Historia miłosna z… zupą cebulową w tle

26 lipca 2012 Kuchnia  14 komentarzy

Oto obiecana recenzja w formie baśni.

Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu.

Z góry uprzedzam- tekst jest długi. Spędziłam nad nim wiele chwil.

Nierówna powierzchnia nieba przypominała starą ścianę, z której odpadała farba. Wpychające się na pierwszy plan chmury doszły do wniosku, że gwiazdy, które niczym gwoździe próbowały przytrzymać granatową otchłań w jednym miejscu, powinny zniknąć. Delikatne palce Laury pokonywały niewidzialne ścieżki, które dziewczyna kreśliła na szybie. Jej pokój pamiętał przedpołudniowe słowa, które krążyły w powietrzu, zapowiadając rychłą katastrofę. Mimo iż starała się nie patrzeć wówczas na swoją macochę, czuła jej nieznoszący sprzeciwu wzrok. Miała ogromny żal do ojca, że w takiej chwili nie wstawił się za nią, nie wyperswadował swojej nowej żonie pomysłu, który z całą pewnością miał być karą dla Laury.

Zastanawiając się nad tym, jak przetrwa przygotowania do ślubu, usłyszała znajome szuranie na schodach. Do pokoju najpierw wpadł krótki, masywny cień. Tuż za nim  pojawił się otyły mężczyzna.

- Wiedziałem, że nie będziesz mogła zasnąć- wyszeptał z trudem łapiąc oddech.

- Próbuję zebrać myśli i oswoić się z tą sytuacją- odpowiedziała ze smutkiem Laura. Ale jak mogę pogodzić się z jej decyzja? Jak mogę tak po prostu obiecać obcemu mężczyźnie, że miłością, której dotąd nie zaznałam, będę go darzyć aż do chwili, gdy po raz ostatni złapię oddech?

- Uczucia przychodzą z czasem- wtrącił Władysław. Teraz najważniejsze jest to, żebyście się wzajemnie szanowali. Coś ci przyniosłem.

Mężczyzna wyjął zza grubej kamizelki zeszyt, który został solidnie nadgryziony zębem czasu. Laura patrzyła z niedowierzaniem na podarunek. Dopiero po chwili ośmielona zachęcającymi skinieniami głowy mężczyzny, wyciągnęła dłonie i zaczęła przyglądać się kajetowi. Przewertowała kilka stron i już miała zapytać Władysława o to, co zaczęło ją frapować, gdy mężczyzna postanowił ją ubiec.

- To są moje najlepsze przepisy. W tym zeszycie zanotowałem to, czego nauczyła mnie moja matka i jej poprzedniczki. W jednym miejscu zebrałem przekazywane z pokolenia na pokolenie zapiski najpyszniejszych potraw, ciast i deserów, które podbiją każde nawet najbardziej zatwardziałe serce.

- I chcesz mi to oddać? Spytała ze zdziwieniem Laura.

- To jest mój prezent z okazji Twojego zamążpójścia. Jestem przekonany, że dzięki daniom, które sama przygotujesz, Twój przyszły mąż wynagrodzi Ci wszystkie dotychczasowe smutki. Pomyśl teraz o tym, czym chciałabyś uraczyć mężczyznę, z którym niedługo przekroczysz próg świątyni. Następnie otwórz zeszyt. Danie, którego przepis wówczas znajdziesz będzie lekiem na całe zło.

Laura nie miała podstaw, by wątpić w słowa starego kucharza, który odkąd pamięta mieszkał w jej domu i rozpieszczał podniebienia wszystkich członków rodziny Meringów. Przytuliła kajet do piersi. Wyobraziła sobie suto zastawiony stół, białe kwiaty, wylewające się z wazonów, młodego mężczyznę, którego twarzy jeszcze nie miała okazji zobaczyć i wreszcie siebie, niosącą na tacy parujące danie. Szybko otworzyła zeszyt. Jej wzrok przyciągnęły zgrabnie napisane litery, które układały się w apetycznie zapowiadający się napis:

Niewiarygodna Zupa Cebulowa…

Świeżo upieczona mężatka żegnała ostatnich weselnych gości, którzy opuszczali jej nowy wielki dom. Przerażona perspektywą społecznego awansu i nieznanym jej miejscem, usiłowała uspokoić szalone serce, które postanowiło bić własnym, przyspieszonym rytmem. Spoglądała na imponująco wyglądające sprzęty, misternie wykonane dzieła sztuki, gdy z zamyślenia wyrwał ją głos krzątającej się w salonie służącej:

- Pani ojciec w raz z małżonką wyszli przed chwilą. Jaśnie pan udał się na spoczynek. Czy chciałaby pani zaplanować ze mną dania, które pojawią się podczas obiadu?

Speszona tą propozycją młoda kobieta w pierwszej chwili nie potrafiła zebrać śmiałości, by odpowiedzieć. W końcu nieśmiało wyszeptała:

- Pani Henryko. Chciałabym własnoręcznie przygotować zupę dla mojego męża. Czy nie ma pani nic przeciwko temu?

Stanowcze spojrzenie zarządzającej domem gosposi w jednej chwili sprawiło, że Laura pożałowała swojej propozycji. Jednak Henryka zdawała sobie sprawę z tego, że odtąd to nie do niej należeć będą istotne decyzje odnośnie zarządzania domem. Ta nowa, którą poślubił jej pan, wkroczyła do ich życia i przewróciła je niczym burza zdmuchująca z powierzchni ziemi potężne drzewa. Przełknęła ślinę i z trudem wymuszoną grzecznością odparła:

- Zaprowadzę panią do kuchni. Kucharka pokaże pani, gdzie znajdują się wiktuały oraz garnki.

Henryka odwróciła się na pięcie i zniknęła w korytarzu wiodącym do pomieszczeń ulokowanych na najniższej kondygnacji domu. Laura pobiegła do swojej sypialni i wyciągnęła spod poduszki stary zeszyt, który dostała od Władysława. Pobiegła za kobietą, która od wczoraj miała spełniać jej prośby i pomagać w obowiązkach.

Imponujących rozmiarów kuchnia przytłoczyła młodą panią domu ilością naczyń, które rzędami poustawiane były na drewnianych półkach, lśniącymi patelniami i garnkami i krzątającymi się w pomieszczeniu ludźmi. Laura nie nawykła do przebywania wśród obcych osób. Próbowała złapać oddech. Jej uwagę przykuły przyjemnie drażniące nozdrza rośliny, które rosły w podłużnych donicach na przyokiennych parapetach. Przypomniała sobie cel kuchennej wizyty. Otworzyła zeszyt na stronie z przepisem i spojrzała na listę składników.

- Czy mogłabym dostać kilka cebul?- Wyszeptała, próbując przebić się przez gwar przekrzykujących się ludzi. Ich oczy w tym samym momencie zwróciły się ku nowej osobie. Szczupła kucharka, która wyglądała na wyraźnie niedożywioną wskazała ubrudzoną świeżym mięsem ręką na stojący  kącie worek.

- Tam leży. Może sobie panienka wziąć ile dusza zapragnie- po czym wróciła do swoich obowiązków.

Laura przypatrzyła się pozostałym komponentom, które były niezbędne do sporządzenia zupy.

- Chciałabym jeszcze natkę pietruszki, makaron, dwie marchewki, pietruszkę, pół selera i odrobinę bułki tartej- powiedziała już z większą śmiałością.

- Danka! No rusz się! Pani prosi, nie słyszysz? Wtrąciła stanowcza Henryka, która przez cały czas obserwowała Laurę.

Kilkunastoletnia dziewczyna o twarzy tak pięknej, że na jej widok spiętrzona rzeka wygładziłaby swą taflę po to tylko, by nastolatka mogła się w niej przejrzeć, czym prędzej pobiegła do przylegającego do kuchni pomieszczenia i po chwili wróciła z wymienionymi warzywami. Uśmiechnęła się zachęcająco do swej nowej pani i zaproponowała pomoc w przygotowaniu. Laura z ochotą na to przystała. Zajęte swoimi obowiązkami pozostałe osoby nie zwracały uwagi na młodą adeptkę sztuki kulinarnej, która pierwszy raz w życiu obcowała z garnkami.

Na początku niezdarnie, potem z coraz większą wprawą, ostrze noża, które dzierżyła w swych dłoniach Laura, nadawało warzywom zgrabne kształty. Kostki młodych marchewek pięknie komponowały się na dnie miedzianego garnka wśród nieidealnie białej pietruszki. Gdy już wymienione wcześniej komponenty znalazły swoje miejsce w ogromnym naczyniu, zostały zalane wodą i postawione na wielkim piecu z palnikami. Danusia przyniosła stolnicę, na której rozsypała mąkę.

- Niech pani dotknie. Jest taka delikatna i puszysta. Można z niej zrobić pyszny chleb, makaron i chrupiące bułeczki- prawie wykrzyczała zachwycona dziewczyna.

Rzeczywiście, było tak, jak opisywała Danusia. Biały proszek sprawiał wrażenie niewinnego i szlachetnego, dopóki nie przemienił się w pył, który unosząc się w powietrzu przylegał do włosów, dłoni i nowej sukni Laury. Po chwili dziewczyna przyniosła żółtko oraz przegotowaną wodę.

- A teraz zrobimy makaron, żeby zupka państwu smakowała.

Gdy już udało im się przygotować prawie idealne wstążki Laura poprosiła o kawałek masła i dziwnie brzmiące przyprawy, które rzekomo miały poprawić smak zupy.

- Zapomniałam o mięsie- wyszeptała zawstydzona Laura. Według przepisu może to być kawałek schabu, albo drobiu. Czy mamy coś takiego?

Pomocna Danusia i tym razem nie zawiodła, przynosząc ze sobą pokrojoną w kawałki solidną porcję filetu z kurczaka, którą drobne palce Laury wrzuciły do gotującej się zupy.

- Musimy poprawić jej zapach i smak. Niech pani wrzuci tymianek, rozdrobniony ząbek czosnku, odrobinę pieprzu no i jeszcze kminek. Ja zawszę go dodaję do chleba.

Laura spojrzała na zapiski Władysława i zobaczyła, że rzeczywiście tymi składnikami on sam doprawiał zupę. Czym prędzej dodała je do dania.

Mając wrażenie, że swoją obecnością wywołała poruszenie w kuchni, przez chwilę chciała nawet z niej uciec. Jednak myśl o tym, że będzie mogła podać swojemu mężowi własnoręcznie przygotowane danie trzymała ją w miejscu. Drewniana łyżką mieszała połączone ze sobą komponenty zupy.

 Czas przestał trzymać się uzgodnionych limitów. Wskazówki zegarka udawały, że nic ich nie obchodzi dotychczasowy kierunek. Skakały sobie radośnie omijając cyfry i wyczekiwały pojawienia się głodnej kukułki.

Młoda pani domu nie wiedziała jak długo przebywa wśród nowo poznanych osób. Z jednej strony wydawało jej się, że minęła chwila odkąd przekroczyła próg nęcącego zapachami pomieszczenia, zaś z drugiej nie była pewna czy krząta się w kuchni przynajmniej kilka godzin.

- Proszę Pani- słowa Danusi wyrwały Laurę z zamyślenia- Zupa dochodzi do siebie. Musimy teraz ugotować makaron. Mam już wrzątek. Czy chce to pani sama zrobić?

- Oczywiście, jeśli mogę. To znaczy wolałabym osobiście- odparła Laura.

Kiedy dziwaczny zegar oznajmił godzinę trzynastą żona drżącymi rękoma niosła tacę z wazą, do której wlała swoją cebulową zupę. Przeglądający prasę ciemnowłosy młodzieniec nawet nie zwrócił uwagi na to, że przestał być jedyną osobą w ogromnej jadalni. Jednak, gdy jego towarzyszka życia zaczęła nalewać na talerz aromatyczny płyn, w którym radośnie wiły się wstążki makaronu, mimowolnie oderwał się od lektury i z zaciekawieniem spojrzał na zupę.

- Dlaczego służba nie podała obiadu?- Spytał stanowczym tonem. Za co im płacę? Może w swoim poprzednim domu takie zachowanie było praktykowane. Ja tego nie toleruję! Rozumiemy się?

Wściekłe spojrzenie właściciela majątku odebrało mowę jego żonie. Laura przez chwilę walczyła z poczuciem winy. W końcu nieśmiało odrzekła:

- Chciałam przygotować dla ciebie coś wyjątkowego. Tę zupę sama ugotowałam. Mam nadzieję, że będzie ci smakować.

Swoją postawą odrobinę skruszyła nieczułe serce małżonka. Obserwując, czy sięga po sztućce, nalała sobie niewielką ilość zupy na talerz i w milczeniu delektowała się jej smakiem.

- Muszę przyznać, że oprócz urody masz jakiś talent- odrzekł w końcu Karol Mnichowski. Mam nadzieję, że umiesz również przyrządzać mięsa. Moja kucharka ostatnio zaniemogła i nie gotuje już z taką pasją, jak dawniej. Rób tak dalej, a będę dla ciebie dobry.

Słowa męża od razu poprawiły nastrój Laurze. Za wszelką cenę chciała sprawić, by to zaaranżowane przez jej macochę małżeństwo nie było najgorszą rzeczą, która ją w życiu spotkała. Marzyła o odrobinie ciepła, zrozumienia i zainteresowania ze strony tego obcego człowieka, którego wczoraj poślubiła.

Odtąd każdego dnia młoda pani Mnichowska wysyłała na targ Danusię, by ta przynosiła świeże warzywa, z których gotowała zupę cebulową. Jej smak codziennie był coraz lepszy. Odkrywał przed panem domu nowe doznania i sprawiał, że patrzył na swoją towarzyszkę przychylnym okiem. Z czasem dzielił się z nią swoimi troskami, pytał o radę w sprawie zarządzania drukarnią, której był właścicielem. Obdarowywał ją nowymi książkami i sprowadzał przepiękne materiały, z których Laura mogła sobie szyć suknie o najmodniejszych krojach.

Po kilku miesiącach bramy miasta zostały zamknięte. Kupcy, którzy handlowali sprowadzanymi z dalekich krajów przyprawami oraz okoliczni gospodarze nie mogli dostarczać sprzedającym na straganach nowych towarów. Gdy skończyły się zapasy cebuli Laura nie mogła opanować przerażenia, które w jednej chwili zniszczyło długo budowaną pewność siebie. Była głęboko przekonana o tym, że właśnie dzięki temu pospolitemu warzywu podbiła serce i żołądek swojego męża. Z niepokojem oczekiwała jego powrotu do domu. Bała się przyjść do jadalni przynosząc ze sobą jedynie placki ziemniaczane.

Kiedy wrota starej willi otworzyły się, wpuszczając powiew chorego powietrza, zamiast Karola pojawili się dwaj mężczyźni, niosący ze sobą złe wieści. Z ich ust wypełzły złowieszcze słowa, które opisywały poranne zdarzenie. Tego dnia Karol dostrzegł u siebie pierwsze oznaki zarażenia. Prawdopodobnie jeden z pracowników, bądź kontrahentów przywlókł ze sobą chorobę. Gdy młody dziedzic imponującej fortuny postanowił udać się do domu, by tam odpocząć i zadbać o swoje zdrowie, został potrącony przez dorożkę. Przechodzący obok niego ludzie sądzili, że nadużył w pobliskiej karczmie taniego wina. Omijali więc go szerokim łukiem. Niektórzy z pogardą spluwali w jego stronę. Dopiero znajomy przyjaciel rodziny Mnichowskich zainteresował się leżącym w kałuży krwi mężczyzną.

- Gdzie jest teraz mój mąż?- Wykrzyczała gubiąc słone łzy Laura. Gdzie go zabrano? Chcę go zobaczyć! Proszę…

- Pana Karola przewieziono do miejskiego szpitala. Tam złożono mu złamaną nogę, a poważany lekarz przepisał medykamenty, by wzmocnić panicza. Nie może się pani tam udać. To niebezpieczne, ze względu na grasującą zarazę- odpowiedział jeden z przybyszy.

Przejęta ilością i sensem informacji kobieta pobiegła do swojej garderoby. Z mosiężnej drewnianej szafy wyjęła ciepły płaszcz i udała się w stronę kuchni. Poprosiła Danusię, by udała się z nią do miejskiego szpitala. Widząc przerażenie, które malowało pierwsze zmarszczki na młodej twarzy pomywaczki, objęła ją i zapewniła, że we dwie na pewno dadzą sobie radę. Po kilku minutach wymknęły się wyjściem dla służby.

Kocie łby na zatłoczonej ulicy w porównaniu z niemiłosiernym fetorem nie były aż tak bardzo przytłaczające. Piękne satynowe trzewiki, które Laura dostała od męża tydzień temu, brnęły teraz w podejrzanie wyglądających kałużach. Świdrujące ciężkie powietrze oddechy dwóch młodych kobiet łączyły się w bojową pieśń. Trzymając się za ręce wzajemnie dodawały sobie otuchy. Kiedy już dotarły przed gmach szpitala przekroczyły jego próg z pewną taką nieśmiałością, która mogłaby zniknąć przy najlżejszym przejawie oporu.

Szpitalna recepcja zapełniona była różnie wyglądającymi ludźmi. Wśród skąpo ubranych mieszkańców ulicy poruszały się prawdziwe damy, które za pomocą wachlarzy usiłowały odseparować się od brzydko pachnących delikwentów. Laura zauważyła krzątającą się pielęgniarkę. Ciągnąc za sobą nie mniej przerażoną Danusię podeszła do siostry i zapytała, w której sali leży Karol Mnichowski. Zajęta pacjentem kobieta zapomniała, że nie powinna ujawniać takiej informacji. Lecz gdy sobie to uświadomiła było już za późno.

Długi korytarz przytłaczał ogromnymi białymi ścianami oraz specyficznym aromatem leków i unoszącej się choroby. Przemierzające go kobiety w końcu dotarły do obskurnej sali. Na położonym przy oknie łóżku spała znajoma sylwetka. Laura podbiegła do męża i z czułością pogładziła go po policzku. Kiedy otworzył oczy złożyła na jego ustach pospieszny, mokry ze zmartwienia pocałunek.

- Jesteś. Jak mnie tu znalazłaś- zapytał wzruszony mężczyzna.

- Przyszło do mnie dwóch dżentelmenów, którzy opowiedzieli mi, co ci się przytrafiło. Nie możesz tu zostać. Zaraz zabiorę cię do domu- odpowiedziała zaaferowana Laura. Danusiu, pobiegnij szybko do wyjścia i sprowadź dorożkarza, który pomoże nam przenieść pana do wozu- ponagliła dziewczynę.

Przypominające mleczną czekoladę źrenice Karola z niedowierzaniem obserwowały każdy ruch żony, kobiety, którą dotąd postrzegał jako niewinne, wątłe, niezaradne, ale niezmiernie przywiązane do niego stworzenie.

- Jestem chory. Zarazisz się- wyszeptał.

- Nie dbam o to- odpowiedziała stanowczo. Rano moim największym dramatem wydawało mi się to, że zabrakło cebuli, a ja nie mogłam ci ugotować twojej ulubionej zupy. Teraz, patrząc na ciebie wiem, jak bardzo byłam naiwna i dziecinna. W domu wydobrzejesz. Zadbam o ciebie.

Karol przez chwilę siłował się z myślami. Nie zdawał sobie sprawy z uczucia, jakim darzy go żona.

- Sądziłaś, że jestem z tobą ze względu na cebulową zupę? – zapytał w końcu pełen zdziwienia.

- To przecież dzięki niej stałeś się dla mnie milszy i w ogóle zwróciłeś na mnie uwagę. Zawsze, gdy zjadłeś moją zupę opuszczał cię zły nastrój, łagodniałeś i dopuszczałeś mnie do siebie. Ta zupa sprawiła, że stałam się dla ciebie ważna. A ja czułam, że muszę ci w jakiś sposób wynagrodzić to nasze nieudane małżeństwo.

- Głuptasie- odrzekł z uśmiechem na ustach. To prawda, że ślub z tobą nie był udaną inwestycją, jeśli chodzi o powiększenie mojego majątku. Ale nie dlatego się z tobą ożeniłem. Twoja macocha złamała kiedyś mojemu ojcu serce. Zwodziła go, oszukiwała i wykorzystała. Biorąc ciebie za żonę miałem się zemścić na niej i jej rodzinie. Jednak, gdy zobaczyłem, jakim człowiekiem jesteś, przestało mi zależeć na wendetcie. Ty dbałaś o moje samopoczucie, zeszłaś do kuchni, by własnoręcznie przygotowywać mi posiłki, choć mamy służbę. Interesowałaś się moją pracą i problemami, nigdy o nic nie prosiłaś, zawsze to ja wychodziłem z inicjatywą zakupu prezentu dla ciebie.

- Ale ta zupa…

- Zupa była i jest wyśmienita, ale nie dlatego, że jej filarem stała się cebula, ale z tego powodu, że sama mi ją robiłaś. Rozumiesz najmilsza? Odnalazłaś drogę do mnie, do mojego serca, nalewając mi na talerz parujący posiłek, który rozgrzał moje lubiące samotność wnętrze. Pokochałem cię za to, że zależało ci na moim szczęściu, na sytym żołądku i na spokoju, który mnie ogarniał przekraczając dom mojego domu. Nie ważne, że teraz nie masz z czego przyrządzić mi tej zupy. Mimo zagrożenia zdecydowałaś się do mnie przyjść i zabrać do miejsca, w którym mieszkamy, do siebie. Od zupy wszystko się zaczęło. Gdybyś mi jej wtedy nie podała, gdybyś się tak nie starała pewnie leżałbym teraz samotnie na tym szpitalnym łóżku, a ty byś szukała pocieszenia w ramionach innego. Nasze uczucie opiera się na cebulowej zupie, ale bez niej przecież równie mocno możemy się kochać…

 

Zupa cebulowa

Nowość w asortymencie firmy SYS

 

Próbka składała się z dwóch woreczków, w których znalazły się suszone wiórki cebuli, w drugim zaś tarta bułka pszenna, sól, prażona na oleju cebula, suszony pasternak, seler, czosnek, natka pietruszki, ekstrakt drożdżowy, czarny pieprz, kminek oraz tymianek.

Przepis producenta, bazujący na recepturze babci Zosi:

  1. Zawartość obu torebek wsyp do 1l zimnej wody. Doprowadź do wrzenia.
  2. Następnie dodaj 1 łyżkę masła lub oliwy i gotuj około 20 minut na małym ogniu, czasem mieszając.
  3. Najlepiej podawać zmiksowaną.

Babcia Zosia radzi, by zupę przytrzymać na ogniu nieco dłużej. Ponadto na jakość smaku wpłynie dodanie kilku łyżek  30% śmietanki, dodatki w postaci grzanek bądź startego sera.

Mój pomysł na zupę cebulową

 

Dorodny filet z kurczaka, który niestety nigdy nie wygrzewał się na słońcu, nie wygrzebywał z ziemi robaczków, pokroiłam na zgrabne kawałki. Podobnie potraktowałam młodą marchewkę (sztuk 3), pietruszkę, małego selera oraz pora (ten ostatni nabrał kształtu zielono-białych talarków).

Wyżej wymienione składniki wraz z zawartością dwóch torebek cebulowej zupy SyS wrzuciłam do szybkowaru i zalałam letnią wodą w ilości 1,5l. Do smaku dodałam łyżkę masła. Zamknęłam pokrywę. Ustawiłam moc na 1, odkręciłam gaz na największym palniku i poczekałam, aż wytworzy się odpowiednie ciśnienie.

Zmniejszyłam ogień i włączyłam zegar, który odmierzył 13 minut oczekiwania.

Gdy tylko para zaczęła wydobywać się przez specjalny otwór moja kuchnia wypełniła się istnym szaleństwem aromatów. Takie cebulowe tornado zmiotło konkurencyjne zapachy i otuliło mnie, niczym ciepły zimowy płaszcz.

Przygotowałam sobie jogurt naturalny i drobno posiekałam natkę pietruszki.

W międzyczasie ugotowałam makaron (wstążki makaronu Międzybrodzkiego) i przygotowałam tartą mozzarellę.

Kiedy minął czas dojrzewania komponentów dania, które dochodziło do siebie w szybkowarze, zanurzyłam wazówkę w płynie bogatym w świeże warzywa i wylałam go na talerz, okraszony makaronem.

Każdą porcję ozdobiłam kleksem jogurtu, który szybko zamienił się w cieniutką plamę, dryfującą pomiędzy zaokrągleniami naczynia. Środek wypełniłam przyjemnie zielonymi kawałkami natki, zaś obrzeża obficie posypałam serem.

Reakcje domowników…

 

Mój mąż był przekonany, że konsumuje… rosół.

Przytoczę jego słowa: ,,Zajebisty, wiejski rosół, taki z prawdziwej kury, na świetnym warzywnym wywarze”.

Córka moja, kapryśna prawie dwulatka, dostała cebulowy krem. W jej przypadku wolałam blenderem potraktować zawartość talerza. Nawet nie musiałam śpiewać Boogie Woogie (Kaczuszki już przeszły do lamusa). Rączki wyrywały jej się do jedzenie. Zabrała mi łyżkę, i mimo iż spora część zupy znalazła się na ubraniu, to i tak większość trafiła do jej brzuszka. Żadnych sensacji żołądkowych nie zaobserwowałam.

Krem już tak ładnie się nie prezentował…

Co dziwne- cebula była prawie niewyczuwalna. Przyjemnie miękka, lekko wyblakła wkomponowała się w tło dla pozostałych składników.

Przyprawy były doskonale wyważone. Zupa nie była mdła, ale też nie raziła zbyt ostrym smakiem.

Tylko cebulowy zapach dowodził tego, co stanowiło filar dania.

Kocham mięso, ale ostatnio stałam się warzywnożerna. Doceniłam szybkość przygotowania wszelakich zup, zwłaszcza wtedy, gdy za oknem panuje niesamowity skwar. W zupie cebulowej SyS prócz cebuli warzyw jest naprawdę malutko i to mi przeszkadza. Bo skoro i tak muszę wydać od 3 do 4 zł za wiązankę świeżej włoszczyzny i w dodatku doliczyć sobie cenę zupy i makaronu, który można również z powodzeniem zastąpić grzankami, to mnie najzwyczajniej nie satysfakcjonuje.

Chociaż z drugiej strony, biorąc pod uwagę fakt, że zupa jest naprawdę smaczna i nie zawiera w swym składzie żadnych E, glutaminianu sodu itp. ulepszaczy to w porównaniu z uwielbianymi przez sporą część społeczeństwa zupkami chińskimi bije je na głowę i rzuca na kolana.

Zupa cebulowa SyS jest doskonałą alternatywą dla osób, które żyją w pośpiechu i nie mają wystarczającej ilości czasu, by udać się na targ, własnoręcznie wybrać komponenty dania i w kuchennym zaciszu przygotować je od podstaw.

Jestem również przekonana, że będzie święcić triumfy podczas wakacji, nie tylko wśród pań i panów domu pragnących przygotować coś na szybko, ale także wśród urlopowiczów. Oszczędni wczasowicze liczą każdy grosz. Kiedy zwykła rybka nad morzem kosztuje krocie za to, że pływa w kilkudniowym oleju, a restauracje windują ceny w sezonie, jeśli tylko ma się taką możliwość, jaką jest dostęp do kuchenki warto, naprawdę warto zaopatrzyć się w tego typu produkty i zjeść coś innego niż fast food :)

Zupa cebulowa kojarzy mi się z jesienną szarugą. Zapewne wówczas przyjemnie będzie się rozgrzać parującym płynem, który rozkosznie wypełni żołądek.

 Zapraszam do odwiedzenia strony producenta zupy, którą miałam możliwość przetestować :)

http://sysiak.pl/

li_lia

W październiku 2010r. zostałam mamą. Od tamtej pory godzę domowe i macierzyńskie obowiązki ze swoją pasją- pisaniem. Klawiatura jest moją najlepszą przyjaciółką. Piszę, ponieważ czuję potrzebę okiełznania myśli za pomocą liter.

14 komentarzy w Historia miłosna z… zupą cebulową w tle

  • Żaneta says:

    wow :) opowiadanko świetne a jeżeli zupa makuje tak jak jet napisana jest ta historia to trzeba ją kupć :D

    • li_lia says:

      :)

  • tabasko says:

    Aż się wzruszyłam przy tej ostatniej scenie w szpitalu „pokochałem cię z to że zależało ci na moim szczęściu” piękne.. :) Powinna Pani książki pisać! A za tą baśń to firma Sys powinna pomyśleć nad jakąś większą nagrodą!

    • li_lia says:

      ;) dałam upust swoim grafomańskim popędom ;)

  • mamaagatki says:

    No to pyszny rosół z tej cebulowej :) A na poważnie to takie zupki rzeczywiście są świetne na wyjazdy; szybko, niedrogo i w miarę zdrowo, szczególnie gdy doda się świeże warzywa.
    Zajrzałam z ciekawości na podaną przez Ciebie stronę ale zupy cebulowej tam nie znalazłam. Nie jest jeszcze dostępna?
    No i najważniejsze- świetne opowiadanie! Pięknie piszesz, to był taki romans historyczny z wątkami kulinarnymi :)

    • li_lia says:

      :* Mamoagatki- to jest nowość, która jeszcze nie trafiła do sprzedaży.

  • ewanka says:

    jak wydasz książkę to będę pierwsza do zakupu jej ;-)
    aromatycznie ci wyszła ta prezentacja ;-)

    • li_lia says:

      Kochana jesteś. Egzemplarz dla Ciebie na pewno się znajdzie :)

  • Żaneta says:

    jaka grafomania, przepiekne opowiadanie :) bardzo miło się czytało :)

    • li_lia says:

      Oj tam, oj tam ;)

  • ruda says:

    Śliczne opowiadanie… A cebulowy rosołek prezentuje się wyśmienicie! I Nadusia z łychą…Lepszej reklamy nie trzeba ;)

    • li_lia says:

      Dzięki Kochana :)

  • ewanka says:

    haha w ramach testowania, mówisz że się znajdzie ;-D masz jak w banku że ją opisze na blogu w celu promowania :-D

    • li_lia says:

      :* Kochana jesteś. Może zostaniesz moją menadżerką?

Zostaw komentarz Cancel reply

You may use these HTML tags and attributes: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>