Kiedy pomoc przychodzi z niespodziewanej strony

4 września 2015 Miejsca  Brak komentarzy

Wciąż pamiętam moment, w którym skuter odmówił mi posłuszeństwa, gdy zepchnęłam go z drogi na najbliższy parking i usiłowałam reanimować.

Władzę przejęła nade mną bezsilność. Dziewięćdziesiąt kilo żywej masy poddało się chwilowemu załamaniu. Wyczerpana kolejną zmianą, marząca o kubku gorącej herbaty i własnym łóżku, spoglądałam na pozbawiony energii pojazd.

Nie wiedziałam, że wśród przejeżdżających aut, zatrzyma się jedno, którego właściciel przejmie się moim losem. Nie sądziłam, że w kryzysowej sytuacji będę mogła liczyć na bezinteresowną pomoc, podwózkę do domu i słowa otuchy.

Tego dnia przez Toruń przeszła nawałnica. Nieświadoma zagrożenia, przez kilkanaście godzin skupiałam się na wykonywaniu pracowniczych obowiązków. W tym czasie mój pojazd opierał się potężnej sile wiatru oraz smagającym każdą blachę kroplom ulewy.

Jeszcze nie wiedziałam, że drogi zostaną zablokowane przez połamane drzewa, że umknie mi ostatni, niedzielny pociąg, którym mogłabym wrócić do domu, że zmuszona będę poszukać tymczasowego schronienia dla mojego środka lokomocji.

DSC_0025

Pech prześladował mnie od samego rana, kiedy pokonałam ponad 30 kilometrów i tuż przed wyznaczonym celem, bak skutera okazał się pusty. Złośliwość rzeczy martwych. Seria niefortunnych zdarzeń. Fatum.

Zdążyłam przypiąć zabezpieczenie do płotu, oddzielającego strefę płatnego parkowania od reszty terenu. Następnie zadzwoniłam po pomoc. Winowajczynią okazała się śrubka, odpowiedzialna za dostęp do spuszczania paliwa z gaźnika. Wystarczyła szybka interwencja. Sytuacja jednak wytrąciła mnie z równowagi.

Ja, taka niezależna, niezłomna, pewna siebie, choć mimo wszystko zakompleksiona, płakałam jak dziecko, które spadło z huśtawki. Dopiero co odważyłam się przesiąść z pociągu, autobusu i tramwaju, które niemalże codziennie dowoziły mnie do pracy, na wygodniejszy, tańszy i bezpieczniejszy środek lokomocji. Dotąd skuterem poruszałam się w obrębie miasta i sąsiadującego z nim uzdrowiska. Nie odważyłam się na odległą wyprawę. Zaprzyjaźnionemu instruktorowi nauki jazdy udało się przełamać moje obawy, oswoić z dalekimi trasami i sprawić, że zapragnę spróbować sił za kierownicą czterech kółek.

Tak drżałam o stan skutera, że nie zostawiałam go pod dachem niestrzeżonego parkingu, miejsca, w którym dla zabawy młodzież odkręcała rowerom (pracowników galerii) siodełka, spuszczała powietrze z opon, rysowała karoserie. W porozumieniu z ochroniarzami, przyczepiałam pojazd do ogrodzenia stróżówki. Ale nawet ich czujne oko nie ustrzegło maszyny przed nawałnicą.

Świadomość tego, że nie miałam wykupionego pakietu assistance, przez co nie mogę liczyć na auto pomoc, a w ramach niej na bezpłatne ,,holowanie”, że prawdopodobnie przyjdzie mi pchać pojazd przez ponad trzydziestokilometrową drogę, że tej nocy nie pojawię się w domu, gdyż dotrę do niego nad ranem, że trzecią dwunastkę z rzędu odpokutuję niewyobrażalnym zmęczeniem, przywołała rozpacz. Rozkleiłam się. Pozwoliłam, by szloch wstrząsnął moimi ramionami.

Późna godzina, mętlik w głowie, wyłączyły racjonalne myślenie. Mojej uwadze umknęły numery do znajomych, którzy posiadają samochody transportowe, zdatne do tego, by zmieścić w nich skuter. Sportowa Honda, odpoczywająca w moim garażu również nie zdałaby egzaminu. Jedynym wyjściem okazało się pozostawienie na noc jednośladu. Nie wyobrażacie sobie obaw, które nękały mnie na samą myśl o tym, że następnego dnia po ukochanym sprzęcie zostaną jedynie części, że zostanie on zdewastowany przez okolicznych rzezimieszków.

Tamtej nocy pomoc nadeszła z nieoczekiwanej strony. Przypadek sprawił, że kolega, pracujący na sąsiadującym dziale, jako ostatni opuścił nasz zakład. Szczęściarz- tak o nim mawialiśmy. Świetny, przekonujący i ujmujący wdziękiem oraz wiedzą doradca handlowy. Sportsmen, imprezowicz, swego czasu kobieciarz. Kiedy ja szłam do pierwszej komunii, jego mama witała go na świecie. Sporo młodszy, ale sympatyczny i jak zdążył nam wielokrotnie udowodnić- odpowiedzialny za swoją nową, wcześnie założoną rodzinę.

To właśnie on, jako jedyny, dostrzegł znajomą sylwetkę, cień człowieka, pochylonego nad uległą stagnacji maszyną. Nie tylko zorganizował ,,nocleg” dla mojego skutera, ale wydostał nas z zawalonego szczątkami drzew, połamanych krzaków Torunia i ciemną nocą przywiózł do domu. Bezinteresownie, nie licząc na oklaski, rewanż, jakąkolwiek zapłatę.

Następnego dnia pozbawiłam go nabytego przydomku. Lucky stał się moim BOHATEREM, o czym nie omieszkałam poinformować całej załogi.

Zbyt pochopnie oceniamy ludzi. W kryzysowych sytuacjach ci, na których wydawało nam się, że możemy liczyć, nie okazują zainteresowania, odwracają głowę, skupiają na własnych sprawach. Nie chcę być bezbronną, bezsilną kobietą, ale zdarzają się takie chwile, kiedy potrzebuję pomocnej dłoni.

Podobno dobre uczynki wracają do tych, którzy nimi nie gardzą. Mojemu koledze przytrafiło się nieszczęście- w trakcie urlopu doznał poważnej kontuzji, wylądował w szpitalu, przeszedł skomplikowaną operację. Czeka go długa rehabilitacja. Czuję się moralnie zobowiązana do tego, by spłacić dług wdzięczności. Chciałabym pomóc mu ponownie stanąć na nogi. Wiem, że wsparcie psychiczne to nie wszystko, że przede wszystkim liczą się czyny.

li_lia

W październiku 2010r. zostałam mamą. Od tamtej pory godzę domowe i macierzyńskie obowiązki ze swoją pasją- pisaniem. Klawiatura jest moją najlepszą przyjaciółką. Piszę, ponieważ czuję potrzebę okiełznania myśli za pomocą liter.

Zostaw komentarz

You may use these HTML tags and attributes: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>