Pomysł na… makaronową patelnię.

1 marca 2012 Kuchnia  Brak komentarzy

Potknęłam się chyba po raz setny na tej samej dziurze w chodniku przed redakcją nieomal łamiąc nogę lub co najmniej szpilkę.  Zaklęłam na służby komunalne pod nosem i poprawiając włosy podbiegłam do drzwi. Z hukiem wpadłam do środka, skupiając na sobie uwagę wszystkich obecnych. Jak gdyby nigdy nic, podeszłam do biurka i opadłam na krzesło jednocześnie wyciągając nogi. Na samą myśl o całym dniu pracy aż zakręciło mi się w głowie. Westchnęłam głośno i włączyłam swój komputer.  Po chwili z monitora patrzyło na mnie dwoje kocich oczu, a przepełniona skrzynka pocztowa prosiła o pilną uwagę. Właśnie zaczęłam przeglądać maile, kiedy do biura wpadł szef. Wyglądał jakby zapomniał gdzie położył grzebień, a jednocześnie było w nim coś tak intrygującego, że po plecach przeszedł mnie dreszcz. Widziałam jak jego oczy rozbiegły się w poszukiwaniu czegoś lub kogoś i zatrzymały się na mnie… Oczywiście, czeka mnie niezłe kazanie za spóźnienie i ten ostatni artykuł… Ku mojemu zdziwieniu wyjął telefon i zaczął pisać smsa. Po kilku sekundach usłyszałam z wnętrza mojej torebki znajomy dźwięk… Sięgnęłam ręką i zrzuciłam z hukiem pęk kluczy leżących na biurku. Ojj ten dzień nie będzie należał do łatwych. Gdy w końcu dogrzebałam się telefonu w torebce odczytałam wiadomość. Była krótka i brzmiała: „Do mnie…” Nadawcą był oczywiście mój drogi przełożony. Kiedy podniosłam wzrok, już go nie było na sali.

Weszłam do jego gabinetu i zamknęłam za sobą drzwi. Siedział na biurku i przeglądał jakieś zdjęcia. Jego kasztanowe włosy opadały zawadiacko na czoło jak u małego chłopca, a niedogolone policzki wyglądały wyjątkowo męsko. Jego zielona koszula łagodnie opływała kształtne i muskularne ciało, a odpięty kołnierzyk temperamentnie odstawał na boki. Ten człowiek był pełen sprzeczności i chyba dlatego tak mnie kusiło, aby okręcić się wokół jego szyi i zostać tam już na zawsze. Przyglądałam  się mu jak nastolatka swojemu nauczycielowi i zanim się opamiętałam spojrzał na mnie i przez usta przemknął mu lekki uśmiech. Ależ ja jestem głupia… Zauważył, że się gapię… Kątem oka spojrzałam w wiszące na ścianie lustro, czy przypadkiem nie mam otwartych ust. Na szczęście nie  było aż tak tragicznie…

- Ja wcale nie chciałam się spóźnić, ale przed samym wyjściem oblałam się cała kawą, no nie mogłam przecież przyjść tu cała w kawie, a ten artykuł…  – zaczęłam tłumaczyć się jak nakręcona zanim zdążył otworzyć swoje seksowne usta – no nie dało się inaczej, ten facet nie ma w swoim życiorysie ani jednego dobrego uczynku, no o czym miałam pisać… Skłamać miałam? To…

- Meg… – Meg, Meg, Meg… Nie cierpię tego imienia. Co też przyszło mojej matce do głowy, żeby nazwać mnie słowem przypominającym beczenie owcy… – Zamknij się w końcu – Wtrącił się w mój chaotyczny monolog, a ja zamilkłam. W końcu to szef.

- Mam dla Ciebie propozycję nie do odrzucenia – ciągnął dalej – dostałem od góry szkic pewnego projektu i mam poszukać osoby, która zajmie się jego realizacją. W tej chwili nie mogę powiedzieć nic więcej, ale chciałbym, abyś to była Ty. Oczywiście wiąże się to z niezłą premią i nie tylko. Zapowiada się grubsza robota. Myślę, że więcej szczegółów moglibyśmy omówić już dziś, powiedzmy… koło dwudziestej… U mnie, czy u Ciebie? – Zamilkł, oczekując mojej decyzji, a ja stałam i nie wiedziałam co powiedzieć.

- Meg?

- Ok, niech jest u mnie. O dwudziestej.

- Idealnie, po drodze kupię coś do jedzenia. – Wyglądał na ukontentowanego, a ja kiwnęłam tylko głową i bez słowa ruszyłam do wyjścia.

- Meg – odwróciłam się pospiesznie i pytającym wzrokiem spojrzałam na niego – niezłe szpilki. Tylko nie połam nóg na nich – rzucił żartobliwie, a ja prychnęłam głośno, ale jednocześnie uśmiechnęłam się pod nosem.

- Do zobaczenia wieczorem – powiedziałam i wyszłam z gabinetu.

 

 

Wieczór już na dobre ogarniał okolicę, kiedy dotarłam do domu.  Marzyłam o orzeźwiającym prysznicu i szklaneczce czegoś pobudzającego zmysły. Nie zamierzałam się powstrzymywać. Zorganizowałam sobie szybkiego drinka i udałam się do łazienki. Prysznic sprawił, że odżyłam, a alkohol przyjemnie łaskotał moje podniebienie i ogrzewał żołądek. Pospiesznie ułożyłam włosy, starannie wytuszowałam rzęsy, a usta musnęłam szminką w morelowym odcieniu. Założyłam czarną koszulę i ulubione jeansy. Zegar wybił właśnie dziewiętnastą trzydzieści.  Skropiłam nadgarstki ulubioną wodą toaletową i usiadłam, aby dopić drugiego drinka. Zamknęłam oczy i przez chwilę cieszyłam się wszechogarniającą ciszą.  Po chwili usłyszałam zdecydowane pukanie do drzwi. Nareszcie, bo już zaczynałam być głodna…

Pierwsze co zobaczyłam po otwarciu drzwi, to jego uśmiech, a zaraz potem zwykłą reklamówkę. Nie było w niej wiele, więc zastanowiłam się gdzie ta kolacja, którą obiecał. Wstyd mi jednak było zapytać. Postanowiłam zaczekać.

Jakież było moje zdziwienie kiedy zamiast pachnącego posiłku otrzymałam półprodukty do jego przygotowania. Co on sobie myślał? Kucharka ze mnie co najmniej średnia. No może zdarza mi się napisać kilka słów do rubryki kulinarnej, ale nikt nie mówił, że potrafię te słowa obrócić w czyny. Moja kuchenka zazwyczaj zarasta kurzem, a w piekarniku nawet nie ma podłączonego prądu.

Jako, że głupio było mi się przyznać do nieumiejętności gotowania, wspólnie rozpoczęliśmy przygotowanie posiłku. Udawałam, że wiem co robię, a po kryjomu czytałam przepis na opakowaniu. Na szczęście był nie tylko opisany, ale też narysowany, co znacznie ułatwiło mi sprawę.  Ja, choć niechętnie pokroiłam mięso, a on zabrał się za krwistoczerwoną paprykę i pozostałe warzywa. Spoglądałam, jak sprawnie posługuje się nożem, spod którego wyskakiwały zgrabne, kolorowe paski. Gdy na patelni rozgrzała się oliwa, mięso zaskwierczało, dając przedsmak tego, co czeka nas podczas posiłku. Po chwili obok mięsa wylądowały warzywa i teraz już na dobre burczało mi w brzuchu z głodu. Zapach zaczynał wirować po kuchni, drażniąc moje zmysły. Szeleszcząc niemiłosiernie otwarłam opakowanie, przypominające chińskie danie instant i ku mojemu zaskoczeniu zobaczyłam znaną mi właśnie z tych dań kostkę utkaną z bladożółtego makaronu.  Odmierzyłam potrzebną ilość wody i zgodnie z instrukcją na torebce zalałam podsmażone produkty. Obok makaronu znalazłam tajemniczą torebkę z przyprawami. Rozerwałam ją niezdarnie i dosypałam do patelni. Po chwili rozszedł się zapach prawie naturalnego imbiru.

Poczułam jego oddech na moim ramieniu i zamarłam. Nachylając się nade mną, ułożył makaron na warzywach z mięsem, wziął głęboki wdech i drewnianą łyżką wszystko sprawnie zamieszał. Był sporo wyższy ode mnie i stał tak blisko, że zapach jego wody po goleniu zagłuszył woń potrawy. Nagle jego ręka objęła mnie w pasie i lekko odsunęła od kuchenki. Nie mogłam wydusić z siebie słowa, ale poddałam się temu dotykowi bez oporu.  Patrzyłam teraz z boku jak mój własny szef gotuje dla mnie kolację.

Kilka minut później kolacja leżała już na talerzach, a my w ciszy zasiedliśmy do stołu. Jak na złość, nie umiałam znaleźć odpowiedniego tematu do rozmowy. Odkąd wszedł do mojego mieszkania, zamieniliśmy zaledwie kilka słów. To milczenie robiło się krępujące, ale kolacja choć przypominała danie studenckie, była smaczna. To aromatyczne danie przypominało smakiem dania przygotowane samodzielnie w domu i nawet ten imbir pachniał całkiem przyjemnie, choć wolałabym, by makaron nie był tak miękki.

Oboje zjedliśmy całe swoje porcje i choć na patelni zostało jeszcze trochę makaronu, mieliśmy dość. Niemal jednocześnie wstaliśmy, aby wynieść talerze do kuchni. Roześmialiśmy się w głos i czułam, że atmosfera zaczyna się rozluźniać. Gdy naczynia znalazły się w zmywarce, usiedliśmy i rozmawiając o głupotach sączyliśmy drinki. Ciepły posiłek i alkohol spowodowały, że zaczęłam odczuwać lekką senność, ale nawet nie przypuszczałam, że tak szybko się obudzę.

Jego dłoń niby przypadkiem musnęła mój policzek. Delikatnie odsunął mi włosy z twarzy i poczułam jak nasze usta się zetknęły w miękkim pocałunku. Rozmowa o pracy musiała poczekać do jutra…

___________________________________________________________________

Jako danie główne zaprezentował się:

„Pomysł na… Makaronową patelnię” Winiary.   Smażona wieprzowina z warzywami.

Porcja z podanych przez producenta składników wystarcza dla trzech średnio głodnych osób.

Danie dość smaczne, lecz do pięciogwiazdkowego dania mu jeszcze daleko. Brakowało mi w daniu lekkiej twardości makaronu – „chińskie kluseczki” niestety są zupełnie miękkie. Dobry pomysł dla początkujących, bo zabiegani jak dobrze pomyślą, w tym samym czasie i cenie przygotują coś samodzielnie, co znacznie lepiej rozbudzi zmysły i zaspokoi głód. Miałam okazję też próbować wersji „kurczak curry z warzywami”, ale w tym przypadku moja ocena jest znacznie niższa ze względu na smak, zapach i mało apetyczny kolor otrzymanego dania. Producent oferuje jeszcze wersję „z warzywami i mięsem mielonym”.

Cena około 4zł.

li_lia

W październiku 2010r. zostałam mamą. Od tamtej pory godzę domowe i macierzyńskie obowiązki ze swoją pasją- pisaniem. Klawiatura jest moją najlepszą przyjaciółką. Piszę, ponieważ czuję potrzebę okiełznania myśli za pomocą liter.

Zostaw komentarz

You may use these HTML tags and attributes: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>