-
Stara Słaboniowa i spiekładuchy
4 lipca 2013 Książka
-
Słaboniowa nie potrzebuje opinającego ciało kostiumu i zwiewnej peleryny. Jej znakiem rozpoznawczym jest wełniana chusta i długa spódnica. Z czasem dołącza do nich drewniana laseczka, na której główna bohaterka wspiera swoje stare, choć doskonale zakonserwowane ciało. Egzystująca na przełomie dwóch wieków Teofila jest ostatnią pogromczynią z piekła duchów. W młodości zawarła pakt z Sami Wiecie Kim (i wcale nie mam na myśli Lorda Voldemorta), by przez pewien czas zażywać cielesnych uciech obok piekielnego władcy. Co skłoniło śliczną i bogobojną dziewczynę do odejścia od przekazywanej z dziada pradziada wiary? Tej informacji Joanna Łańcucka, autorka powieści, nie podaje czytelnikowi od razu na tacy, pozwalając snuć domysły, samodzielnie interpretować fakty, by w końcu usłyszeć prawdę z ust samej Słaboniowej i pewnego księdza.
Są na tym świecie przerażające rzeczy, o których istnieniu nie mamy pojęcia. Choć w miarę postępu nauki i techniki uczeni próbują w racjonalny sposób wytłumaczyć istotę nadprzyrodzonych zjawisk, tak wszędzie tam, czego ludzki rozum nie jest w stanie pojąć, wkracza Teofila ze swoją teorią, od której włos jeży się na głowie. W Starej Słaboniowej i spiekładuchach Łańcucka doprowadziła do konfrontacji zabobonów z katolicką wiarą, zrywając kotarę hipokryzji, za którą zasłaniają się ci, którzy zamawiają w kościele msze, z wypiekami słuchają prawionych z ambony kazań, by po godzinach odprawiać rytuały, mające na celu wypędzenie z domu bądź z człowieka złego ducha. W napisanej z ogromnym rozmachem książce aż roi się od piekielnych wysłanników, czyhających na niewinne ofiary. Interesujący przegląd czarnych charakterów nadaje wielowątkowej powieści cudownej pikanterii.
Łańcucka tak bardzo zaangażowała się w tworzenie utworu, iż nie tylko bohaterom, ale również i narratorowi narzuciła język, stylizowany na wiejską gwarę. Naturalizm, przekraczanie granic intymności i współcześnie rozumianej przyzwoitości, dają intrygujący przekrój pozornie zacofanego społeczeństwa. Autorce nie straszne były wulgarne sceny, które opisała wręcz fenomenalnie, nie stroniąc od barwnych porównań i rozbudowanych opisów. Na uznanie zasługuje również zagłębianie się w psychikę bohaterów, ukazywanie ich atutów, oraz słabości, z którymi walczą, raz odnosząc sukces, kiedy indziej ponosząc porażkę.
W Starej Słaboniowej i spiekładuchach fantazja miesza się z rzeczywistością. Niewidzialne bramy między tym, co pochodzi z zaświatów, a tym, co namacalne i normalne zostają otwarte na oścież. Równowaga między ludźmi, a zmorami zostaje zachwiana. Wszechobecne licho zyskuje przewagę dzięki temu, iż mało kto wierzy w jego istnienie. Bezkarne, żądne zemsty lub ofiar potwory, nie cofną się przed niczym, nie uznają żadnych świętości, ani chrześcijańskich emblematów. Tylko jedna osoba w wiosce jest w stanie się z nimi rozprawić. Tylko Słaboniowej ręka nie zadrży, kiedy będzie musiała przebić osinowym kołkiem serce strzygonia, albo zamknąć w butelce po occie zmorę i utopić ją w stawie.
Uzupełnieniem wciągającej lektury są ilustracje. Bowiem pisarka zajmuje się również innymi rodzajami sztuki i jak widać świetnie radzi sobie nie tylko z klawiaturą, ale również z pędzlem czy ołówkiem. Niezwykle sugestywne, tajemnicze i przepełnione mrokiem obrazy stanowią idealne dopełnienie powieści.
Z żalem i poczuciem ogromnego niedosytu dotrwałam do ostatniej strony Starej Słaboniowei i spiekładuchów, wciąż przeżywając perypetie bohaterki oraz osób, które poprosiły ją o pomoc. Ta doświadczona przez los kobieta, która posiadła tajemną wiedzę, spłaciła swój dług, czyniąc dobro, starając się zrehabilitować niecne uczynki. Czy Teofila została rozgrzeszona? Czy wybaczyła samej sobie? Czy do końca swoich dni stanowiła łakomy kąsek dla rogatego czorta?
Najlepsza książka, która wpadła mi w ręce w tym roku. Prawdziwy literacki majstersztyk, istna uczta dla zmysłów, rozbudzająca fantazję i poddająca wątpliwości tezę, iż jesteśmy sami we wszechświecie.
Gorąco namawiam panią Łańcucką, by nie spoczywała na laurach i dalej tworzyła równie dobre, jak i jeszcze lepsze dzieła.
Stara Słaboniowa i spiekładuchy
Joanna Łańcucka
Gdańsk 2013
Seria: ja gorę
Oficynka
li_lia
W październiku 2010r. zostałam mamą. Od tamtej pory godzę domowe i macierzyńskie obowiązki ze swoją pasją- pisaniem. Klawiatura jest moją najlepszą przyjaciółką. Piszę, ponieważ czuję potrzebę okiełznania myśli za pomocą liter.
jej, jaka przerażająca okładka! Fajna książka Może sobie kupię.
Asiu, bo sama bohaterka jest upiorna, ale jakże fascynująca
Wiedziałam, że wystarczy grzecznie zaczekać, a znajdziesz coś tak intrygującego do czytania, że nie będę mogła się doczekać własnego egzemplarza
Kochana, ręczę głową, reputacją i klawiaturą, że nie pożałujesz
Całkiem inna książka od wszystkich Coś w sobie ma, muszę po nią sięgnąć