-
Krew, ból i łzy
17 stycznia 2013
Dla dziecka, Dodatki
-
W dzieciństwie prześladowała mnie pewna piosenka:
Ewa, konewka, rąbała drewka.
Ucięła paluszek, leciała krewka.
Ewuniu, Ewuniu, idź do domu.
Owiń paluszek, nie mów nikomu.
Na znak młodzieńczego buntu rezygnowałam z plastrów i bandaży. A jako miłośniczka wspinania się po drzewach, przeskakiwania przez furtkę, szalona rowerzystka ze skłonnościami do częstych wypadków z dumą prezentowałam rówieśnikom kolejne szramy, zadrapania i siniaki. Dawniej nie wypadało mieć idealnie gładkich i pozbawionych skaz kolan. Każda z ran przypominała o niezwykłych przygodach.
To były czasy, kiedy nawet z gipsu, w który pan doktor wpakował rękę, albo nogę robiło się dzieło sztuki. Każdy właściciel tymczasowego opatrunku z przyjemnością udostępniał jego powierzchnię, aby znajomi pozostawili na niej swój autograf, śmieszny rysunek, albo sentencję, dzięki której kilkutygodniowemu inwalidzie rekonwalescencja upływała w miłej atmosferze.
Dzisiaj natomiast, jeśli dzieci zdecydują się opuścić swój pokój, porzucając na kilka godzi komputer, w przypadku skaleczenia, matki spieszą z plastrami, których zadaniem nie jest już tylko zabezpieczenie rany przed brudem, ale przede wszystkim zakamuflowanie krwawej pamiątki.
Jak się okazuje plastry mają wiele zastosowań. Tradycyjne przyklejamy w przypadku uszkodzenia skóry, aromatyczne ponoć przynoszą ulgę nocą, gdy cierpiąc z powodu zatkanego nosa brakuje nam oddechu, są również plastry silikonowe, stworzone dla ofiar poparzeń, nasączone płynem, który łagodzi ukąszenie komarów, i wreszcie cieszące się coraz mniejszą popularnością plasterki antykoncepcyjne oraz te, które stosuje płeć piękna w trakcie menopauzy. Uff, przyznacie, że trochę się ich nazbierało?
Po zapoznaniu się z zawartością paczki od Klaudii, która reprezentuje portal Kosmeland, Nadia od razu oświadczyła, iż przytrafiło jej się GUGU, podsuwając mi pod nos swój maleńki paluszek. Oczywiście domagała się natychmiastowego zastosowania opatrunku. Nie wiem skąd dwuletnie dziecko znało przeznaczenie testowanych produktów, wszak nigdy wcześniej nie miała z nimi do czynienia. Całe szczęście, że córka wypróbowała je na kilku partiach ciała profilaktycznie. Póki co z racji swej niezwykłej aktywności dorobiła się tylko kilku siniaków. Za to mnie wciąż przytrafiają się skaleczenia, gdy zamyślę się podczas krojenia warzyw, albo zbyt intensywnie przycisnę maszynkę podczas koszenia nóg.
Produkcją materiałów opatrunkowych zajmuje się Matopat, firma, której siedziba mieści się w pobliskim Piernikowie. Plasterki, które powiększyły asortyment mojej apteczki pochodzą z kilku serii i charakteryzują się różną wielkością i ilością:
- w opakowaniu Happy znajdziemy 2 sztuki o wymiarach: 25mmx76mm, 10szt. o wymiarach 19mmx76mm
- w opakowaniu Happy tattoo jest 12 sztuki o wymiarach 25mmx57mm
- Camuflage green i pink zawierają po 12 sztuk plasterków o wymiarach 19mmx76mm.
Opakowania produktów zaprojektowane zostały w ciekawy sposób, pozwalają się łatwo odnaleźć w apteczce, zawierają niezbędne do użytkowania informacje, oraz wymiary, dzięki którym łatwiej dopasować je do rany. Dodatkowo ich atutem jest poręczny sposób otwierania.
Plasterki dostępne są w kilku seriach, które powinny spodobać się naszym pociechom z uwzględnieniem ich płci i wieku. Podążając za stereotypowym myśleniem producent zaproponował starszym chłopcom wojskowy wzór opatrunków, dziewczynkom różową wersję moro. Zapewne do przedszkolaków skierowane są plasterki z kotem Garfildem, zaś zainteresowaniem przedszkolaków i maluszków powyżej trzeciego roku życia powinny cieszyć się nietypowe tatuaże.
Z pewnością niecodzienne wersje tradycyjnych plastrów są atrakcyjnym sposobem na opatrzenie ran i w chwilach, gdy nasze dziecko przeżywa emocje związane z mniej lub bardziej poważnym wypadkiem, potrafią skutecznie odwrócić uwagę od bólu i sączącej się krwi. Sądzę jednak, że estetyka ich wykonania pozostawia wiele do życzenia, ba nawet posunę się do stwierdzenia, że trąci tandetą. Być może koncesja na powielanie wizerunku Spidermana, Lokomotywy Tomka czy Monster High okazała się zbyt kosztowna, by popularni bohaterowie dziecięcych kreskówek uwiecznieni zostali na plasterkach. Z drugiej strony producentowi należą się oklaski za niepowielanie nachalnych trendów, a promowanie własnych rysunków (pomijając Garfielda).
Dzięki niewielkim otworom plastry umożliwiają swobodny przepływ powietrza, który przyspiesza gojenie się ran. Na ich korzyść przemawia również to, że nie przywierają do miejsca skaleczenia. Uwierzcie mi, od gwałtownego zrywania opatrunku straszniejsze jest odklejanie plastra z zaschniętym strupem. Jeśli już jesteśmy w temacie przywierania do podłoża to niestety seria Camuflage i Happy nie zdała egzaminu. Skrzydełka plasterków, które wzbogacono klejem w kontakcie z wodą szybko odpadały od skóry. Jeśli jednak zastosowałam je nie w pozycji rozłożonej, a na przykład jako ruloniki okalając palce, wówczas przestawało to być problemem. Znacznie lepiej radzą sobie tatuaże z przezroczystymi plasterkami. Nie tylko zachowują się jakby posiadały wodoodporne możliwości, ale również trudniej je usunąć ze skóry, na której to pozostawiają po sobie ślad. Warto mieć jednak na uwadze, iż użyty do ich produkcji klej jest nieszkodliwy dla zdrowia naszych pociech i nie uczula.
Na wypadki w kuchni czy w łazience najlepsze okazały się również opatrunki z serii Happy tattoo. Najlepiej bowiem chłonęły krew i zabezpieczały przed jej wylewaniem się poza chroniony obszar.
Kiedy młody i ciekawy świata odkrywca źle znosi okres rekonwalescencji i na widok świeżej rany nie potrafi zapanować nad emocjami, takie kolorowe plasterki skutecznie odwrócą jego uwagę. Jeśli maluszek ma bujną fantazję i przyjemność sprawiają mu bajkowe opowieści, kreatywna mama może szepnąć mu na ucho, że dzięki magicznym plasterkom rana szybciej się zagoi, a ból odejdzie w niepamięć. Zastanawia mnie jednak czy starsze dzieci naprawdę potrzebują tego typu produktów, które nie ograniczają się już do roli opatrunków, ale kolejnego gadżetu?
Stosunek ceny do jakości może i pozostawia wiele do życzenia, jakkolwiek te kilka złotych, które musimy wydać na opakowanie plasterków nie nadwyręży naszego portfela.
Wszystkim, którzy boją się zmiany opatrunków gorąco polecam bajkę o Świecie Małej Księżniczki (oglądamy z Nadią namiętnie), która poradziła sobie z tym problemem.
li_lia
W październiku 2010r. zostałam mamą. Od tamtej pory godzę domowe i macierzyńskie obowiązki ze swoją pasją- pisaniem. Klawiatura jest moją najlepszą przyjaciółką. Piszę, ponieważ czuję potrzebę okiełznania myśli za pomocą liter.
Plastry widzę teraz bardzo popularne na blogach. Ta firma ma ogólnie bardzo dobre produkty. Często kupuję. Dobrze, że zrobiło się o niej głośno.
świetne te plasterki. Jak byłam mała, nie było takich „gadżetów”
Zdecydowanie kupię.
GARFIELDOWY JEST ŚWIETNY!
Ostatnio Karola nakleiła plastr Laurce na czole i ta mała gadzina chodziła i udawała że placze bo „ponoć” „boli” sobie zrobiła.
Te plasterki w porównaniu z innymi i tak nie są aż takie drogie, bo znam i takie za dychacza