-
Starsza Pani…
6 września 2012 Miejsca
-
Na ulicy leżał pies. Całkiem przeciętny, potargany, czarny mieszaniec. Zapewne ujrzał coś interesującego po drugiej stronie jezdni i zmierzał w wyznaczonym przez siebie kierunku, gdy nagle wyrósł przed nim czterokołowy olbrzym i brutalnie zakończył jego życie. Mógł również stać się ruchomym celem, który stanowi idealną rozrywkę dla niemieszczących się w wąskich pasach ruchu władców szos. Wiosna już dawno rozpakowała swoje manatki i rozpoczął się sezon palenia gum, co ewidentnie słychać i czuć.
Czasami odnoszę wrażenie, że zwłaszcza przed przejściem dla pieszych rozgrywa się wyścig z którego można wyjść cało o własnych nogach, jeżeli ma się odrobinę szczęścia. Pierwszeństwa przeważnie udzielają panowie, łagodnie zatrzymując auto i przyjaźnie zachęcają dłonią, by spokojnie przejść po pasach. Paniom zazwyczaj noga mocniej napiera na pedał gazu. Hamują z piskiem, gdy pieszy z determinacją wkroczy na asfalt. Szczęśliwi posiadacze prawa jazdy od niedawna lub właściciele aut, które muszą się odpowiednio prezentować, traktują pieszego jak zło konieczne. Zdarza im się podnieść ciśnienie niejednemu przechodniowi, podjeżdżając z prędkością znacznie przekraczającą dozwolony w mieście limit.
Na ulicy nadal leżał pies. Nadjeżdżająca rowerem kobieta ostentacyjnie ominęła go dość sporym łukiem z obrzydzeniem spoglądając na leżące zwłoki. Chwilę później zwierzak stał się obiektem zainteresowania małego chłopca, który wyrwał się z uścisku matczynej dłoni i wbiegł na ulicę. Na nic się zdały jego kopniaki. Pies nadal nie dawał oznak życia. Nie pomogły nawet dziecięce zapewnienia o tym, jaki to ładny i fajny Burek czy Ciapek. Bezwładne ciało spokojnie leżało. W końcu chłopiec uwierzył zapewnieniom swej rodzicielki o zgubnym wpływie bakterii, które na pewno skaczą po psie i dał się odciągnąć od miejsca zbrodni obietnicą o gałce pysznych lodów. Zamierzonego skutku nie przyniósł donośny odgłos klaksonu sportowego samochodu. Pies nie zamierzał ustąpić mu miejsca. Złośliwie zajmował prawą stronę drogi.
Wydawałoby się, że oprócz nieuprzejmych kierowców, niebezpiecznie prędko poruszających się aut oraz motorów, przechodniom nie grozi już inne niebezpieczeństwo. Z błędu wyprowadzić potrafi nas pani w podeszłym wieku, opowiadając wzruszającą historię o emeryturze, która zbyt szybko wydostała się z portfela. Czyż nie chwytają za serce jej załzawione oczy i czysta, choć już wyblakła niemodna sukienka? Starsza Pani wie, w którym momencie nieśmiało wspomnieć o kilku złotych, chociażby pięciu, tak, żeby starczyło na chleb i masło. No, może jeszcze na mleko. Starsza Pani przekonuje nas bardziej niż stojący przy rynku chłopak, który zachęca do podarowania datku na brata, kuzyna, kolegę, siostrzeńca, sąsiada, który zbiera na ciężką operację. Oni są dla nas niewidoczni, nienamacalni, a Starsza Pani jest na wyciągniecie ręki, tuż obok nas, a prośba jej stała się bardziej intensywna. I chociaż nie da nam w zamian za dobry gest czerwonego serduszka, abyśmy mogli je przypiąć do bluzki, kurtki, torebki czy paska, ręka sama sięga po portfel w poszukiwaniu monet. Chciałoby się coś jeszcze powiedzieć, ale w momencie przekazania drobnych Starsza Pani szybko znika z horyzontu.
Człowiek odchodzi, zapomina. Myśli wędrują ku liście zakupów, naglącym sprawom, codziennym obowiązkom. Mijamy Starszą Panią, która ponownie opowiada swoją historię napotkanym nieznajomym. Wkraczamy do sklepu, aby zasilić kasę swoją wypłatą, nabywając rzeczy niezbędne i te które akurat były w promocji, gdy naszym oczom ukazuje się Starsza Pani oraz jej koszyk, w którym rozgościły się pachnące jak dawniej kabanosy, pleśniowy serek, razowy chleb z ośmiu zbóż, prawdziwe masło, markizy, ptasie mleczko i rozpływająca się w ustach czekolada. W pierwszej chwili oczy ulegają pokusie zmrożenia. Prawdopodobnie zmęczenie dało nam się we znaki. Następnie dłonie mocniej zaciskają się na koszyku, a usta szykują się do dosadnego słowotoku. Już mamy dać upust swoim emocjom, już prawie podchodzimy do biednej, wzruszającej Starszej Pani, gdy nagle zwalnia się miejsce przy jednej z kas. Rezygnujemy z ostatecznego starcia i sprawiamy przykrość zmęczonej kasjerce, mówiąc swojemu dziecku, że jeśli nie będzie się uczyć to skończy jak ta pani. Chwytając zakupy wybiegamy ze sklepu i bezmyślnie wkraczamy na jezdnię. Nie ma znaczenia płeć kierowcy, marka samochodu. Liczy się refleks osoby prowadzącej pojazd.
Ulica opustoszała. Nie pozostały na niej żadne ślady po niedawnej ofierze. Nie padał deszcz, który mógłby zmyć ślady krwi, ponieważ takie nie istniały. Nie było zniczy palących się przy krawężniku, bukietów chociażby najtańszych kwiatów. Nie było psa. Może zabrali go pracownicy zajmujący się sprzątaniem miasta. Może ktoś przeniósł go na szufelce i zakopał w swoim ogródku. A może tą drogą nigdy nie przebiegał czarny, kudłaty mieszaniec i tylko mi się wydawało?
P.S.
Starsza Pani miewa się wyśmienicie. Można ją spotkać nie tylko na ulicach mojego miasta.
li_lia
W październiku 2010r. zostałam mamą. Od tamtej pory godzę domowe i macierzyńskie obowiązki ze swoją pasją- pisaniem. Klawiatura jest moją najlepszą przyjaciółką. Piszę, ponieważ czuję potrzebę okiełznania myśli za pomocą liter.
Ja też mam prawo jazdy dopiero 8 miesięcy, ale strasznie denerwuje mnie, jak ktoś mi wbiega na przejściu dosłownie przed samą maskę. Zatrzymuję się, jak ktoś czeka grzecznie na chodniku. A co do starszej pani – brak słów, że jeszcze tacy ludzie się zdarzają… Rozumiem, że ktoś nie ma pracy, albo stracił dom, może żebrać, ale starszy człowiek, który wiedzie spokojne życie i ma emeryturę?..
Niestety tak to już jest, że większość żebrzących i proszących o pomoc to cwaniaczki i oszusty. Dlatego ja z mężem mamy na to prostą zasadę- nie dajemy pieniędzy. Ostatnio jakiś chłopiec prosił męża o pieniądze na jedzenie w markecie, Rafał kazał mu poczekać, poleciał, kupił mu chleb, masło i coś do chleba. I mały rzeczywiście czekał przy kasach i wziął jedzenie. Ale gdy byłam w ciąży mieliśmy zupełnie inną przygodę- na parkingu pod dużym hipermarketem zaczepił nas facet (z wyglądu menel, ale nie chciałam oceniać po pozorach) i prosił o możliwość odprowadzenia wózka po zbiera na bułki. Wyjęłam z naszych zakupów chleb i chciałam mu dać, ale usłyszałam, że chleb to on ma w domu a on chce zjeść bułkę i mam mu dać chociaż 50gr. Normalnie ręce opadają, pamiętam jak się wtedy czułam. Nienawidzę takich cwaniaczków bo przez nich nie chce się potem zainteresować kimś kto potrzebuje pomocy.
Otóż to. Takie ewenementy szkodzą najbardziej potrzebującym. Przez nich ludzie nie ufają nawet dobrze zorganizowanym fundacjom, które rzeczywiście zajmują się swoimi podopiecznymi i przekazują na ich konta zebrane pieniążki.
Mentosko- zazdroszczę prawka. Pod tym względem jestem niereformowalna. Może kiedyś do niego dorosnę.
Znam taką Starszą Panią, dzięki niej trzy razy zastanowię się zanim znowu pod wpływem impulsu, litości czy jakiegokolwiek innego ludzkiego odruchu komuś pomogę. W Poznaniu jest co najmniej kilkoro takich „etatowych” żebraków, którzy dzięki temu mają całkiem ładną sumkę co miesiąc (kiedyś czytałam,że oscyluje to wokół średnich zarobków)
Moni- witam Cię na moim blogu. Zapraszam do częstych odwiedzin i pozostawiania komentarzy
Nie ma się czego bać, ja też się bałam, a zdałam przy pierwszym podejściu
Mentosko- ja się nie boję, ja po prostu nie potrafię jeździć.
ja się nie boję ale mam nny problem…. tylko się nie śiejcie… myli mi się lawe i prawa strona może kiedyś to minie
a co do starszej pani… no cóż są ludzie i ludziska… ja wole dać te pare groszy gdzieś do skarbonki i pomóc jakiemuś choremu dziecku, inaczej nigdy nie daje… tak jak mówicie wolę kupić chleb, coś do niego i tyle
To ja mam z Was najkrótszy staż, że tak powiem. Prawo jazdy odebrałam tydzien temu A zdałam za 2 razem. Ewo ja też nie potrafiłam w ogóle jeździć, ale wystarczy dobry instruktor i wszystko staje się proste Ja dziś razem z koleżanką czekałam na autobus i zaczepił nas ‚pan’, który prosił o kilka groszy na ‚jedzonko’ Wódką jechało na kilometr, nie chciał nam dać spokoju, no choć 20 gr da pani..
Brawo Loriette- i nie chwaliłaś się wcześniej? Gratuluję
To przypomniała mi się historia. Wysiadam na dworcu w Toruniu (jechałam na zajęcia). Idę z taką grupową mendą, która się do mnie przyczepiła. Zaczepia nas jegomość- wymiary Pudziana, gęba obita, aromat wódko-denaturowo-wiński. I z takim tekstem:
- Te, daj mi 2zł. Zabrakło mi do zapiekanki.
Na co ja:
- Nie dam, bo nie mam. Nie pracuję.
I wtedy on mi z grubej rury:
- Jak to nie pracujesz? Do roboty byś się wzięła…
no po prostu bezczelny, sam chlorzy ile może, a tu z takim tekstem wyjeżdża.
Dziękuję, tak jakoś wyszło, że się nie pochwaliłam
Gratuluję Mentosce i Loriette, brawo dziewczyny! Ja próbowałam już 3 razy i nic, jestem beztalęciem jeśli chodzi o kierowanie autem, dałam sobie spokój bo to ma sprawiać przyjemność a nie wywoływać stres, a tak niestety jest w moim przypadku.
MamoAgatki, ujęłaś esencję problemu. Żebyście widziały, jak ja na 4 wchodziłam w zakręty, wszystkie krawężniki zaliczałam, a gdy mi rowerzysta, pieszy, albo razu pewnego- bażant na drogę wylecieli to myślałam, że zawału dostanę. Musieliby u mnie gumowe drzewa wstawić, żebym mogła bezpiecznie jeździć
Potrafisz budowac napiecie sytuacji
Pewnego razu gdy jechalam do Warszawy, i wysiadlam pod palacem kultury z busa, nie opodal znajduje sie mala knajpka, bar. Przeszlam jeszcze kawaleczek w strone metra i spotkalam kleczaca, rumunke czy kogos. Po prostu zebraczke. Bylam w ciazy i serce mnie jakos zabolalo, ze ja jem a ona moze nie ma na nic. Wrzucilam te 10 zl, moze nie duzo ale zawsze cos. Czulam sie lepiej i mialam swiadomosc ze komus pomoglam. Wracajac z urzedu spraw zagranicznych spotkalam ja w markecie ktory jeszcze stal obok palacu kultury. I tak jak piszesz najlepsze produkty w koszyku a mi az reka do gory drgnela. Po takim incydencie wole dac pieniadze trzezwiemu bezdomnemu niz tym pseudo zebraczkom.
ALbo nie dawać pieniędzy tylko jedzenie.