-
Apis na bis
20 listopada 2012 Kosmetyki
-
Zapraszam na ostatnią odsłonę kosmetyków Apis, które otrzymałam od przesympatycznej Klaudii z portalu Kosmeland.
Apis
Termoaktywna maska do ciała
200g
Cena: 22zł
Data przydatności: zużyć wciągu 6 miesięcy
od otwarcia kosmetyku
Po gorącej przygodzie ze skoncentrowanym imbirowym serum do ciała Bingo Spa, którym poparzyłam sobie skórę, sceptycznie podchodziłam do termoaktywnej maski Apis. Obawiałam się towarzyszącego kuracji bólu. Za każdym razem, gdy spojrzałam na stojącą na toaletce brązową tubę, znajdywałam kilka wymówek, by uniknąć bliższego kontaktu z produktem. A to czasu nie było na paradowanie przez 40minut w maseczce na ciele, a to czułam ogromne zmęczenie, albo musiałam skupić się na konkretnym zadaniu. Jednak ponieważ zobowiązałam się do rzetelnego przetestowania kosmetyku, z ogromną dawką lęku poczyniłam przygotowania w łazience. Ponieważ nie zadbałam zawczasu o rolkę spożywczej folii, musiałam wykorzystać nowe worki, które jak się później okazało, spełniły swoją rolę.
Nałożyłam lśniącą maskę, która swym kolorem przypominała zmiksowane z puszystą pianką cappuccino, na uda, brzuch i pośladki. Od skoncentrowanego serum i pilingu wyróżniała się większą gęstością. Poza tym obu produktom dorównywała pod względem zapachu. Po zaaplikowaniu na ciało niezbyt dużej ilości kosmetyku, owinęłam się foliami, ubrałam getry i postanowiłam skupić się na oglądaniu informacji w TV. Po około 7 minutach poczułam przyjemne ciepło, któremu towarzyszył niezwykle intensywny aromat- kandyzowanej skórki pomarańczy oraz piernikowego imbiru. Zapomniałam o lęku przed gorącymi doznaniami. Wydawało mi się, że cały pokój przesiąknął cudnym zapachem. Zamieniłam się w prawdziwy świąteczny przysmak.
Nie sądzę, aby zmianie uległ mój próg bólu. Po prostu efekt gorącej skóry był do zniesienia i nawet zaczął mi się podobać. Po trzech kwadransach szeleszcząca pod getrami folia przypomniała mi o konieczności zmycia resztek preparatu. Spora jego ilość została wchłonięta przez posmarowane nim partie ciała. W miejscach aplikacji widać było zaczerwienienie (dowód zwiększenia intensywności podskórnego krążenia). Kiedy brałam prysznic starałam się delikatnie potraktować gąbką uda, brzuch i pośladki, które już mnie nie piekły, ale nadal były podrażnione. Ten stan utrzymywał się przez niecałą godzinę. Skóra stała się napięta, bardziej sprężysta, ale nie była wysuszona.
Nie wiem dlaczego waga produktu podana jest w gramach, a nie w mililitrach. Zawartość tuby starczyła mi na 5 porządnych aplikacji. Zdecydowanie nie lubię kosmetyków, które wymagają zaangażowania dodatkowych gadżetów (np. folii) i wygospodarowania w ciągu dnia ponad półgodzinnej przerwy, w czasie której mam ograniczone możliwości działania.
Skoncentrowane serum do ciała
Apis
Pojemność: 200g
Cena: 23zł
Zdatne d użycia przez 6 miesięcy od otwarcia produktu
To już ostatni produkt z antycellulitowej serii kosmetyków, których bazą jest czarne błoto z Morza Martwego. Jego mleczna konsystencja i szybkość wchłaniania nie wymuszały na mnie specjalnego masażu wybranych części ciała.
Serum nie nawilża skóry, nie pozostawia na niej tłustego filmu, nie wyrównuje jej kolorytu, nie barwi, ale zostaje przez nią całkowicie wchłonięte. W konsekwencji musiałam stosować dodatkowo nawilżający balsam. Kolorystycznie przypomina termoaktywną maskę. Jeśli chodzi o jego zapach to niczym nie ustępuje swoim seryjnym towarzyszom. Warto wspomnieć o tym, że tak samo zapakowano je w wygodną w użyciu tubę.
Nie stosowałam go codziennie, tylko, jak zalecał producent 3 razy w tygodniu rano i wieczorem. Nie odczułam żadnych skutków ubocznych, ale również nie mogę napisać o rewelacyjnych rezultatach. Zanim jednak do nich przejdę, chciałabym zwrócić Waszą uwagę na listę komponentów kosmetyku. Serum jest wolne od parabenów, a swoją barwę zawdzięcza wyciągowi z kawy. Prócz tego jest prawdziwą kopalnią składników, charakteryzujących się aktywnym działaniem. Wśród nich znajdziecie retinol, wit. C i E, algi, sól morską, a nawet kolagen, wyciąg z aloesu, herbaty zielonej i Pu-Erh.
Jeśli chodzi o moją pomarańczową skórkę, to cóż, jej obecność nadal widać gołym okiem, bez konieczności dotykania ud i pośladków. Stosowanie serum pomogło mi utrzymać efekt, ujędrnionej skóry, który zawdzięczam produktowi konkurencyjnej firmy. Więcej na temat działania czarnego błota z Morza Martwego, znajdziecie w moim wpisie dot. pilingu Apis: TUTAJ
Powyższe produkty otrzymałam do przetestowania dzięki portalowi Kosmeland, za co serdecznie dziękuję.
li_lia
W październiku 2010r. zostałam mamą. Od tamtej pory godzę domowe i macierzyńskie obowiązki ze swoją pasją- pisaniem. Klawiatura jest moją najlepszą przyjaciółką. Piszę, ponieważ czuję potrzebę okiełznania myśli za pomocą liter.
Ciekawe produkty , ja na szczęście pozbyłam się cellulitu i mam spokój
Powiedz lepiej jak to zrobiłaś, ja też chcę się go pozbyć !!!
Też nie lubię preparatów, które wymagają dużego zaangażowania, ta folia raczej nie jest dla mnie;P
U mnie to był worek
nigdy nie stosowałam tych preparatów.
Nawet nie wiem czy bym chciała wypróbować, zwłaszcza ten do którego potrzebna jest folia..
I nie chodzi juz tutaj o sam kosmetyk, tylko o tą folie.. Swego czasu bardzo się odchudzałam, ale to do tego stopnia, że potrafiłam nawet spać okutana w kombinezon z foli spożywczej- wierz mi, po kilku takich nocach idzie sie przyzwyczaić do nowej piżamki
Ale nie o tym chciałam pisać- chodzi mi o to,że od tamtej pory nabrałam wstrętu do foli spożywczej, nawet w kuchni jej nie uzywam zbytnio, a jak pomyślę, że ponownie miałabym się ubierać w ów wdzianko- zdecydowanie nie chce:)
W ogóle preparaty na cellulit działaja na mnie jak płachta na byka, poniewaz żeby się pozbyc pomarańczowej skórki potrzebna jest odrobina silnej woli, ciężka praca fizyczna (ćwiczenia) i dieta.
Ja mam cellulit i juz przyzwyczaiłam się do niego, i obecnie nikt nie namówi mnie na cokolwiek co w „cudowny sposób” zwalczy niedoskonałości. )
Brzmi niczym powieść sensacyjno-fantastyczna
Co do reszty- nie mogę się nie zgodzić
Matko kochana, napisałam taki długi komentarz i wyskoczył błąd
W każdym bądź razie też nie lubię kosmetyków, którym trzeba poświęcać dużo czasu i jeszcze im pomagać w działaniu. Kiedyś kombinowałam z owijaniem się folią, ale nie miałam na to czasu zbyt często. Teraz zaczynam eksperymenty z domowej roboty peelingiem kawowym