French brandy

2 stycznia 2013 Kuchnia  11 komentarzy

Warkot pracującego ekspresu, który leniwie spieniał odmierzoną dawkę mleka, zapach świeżo upieczonych croissantów i maślanych bułek z rodzynkami skutecznie pobudzał mnie do życia. Każdego poranka na wystawianej przed kawiarenką tablicy, oporną, białą kredą wypisywałam specjał danego dnia, mimowolnie obserwując spieszących się do pracy przechodniów.

Przychodził zawsze kwadrans przed dziewiątą. Zajmował stolik usytuowany najbliżej okna. Z wypiekami na policzkach zaczytywał się w lokalnej prasie, popijając specjał mojej kawiarenki- herbatę zwaną Francuską brandy…

DSC_0023

Nigdy nie opuszczał kawiarenki bez pożegnania. Po skończonej lekturze podchodził do mahoniowej lady, na której zostawiał dwudziestozłotowy banknot, ówcześnie prosząc, bym zapakowała mu kilka chrupiących rogalików. Krygowałam się podnieść wzrok, by bezpośrednio spotkać się z jego wyrozumiałymi, przepełnionymi spokojem oczami.

Herbata, która stała się pretekstem jego odwiedzin była kwintesencją jego osobowości. Popijając pierwszy raz Formosa Oolong, którą zaparzałam wyłącznie z dodatkiem źródlanej wody, wyobrażałam sobie niezniszczony cywilizacyjnym postępem kawałek raju na ziemi. Wszak sama nazwa oznacza ,,piękną wyspę”.  Choć nigdy nie byłam na Tajwanie, skąd pochodzi susz niezbędny do wykonania napoju, byłabym nawet skłonna wsiąść do samolotu i wybrać się na kilkudniową wycieczkę, z której przywiozłabym kilka worków tejże herbaty. Kilka łyków skutecznie potrafiło ukoić skołatane nerwy i zaszczepić we mnie dawkę niezbędnego optymizmu. Jednak pełnię szczęścia mogłam uzyskać dopiero wtedy, gdy do tej brązowej herbaty dodałam odpowiednie komponenty.

DSC_0033

Swój ideał otrzymałam pewnego piątkowego popołudnia, tuż po jego wizycie. Jako jedyny nie uraczył swojego podniebienia kubkiem porannej kawy. Zanim podeszłam do jego stolika nerwowo wytarłam wilgotne dłonie w śnieżnobiały, subtelnie zdobiony koronkowym wykończeniem fartuszek. Karmiłam się jego słowami, głosem smakującym niczym  gryczany miód, który złagodził smak aromatycznego grzańca. Patrzyłam na silną, dużą dłoń, którą oparł na ladzie i marzyłam tylko o tym, by schować się w jej wnętrzu.

Nie pamiętam, co wtedy zamówił. W głowie pozostało mi jedynie lekkie rozczarowanie faktem, iż nie znalazł tego, czego oczekiwał. Łudziłam się, że wróci po weekendzie, a wówczas zaskoczę go najlepszą mieszanką herbaty, jaką kiedykolwiek zdołałam wymyślić.

Oszołomił mnie, jak lampka wiekowego wina, które spokojnie leżakowało w ogromnej beczce konesera wytwornych trunków. Miał w sobie coś pierwotnego, taką siłę przebicia, najwyższy stopień męskości, od którego ciężaru uginają się kolana, a rzęsy, jak u zakochanego podlotka nie potrafią usiedzieć w jednym miejscu.  A jeśli takie wino poddane zostanie destylacji wówczas przemieni się w brandy. Podobno swoją nazwę zawdzięcza średniowiecznemu palonemu trunkowi. Oj tak, zdecydowanie kojarzył mi się z niepozostającym obojętnym dla organizmu alkoholem.

Do brandy najchętniej dodałabym sok z wyciśniętej pomarańczy, ale pod ręką miałam wyłącznie płatki słonecznika. Wyobraziłam sobie, jak toną w otchłani złotego naparu. Aby przełamać monopol odcieni jednej barwy, postanowiłam dosypać garść kwiatów granatu. Ten egzotyczny okaz przełamał grzeczną rutynę, wprowadzając poruszenie i nieco większą odrobinę zamieszania, które wywoływał ON, gdy tylko przekroczył próg mojej kawiarenki.

Sięgając po laskę wanilii odrobinę się zawahałam, czy aby nie zepsuję nią całokształtu nietypowego połączenia. Jednak pasowała do mieszanki, okazała się nieodzownym jej elementem. Ten kosztowny dodatek odzwierciedlał moje wyobrażenie o kimś, kogo trudno spotkać na swojej drodze, kto ginie w tłumie tanich podróbek i nieudanych kopii.

Mój eksperyment śmiało spoglądał na mnie z dna porcelanowego kubka. Nie mogłam doczekać się chwili, w której czajnik obwieści finisz gotowania. Odczekałam jeszcze chwilę, by temperatura wrzątku opadła niczym emocje po drugiej randce. A potem niespiesznie, z pewną dozą nieśmiałości patrzyłam jak liście herbaty zaczynają unosić się i zmieniać barwę wody.

DSC_0025

Uderzył mi do głowy jej aromat. Przypomniał pierwszy łyk drogiego szampana. Kiedy język napotkał na swej drodze gorący napój poczułam pewien niedostatek, brak istotnego szczegółu. I kiedy już rozpacz i zniecierpliwienie zaczęły targać moimi emocjami, wzrok mój padł na ostatnią maślaną bułkę i utkwił w odznaczających się na żółtym cieście rodzynkach. Sięgnęłam więc do szuflady, w której przechowywałam przeróżne przyprawy, szukając ostatniej deski ratunku. W końcu znalazłam szeleszczące opakowanie zasuszonych winogron, które za czasów swojej młodości prężyły swoje jędrne kulki w stronę wschodzącego słońca.

Zdecydowanym ruchem rozerwałam przezroczystą torebkę, wysypując kilka sztuk na mahoniową ladę. Poczułam na sobie wzrok zainteresowanych moim zachowaniem klientów. Zgarnęłam dłonią maleńkich uciekinierów, którzy w dalszej kolejności wylądowali na środku mojego kubka. Teraz pozostało mi tylko zamoczyć w naparze łyżeczkę i zdecydowanym ruchem połączyć ze sobą wszystkie komponenty.

DSC_0031

W myślach mówiłam do niego ,,Henry”. Marzyłam o tym, by przysiąść na brzegu stolika i wręczyć mu filiżankę mojej nowej herbaty. Zatraciłabym się w obserwowaniu jego spierzchniętych warg, które czasami przygryzał. Poprosiłabym, aby przeczytał mi najważniejszy tego dnia artykuł i każde wypowiedziane słowo prasowałabym i chowała w niewidzialnym albumie wspomnień.

Zawieszony na ścianie dzwoneczek, podrażniony otwartymi drzwiami, oznajmił mi przybycie gościa. Układając na szklanej paterze kawałki sernika, poczułam podmuch wielkomiejskiego poranka i korzenny, głęboki aromat, którym spryskał koszulę. Zalałam gorącą wodą czarną filiżankę i położyłam ją na jego stoliku. Zdołałam wyszeptać jedynie:

- Na koszt firmy.

I zastygłam w oczekiwaniu na jego reakcję.

———————————————————————————

DSC_0027

Powyższy specjał możecie zakupić w sklepie Swkorcu. 50g torebka to koszt w wysokości 4.45zł.

li_lia

W październiku 2010r. zostałam mamą. Od tamtej pory godzę domowe i macierzyńskie obowiązki ze swoją pasją- pisaniem. Klawiatura jest moją najlepszą przyjaciółką. Piszę, ponieważ czuję potrzebę okiełznania myśli za pomocą liter.

11 komentarzy w French brandy

  • nikollet85 says:

    Kurcze.. Zaintrygowałaś mnie tą herbatą:)
    Ja również czekam na „kieszonkowe” zeby zaopatrzyć się w herbaty i orzechy macadamia…
    Tą herbatę dopisuję do listy zakupów :)

    • li_lia says:

      A ja mam chrapkę na Twoją marcepanową kawę.

  • mentoska says:

    Zobaczyłam skład i postanowiłam, że ją sobie sprezentuję :)

    • li_lia says:

      Polecam, naprawdę jest pyszna.

    • mentoska says:

      Dziękuję za życzenia, Tobie również życzę, aby nowy rok był lepszy od poprzedniego :)
      I mam nadzieję, że 2013 zacznę dobrze napisanym kolokwium, ale jakoś czarno to widzę…

  • Pietrucha says:

    Mmmm.. ależ mi narobiłaś ochotę na tę herbatkę ! Tak smakowicie wygląda i tak ją opisałaś ! Chyba będę musiała zapisać ją sobie w notatniku na lodówce, co by nie zapomnieć :D

  • Yulia says:

    Głodnemu chleb na myśli-byłam pewna, że chodzi o alkohol.

    • li_lia says:

      Kochana, takie było moje zamierzenie ;)

  • Alicja says:

    Ja przez ostatni okres strasznie mam podwyższone łaknienie, dlatego też sięgnełam po ten tabletki. Stosuję je półtora miesiącą a już waże mniej o 2,5 kg ;) co mnie bardzo cieszy.

    Nikitę dostałam od przyjaciółki, która była we Francji, u nas chyba niestety nie jest dostępna z tego co mi wiadomo :( a szkoda

    • li_lia says:

      Najlepsze w nich jest to, że są produktem dla osób leniwych, którym nie chce się cwiczyć, a mimo tego dają dobry efekt :)

  • Ava Valk says:

    … i z wielkim zaciekawieniem przeczytałam do końca! Czekam na następne.

Zostaw komentarz

You may use these HTML tags and attributes: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>