MORDERCZYNI

1 października 2019 Książka  Brak komentarzy

Wyobraź sobie, że sprawujesz pieczę nad osobą, która w dzieciństwie dopuściła się strasznej zbrodni, a przynajmniej  tak zeznali naoczni świadkowie, zaś o jej bezsprzecznej winie zadecydował sąd.

Każdego dnia coraz bardziej nabierasz przekonania, że ta cicha, niesprawiająca kłopotów, wrażliwa i na dodatek obdarzona artystyczną duszą osoba, została niesłusznie skazana.

Jest twoją ulubioną podopieczną. Chociaż to takie nieprofesjonalne, wyraźnie ją faworyzujesz, oferując nie tylko maksymalną ilość swojego czasu, jak również zainteresowania.

Twoja troska i zaangażowanie zaczynają przybierać formę obsesji. Jesteś w stanie zaryzykować własną karierę, latami budowaną pozycję, by za wszelką cenę dowieść, że ta osoba jest NIEWINNA.

Tak bardzo angażujesz się w prywatne śledztwo, że nie zauważasz cienkiej linii, odcinającej zdrowy rozsądek od produktów, będących wytworem wyobraźni.

Aż w końcu sama stajesz się ofiarą własnej wiary, empatii i naiwności.

Brzmi ciekawie? Miałam nadzieję, że trafiłam na opowieść, która zaburzy poczucie bezpieczeństwa, pochłonie niczym czarna dziura i skłoni do analitycznego myślenia. Niestety, rzeczywistość okazała się rozczarowująca.

Morderczyni Sarah A Denzil

Z lekką nutką zażenowania przyznam, że kręcą mnie historie, których akcja rozgrywa się w szpitalu psychiatrycznym. Może to niezdrowe zainteresowanie tematyką, a może zwyczajna ciekawość? W każdym razie szukam godnego następcy Mary Dyer i póki co, trafiam jak ślepy kulą w płot.

Tak bardzo liczyłam na ciekawe nagromadzenie wątków, na intrygę, której źródło mimo znaczących wskazówek, okaże się dalekie od moich przypuszczeń, na nieprzewidywalne zachowanie bohaterów, na odpowiednio wykreowane postaci, na niebezpieczną grę, której sama stanę się  elementem.

Tymczasem natknęłam się na pielęgniarkę z niemiłosiernie nadszarpniętą psychiką i pogmatwaną przeszłością. Zachodzę o głowę jakim prawem osoba wykształcona, mająca doświadczenie w pracy z trudnymi pacjentami, została dopuszczona do wykonywania zawodu mimo problemów z własnym zdrowiem? Im więcej mrocznych sekretów Leah wychodziło na jaw tym większy był mój niesmak i antypatia skierowana w stronę narratorki. Wielokrotnie odkładałam książkę, przerywałam lekturę, czując przesyt, przerost informacji. Zupełnie jakby Denzil zależało, aby w jednym ciele upchnąć maksymalną liczbę udźwinień, dramatów i chorób. Nie dość że Leah doświadczyła w młodości gwałtu, jej ojciec okazał się mordercą, a ją męczyły halucynacje to jeszcze zbudowała fałszywy obraz niepełnej rodziny z bratem, który tak naprawdę był dla niej kimś znacznie ważniejszym…

Pomijając samą narratorkę, która przyćmiła tytułową bohaterkę, Isabel okazała się szaleńcem o cierpliwości zasługującej na pochwałę. Szkoda tylko, że sama autorka, tak natarczywie przemycając koncepcję Brzytwy Ockhama (,,zasada, zgodnie z którą w wyjaśnianiu zjawisk należy dążyć do prostoty, wybierając takie wyjaśnienia, które opierają się na jak najmniejszej liczbie założeń i pojęć”) odebrała mi przyjemność snucia własnych teorii na temat tego, co tak naprawdę przytrafiło się sześcioletniej ofierze morderstwa. Szkoda, że okropność czynu nie urosła do rangi filaru tej opowieści, przez co akt zabójstwa stracił swą moc, a winowajca nie doczekał się z mojej strony na salwę przekleństw, na to, bym poczuła do niego obrzydzenie.

Artystyczny aspekt historii (pacjentka szpitala psychiatrycznego malowała naturę, jak również potrafiła uwiecznić na papierze osoby ze swojego otoczenia) miał zmylić czytelnika, odwrócić uwagę od prawdziwego oblicza Isabel, jak również stworzyć specyficzny klimat. Niestety, srokom dziewczyny daleko było do Ptaków Hitchcocka, a jej obsesja nie zdałaby egzaminu, gdyby osobą oceniającą były Joker.

Zależało mi na dotarciu do ostatniej strony książki. Myślę jednak, że przez przekombinowanie historia okazała się płytka i pozbawiona elementu grozy. Nie porwał mnie zamysł autorki, nie trzymał w napięciu kulminacyjny punkt, nie odnotowałam wzrostu poziomu lęku, nie zszokowała mnie sama zbrodnia, a powinna. Przecież kiedy dochodzi do sytuacji, kiedy dziecko odbiera drugiemu dziecku życie, świadkom tragedii oraz wszystkim zainteresowanym powinien otwierać się przysłowiowy nóż w kieszeni, dłonie zaciskać w pięści, po policzku spływać zabłąkana łza bezsilności, zaś usta winny wypuszczać słowa, domagające się ukarania sprawcy, zadośćuczynienia, pomszczenia ofiary.

Tutaj do głosu nie doszły żadne emocje. Nie byłam ani wzburzona, ani poruszona, ani zniesmaczona ogromem tragedii. Nie prześladowały mnie sroki (pamiętna Pica Pica), rude koty, ani mrówki. Nie tego spodziewałam się po lekturze, tak wysoko ocenionej przez tysiące czytelników.

One for sorrow

Morderczyni (One for Sorrow)

Sarah A. Denzil

Przekład: Grażyna Woźniak

Poznań 2019

Wydawnictwo Filia

Półka: książka pochodzi z moich prywatnych zbiorów

li_lia

W październiku 2010r. zostałam mamą. Od tamtej pory godzę domowe i macierzyńskie obowiązki ze swoją pasją- pisaniem. Klawiatura jest moją najlepszą przyjaciółką. Piszę, ponieważ czuję potrzebę okiełznania myśli za pomocą liter.

Zostaw komentarz

You may use these HTML tags and attributes: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>