę ??

    • li_lia says:

      Świetnie :)
      Chciałabym Cię nagrodzić, ale odpowiedź padła już na moim fanpageu.
      Mam jednak nadzieję, iż się nie zrazisz i wrócisz tutaj, czytając kolejne wpisy. Pozawiadamia serdecznie.

Zostaw komentarz Cancel reply

You may use these HTML tags and attributes: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>