-
Magiczne kostki z wosku
1 sierpnia 2013 Dla dziecka, Dodatki
-
W blaszanym piórniku leżą w równym rzędzie
znają swoje miejsce, jak kurki na grzędzie.
I choć niepozorny wygląd posiadają
wiele możliwości w sobie ukrywają.
Bo to są niezwykłe z wosku kredko-kostki
ciekawe przedmioty, nie żadne błahostki.
Do szczęścia nie potrzebują temperówki.
Szerokich brzegów zazdroszczą im ołówki.
Gdy ich los dobiegnie końca, zrobią się tyciutkie
wrzuć je do rondelka, stopią się calutkie.
Recykling jest w modzie, ale o tym wiecie.
Co o kredko-kostkach zatem mi powiecie?
Kto choć raz miał do czynienia z kredkami świecowymi ten wie, że oprócz wielu zalet, do których należą niska cena i dostępność, posiadają również pewien istotny mankament. Nie zliczę opakowań tych plastycznych pomocy, zużytych przez moją córkę. Pierwsze próby oswojenia się z nowym nabytkiem zawsze charakteryzowały się identycznym finałem. Niecierpliwa latorośl, zbyt mocno dociskała kredki do kartek, co doprowadzało do ich łamania. I w taki oto sposób kolorowe kawałki lądowały w pudełeczku, które przeznaczyłam na kredkowe ,,schronienie”. Nadia mogła ich używać wyłącznie w obecności kogoś z dorosłych. Jeśli chodzi o niewielkie przedmioty to jestem szczególnie wyczulona na tym punkcie, mając na uwadze fakt, że pomysłowa panna jeszcze do niedawna poznawała świat organoleptycznie, wpychając do otworu gębowego ciekawe egzemplarze.
Pamiętam moment, w którym Młoda podeszła do mnie mówiąc: ,,Mamusiu, połknęłam kawałek kredki”… Myślałam, że moje życie dobiegło końca, że legnę na podłodze, porażona mocą zawału. Zanim wpadłam w panikę, przyjrzałam się mojej malarce. Nie wykazywała oznak zakrztuszenia. Czym prędzej rozpoczęłam liczenie kredek. Kiedy to skończyłam, nabrałam pewności. Widząc szelmowski uśmiech na twarzy córki, wiedziałam, że tego dnia moje dziecko nauczyło się kłamać. Dostałam nauczkę, wyciągnęłam wnioski z sytuacji. Opróżniłam dom z wszelkich pozostałości po świecówkach. Kategorycznie zabroniłam domownikom kupowania Nadii tego typu kredek.
Potem nadszedł czas wielkiej miłości do grubych, solidnie wykonanych ołówkowych produktów Bambino, które Młoda wykorzystuje naprzemiennie z klocko-kredkami. Zanim jednak podsunęłam jej pastele, natrafiłam w sieci na informację o woskowych kostkach. Zaintrygowana nowymi możliwościami, które stanęły przed moim dzieckiem, przejrzałam oferty internetowych sklepów i wybrałam najkorzystniejszą z nich. Mój wybór padł na Myszkę Agatę. Skromny asortyment upewnił mnie w przekonaniu, iż właścicielka sklepu zajmuje się dystrybucją tylko tych produktów, o właściwościach których ma pojęcie, kładąc nacisk na jakość, a nie na ilość. Ponadto nie ukrywam, że do gustu przypadła mi nazwa sklepu. Spośród kilku wariantów najbardziej odpowiadał mi rozbudowany zestaw 16 różnokolorowych kostek. W oczekiwaniu na dostawę postanowiłam zasięgnąć informacji u sprawdzonych źródeł, co jak się później okazało było strzałem w dziesiątkę. Bowiem produkt niemieckiego pochodzenia (a więc nie żadna chińska podróbka) nie posiadał instrukcji obsługi w moim języku.
Oględziny nowego nabytku dokonały się przy współudziale jego nowej właścicielki. Blaszane pudełko, zwane przeze mnie piórnikiem, jest doskonałym rozwiązaniem. Jego praktyczne zastosowanie nie ogranicza się jedynie do przechowywania kredek. Dzięki niemu Nadia nauczyła się odnosić rzeczy na ich właściwe miejsce. Młoda ma świadomość tego, że jeśli po skończonej zabawie nie poukłada kredek w piórniku, nie będzie mogła z nich skorzystać następnego dnia. I chociaż z początku próby egzekwowania dbania o porządek przypominały walkę z wiatrakami, tak teraz mogę już mówić o wielkim sukcesie. Płaskie pudełko zajmuje niewiele miejsca, co z pewnością przemawia na jego korzyść… Jednakże rysunek, którym zostało ozdobione nie przypał dziecku do gustu. Nadka czuła ogromną potrzebę ukrycia cudzej twórczości, więc zamalowała powierzchnię obcego dzieła.
Co skrywa blaszany piórnik?
Mamy tutaj do czynienia z szesnastoma różnokolorowymi kostkami. Swym wyglądem odrobinę przypominają dawne gumki do ścierania. Są lekkie, niemalże niewyczuwalne w dłoniach i został im nadany kształt prostopadłościanów. Każdy z egzemplarzy posiada szerokie brzegi, co w praktyce może ułatwiać bądź utrudniać ich wykorzystanie. Wszystko zależy od sprawności i umiejętności właściciela kredek. Generalnie można nimi malować pod każdym kątem, nie ograniczając się do konturów, ale również pokrywać nimi większe powierzchnie.
Jeśli chodzi o kolory to żadna z barw nie wystąpiła więcej niż raz i z całą pewnością są to kolory bliskie naturze, nawiązują do żyznej gleby, polnych chabrów, rudych wiewiórek, jesiennych liści, zielonych jabłuszek, czy słonecznych promieni. Ponadto charakteryzują się pożądanym poziomem natężenia barw, co pozwala nam uzyskać efekt ,,żywych obrazków”. Są przyjemne dla oka i stwarzają wiele możliwości. W zależności od potrzeby można je słabiej, bądź mocniej dociskać do kartki, dzięki czemu otrzymamy różną fakturę dzieła- intensywnie pokrytego danym kolorem, lub posiadającego prześwity. Ciekawie prezentują się również, gdy nałożymy na siebie warstwy odmiennych barw. Wówczas do złudzenia przypominają rysunki, których przestrzeń przestaje być płaska, jednowymiarowa i banalnie przewidywalna.
Kształt kostek wydaje się być ergonomiczny, zwłaszcza jeśli chodzi o małe rączki. Ja niestety nie potrafię się nimi precyzyjnie posługiwać, często przekraczam kontury szkiców, co mnie niezwykle irytuje. Co dziwne, Nadii to w ogóle nie przeszkadza. Z resztą zauważyłam, iż nudzą ją kolorowanki. Woli samodzielnie tworzyć pejzaże, albo malować zabawki czy też ludzi. Inaczej sprawa wygląda ze szlaczkami, ale to bardziej nauka niż zabawa, więc teraz nie będę się na jej temat rozpisywać. W każdym razie idealnie mieszczą się w niewielkiej piąstce, pozwalając sobą malować zarówno w pionie jak i w poziomie, z każdej strony i każdego boku.
Pozytywnie zaskoczyła mnie kwestia ich wydajności. Nadka używa kredek od dwóch miesięcy i jak widać zużycie przedmiotów jest niewielkie. Na równie wysokim poziomie prezentuje się wytrzymałość kostek. Młodej zdarzyło się rzucić nimi o podłogę, mocniej ścisnąć, intensywniej malować i nadal są odporne na jej działania. Co najważniejsze, dotąd się nie złamały. Mimo iż wyglądają jak zmyślne czekoladki, które mogłyby zachęcić do konsumpcji szukające wrażeń, pomysłowe dziecko, moje z pewnością ich nie spróbowało. Bynajmniej nie zauważyłam żadnych śladów po jej ostrych ząbkach na powierzchni prostopadłościanów.
Martwi mnie jedynie to, iż powierzchnia kredek zaczęła pokrywać się ich kolorowymi śladami. Przez co malując zamiast pożądanej barwy uzyskuję efekt mozaiki. Jednakże zaletą produktu marki Stockmar jest to, że bez problemów usuwam jego pozostałości w postaci artystycznych bohomazów, którymi Nadka pokrywa skórzaną kanapę (!) i drewnianą podłogę i meble. Pomalowaną powierzchnię wystarczy przetrzeć nawilżanymi chusteczkami, by pozbyć się niechcianych ozdób na dobre, a przynajmniej do czasu kolejnej, spontanicznej, malarskiej akcji.
Udało mi się dowiedzieć, że w przypadku, gdy kredki ze względu na niewielki rozmiar staną się niewygodne w użyciu, z powodzeniem można je przetopić w rondelku, dodając do nich chociażby terpentyny, tudzież pokostu. Muszę przyznać, że taki recykling jest bardzo praktyczny. Ponadto powinniście wiedzieć o tym, że osoby posiadający odpowiednie kwalifikacje, zmierzyły poziom szkodliwych substancji, które mogłyby znaleźć się w kredkach. W wyniku badań stwierdzono, iż opisywane przedmioty posiadają w przybliżeniu taką samą ilość negatywnych składników, jaka kryje się w dopuszczonej do spożycia żywności. Dzięki temu woskowym kostkom udało się uzyskać istotne certyfikaty bezpieczeństwa, takie jak: : „spiel gut”, „CE”, „Art. & Creative Materiale Institute” i „Qualitäts-Entwicklung WBU”.
Niemalże zapomniałam o czymś wspomnieć. Nadia uwielbia się nimi bawić w domino. Układa kostki, dbając o zachowanie między nimi odpowiednich odległości, po czym trąca pierwszą i z zaciekawieniem obserwuje, jak wprawiona w ruch misterna konstrukcja, zostaje zburzona.
Cenę, jaką trzeba uiścić za zakup opisywanych kostko-kredek- 60zł, w pełni rekompensują zalety produktów. W tym przypadku jakość idzie w parze z możliwościami, jakie przed właścicielem odkrywają wspomniane przedmioty. A jeśli chcielibyście najpierw wypróbować właściwości kredko-kostek, zakupcie pojedyncze egzemplarze, których koszt równa się 4zł za sztukę- KLIK.
Link do kredko-kostek w sklepie Myszka Agata: KLIK
li_lia
W październiku 2010r. zostałam mamą. Od tamtej pory godzę domowe i macierzyńskie obowiązki ze swoją pasją- pisaniem. Klawiatura jest moją najlepszą przyjaciółką. Piszę, ponieważ czuję potrzebę okiełznania myśli za pomocą liter.
Podoba mi się to! Nie widziałam czegoś takiego wcześniej. Cena faktycznie wysoka, ale trzeba wziąć pod uwagę to, że nie jest to produkt chiński
Otóż to
Całkiem ciekawe nie powiem Cena trochę kosmiczna biorąc pod uwagę, że to tylko (albo może aż?) kredki… Ja się cały czas zbieram, aby mojej Zu resztki kredek świecowych przetopić w silikonowych foremkach na mozaikowe serduszkowe kredki
btw, ale Ci Nadia wyrosła! Toż to już wielka pannica!
No właśnie Patrycji, sęk w tym, że to nie są zwykłe kredki
skąd ja znam te kredeczki
fajne te kredki, bardzo pomysłowe
I wydajne, bezpieczne, wszechstronne
Świetne są te kredki, już je kiedyś gdzieś widziałam i planuję kupić. Dobrze, że artystyczne tworzenie Nadii zmywają.
P.S. Z blogowym pępkowym chyba jeszcze poczekamy, bo coś się przechwaliłam,skórcze są, ale jak zaczynam je mierzyć i liczyć, to skubane zanikają-młody czeka na 13 rocznicę ślubu rodziców na 5-go:)
Kinga je również posiada
Będziesz miała piękny prezent. Moja się 2 dni po rocznicy urodziła
Dziekuje za szczególnie rzetelny i dokładny opis. Co do rysowania szlaczków to we wszystkich szkołach i przedszkolach, gdzie sa one uzywane, dzieci rysuja tez nimi i konkretne formy i wzory z tym, ze z rozmachem tzn w formacie np. A4. Kredki mozna czyscic m.in. wacikiem nasaczonym parafina czy oliwka. Jest z tym troche zabawy, ale dzieci to uwielbiaja, jesli tylko znajdziemy chwile czasu na dopilnowanie tej „zabawy”.
Jestem pewna, ze kredki wystarcza Nadii przynajmniej na najbizszy rok.
Boskie są i najważniejsze, że wydajne:)
Cena może i trochę droższa, ale lepiej dać więcej i mieć wartościowy produkt, niż mniej i nie mieć nic;p
Fajne te kredki.
Fakt, zwykłe świecówki stanowią zagrożenie. Moja córcia również je podgryzała, ale jakoś oduczyliśmy ją tego, natomiast całkiem niedawno, jedną taką złamaną, ulubioną, krótką kredkę, do ucha sobie włożyła. Na szczęście tylko tak z brzegu, ale kto wie co by wykombinowała, jakby nikt nie zauważył tej jej nowej zabawy.
swietny pomysł na zabawę zapraszam
fajny pomysł na taki kształt kredek. My kupowaliśmy zwykłe świecowe ale wszystko po kilku dniach lądowało połamane w koszu na śmieci;/
o proszę jaka fajna zabawa