CYRK ARENA

8 lipca 2014 Dla dzieckaMiejsca  3 komentarzy

Nie sposób było nie zauważyć plakatów, informujących o przybyciu do mojego miasta Cyrku Arena. Kolorowe afisze, przyklejone do słupów ogłoszeniowych, spoglądały na przechodniów, kusząc obietnicą spotkania oko w oko z królem zwierząt. Kolorowe ulotki piętrzyły się przy kasach w marketach, aktualizowana na bieżąco internetowa strona zawierała szczegóły najnowszego programu. Po ostatnim rozczarowaniu, o którym wspomniałam Wam TUTAJ postanowiłam nie robić sobie zbyt wielkich nadziei i po prostu wziąć udział w kolejnym przedstawieniu. Tym razem do cyrku udałam się w pojedynkę. Opuszczając kolorowy namiot wiedziałam jedno- to nie jest show dla dzieci! Małoletni widzowie nie powinni brać udziału w podobnych przedsięwzięciach.

DSC_0040

Dzisiejszy wpis będzie wręcz przepełniony argumentami, za pomocą których (mam nadzieję) obronię powyższą tezę. Nim jednak uraczę Was opowieścią o cwaniaczkach, rozwydrzonych, znudzonych dzieciach, pozwólcie, że skupię uwagę na samym cyrku. A trzeba Wam wiedzieć, że wizualnie prezentował się okazale. Piękny, biało-błękitny namiot, wyraźnie odznaczał się na tle zielonej murawy i komponował z zachmurzonym niebem. Dookoła niego rozmieszczone zostały liczne atrakcje dla maluczkich. Wśród nich znalazło się stoisko, na którym wykonywano artystyczne malowanie twarzy, dzięki czemu sporo maluchów paradowało z uroczo ozdobionymi buźkami, co ewidentnie pomagało im wczuć się w cyrkowy klimat. Prócz tego można było odbyć przejażdżkę na białym wielbłądzie, sfotografować się z zaledwie miesięcznym dwugarbnym ssakiem, a także z nieco starszym, dostojnym wielbłądem. Poza tym na ogrodzonym terenie znajdował się dmuchany zamek, służący do skakania (spożytkowania nadmiaru energii), a także wóz z pamiątkami, jedzeniem i napojami.

DSC_0041

DSC_0042

DSC_0043

DSC_0051

DSC_0046

Wewnątrz namiotu, który niestety nie chronił przed upalną pogodą, a wręcz potęgował trudny do wytrzymania ukrop, znaleźć mogłam pracowników, sprzedających popcorn (7zł), watę cukrową (7zł), świecące gadżety oraz balony (od 25zł). Jednak najciekawszą rozrywką, umilającą czas oczekiwania na spektakl była zawieszona pod kopułą namiotu huśtawka. Za odpowiednią opłatą (z resztą za WSZYSTKIE atrakcje trzeba było zapłacić) dzieciaki mogły doświadczyć podniebnej rozrywki.

źródło obrazka:
https://www.facebook.com/photo.php?fbid=756149751092244&set=
a.582559431784611.1073741828.582518911788663&type=1&theater

Jeśli chodzi o ceny biletów to dorosłej osobie, płacącej za wejście 70zł, bez ponoszenia dodatkowych kosztów wolno było wprowadzić dwójkę dzieci do lat 10-ciu. Młodzież od 10 do 17 roku życia uiszczała opłatę w wysokości 20zł. Zniżką objęty był bilet rodzinny (2 dorosłych+2 dzieci). Natomiast siedzenie w loży wiązało się  wydatkiem 80zł (dorosły) oraz 40zł (dziecko). Za udział w przedstawieniu nie musiałam płacić. Bawiłam się na koszt organizatora. Jako fanka cyrku, która polubiła profil Areny na Facebooku, udostępniła informację o przyjeździe cyrku do mojego miasta i oświadczyła, że weźmie udział w zabawie, otrzymałam jeden z dwóch darmowych biletów. Co ważne, Cyrk Arena identyczną akcję powtarza w KAŻDYM mieście. Warto więc śledzić podróżujących artystów i w odpowiednim czasie zareagować, jak ja.

DSC_0044

Nie byłabym sobą, gdyby nie odezwała się we mnie ta bardzo próżna strona mojej osobowości. Przyzwyczajona do wykupowania biletu w loży, zapragnęłam znaleźć się bliżej areny. Darmowy bilet zapewnił mi jedynie miejsce siedzące na widowni. Chciałam dopłacić do loży, ale ostatecznie pomyślałam, że dodatkowe 40zł w przypadku, gdy przyszłam do cyrku sama, bez dziecka, które zostało z tatą (Nadzia znowu złapała infekcję i bidulka siedzi w domu), nie czułam konieczności siedzenia w strefie bezpośrednio przylegającej do areny, nie musiałam zadbać o to, by moja córcia miała doskonałą widoczność i z resztą chciałam choć raz wtopić się w tłum. No dobrze, trochę też poskąpiłam nadprogramowego wydatku. Także najpierw usadowiłam się w pierwszym rzędzie szerokich i w miarę wygodnych ławek. Potem zaś, zmuszona przez wysokich jegomości, którzy rozsiedli się w loży, zajęłam nieco lepszą pozycję na wyższym ,,piętrze”.

DSC_0050

Artyści nie kazali na siebie zbyt długo czekać. Gustowne spóźnienie w tym przypadku w ogóle nie miało miejsca, co oznacza tylko jedno- szacunek, skierowany w stronę widowni. Początek przedstawienia upłynął w bajkowej atmosferze, kiedy to pod kopułą kolorowego namiotu pojawili się bohaterowie Stumilowego Lasu. Dzieciaki wręcz piszczały z zachwytu. Potem zaś uraczona zostałam show na naprawdę wysokim poziomie. Kiedy niepozorna akrobatka zaczęła wspinać się na linę, miałam mieszane uczucia. Czegóż mogłam się spodziewać po gibkiej kobiecie, która opanowała umiejętność obcowania z grubym sznurem? Jakże miłym zaskoczeniem okazały się zapierające dech w piersiach piruety i wprawiające w zachwyt figury, którymi uraczyła mnie pracownica cyrku. Nie mogłam wyjść z podziwu, z zainteresowaniem oglądałam wirujące w powietrzu ciało. Właśnie dla takich artystów, którzy poświęcają mnóstwo czasu i serca, doskonaląc swe umiejętności, warto uczestniczyć w podobnym przedsięwzięciu. Wspomniana ,,podniebna tancerka” uraczyła moje oczy również w późniejszej części programu, występując w duecie. Także ten występ zaliczę do niezwykle udanych.

Perełką programu okazał się szesnastoletni uczestnik ukraińskiego Mam Talent. Przyjemnie było obserwować zmagania nastolatka, który okiełznał niesforne wałki. Ekwilibrystyka w wykonaniu chłopca zasługiwała na uznanie nie tylko dlatego, iż artysta bezbłędnie wykonał swoje zadanie. Ujął mnie swoim podejściem do pracy, sympatyczną aparycją, umiejętnym zaangażowaniem publiczności w czynne uczestnictwo w programie. Nawet w momentach, kiedy to powinien skupić się na zadaniu, towarzyszył mu niewyuczony, szczery, spontaniczny uśmiech, którym zarażał publiczność.

Nie mogłabym pominąć ewolucji z obręczami hula-hop. Po tym występie ze wstydem wciągałam brzuch, solennie obiecując sobie, że zacznę ćwiczyć. Muszę przyznać, że artystka, operująca niezliczoną liczbą błyszczących okręgów, wpędziła mnie w poczucie winy. Pozazdrościłam jej zgrabnego ciała i oczywiście umiejętności zaklinania przedmiotów, które obłędnie kręciły się na poszczególnych kończynach.

Na uwagę zasługuje również małżeństwo, które uraczyło widownię nadziemnymi akrobacjami. Para, mimo średniego wieku (przepraszam, że czepiam się szczegółów, wszakże w cyrku pracują zarówno młode gwiazdy, jak i te, które w niedalekiej przyszłości zapewne odejdą na emeryturę) wykonała kawał dobrej roboty. Nie dało się nie zauważyć, że oboje darzą się nie tylko zaufaniem, ale łączy ich również silna więź, dzięki której zarówno pani jak i pan igrali z grawitacją, pokonywali granice wytrzymałości, serwując mi przednią rozrywkę.

Cyrk nie istniałby, gdyby zabrakło w nim klauna. W tym przypadku główną rolę odegrał Andrzej. Cóż jego gagi raz wywoływały uśmiech na mojej twarzy, kiedy indziej nie pojmowałam jego poczucia humoru, a na samym końcu wręcz oburzyłam się, kiedy zamknął biednego gryzonia w rakiecie, ,,wystrzelił” ją w powietrze, a następnie pozwolił pupilowi odbyć lot spadochronem. Zdecydowanie to nie była moja bajka. Jednakże trzeba mu przyznać, że przypadł do gustu dzieciakom i potrafił zając ich uwagę, ba, nawet do jednej z zabaw zaangażował kilku roześmianych tatusiów. Tym razem nikt z widowni, a tym bardziej z ochotników, nie zrobił przysłowiowego głupka. Pomysł z niewidocznymi krzesłami rozśmieszył publiczność i podobał się samym zainteresowanym.

Gwoździem programu były oczywiście lwy, a konkretniej pisząc grzywo włosy kociak i jego pięć partnerek. Dziki harem przyprawił mnie o dreszcze. Tak bardzo się bałam, że zwierzęta wymkną się spod kontroli i zaatakują publiczność. Ten irracjonalny strach nie miał jednak prawa bytu. Wszakże byliśmy odgrodzeni od lwów, one zaś skupiły się na treserze. Ten dopiero wyprawiał z nimi cuda, naprzemiennie igrał ze swymi podopiecznymi, zachęcał do wykonywania poleceń, pieścił, głaskał. A kiedy w pewnym momencie wsadził swoją głowę do paszczy jednej z lwic, zamarłam. Przestałam oddychać. Z niepokojem obserwowałam mrożącą krew w żyłach scenę. Co to było? Odwaga? Głupota? A może ogromne zaufanie, jakim człowiek obdarzył dzikie zwierzę? Jedno jest pewne, cokolwiek byście nie powiedzieli, jak bardzo bylibyście przeciwni tresurze, wykorzystywaniu przedstawicieli fauny w celach rozrywkowych, ku uciesze cyrkowej publiczności, ten człowiek, igrający z naturą, czynił to z prawdziwą pasją, zaangażowaniem, doskonale wyczuwając nastawienie swych podopiecznych, odchodząc od nich, gdy były wzburzone, zniecierpliwione, wręcz poirytowane. W każdym razie wpatrywałam się ten pokaz jak urzeczona.

To, co mi się ewidentnie nie podobało to żonglerka, niezwykle trudna do opanowania i wymagająca ogromnej precyzji. Zdaję sobie sprawę z tego, że wykonujący ją artysta legitymuje się wieloletnim doświadczeniem, że nie straszne mu piłki i inne rekwizyty, że mógłby wykonywać tę czynność, czarować wirujące w powietrzu przedmioty z zamkniętymi oczami, ale tym razem pojawił się nieprzyjemny zgrzyt. Otóż w pewnym momencie jedna z lecących maczet spadła wprost na lożę, trafiając w widownię. To nie było jakieś spektakularne zderzenie, nikomu nie została wyrządzona krzywda, ale tuż obok pechowej obserwatorki siedziała kobieta w zaawansowanej ciąży. Boję się pomyśleć, co by było, gdyby maczeta trafiła ją w brzuch. Co przyczyniło się do tego incydentu? Myślę, że artystę wcale nie zgubiła zbytnia pewność siebie. Po prostu zawiniły inne czynniki- zmęczenie i cholernie gorąca atmosfera. Temperatura panująca wewnątrz namiotu momentami była trudna do zniesienia. A skoro męczyli się widzowie, co też musiały odczuwać gwiazdy przedstawienia, skoro znajdowały się w samym centrum naszego zainteresowania.

W pamięci zapadła mi również nieudana tresura dzikich zwierząt (lam, kucyków, wielbłądów) w wykonaniu młodej artystki. Oglądając poczynania Żanety, zmagającej się z niesfornymi przedstawicielami fauny, nie mogłam oprzeć się myśli, że kobieta ewidentnie nie potrafi nawiązać głębokiej więzi, albo chociażby nitki porozumienia ze swoimi podopiecznymi. Lekceważyły jej polecenia, nie chciały wykonywać ukłonów, chadzały własnymi ścieżkami. Ona zaś konsekwentnie dążyła do tego, by zaprezentować widowni efekt swej ciężkiej pracy. Wyglądało to, jakby z zaciśniętymi zębami powstrzymywała się od potraktowania batem biednych zwierząt. To zdecydowanie nie była moja bajka. Generalnie uważam, że cyrk obroniłby się bez jakichkolwiek ,,mniejszych braci”. Dobre show tworzą ludzie, a w Arenie ich nie brakuje.

Zanim ,,opadła kurtyna”, nim pożegnano zgromadzonych pod kopułą namiotu obserwatorów, mogłam uczestniczyć w pokazie umiejętności przepięknego rumaka. W życiu nie widziałam tak zadbanego i okazałego ogiera. Jego lśniąca sierść, zadbane i umięśnione ciało przypominało bajkowego bohatera. Brakowało tylko księcia, który mógł sunąć na jego grzbiecie. Nie omal zapomniałabym o wisience na torcie, jaką był zamykający program występ syna jednego z artystów. Chłopiec uraczył nas wykonanym na żywo przebojem ,,Show must go on”. Wkład własny, zaangażowanie, dobre warunki wokalne, ciekawa barwa głosu przegrały jednak z nagłośnieniem. Głos chłopca przytłoczył moje bębenki, momentami przechodził w krzyk. Przed młodzieńcem jeszcze wiele lat intensywnej nauki śpiewu, aczkolwiek już teraz widać, że wyrośnie z niego dobry wokalista.

cyrk aaa

Odczuwam potrzebę odniesienia się do pewnej kwestii. Otóż na profilu Areny na Fb znalazłam post, zachęcający do dzielenia się zdjęciami z cyrku, które systematycznie są upubliczniane na wspomnianej tablicy. Nijak ma się to do rzeczywistości, gdyż już na samym początku przedstawienia głos prowadzącego podkreślił, iż w trakcie show kategorycznie zabrania się uwieczniania fragmentów tudzież całości występów na jakichkolwiek nośnikach… Szkoda, bo chętnie pokazałabym Wam zdjęcia, których nie mogłam zrobić. Rozumiem, że zakaz ten chroni artystów i jest tak pomyślany, by konkurencja nie mogła zarejestrować popisowych numerów, mimo wszystko żałuję, że nie popatrzycie na Arenę ,,moimi oczami”. Klikając w poniższy odnośnik, zostaniecie przeniesieni do strony, na której udostępnione zostały świetne zdjęcia Cyrku i jego artystów: KLIK.

Miałam Wam uzasadnić dlaczego dzieci nie powinny uczestniczyć w cyrkowym przedstawieniu, ale tak się rozpisałam, że boję się, iż nie dotrwaliście do końca dzisiejszego wpisu. Pozwólcie zatem, że jutro zamieszczę na blogu oddzielny post, w którym to opowiem Wam jak dorośli ludzie wykorzystywali sytuację po to, by działać na niekorzyść kasy Areny, gdzie pomysłowa babcia pozwoliła swej wnusi załatwić fizjologiczną potrzebę (na oczach publiczności) i dlaczego nasi milusińscy tak bardzo poirytowali mnie swoją obecnością pod kopułą błękitno-białego namiotu. Po szczegóły zapraszam już jutro.

Jeśli chcielibyście zdobyć BEZPŁATNE BILETY na przedstawienie Cyrku Arena, koniecznie zajrzyjcie na facebookowy profil artystów, zrzeszonych przez p. Agnieszkę i p. Mirosława Złotorowiczów, którzy pod szyldem Cyrku Arena funkcjonują od 2008 roku.

Relacje z przedstawień w pozostałych cyrkach przeczytacie, klikając w poniższe odnośniki:

 

CYRK POLONIA

CYRK ZALEWSKI

 

li_lia

W październiku 2010r. zostałam mamą. Od tamtej pory godzę domowe i macierzyńskie obowiązki ze swoją pasją- pisaniem. Klawiatura jest moją najlepszą przyjaciółką. Piszę, ponieważ czuję potrzebę okiełznania myśli za pomocą liter.

3 komentarzy w CYRK ARENA

  • byliśmy kiedyś, ale szału nie było, tylko inny cyrk

  • Martyna says:

    byłam było super

  • Victoria says:

    ja bede jutro, z BFF :D :) :**

Zostaw komentarz

You may use these HTML tags and attributes: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>