-
,,Gdzie Hitler i Stalin zrobili, co swoje. Gdzie wiosna spaliną oddycha”
19 grudnia 2014
Dla dziecka, Film, Książka, Miejsca
-
Nie wiem kto był bardziej podekscytowany wyprawą do stolicy- Młoda czy padająca ze zmęczenia na swą okrągłą twarz matka. W każdym razie zmiana otoczenia chociażby na kilka godzin była wręcz wskazana. Po to się dziecko kilka tygodni w domu kurowało, z wszelkich przeziębień, gryp i innych cholerstw, które ostatnimi czasy nie chcą się od nas odczepić, aby wreszcie w dniu imienin szczodrego staruszka mogło zawojować Złote Tarasy. Popędziliśmy z samego rana kawałkiem autostrady, za który jeszcze pani przy bramce żadnej opłaty nie woła i dotarliśmy do pachnącej spalinami Warszawy.
Grubo przed południem drzwi prowadzące do kinowej sali musiały oprzeć się tłumowi fanów baśnioceum. Oczekiwanie umilali paparazzi, fotografujący licznie zgromadzone dzieci, biały tron, na którym usiąść mogła każda mała księżniczka, a także inne atrakcje.
Czy warto było pokonać ponad 200 kilometrów, by obejrzeć przygody bohaterek Ever After High?
Jeszcze nigdy nie uczestniczyłam w żadnej filmowej premierze. Wszakże kim jestem, by zaszczycać swoją obecnością takie wydarzenie
Tym razem otrzymałyśmy z córką zaproszenie na nie byle jaki event. Oto na srebrnym ekranie miały pojawić się postaci, których losy dotąd z Nadią śledziłyśmy na kartach książek.
Od początku towarzyszyło nam poczucie niezwykłości, które spotęgował widok kolorowej bramy oraz wystylizowane hostessy. Przekraczając próg sali, która zebrała grono fanów historii wymyślonej przez Shannon Hale, natrafiłyśmy na rząd szklanych gablot, skrywających znane postaci w codziennych i odświętnych ubiorach. Nadzi aż zaświeciły się oczy, kiedy podchodziła do kolejnych lalek, prawidłowo wymawiając ich imiona. Wtedy jeszcze jej ulubienicą była Apple White.
Na zaproszonych gości czekało wspomniane królewskie siedzisko. Każde dziecko mogło choć przez chwilę poczuć się jak potomek koronowanej głowy.
Ponadto dla lubiących błysk fleszy sprowadzono specjalną planszę z otworami na głowy. Namalowano na niej cztery magiczne przyjaciółki. A gdyby komuś było mało kontaktu z paparazzi, można było pozować na tle ścianki, co też uczyniło kilka gwiazdek polskich seriali i mniej lub bardziej rozpoznawalnych celebrytów.
Nam jednak najbardziej spodobała się ogromna księga, której zakończenie bardzo chciała poznać Nadia.
Córka skorzystała również z okazji i wpisała się do księgi gości, mogących wybrać której ze stron (Rebelsów czy Royalsów) kibicują.
Znałyśmy z Młodą treść obu książek Shannon Hale i spodziewałyśmy się ekranizacji pierwszej części magicznej historii. Tymczasem dane nam było poznać zupełnie nowe przygody uczniów baśnioceum.
Nim jednak rozpoczął się seans, uczestniczyłyśmy w pokazie mody, zainspirowanym strojami bohaterek Ever After High.
Przyznam szczerze, że uroniłam kilka łez, podyktowanych silnym wzruszeniem. Nadmiar atrakcji, magiczny klimat oraz obecność mojej córki spowodowały, że poczułam się jak dziecko, cieszące z samego faktu istnienia.
Nie będę oceniać bajki, gdyż daleko jej do artystycznych wyżyn. Niemniej jednak wpisuje się w trend wściekło różowych detali, elektronicznych gadżetów, dbania o zewnętrzne piękno, ale porusza również ważne tematy, w których na piedestał została wyniesiona przyjaźń.
Obsługa kina nieco przesadziła z nagłośnieniem. Bohaterki wręcz krzyczały do siebie w trakcie dialogów, co nie ukrywam było męczące. Widocznie odwykłam od uroków srebrnego ekranu.
Po seansie udało mi się zamienić słówko z Marią Niklińską, która użyczyła głosu (w polskiej wersji językowej) Raven Queen, nowej ulubienicy Nadii. Aktorka chętnie pozowała do zdjęć i można było zauważyć, że sprawia jej to przyjemność.
Naprawdę nie żałuję wyprawy do stolicy, połowy dnia spędzonej w aucie ani bajki, która krótko po premierze była dostępna na YT. Pełną piersią poczułam magiczny klimat.
Za bilety na polską premierę Ever After High dziękuję Wydawnictwu Bukowy Las
li_lia
W październiku 2010r. zostałam mamą. Od tamtej pory godzę domowe i macierzyńskie obowiązki ze swoją pasją- pisaniem. Klawiatura jest moją najlepszą przyjaciółką. Piszę, ponieważ czuję potrzebę okiełznania myśli za pomocą liter.
Skoro przemierzyłaś 200 km, żeby zrobic radość dziecku i sama byłaś zadowolona, to musiało być fantastycznie! Nadia pewnie była w siódmym niebie